Wyspa Złoczyńców – godzina po godzinie

Datowanie czasu akcji

Rok, w którym rozgrywa się akcja „Wyspy Złoczyńców” podany jest wprost w trzecim akapicie pierwszego rozdziału wczesnych wydań powieści (w późniejszych edycjach data roczna została usunięta).

Zadziwiająca przygoda, jaką przeżyłem na Wyspie Złoczyńców, zapukała do mnie pod koniec czerwca 1961 roku. Ubrana była w mundur listonosza, który wręczył mi zapieczętowaną kopertę z nagłówkiem: ZESPÓŁ ADWOKACKI nr 3 w KRAKOWIE (wydanie I Nasza Księgarnia 1964).

Ustalenie dat dziennych też jest stosunkowo proste. Skoro 14 lipca Tomasz uwalnia Skałbanę uwięzionego w leśnym bunkrze, a taka właśnie data pojawia się w rozdziale piętnastym, to odliczając poszczególne dni akcji w tył, dochodzimy do wniosku, że właściwa akcja powieści rozgrywa się od 6 do 16 lipca 1961 roku. Nie zgadza się to niestety z dniami tygodnia ponieważ kalendarzowa niedziela wypada kiedy indziej niż powieściowa, nie mamy jednak innego wyjścia niż przymknąć oko na tę nieścisłość.  

Pozostaje do ustalenia jeszcze jedna ważna kwestia. Czego słuchano latem 1961 roku w obozie antropologów, w Antoninowie i w Ciechocinku? Stawiam dolary przeciwko orzechom, że zewsząd rozbrzmiewała piosenka „Lato, lato, lato czeka” w wykonaniu Haliny Kunickiej, która była przebojem tamtych wakacji.

Wydarzenia poprzedzające właściwą akcję

Korzystając z tej samej metody czyli odliczania poszczególnych dni akcji w tył, możemy pokusić się również o ustalenie dat dziennych wydarzeń poprzedzających właściwą akcję powieści.

Słynne „pod koniec czerwca” kiedy to Tomasz otrzymuje list z Zespołu Adwokackiego to najprawdopodobniej 28 czerwca (środa) lub 29 czerwca (czwartek). Natomiast w sobotę, 1 lipca, nasz bohater jedzie do Krakowa wejść w posiadanie wehikułu i murowanego garażu: Pojechałem w tym celu do Krakowa, śpieszyłem się zresztą z załatwieniem tej sprawy, ponieważ na początku lipca oczekiwał mnie służbowy wyjazd na dość długi okres.

Po powrocie z Krakowa wehikuł stał pięć dni na parkingu: Przez pięć dni stał na strzeżonym parkingu, szczelnie okryty nieprzemakalną brezentową płachtą – czyli od soboty 1 lipca do czwartku 6 lipca. W tym czasie Tomasz załatwia niezbędne formalności związane z rejestracją pojazdu.

6 lipca 1961 roku, czwartek

Właściwa akcja powieści zaczyna się wieczorem, od pierwszego przeglądu wehikułu: Pewnego wieczoru zdjąłem z „sama” brezentową płachtę i zajechałem nim do warsztatów samochodowych.

Trochę dziwna to pora na przegląd, nie mam zresztą pojęcia czy w głębokim peerelu działały całodobowe stacje obsługi samochodów, ale musimy uwierzyć autorowi, że tak było. To właśnie wtedy mechanik osłupiał kiedy zajrzał pod maskę dziwadła, które przyprowadził Tomasz. I wtedy też po raz pierwszy usłyszeliśmy opowieść o Włochu, który rozbił nowe Ferrari 410 Super-America pod Zakopanem, a wuj Gromiłło odkupił wrak. Tak zrodziła się historia wehikułu, powtarzana potem w każdym kolejnym tomie serii Pan Samochodzik.

