Tutaj kilka słów od Nataszy Sochy:
Czyli groch z kapustą. Klimat tamtych czasów to nie jest tylko jazda powozem i chodzenie w cylindrze, z laseczką ale również język. Nie tylko język, którym była pisana książka ale i język jakiego używają bohaterowie - czyli właśnie "cała masa archaizmów, słów i zwrotów, które wyszły z użycia, inny szyk, niewystępujące już formy gramatyczne", bez tego nie ma atmosfery czasów międzywojennych. To trochę jakby rycerze Okrągłego Stołu nie zwracali się do króla "jaśnie panie", tylko "panie prezesie". Może to być ciekawa zabawa, żeby zobaczyć co wyjdzie ale, na Boga, to nie jest tłumaczenie książki ze starego na nasze tylko gra, zabawa, ćwiczenie.
Twtter is a day by day war
tylko gra, zabawa, ćwiczenie.
Mam dokładnie takie odczucie. I jako „gra, zabawa, ćwiczenie” może być (nie wiem czy jest w tym przypadku bo nie czytałem) ciekawe czy fajne. Choć najbardziej pewnie dla autora.
To tak jak zabawa z przeróbkami różnych dzieł malarstwa. Np. taki obrazek jak poniżej. Tylko że tutaj wszyscy wiedzą że o zabawę chodzi i nikt nie twierdzi, że „uwspócześnił” Monę Lisę żeby była łatwiej przyswajalna dla współczesnego odbiorcy.
W przypadku rzeczonej książki jest to pewnie, jak zawsze, „skok na kasę”.
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Ten rok jest wyjątkowy, bo skończyły się majątkowe prawa autorskie spadkobierców Tuwima, Gałczyńskiego i Makuszyńskiego.
Nie bardzo rozumiem te tłumaczenia z "polskiego na nasze", jak książkę Dołęga-Mostowicza mogę zrozumieć w 100%.
tylko gra, zabawa, ćwiczenie.
Mam dokładnie takie odczucie. I jako „gra, zabawa, ćwiczenie” może być (nie wiem czy jest w tym przypadku bo nie czytałem) ciekawe czy fajne. Choć najbardziej pewnie dla autora.
Tylko weź pod uwagę, Irycki, że ktoś może nie znać tej sytuacji, zobaczyć w księgarni książkę Dołęgi-Mostowicza i kupić ją będąc przekonanym, że to oryginalna wersja 🙁
I to już nie jest fajne.
Niech się bawią, jak chcą, niech przerabiają sobie w zaciszu domowym, ale niech tego nie wydają!
Orwell. Skreślmy wszystkie archaizmy, a przy okazji co trudniejsze słowa, bo komu to potrzebne 😉
Nie sądzę, żeby to się sprzedawało, ponieważ nie niesie to żadnej wartości. Ale przecież nikomu nie można zabronić takich eksperymentów.
Ale przecież nikomu nie można zabronić takich eksperymentów.
Z tym, że jasno powinno być napisane, że nie jest to "Kariera Nikodema Dyzmy" tylko "Nowoczesne przygody Nikodema Dyzmy", bo rzeczywiście, tak jak pisze @yvonne, można sądzić, że to coś było napisane przez Mostowicza. Tym bardziej, że okładka to sugeruje, bo "książka pod redakcją" nie oznacza, IMO, tego co zrobiła pani Socha.
Twtter is a day by day war
W zasadzie tak, ale z drugiej strony taki napis już powinien wzbudzić naszą czujność.
"Złota maska" - pierwsza część dylogii o... no właśnie o czym? Chyba po pierwsze o marzeniach. O tym, jak różni się rzeczywistość od marzeń. O tym ile można poświęcić dla marzeń i o tym, czy warto. A jeśli ktoś chce poczuć międzywojenny klimat rewii i teatrów, świata aktorów i piosenkarzy, to też to znajdzie w tej książce.
Twtter is a day by day war
Nie bardzo rozumiem te tłumaczenia z "polskiego na nasze", jak książkę Dołęga-Mostowicza mogę zrozumieć w 100%.
Ale ty chyba stary jesteś, pewnie po trzydziestce, pod czterdziestkę może nawet? 😀 dzisiejszy młody czytelnik wychowany na książkach tworzonych przez starszych rówieśników, którzy niekoniecznie sami lubili czytać, jest przyzwyczajony do innej literatury i odmiennej polszczyzny.
