Maj i czerwiec 1967 roku to w życiu i twórczości Nienackiego moment przełomowy. To wtedy kupił dom w Jerzwałdzie, porzucił Łódź i łódzkie środowisko literackie. Pisarz prowadził w tym czasie dziennik, który dwa lata później (nie wiadomo czy w całości, czy tylko we fragmentach) opublikował tygodnik Odgłosy. To bardzo ciekawe świadectwo chwili. Mirek przypomina je na PORTALU. Dzisiaj część pierwsza (maj 1967).
Co tu dużo gadać, kiedy znamy już finał historii z domem, żałośnie brzmią te przemądrzałe brednie na temat jego wyłącznej własności. Wspólnota ustawowa, pan wie co to znaczy? – pyta rejent Nienackiego i tłumaczy mu jak krowie na rowie. Ale Nienacki wie swoje: O rany, chłopaki, bądźcie ostrożni. Żebyście wiedzieli, ile ja nocy i dni przeharowałem, przebolałem, nie przespałem ślęcząc nad tymi swoimi książeczkami, a ona sobie cichutko spała w swoim łóżeczku. A teraz jak przyszło co do czego, to okazuje się, że to i jej własność, jej dorobek. Tylko dlatego, że raczyła wyjść za mnie za mąż przed laty. Chłopaki, nie dajcie się nabrać.
I można by było uznać to za sztafaż literacki gdyby nie ten nieszczęsny finał po śmierci pisarza. Bo choć wydaje się to idiotyczne, jestem chyba w stanie przyjąć, że Nienacki tak sobie wbił do głowy, tę swoją wykładnie prawa własności, że wbrew wszelkiej logice postanowił wierzyć, że sprawy mają się tak jak to się jemu podoba, może więc rozporządzać domem wedle własnego uznania.
Sporo uwagi poświęcał Nienacki kondycji krytyki literackiej. Temat ten często przewija się w wywiadach, a i tutaj poświęcił mu sporo miejsca. Oczywiście krytycznie i złośliwie. No i po raz kolejny dowiadujemy się jakże mozolny był proces twórczy Nienackiego. Ale widzimy również, że zdołał dorobić do tego ideologię:)
Moją prywatną pasją jest rzeźba ludowa w drzewie. Sam też trochę rzeźbię. Gdzie są te drewniane rzeźby wystrugane przez Nienackiego? W Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie?
Z ciekawostek, kowal Malawka, za lat 15 pojawi się na kartach powieści „Raz w roku w Skiroławkach”.
BTW Ciekawe czy to prawdziwy dziennik, opisujący szczerze to co się wtedy działo i to co stanowiło przedmiot przemyśleń czy też stworzony po czasie tekst stylizowany na dziennik pełen półprawd i konfabulacji?
Nie czytałem tego wcześniej. Fajny tekst. W którym nie widzę nic żałosnego. Moja babka (tylko pięć lat starsza od Nienackiego) wykupując mieszkanie komunalne też mocno narzekała, że to będzie współwłasność z mężem. I uważała rzecz za wysoce niesprawiedliwą 😀 Bo to ona dorabiała jako krawcowa, oszczędzała kasę i załatwiała formalności i w sumie dokładała do tego domowego gospodarstwa. Dziadek tylko rachunki opłacał, a resztę kasy z emerytury zostawiał dla siebie i w ogóle go nie obchodziło, czy mieszkanie będzie kupione, czy nie.
W każdym razie przypomnienie, że siedlisko w Jerzwałdzie było współwłasnością stawia w trochę innym świetle całe zamieszanie z testamentem. Nienacki mógł dysponować w najlepszym razie tylko połową domu.
Druga część dzienników Nienackiego, czerwiec, na PORTALU. Pisarz wprowadza się do Jerzwałdu.
1) Są mocne przesłanki żeby założyć, że te zapiski są szczere. Bo to co Nienacki pisze o P. to gorzej jak publicznie dać w mordę. Szokujące bo publikuje to ledwie po dwóch latach i z całą pewnością dla nikogo z łódzkiego środowiska dziennikarskiego nie było tajemnicą kim jest P.
Według Mirkapiano chodzi o Gerarda Puciato – fotografika, który przyjechał do Jerzwałdu z Nienackim w roku 1967 (zrobił wtedy kilka zdjęć, które są znane i datowane na rok 1967 ). Gerard Puciato (ur. 1915 – zm. 1989) to redaktor „Dziennika Łódzkiego” w latach 50 XX w., sprawozdawca wychodzącego w Łodzi pisma „Russkij Gołos”.
2) Widać też, że Nienacki był konsekwentny w kwestii przekazania państwu na cele społecznie swojego domu po śmierci: Po mojej śmierci niech to weźmie państwo i zrobi tu świetlicę i bibliotekę gromadzką.
3) A skecz z pompą to przecież pierwszorzędny kabaret:)
Ale fragment o rolnictwie i utrzymaniu się z gospodarstwa 2,2 ha jest słaby. Widać, że Nienacki nie miał bladego pojęcia o rolnictwie i życiu na wsi. Tzn człowiek rzutki i obrotny pewnie by sobie bez trudu i na takim spłachetku poradził, ale ktoś rzutki i obrotny wszędzie sobie poradzi.
Moi dziadkowie ze strony ojca mieli gospodarkę 15 ha i chyba do połowy lat 70. klepali na niej biedę. Babka (mama matki) jak tam pierwszy raz się zjawiła (pewnie na moich chrzcinach w 1968) to jej pierwszą reakcją było "Jezus Maria! Dziecko, gdzie ty trafiłaś!? Ja na Syberii miałam lepiej!". Ale ona była z obrotnych chłopów, a rodzina ojca z lumpenproletariatu, który awansował dzięki PRL-owi. Tutaj na Warmii i Mazurach było sporo takich ludzi, którzy dostali poniemieckie gospodarstwa i dopiero się uczyli, jak być rolnikami.