7 lipca 1961 roku, piątek

Przegląd trwał do trzeciej nad ranem (sic!), po czym Tomasz od razu wyruszył na spotkanie przygody: Przegląd samochodu trwał dość długo. Dopiero o trzeciej nad ranem — przez puste ulice i pod osłoną mroku — wymknąłem się z miasta.

Przegląd na ostatnią chwilę potem podróż po bezsennej nocy? Dziwak z tego Tomasz, bez dwóch zdań. Tutaj pojawia się mój ulubiony poetycki cytat więc muszę go przytoczyć: Szosa była pusta, jak to zwykle nad ranem, powleczona srebrzystym blaskiem świtu.

I od razu w tym miejscu harmonogram dnia przestaje trzymać się kupy.

Trzydzieści kilometrów przed Włocławkiem napotkałem młodą dziewczynę w spodniach i czerwonej koszuli. Która to mogła być godzina? Z Łodzi do Włocławka jest 110 kilometrów, autostopowiczkę zabrał więc na 80 kilometrze. Przyjmijmy, że po półtorej godziny jazdy biorąc pod uwagę legendarnie powolne tempo Tomasza i fakt, że musiał wydostać się z miasta. Mielibyśmy więc godzinę 4:30. Mordercza pora jak na autostop i niemożliwa pod kątem śniadania w kawiarni, na które Tomasz zabiera dziewczynę.

Proponuję więc założyć, iż autor zapomniał nam powiedzieć, że po nieprzespanej nocy w warsztacie samochodowym jego bohater zdrzemnął się trochę na przydrożnym parkingu i autostopowiczkę napotkał dopiero o godzinie 9:00.

Zabiera Teresę na śniadanie do kawiarni we Włocławku czyli najpewniej po 9:30 rano. Kiedy około 10:30 pragną odjechać po zakończonej konsumpcji, wehikuł wzbudza szyderstwa ze strony dzieciarni i wyrostków.

Dzień był bezchmurny, upalny, od rozgrzanej nawierzchni szosy bił żar. Za Nieszawą droga zbliżyła się do Wisły, przyjemnie powiało chłodem i kwaśnym zapachem wody. Z Włocławka do Nieszawy jest circa about 30 kilometrów. Na przebycie tego dystansu Tomasz potrzebował nie więcej niż pół godziny. Ale dzięki wkomponowaniu w harmonogram dnia, nie uwzględnionej przez autora drzemki Tomasza, mamy już mniej więcej godzinę 11:00 więc żar bijący od rozgrzanej nawierzchni szosy nabiera cech prawdopodobieństwa.

Tomasz uzbraja wehikuł w akcesoria niezbędne do pływania po wodzie, co zabiera mu zapewne dalsze pół godziny czyli około 11:30, z Teresą na pokładzie, rozpoczyna rejs do Ciechocinka. Dystans do pokonania to zaledwie 10 kilometrów, więc nawet w najbardziej powolnym tempie nie mógł trwać dłużej niż godzinę. Przyjmijmy więc, że na miejsce docierają o godzinie 12:30 (swoją drogą, wydawało mi się dotąd, że odcinek, który pokonali wodą był zdecydowanie dłuższy).

Jak wiemy z dalszego przebiegu akcji, z Ciechocinka do Antoninowa jest ledwie rzut beretem, pytanie więc co porabiał Tomasz przez resztę dnia, skoro następny rozdział rozpoczyna się od zdania: Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy znalazłem się w miejscu, w którym Wisła rozdziela się na kilka odnóg, opływających porośnięte krzakami wysepki. Musiało więc być już po godzinie 20:00. Co ciekawe Tomasz czuje się zmęczony całodzienną podróżą. Przypomnijmy, że dystans jaki pokonał tego dnia to zaledwie 150 kilometrów.