Słuchałem teraz "Profesora Wilczura" czytanego przez Mieczysława Czechowicza (w PR2 puszczali nagranie) i to całkiem (a nawet bardzo) fajne było, zwłaszcza we fragmentach z Jemiołem, który był takim Tanim Draniem trochę.
Ale ty chyba stary jesteś, pewnie po trzydziestce, pod czterdziestkę może nawet? 😀 dzisiejszy młody czytelnik wychowany na książkach tworzonych przez starszych rówieśników, którzy niekoniecznie sami lubili czytać, jest przyzwyczajony do innej literatury i odmiennej polszczyzny.
Właśnie tyle mam lat. Wiem, że obecnie młodzież używa odmiennej polszczyzny, ale tak jest zawsze. Przypisy by w zupełności wystarczyły by uczniowie zrozumiali trudniejsze słowa. To może być odkrywcze dla młodego czytelnika, że jest również polszczyzna literacka.Ogólnie młodzież nie czyta, więc ci którzy są wyjątkiem strawią starsze pozycje. Tworzenie uwspółcześnionych wersji klasyków nie jest dla mnie twórczym działaniem.
Słuchałem teraz "Profesora Wilczura" czytanego przez Mieczysława Czechowicza (w PR2 puszczali nagranie) i to całkiem (a nawet bardzo) fajne było, zwłaszcza we fragmentach z Jemiołem, który był takim Tanim Draniem trochę.
O tym piszesz:
Tak, to to nagranie, polecam. Nawet nie wiedziałem, że całość jest już na stronie. Ja tego słucham w radiu, bo to tylko jeden odcinek dziennie, więc się potrafię zmobilizować. Normalnie audiobooki w ogóle mi nie idą.
A tak poza tym mój wpis miał być lekko prześmiewczy. Też nie widzę sensu takiego uwspółcześniania Dołęgi-Mostowicza. Nawet do przekładu "Odprawy posłów greckich" Kochanowskiego na współczesną polszczyznę przez Antoniego Liberę przekonała mnie ostatecznie dopiero rozmowa (argumentacja autora), której wysłuchałem na antenie PR2. Zwłaszcza, że w jednym tomie jest oryginał i transkrypcja.
"Wysokie Progi" to dużo mówiąca nazwa posiadłości ziemskiej w okolicach Grójca, gdzie trafia Magda Nieczajówna. Jako żona ziemianina stawia zbankrutowaną posiadłość na nogi. Pomimo tego, że potrafi się zachować, potrafi ciężko pracować i stara się jak może, cały czas jest traktowana tak jak "powinna być" traktowana córka rzeźnika. Co ciekawe w taki sam sposób traktują ją nie tylko "jaśniepaństwo" ale również zubożała rodzina bliższa i dalsza, która przykleiła się do właścicieli jak huby, służba i pracownicy gospodarscy. Im wszystkim "rzeźniczka" śmierdziała.
Ta książka to genialny opis międzywojennego społeczeństwa, a w szczególności tej części arystokracji, która puszczała pieniądze te, które miała, i te których już nie miała.
Twtter is a day by day war
"Czeki bez pokrycia" to historia z wyższych sfer, standardowo Mostowicz pokazuje, jak bawi się świat polskiej arystokracji i jak traci pieniądze, których już dawno nie ma. Do tego dochodzą intrygi w świecie polityki i dyplomacji i ukraińska siatka szpiegowska. W sumie historia, która by mogła być niezłym spin offem do Dyzmy, gdyby trochę zmienić nazwiska bohaterów.
Twtter is a day by day war
Z polecenia Pawła przeczytałem "Czeki bez pokrycia" i "Wysokie progi". Zachęciło mnie to, że ta pierwsza książka, zdaniem Pawła, mogłaby być spin offem do Dyzmy. Cóż, nie za bardzo, ale i tak miło spędziłem czas z lekturą. W tych wszystkich powieściach (z "Dyzmą" na czele) Dołęga Mostowicz aplikuje w zasadzie ten sam przekaz, tylko używa do tego innych postaci i innej historii. Innych, ale w sumie podobnych, ponieważ osadzonych w tych samych realiach.
