Jerzwałd: pisarze, malarze i wielki jazz, wieś najzupełniej w świecie niesamowita… Jest o Nienackimi, Minkowskim i Kułakowskim. Jest też o Mirku Mastalerzu, spiritus movens dzisiejszego Jerzwałdu:) Sympatyczny artykuł w Kurierze Iławskim.
Bardzo ciekawie i z humorem napisane.
Czyli nieruchomość, w której spożywiaka prowadziła Smugoniowa ze Skiroławek to przedwojenny zajazd Dameraua:) Teraz zdaje się znowu ktoś otworzył tam sklep spożywczy. Kiedy byliśmy ostatnio w Jerzwałdzie trwały przygotowania.
Michał Witkowski, pisarz i sporadycznie aktor, jest właśnie z kimś tam w Jerzwałdzie i dzieli się wrażeniami z pobytu na FB:
Jerzwałd. Przyjechaliśmy tu taksówką z Iławy. Najwyraźniej to miejsce nie jest dostosowane do ludzi bez samochodu. Nie ma tu ani jednej knajpy, kawiarni, nic. Jest jeden sklep z zagadkowym napisem "przerwa" ma drzwiach. Stałem pod nim po 6 godzin i nic. W końcu idzie baba. Więc oczywiście mówię do niej: "Dobra kobieto, czy ten sklep jest kiedyś otwarty?" Ona mi na to: "Najczęściej to od ósmej rano do dziewiątej." Więc ja do niej, dobra kobieto, czy nie wiecie, kto by tu miał do sprzedania jaja i mleko, bo przecie pomrzemy..." To ona mi na to, że ona ma jaja i żebym wszedł na zagrodę. Dwa psy się szarpią na łańcuchu. No ale są kury za takim płotkiem, eko bio i organic, szczęśliwe, dziobią po podwórku. Poszła, znikła w chałupie. Wraca z jajkami i z kartą wydartą z zeszytu w kratkę: "Podpisze mi się pan? Niech pan napisze: "Waldemar Kniewski kupował tu jajka". Psy ujadały. Pisałem. Tą drogą przed jej chałupą dziś jeszcze nikt nie przeszedł. Dwóch płowych lujów ładujących coś do ciężarówki to było wszystko z życia, że tak powiem, poczętego, co dziś widziałem na oczy, ale to na innej ulicy. A tu nagle przechodzi i to Kniewski z "Barw szczęścia"... Ta, surreal. I ten Nienacki zamieszkał tu w roku 1968. Bez internetu. Bez może nawet jeszcze elektryczności. Z mechaniczną maszyną do pisania przez kalkę. Z lampą naftową. No ale z własnym widokiem na jezioro. Zimowe wieczory musiały być długie. Ciągnąć się już od 15tej. Ale też mam tu widok z okna na jezioro i to wynagradza wszystko. Cuda się dzieją. Nocą podnoszą się siwe mgły, albo odbija się srebrną krechą księżyc, albo pokazują się Świtezianki... Magia absolutna. Cisza i krzyki mew. Powietrze po prostu takie, że w Iławie, kto zna Jeziorak tylko z Iławy, niczego nie zna! Teraz złapałem jakiś bardzo doprawdy wątły promyczek sieci, sieci nie rybackiej, ale internetowej i to piszę. Ale powiem szczerze, że cieszę się, po co mi sieć? Piękno tego jeziora jest jak piękno ciała: chciałoby się je posiąść. Wejść do niego, ru.cha.ć się z nim, przeniknąć jakoś, dotknąć tego księżyca, zabrać te zapachy, posiąść. Teraz jest noc, siedzę w oknie, jeziora już nie widzę poza srebrną krechą księżyca, jest cicho, tylko żaby kumkają i nic więcej mi nie potrzeba. Cudnie.
Michał Witkowski, pisarz i sporadycznie aktor, jest właśnie z kimś tam w Jerzwałdzie i dzieli się wrażeniami z pobytu na FB:
Dzieli się też zdjęciami, widzę więc, że jest w "Pensjonacie nad Płaskim".
I znów cytat z Witkowskiego - wrzucę tu, chociaż nie o samym Jerzwałdzie - spotkanie z fanem w pociągu w trakcie podróży do Jerzwałdu:
Z „Dziennika” 16 – 20 maja 2022 (...)
Poubolewawszy chwilę nad naszym brakiem kręgosłupa moralnego przeszliśmy do wychwalania zalet krainy wielkich jezior w ogólności, a Jezioraka w szczególe. Fan również okazał się osobą rozmiłowaną w tej ziemi, niczym jakiś Winnetou. Z mojego mniej więcej rocznika będąc, znał wszystkie „Samochodziki”, pochodził zresztą z Iławy i wiedział wszystko o Nienackim. Opowiadał więc, że Nienacki w chwili kiedy 23 września 1994 dostał zawału, był od lat w związku z niejaką Alicją Janeczek, która nie pracowała. Zabrali go do szpitala w Morągu, gdzie umarł. Wtedy nagle okazało się, że przez wszystkie te lata ukrywał przed ową Janeczek Alicją, że wciąż ma żonę w Łodzi. Typowy chu.j. Owa żona, od lat się z nim nie zadająca, niczym lady Gaga w „Domu Gucci” objawiła się przed chałupą w Jerzwałdzie, normalnie w szpilkach, gdzie zapłakana Alicja Janeczek przygotowywała pogrzeb i powiedziała: „Proszę opuścić mój dom”. I Alicję po chamsku wy.pier.doliła na bruk. A Alicja, jak wiadomo, nie była zdolna do osobistego zarobkowania. Nagle, z dnia na dzień, straciła wszystko, jacht, samochód, dom, samego Nienackiego i została z niczym, a żona weszła w posiadanie praw autorskich do samochodzików i innych powieści, domu i ruchomości. Nie wykosztowała się też na ten grób, który znajduje się niemal po drugiej stronie drogi, naprzeciwko chałupy tylko parę metrów dalej. Jest to jeden z najskromniejszych grobów na tym cmentarzu, o którym jeszcze będzie i na którym ja położyłem polne kwiatki zebrane na łące. No i teraz Alicja Janeczek jest kimś w rodzaju miejscowej iławskiej wariatki, to znaczy – już kiedy siedziała przed tą chałupą zaczęły się pierwsze dziwne miny, tiki i gesty. Jednak w miarę kontaktuje, chodzi po tej Iławie i wciąż gada o Nienackim, nie mówiąc o nim nigdy inaczej, jak tylko: „Pisarz”. Pisarz to, pisarz tamto. Jest taką lokalną strażniczką pamięci, jednak, rzecz jasna, nie na poziomie Rity Gombrowicz. Rota jest legalną spadkobierczynią i poza tym jej obiekt oczywiście jest innej klasy, uświetnia swoją obecnością światowe konferencje, ucina wstęgi, tymczasem Alicja Janeczek, cóż… Kręci się po Iławie i mówi: Pisarz to, Pisarz tamto…
Takie pomieszanie z poplątaniem, że aż nie wiedziałem jak rzecz skomentować 😀
Takie pomieszanie z poplątaniem, że aż nie wiedziałem jak rzecz skomentować
Opierdziel go, że powiela miks prawd, półprawd i bzdur, a sam chyba powinien wiedzieć jak to jest, wszak o Witkowskim różne rzeczy się pisało.
Zabawa w głuchy telefon… Nie lepiej sprawdzić niż się wygłupić?
...bo może ma być fascynująco, z pazurem, złośliwie, a nie prawdziwie? Po co pisarzowi prawda?