Błądzi swoją amfibią w rozlewiskach Wisły i dopiero po zmroku wybiera miejsce na obozowisko: Ale po mojej lewej ręce, tuż u krańca trzcin zarastających odnogę, bielał w mroku długi, piaszczysty cypel. Mamy więc nie wcześniej niż godzinę 21:30. Zanim uporał się z ukryciem wehikułu w trzcinach i rozbiciem obozowiska musiała wybić co najmniej 22:30.

8 lipca 1961 roku, sobota

Śpi do 9:00, po czym odbywa krótki spacer po „swoim królestwie”. Wkrótce jednak, zapewne około 9:30 pojawia się ciężarówka z ekwipunkiem antropologów i studenci wypraszają Tomasza z półwyspu. Świadkami tej sceny są harcerze z zastępu Łuczników, którzy wtedy po raz pierwszy pojawiają się na scenie. Pomagają Tomaszowi przenieść namiot na górkę pod lasem, a antropologowie w tym czasie rozbijają swój obóz co trwa bardzo długo: …minęło południe, a oni ciągle wykonywali tę swoją niemal syzyfową pracę.

W okolicy godziny 13:00 Tomasz spożywa wreszcie śniadanie (a raczej obiad), wkrótce potem harcerze zwabieni trąbką sygnalizacyjną biegną na obiad do obozu. Jest więc chyba przed godziną 14:00.

Około 15:00 Tomasz wędruje do Antoninowa, odległego o 3 kilometry od Wisły. Nie zajmuje mu to chyba dłużej niż półgodziny. Kupuje w sklepie kanister, nabiera benzyny więc gdzieś w okolicach godziny 16:00 melduje się w sklepiku Pilarczykowej. Wypija piwo, gawędzi ze sprzedawczynią, w drodze powrotnej wstępuje do piekarni, więc do swojego obozowiska wraca prawdopodobnie po 17:30 i zabiera się za przygotowywanie wczesnej kolacji:  Namiot zastałem w największym porządku, zamknięty na kłódeczkę, a choć pora była jeszcze wczesna, od razu zabrałem się do przyrządzania kolacji.

Przez resztę dnia Tomasz najwyraźniej próżnuje bo notuje dopiero wieczorne ognisko u antropologów i po zmroku, gdzieś w okolicach 21:30 płynie wehikułem na Wyspę Złoczyńców, na rekonesans. Obserwuje starego Kondrasa zapalającego latarnie w bojach rzecznych, potem słyszy nawoływanie Ba-ra-basz i widzi gniewną reakcję latarnika. Kilkanaście minut ukrywa się w krzakach, potem chwilę krąży jeszcze po okolicy i wraca do namiotu. Rozmyślania przed snem zakłóca huk strzału gdzieś w oddali. Zasypia około godziny 23:00.

9 lipca 1961 roku, niedziela

Rozpoczyna się leniwy dzień, a takie dni trudno rozpisać na godziny. Nasz bohater budzi się o 6:00 rano, zwija namiot i po krótkiej toalecie ulatnia się zanim zdąży obudzić się obóz antropologów.

Około godziny 7:00 jest więc w miasteczku gdzie zaopatruje się w wodę, tankuje wehikuł i wyrusza na poszukiwanie spalonej gajówki Gabryszaka. Na miejsce dociera nie później niż przed godziną 9:00. Przyrządza śniadanie, rozstawia namiot, te zajęcia zajmują czas aż do południa: Rozstawiłem namiot. Skończyłem tę pracę koło południa. Kiedy zażywa kąpieli słonecznej pojawiają się Łucznicy. Około 13:00 zabiera ich wehikułem na cmentarz wojskowy gdzie znajdują martwą sarnę.

Tomasz wraca do obozu i mniej więcej o 15:00 przyrządza obiad, po czym zapada w drzemkę. Załóżmy, że drzemie nie dłużej niż dwie godziny więc około 17:00 budzą go ludzkie głosy, potem pojawia się Zaliczka. Przez resztę popołudnia i wieczór czyta książkę.