"Prokurator Alicja Horn" czyli romansidło z wątkiem kryminalnym. To chyba standard ówczesnych czasów, bo przecież "drań kocha najmocniej". Ta książka jest niestety przegadana. Zarówno wielostronicowe, powtarzające się rozważania dotyczące niespełnionej miłości, odrzucenia itd. oraz, bo jest również wątek medyczny, analizy badań i psychoanalizy, powodują, że źle się to czyta. Wygląda tak jakby autor, tym razem, poszedł na ilość. Ale potrafię sobie wyobrazić, że w latach 30 ubiegłego wieku książka ta wzbudziła emocje, choć nie wiem w jaki sposób kilka stron rozważań młodej dziewczyny o ukochanym mieściło się w odcinkach publikowanych wcześniej w "Wieczorze Warszawskim".
Twtter is a day by day war
"Prokurator Alicja Horn" została zekranizowana w 1933 roku, z Jadwigą Smosarską i Franciszkiem Brodniewiczem w głównych rolach. Była to pierwsza adaptacja powieści Dołęgi-Mostowicza. I tu ciekawostka - scenarzyści zmienili postępowanie Alicji, która w powieści chce się zemścić na Winklerze i wykorzystuje do tego swoje stanowisko. Było to wywołane obawami przed cenzurą, która dbała o wizerunek urzędnika państwowego. Jadwiga Smosarska w wywiadzie powiedziała: "Cenzura nie dopuściłaby np. tego, że prokurator, mający w rękach dowody niewinności oskarżonego, z powodów osobistych dowody te ukrył i oskarżał". Co po raz kolejny potwierdza, że co mogło przejść w literaturze, to w filmie niekoniecznie, niezależnie od epoki 😉
Co po raz kolejny potwierdza, że co mogło przejść w literaturze, to w filmie niekoniecznie
Z tego co pamiętam z biografii Mostowicza, filmy zazwyczaj były finansowane przez właścicieli kin, dla nich film zdjęty z ekranów byłby porażką finansową więc zazwyczaj kręcono filmy, które wszystkim musiały pasować. Natomiast powieść wychodziła w odcinkach w gazecie, nawet gdyby wydawca poległ na jednym numerze, to by przeżył.
Twtter is a day by day war
Tak, tutaj bodajże finansowało kino Apollo 😉
Natomiast cenzurowanie fabuły pierwowzoru na potrzeby filmu było bardzo częste - i właściwie zdarza się nadal, choć teraz idzie bardziej w kierunku poprawności politycznej. Władze i cenzura wychodziły z założenia, że książki nie mają takiego wpływu na masy, jak "ruchome obrazy", zwłaszcza że twórcy filmowi zazwyczaj chcieli przyciągnąć jak najszerszą publiczność, a nie grupkę inteligentów. W rezultacie ciachano to, co mogło wzbudzić niepokój lub wywołać efekt niezgodny z linią władz, a wiele adaptacji było mocno ugrzecznionych. My kojarzymy to raczej z komunizmem, ale w dwudziestoleciu międzywojennym cenzura także miała sporą władzę.
"Prokurator Alicja Horn" została zekranizowana w 1933 roku, z Jadwigą Smosarską i Franciszkiem Brodniewiczem w głównych rolach. Była to pierwsza adaptacja powieści Dołęgi-Mostowicza. I tu ciekawostka - scenarzyści zmienili postępowanie Alicji, która w powieści chce się zemścić na Winklerze i wykorzystuje do tego swoje stanowisko. Było to wywołane obawami przed cenzurą, która dbała o wizerunek urzędnika państwowego.
Scenarzysta właściwie zmienił wszystko, nawet wyjazd nad morze zamienił na wyjazd w góry. To jest ewidentnie film, który wykorzystywał popularność książki i autora żeby jeszcze z tematu wyciągnąć pieniądze. Trudno jest zrozumieć treść filmu bez przeczytania wcześniej książki. Ale trudno się dziwić skoro film reżyserował Waszyński znany z ekspresowego kręcenia filmów. Tylko w 33 roku wyreżyserował cztery filmy, później szło mu jeszcze lepiej - 34-5, 35-6, 36-6.
Twtter is a day by day war