Kiedy robi się ciemno z niepokojem nasłuchuje odgłosów nocy. Wokół namiotu krążą jakieś psy, odwołane po chwili gwizdnięciem człowieka. Jest prawdopodobnie przed północą. Zdjęty strachem nie może zasnąć. Czuwa, nasłuchuje, zapada w końcu w płytki sen, z którego wybudzają go dźwięki samochodu krążącego po wąwozie z wygaszonymi światłami (czarna limuzyna Hertla). Spojrzałem na zegarek. Zbliżała się trzecia w nocy. Niedaleki był świt lipcowego dnia. Uspokojony zbliżającym się świtem, zasypia.

10 lipca 1961 roku, poniedziałek

Pobudka o godzinie 10:00. Tomasz spożywa śniadanie i po raz kolejny zwija namiot. W południe jest w Antoninowie: W południe odwiedziłem w miasteczku sklepik pani Pilarczykowej. Wypija piwo i zdradza się przed Pilarczykową ze swoim zainteresowaniem skarbami Dunina. Liczy, że plotkarska sklepikarka rozpowie o tym ludziom w miasteczku.

Później widocznie jeszcze szwenda się po Antoninowie, bo obiad w gospodzie ludowej zjada chyba nie wcześniej niż o 14:00 (skoro o 10:00 było śniadanie). Uzupełnia zapasy i prawdopodobnie około 16:00 rozbija obóz na Wyspie Złoczyńców. Do szóstej po południu zagospodarowałem się na dobre. Zanosi się na deszcz.

Przed 19:00, w trakcie przyrządzania kolacji, pojawia się Hanka obcesowo wypytując Tomasza po co kręci się w tej okolicy. Ale to nie jest ostatni gość. Kiedy Tomasz Włóczęga zamierza już ułożyć się do snu zjawiają się harcerze z zastępu Łuczników. Jest prawdopodobnie około 21:00, wszak jak dowiemy się później, harcerze przyszli nastraszyć starego Kondrasa zapalającego światła w bojach rzecznych. Rozmawiają o zaginionych zbiorach dziedzica Dunina, Tomasz opowiada historię bursztynowej komnaty. Rozstają się po zmroku.

11 lipca 1961 roku, wtorek

Niewiele mamy informacji porządkujących czasowo harmonogram dnia do południa, musimy więc improwizować. Tomasz położył się spać wcześnie, deszcz bębniący o płótno namiotu ukoił go do snu, wstaje więc zapewne również dosyć wcześnie, załóżmy, że o 7:00 rano. Zwija namiot i przenosi się w sąsiedztwo obozu antropologów. Zakładam, że o 8:30 zdążył się już jako tako zagospodarować w nowym miejscu. Zjada śniadanie i zaraz po nim udaje się na wykopaliska nad rzeczką. Zaraz po śniadaniu, aby okazać Zaliczce swą sympatię, poszedłem obejrzeć prowadzone przez nią prace. Jest więc mniej więcej godzina 9:30. Tomasz poznaje milczącego pana Opałkę, pojawia się też pan Karol, którego Zaliczka bierze za detektywa, który miał do nich przyjechać, a wkrótce po nim, około 10:00, harcerze z ludzką czaszką znalezioną koło bunkrów.

W tym samym mniej więcej czasie antropologowie odnajdują zakopaną studnię i rozpoczynają odgarnianie ziemi. Ta praca trwała bardzo długo, aż do południa. – dwie godziny powinny chyba wystarczyć.

Dzień pracy na wykopaliskach kończył się o 14:00 więc Tomasz wraca wraz z antropologami do obozu na obiad. Ja także zająłem się przygotowaniem obiadu i tak czas zeszedł mi aż do czwartej po południu. Dopiero o tej porze wyruszyłem do lasu, aby obejrzeć odnalezione przez harcerzy bunkry. Ścieżka prowadzi go do zagrody Kondrasów, gdzie wpada na nieprzyjazną Hankę. Załóżmy, że jest 17:00. Bardzo dużo czasu zajmuje mu penetracja leśnych bunkrów skoro około godziny 21:00 zauważa, że jest śledzony: Zapadł już wieczór, byłem sam w najbardziej oddalonej i bezludnej części lasu. Przygotowuje pułapkę na śledzącego go osobnika i wpada w nią Hanka. Tomasz znajduję ją mokrą, wściekłą i ze skręconą nogą.

W międzyczasie zapadł już zmrok i zaczął padać deszcz. Tomasz próbuje nieść dziewczynę ale nie daje rady. Docierają tylko do leśnej, na wpół rozwalonej szopy. Jest prawdopodobnie po 22:00. Dziewczyna sprawdza dokumenty Tomasza i powoli nabiera do niego zaufania. Z pięterka szopy słyszą głosy dwóch przechodzących mężczyzn, którzy dyskutują na temat kartki z planem, którą Tomasz pokazywał Pilarczykowej.

Tomasz i Hanka rozmawiają do północy. Dziewczyna opowiada o znalezionych niedawno w lesie kilku zabytkowych rzeczach, pochodzących prawdopodobnie ze zbiorów dziedzica Dunina.

12 lipca 1961 roku, środa

Tomasz śpi twardo. Kiedy budzi się o 9:00 rano, Hanki już nie ma. Znajduje tylko kartkę, z której wynika, że dał się wyprowadzić w pole ponieważ dziewczyna wcale nie skręciła nogi tylko chciała sprawdzić jego tożsamość.

Do obozu wraca około 10:00 i relacjonuje gdzie spędził noc. Rodzi to podejrzane zainteresowanie pana Karola. Przypływa Skałbana z ofertą ryb na sprzedaż. Oporządzając szczupaka proponuje Tomaszowi opowieść o bandzie Barabasza.

Tomasz zabiera się do smażenia ryby: Gdy skończyłem tę pracę i zjadłem chyba połowę usmażonej ryby — było już południe. Wędruje na miejsce wykopalisk, którymi kierowała Zaliczka. Są tam też harcerze, którzy pomagają antropologom.

O czternastej skończył się dzień pracy na wykopaliskach, pomaszerowaliśmy wszyscy do obozu antropologicznego. Tomasz ucina sobie długą drzemką, powiedzmy do 17:30. Kiedy się budzi, Zaliczka właśnie opowiada harcerzom o antropologii. Około 18:00 przychodzi Hanka. Oddaje Tomaszowi jego płaszcz, tłumaczy swoje wcześniejsze nieuprzejme zachowanie i proponuje przejażdżkę do Ciechocinka w poszukiwaniu właściciela czarnej limuzyny.

Zostawiają wehikuł w centrum Ciechocinka i szybko dostrzegają czarną limuzynę zaparkowaną w pobliżu. Idą do restauracji „Zdrojowa”, tam gdzie według informacji od parkingowego, udał się pan z bródką, właściciel limuzyny. Był wieczór. „Zdrojowa” dopiero zapełniała się gośćmi. – przyjmijmy więc, że jest godzina 19:00. Okazuje się, że pan z bródką bawi w restauracji z poznaną przez Tomasza kilka dni wcześniej autostopowiczką Teresą i jej ciotką. Jest konsumpcja, są tańce, Tomasz wspomina Teresie gdzie zatrzymał się w Antoninowie.

Kilkanaście minut po 21:00 wszyscy opuszczają lokal. Tomasz postanawia śledzić samochód Hertla. Zapadł zmierzch. Czarna limuzyna miała wspaniałe światła… W okolicach Antoninowa Hertel skręca gdzieś w las i umyka Tomaszowi. Była już dziesiąta wieczór. W lesie panowała cisza.

Mniej więcej w tym czasie, pojawiają się kłusownicy objuczeni upolowaną zwierzyną i jakimś żelastwem. Śledzą ich Łucznicy. Wilhelm Tell strzela z kuszy i zatapia ponton ze sprzętem kłusowników.

13 lipca 1961 roku, czwartek

Kalendarzowo mamy czwartek, ale zdaniem autora powieści jest właśnie niedziela: Nazajutrz była niedziela i na wykopach antropologicznych przerwano prace.

Opałko modeluje czaszkę przyniesioną przez harcerzy z lasu, a Tomasz przygotowując śniadanie, słucha porannego koncertu w radiu i dyskutuje z Zaliczką kto jest bardziej podejrzany, on czy pan Karol. Przyjmijmy, że jest godzina 10:00.

W południe przychodzą Łucznicy z informacją o zastawionej pułapce na kłusowników: Teraz, w południe, nie ma chyba nadziei, żeby zjawili się kłusownicy, ale wieczorem może być gorąco, prawda? Zaliczka opowiada harcerzom o pochodzeniu człowieka.

Około 13:30 Tomasz odwozi harcerzy do obozu wehikułem i wybiera się do Skałbany. Po drodze spotyka Hankę, jadą więc tam razem. Dziewczyna ma wreszcie możliwość przekonania się o nautycznych zaletach pojazdu Tomasza. Nie zastają Skałbany w domu, więc, zapewne przed godziną 15:00, Tomasz jest z powrotem w swoim obozie.

Tam obserwuje jak Opałko „dorabia twarz” czaszce znalezionej przez harcerzy. Około 15:00 pojawia się Pilarczykowa i rozpoznaje w odtworzonej twarzy kogoś, kto był jesienią w jej sklepiku. Opałko tłumaczy Tomaszowi na migi, że z całą pewnością odtworzył prawdziwy wygląd twarzy tego człowieka i daje mu do przeczytania lekturę na ten temat. Tomasz zabiera się do czytania, potem prosi Opałkę o zrobienie kilku odbitek zdjęcia zrekonstruowanej twarz.

Po godzinie 20:30, gdy antropologowie przygotowują kolację, pojawia się Hanka z informacją, że w krzakach na brzegu rzeki znalazła łódkę Skałbany. Idą to sprawdzić. Zagłębiliśmy się w las. Było w nim bardzo ciemno, znacznie mroczniej niż na otwartej przestrzeni, gdzie jeszcze pozostały resztki dnia – musiało więc już być po godzinie 21:00. W drodze Hanka opowiada historię leśnych bunkrów. Dziewczyna nerwowo reaguje na opowieść Tomasza o odkryciu Pilarczykowej.

Obok łódki Skałbany spotykają harcerzy zaczajonych na kłusowników. Jest przed godziną 22:00. Hanka wraca do domu a Tomasz czuwa przez jakiś czas z harcerzami. Około 23:00 wraca do obozu i widzi jak wezbrana rzeka podtapia obóz antropologów. Rozpoczyna się akcja ratunkowa: Trwało to dokładnie do drugiej w nocy. Po zakończeniu akcji, w obozie Tomasza ujawnia się autostopowiczka Teresa. O trzeciej nad ranem poczęło trochę świtać. O piątej zabraliśmy się do budowy nowego obozu antropologicznego.

14 lipca 1961 roku, piątek

Nieprzespana noc i historia ze zrekonstruowaną twarzą rozpoznaną przez Pilarczykową sprawiły, że Tomasz jest w ponurym nastroju. Rankiem biegnie nad rzekę sprawdzić czy nadal leży tam łódka Skałbany. Która to mogła być godzina? Ósma? Dziewiąta? W południe mój przykry nastrój jeszcze bardziej się pogłębił bo antropologowie znaleźli dwa kolejne szkielety w zaspanej studni.

Około godziny 15:00 zjawiają się harcerze, którym Tomasz opowiada zasłyszaną chwilę wcześniej historię o XVII wiecznym Barabaszu, przewoźniku przez Wisłę mordującym swoich klientów. Łucznicy rewanżują się opowieścią o łakomym druhu Palce, który zajadając się w ukryciu malinami zauważył w lesie koło bunkrów tajemniczą czarną limuzynę, która przyjeżdża tam co wieczór. Postanawiają zaczaić się tam wieczorem. Do udziału w tej imprezie próbuje wprosić się Teresa, ale nie spotyka się to z aprobatą Tomasza.

Z odbitkami fotograficznymi zrekonstruowanej czaszki w kieszeni, Tomasz zjawia się około 18:00 na posterunku milicji w Antoninowie. Szczęśliwym trafem, mimo przedwieczornej pory, zastałem komendanta, kapitana Muchę. Tam dowiaduje się, że zrekonstruowana twarz przedstawia jednego z członków bandy Barabasza, który w ubiegłym roku opuścił więzienie.

Tomasz wraca do obozu i zabiera ze sobą Zaliczkę na umówione spotkanie z harcerzami. Jest godzina 19:00. Nie wiem więc jakim cudem w drodze do bunkrów robi się ciemno, wszak w połowie lipca, zmrok zapada dopiero po godzinie 21:00: Zrobiło się prawie zupełnie ciemno. Każdy z nas widział tylko plecy idącego przed nim. Pomaszerowaliśmy brzegiem rowu. Było tu widniej, bo dookoła rósł młody zagajnik i korony drzew nie zasłaniały nieba. A poza tym uczyniło się jaśniej, zaczął wschodzić księżyc. No cóż, od miejsca spotkania do bunkrów w lesie mogło być najwyżej 30 minut, a nie 2 godziny drogi.

Czarna limuzyna pojawia się kiedy jest już zupełnie ciemno, a więc około 21:30. Głośny kaszel Teresy, która przywędrowała w ślad za ekipą Tomasza płoszy Hertla. Dziewczyna wypiera się, że rozpoznała pana z bródką i próbowała go ostrzec.

Przeszukując okolice miejsca, w którym zatrzymał się Hertel odkrywają boczny właz do bunkra, a w środku odnajdują związanego Skałbanę. — A który dziś mamy? — Czternasty lipca. – to dzięki tej kwestii jesteśmy w stanie przypisać akcje powieści do poszczególnych dni tygodnia.

Jest po 22.00. Odwożą Skałbanę do miejsca, w którym znajduje się jego łódź i wracają do obozu.

15 lipca 1961 roku, sobota

Tomasz budzi się dopiero koło południa. Naprędce przygotowuje śniadanie po czym proponuje Teresie przejażdżkę. Nie przeczuwając, że to podstęp dziewczyna chętnie się zgadza. Tomasz odwozi ją do Ciechocinka. Z powrotem w obozie jest około 13:00. Zaliczka właśnie opowiada harcerzom o typach i rasach ludzkich.

Około godziny 15:00, kiedy uczestnicy ekspedycji korzystają z poobiedniej drzemki, pan Karol próbuje pociągnąć za język Tomasza, tłumacząc jednocześnie, że nie jest detektywem za którego uważa go Zaliczka.

Pojawia się Hanka. Tomasz opowiada jej o uwolnieniu Skałbany i zabójstwie Nikodema Pluty, o którym dowiedział się na komendzie milicji. Hanka wpada w panikę słysząc tę drugą opowieść.

Około 16:00 przypływa motorówką oficer śledczy prowadzący dochodzenie w sprawie śmierci Pluty. Rozmawia z Opałką i z Tomaszem, wspólnie udają się do obozu harcerskiego i do bunkrów, gdzie znaleziono czaszkę. Milicjant opuszcza obóz antropologów po godzinie 18:00. Przed 19:00 Tomasz odwiedza jeszcze sklep Pilarczykowej i dowiaduje się, że milicjant wypytywał o starego Kondrasa. Widzi też pana Karola z Teresą w cukierni. Swoją drogą, podejrzanie długo otwarte były sklepy w Antoninowie. W końcu to mała wioska.

Pojechałem do obozu. Był już wieczór. Trudno więc zgadnąć co Tomasz porabiał przez dwie wieczorne godziny przed 21:00. Płynie jeszcze na Wyspę Złoczyńców, gdzie spotyka Hankę, która w zastępstwie ojca chce zapalić latarnie w bojach rzecznych. Hanka opowiada mu historię wyspy, a także o klęsce bandy Barabasza na wyspie i śmierci Nikodema Pluty.

Kiedy około 22:00 wraca do obozu słyszy sygnał nocnego alarmu i przyłącza się do pościgu za kłusownikiem. Około 23:00 jest już w obozie i kładzie się spać.

16 lipca 1961 roku, niedziela

Kalendarzowo niedziela, powieściowo dzień powszedni więc sklepy otwarte.

Tomasz budzi się późno, około godziny 11:00, z uczuciem wielkiego głodu. Nie ma już zapasów spożywczych więc zjada śniadanie w barze mlecznym w miasteczku. Spotyka tam harcerzy i razem jadą na wykopaliska w parku koło pałacu dziedzica Dunina.

Potem wraca jeszcze do miasteczka. W sklepach porobiłem zakupy, zjadłem obiad w gospodzie ludowej i o drugiej po południu znalazłem się koło swego namiotu. Czeka tam już zrozpaczona Hanka ponieważ milicja zatrzymała jej ojca. Przypadkowo okazuje się, że Teresa pożyczyła od niej łódkę powołując się na Tomasza.

Około 15:30 Tomasz odwiedza bunkry w lesie i spotyka tam oficera z Komendy Głównej prowadzącego śledztwo w sprawie zabójstwa Pluty. Opowiada mu o Hertlu i uwięzieniu Skałbany. Oficer chce natychmiast porozmawiać z rybakiem. Płyną tam wehikułem i znajdują związanego Skałbanę. Wychodzi na jaw, że to on przed laty zadenuncjował bandę Barabasza. Milicjant aresztuje Skałbanę pod zrzutem zabójstwa Nikodema Pluty. Jest mniej więcej godzina 16:30.

W czasie przeprawy przez rzekę, Skałbana próbuje uciec. Skacze do wody i ginie dostając się pod śrubę przepływającego statku pasażerskiego. Jeszcze przez godzinę kręcą się po rzece szukając ciała Skałbany.

O 18:00 są znowu koło bunkrów. Hertel i spółka ładują właśnie łupy do samochodu i uciekają. Tomasz z oficerem śledczym ruszają w pościg. Doganiają ich pod Toruniem. Zakładając średnią prędkość 120 kilometrów na godzinie na dystansie 30 kilometrów łatwo obliczyć, że pościg nie mógł trwać dłużej niż 15 minut. Łup odzyskują więc o 18:30. Około 19:00 są z powrotem w lesie gdzie Teresa czeka na wspólników z resztą łupu. Milicjant obiecuje, że wyłączy dziewczynę ze śledztwa i Tomasz odwozi ją do Ciechocinka.

Zakończenie

Epilog rozgrywa się tydzień później. W tydzień później (23 lipca 1961 roku, niedziela) wybrałem się z Hanką na Wyspę Złoczyńców. Był piękny letni wieczór — szliśmy wolno ścieżką przez polanę. Następuje wyjaśnienie wszystkich niewyjaśnionych dotąd wątków tej historii.

***

Zapraszam do dyskusji na FORUM.

* W artykule wykorzystałem ilustracje Szymona Kobylińskiego zamieszczone w IV wydaniu powieści „Wyspa Złoczyńców” z 1980 roku, wydanej staraniem wydawnictwa Pojezierze

2 uwagi do wpisu “Wyspa Złoczyńców – godzina po godzinie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *