Pan Auťák a Vinnetou w rysunkowej interpretacji Jana Černego

Z rysunkami Jana Černego, czeskiego rysownika i ilustratora ukazały się trzy tomy serii Pan Samochodzik, Zbigniewa Nienackiego, wydane przez czechosłowackie wydawnictwo Albatros (wcześniej SDK): „Pan Auťák a templáři” (1978), „Pan Auťák a pražské tajemství” (1982) i „Pan Auťák a Vinnetou” (1987).

Ilustracje do czeskiej „Tajemnicy tajemnic” przedstawiłem w poprzednim artykule. Dzisiaj zobaczymy efekt ostatniej przygody Černego z Panem Smaochodzikiem. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że rysunki do „Pan Auťák a Vinnetou” są trochę inne, mniej precyzyjnie opisujące charakteystyki bohaterów, słabiej zakotwiczone w fabule książki niż w przypadku „Pan Auťák a pražské tajemství”. Stąd w niektórych przypadkach scenki przedstawione na obrazkach musiałem dopasować do tekstu trochę na siłę. Nie wiemy nawet jak wygląda pan Tomasz, jego sylwetka jest ledwie zarysowana. Na dobrą sprawę wyraziste są tylko dwie postacie kobiece: Milady i Krwawa Mary. Na jednej z ilustracji pojawia się również wyraźniej naszkicowany mężczyzna, ale trudno się domyślić kto to jest? Pan Samochodzik a może Piękny Antonio? Autor zrezygnował też z charakterystycznego zaburzenia proporcji, które rzucało się w oczy w jego poprzedniej pracy. Najprawdopodobniej zabieg ten miał podkreślać komizm sytuacyjny, którego w tym mazurskim tomie w zasadzie nie ma.

Na końcu znajdował się ośrodek wypoczynkowy i tu się kończyła szosa, a za ośrodkiem, już w lesie, rozciągała się duża polana pełna różnokolorowych namiotów i cumujących przy brzegu żaglówek – zapewne pole namiotowe. Turyści zasiedlili chyba także maleńką wysepkę, znajdującą się na przedłużeniu półwyspu i stanowiącą jakby małą kropkę nad i, bo właśnie literę „i” przypominał półwysep, zajęty przez ośrodek wczasowy. Wokół wysepki kołysało się na falach kilkanaście motorówek, w zieleni drzew i krzaków prześwitywały płótna namiotów.

Na ławeczce, tuż przy asfaltowej uliczce prowadzącej do portierni, siedzieli brzydka panienka w kostiumie kąpielowym i starszy pan w drucianych okularach na nosie. Wyglądało na to, że czekali, aż opuszczę gabinet kierownika i wyjdę z budynku.
Na mój widok starszy pan wstał z ławki i zagrodził mi drogę.
– Nazywam się Rudziński – oświadczył. – Pracuję w naszej fabryce w dziale głównego mechanika. Słyszał pan, co mówiłem sekretarce pana Purtaka? Pan jest z ministerstwa, prawda? Czy nie mógłby pan wpłynąć na Purtaka, żeby wyłączył gigantofony…

Uliczka asfaltowa nie jest. Nie widać też pawilonu ośrodka wczasowego ani portierni, a na ławeczce siedzi chyba Halina i Tomasz, a nie pan Rudzki. No dobra, nie czepiamy się szczegółów:)

Wstąpiłem na pień i balansując na nim jak linoskoczek wolno szedłem nad zieloną pokrywą błota. Pień nie był na szczęście spróchniały i szło się po nim zupełnie dobrze. Tyle tylko, że musiałem utrzymywać równowagę za pomocą szeroko rozstawionych rąk, przez co łatwy dostęp do mojej twarzy miały stada komarów i wściekłych gzów. (…) Raptem jakiś giez uderzył mnie w oko tak boleśnie, że dłońmi złapałem się za twarz. Ta chwila wystarczyła, abym stracił równowagę i zsunął się z pnia wprost w zielonawo-czarną maź.

Po kilkudziesięciu krokach otworzyła się przed nami mała polana, ograniczona kanałem melioracyjnym, brzegiem jeziora i wysoką palisadą zaostrzonych pni świerkowych. Na środku polanki ujrzałem mały dom, niski a długi, zbudowany z grubych bali. Pokrywał go stromy dach z białego eternitu. Do brzegu jeziora prowadziła ścieżka, a przy brzegu znajdował się drewniany pomost. Cumowały tu „Moby Dick” i dwie podługowate łodzie wyrobione z pnia drzewa, prawdziwe indiańskie kanu. Piękne to było miejsce.

– (…) wraz z Milczącym Wilkiem popłynęliśmy do przystani ośrodka wczasowego. Niestety, nikt z członków ligi nie zjawił się na spotkanie. Czekaliśmy na próżno chyba godzinę, a potem powróciliśmy do wigwamu. Rano przybyła milicja i odkryła w mojej kanu dwie lampy skradzione z radiowęzła, a w rogu mego podwórza farby i pędzle, którymi robiono napisy Strefa Ciszy, na tablicach rozstawionych potem wzdłuż brzegu. Winnetou i Milczący Wilk nie posłuchali rady greenhorna i dali się wciągnąć w pułapkę.

A gdzie Milczący Wilk? Towarzyszył przecież Winnetou w drodze na spotkanie z przedstawicielami Ligi do Walki z Hałasem.

W zupełnym milczeniu, już nie zabierając głosu, zawiozłem lady do leśniczówki i zaprezentowałem ją żonie leśniczego, która zaprowadziła ją do wolnego pokoju. Młoda dama podziękowała mi grzecznie za okazaną jej pomoc, poza tym oświadczyła, że nigdy mi nie zapomni wyświadczonej uprzejmości. Jej ton dawał mi jednak do zrozumienia, że naszą znajomość uważa za skończoną, a w każdym razie nie pragnie jej kontynuować. I wymówiwszy się zmęczeniem, natychmiast zniknęła w swoim pokoju, który zresztą sąsiadował z moim.

Bal, a raczej zabawa taneczna, odbywał się w stołówce, mieszczącej się w długim baraku, jednym z tych szpetnych budynków, którymi upstrzono brzeg przepięknego jeziora. Przez otwarte okna widać było tańczące pary. Prawie wszyscy goście byli przebrani – nosili zawoje z ręczników na głowach, fezy, burnusy z prześcieradeł. Najwięcej było, rzecz jasna, przeróżnych piratów oraz Cyganek w kolorowych bluzkach i przydługich sukienkach. Zobaczyłem przez okno Krwawą Mary tańczącą z Purtakiem, była w stroju myśliwskim – na głowie miała kapelusik z piórkiem…

Ile mi tylko tchu w piersiach starczyło, pędziłem przez ośrodek wczasowy, a za mną, wielkimi susami, przeskakując żywopłoty, biegli Winnetou i Milczący Wilk. Pędziliśmy na ukos przez klomby, rabaty, trawniki, byle tylko prędzej dopaść Purtaka i Pięknego Antonia. Musiał to być dość zabawny widok dla licznie zebranej przed barakiem publiczności, dwaj biegnący Indianie i Zorro w czarnej masce na twarzy. Słyszeliśmy uwagi i okrzyki:
– Ej, Indianie, kogo chcecie oskalpować?

Raptem, gdy na moment zaświecił księżyc – zobaczyliśmy na trawersie jakiś ogromny, zbliżający się ku nam czarny kształt. Jakby jakaś ogromna skała wyrosła nagle przed nami.
– Uwaga! Przed nami duża łajba – krzyknął ostrzegawczo Milczący Wilk.
Winnetou (…) kilkakrotnie błysnął czerwonym światłem w kierunku zbliżającej się łajby. (…) Niestety, z napływającej łajby jak gdyby nas nie zauważono. Uparcie płynęła wprost na nas, ani na chwilę nie zmieniając kursu. Był to chyba jacht żaglowy, ale żagle nie zostały wciągnięte.

Milczący Wilk i Winnetou ostro pracowali wiosłami, starając się uciec z kursu jachtuupiora. Ale wielka bryła szła wprost na nas, wiatr i silne fale uniemożliwiały manewry kanu. Nadludzkim wysiłkiem udało się nam odwrócić łódź tak, że dziób jachtu tylko otarł się o naszą burtę. A wtedy Winnetou wskoczył na pokład jachtu. Milczący Wilk także chwycił się burty, ale nie wchodził na jacht, tylko mocno przywarł do niego, nie opuszczając kanu. W ten sposób płynęliśmy razem, trzymani przez Milczącego Wilka. Po chwili Cicha Stopa i ja również wskoczyliśmy na pokład jachtu.

Oto od przystani ośrodka wczasowego z głośnym warkotem odbiła wielka motorówka do przewożenia wczasowiczów. Nabrała rozpędu i pędziła wprost na nas, ostro rozbijając fale i tworząc za sobą spieniony kilwater. Po kilku minutach znalazła się tuż koło nas i zatrzymała się, kołysząc na fali. Silnik jej pracował na wolnych obrotach, uniemożliwiając dryf. Zobaczyliśmy, że w oszklonej nadbudówce stoi za sterem instruktor Nosek, a w ogromnym kokpicie z dwoma rzędami ławek siedzieli Purtak, Piękny Antonio, Halina i… Krwawa Mary ze sztucerem na ramieniu.

Wśród łodyg trzcin kwitnie bujne życie drobnych zwierzątek i owadów, które stanowią pokarm większości ryb. Pod olbrzymimi liśćmi grzybieni znajdują osłonę i cień zwierzęta wodne; spodnia część liści to prawdziwe mieszkania dla setek przeróżnych wodnych stworów. Tu, na brzegach niegościnnych dla ludzi jezior, napotkać można żabę wodną, kumaka, traszkę lub żółwia błotnego. Tu – wśród trzcin i na brzegach, gdzie rzadko zagląda człowiek z tranzystorowym radioodbiornikiem w ręku – żyje jeszcze znajdujący się pod ochroną bliski krewny słowika – podróżniczek…

(…) milady siedząc na pniaku i wystawiając
przed oczy Antonia swoje piękne, długie nogi zapytała go ze złośliwym uśmieszkiem:

– Uważasz, Antonio, że jestem kawałkiem lodu, ponieważ nie każdy mężczyzna może mnie wziąć pod rękę?
Mary uderzyła dłonią po kolbie swego sztucera:
– Czy mnie pani miała na myśli, mówiąc o tych, co dają się każdemu brać pod rękę?
– Nie miałam na myśli nikogo konkretnego – odparła. Potem wstała, obciągnęła sukienkę i powiedziała do nas:
– Panowie, jestem gotowa
do drogi.

W krzakach po drugiej stronie polany rozległ się kobiecy śmiech. I po sekundzie wyszła na polanę Krwawa Mary ze sztucerem w ręku. Zaśmiewała się głośno:
– A to im pani powiedziała. Coś wspaniałego! Na pęczki takich młodzieżowców można zbierać po różnych ośrodkach wczasowych, po drogach i lasach. A one, biedactwa, martwią się, że ich stracą.
Karampuki przysiadły ze zdumienia. „Jestem Genek” zrobił wielkie oczy, a Rudy podrapał się po skudlonych włosach:
– O rany, co ta za jedna?
I usiłował wstać, lecz lufa sztucera, która nagle skierowała się na niego, osadziła go na miejscu.

Ludzi widziało się tu tyle, co na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej w godzinach szczytu. Ten szedł nad jezioro do swojej łajby, tamten po kiełbaskę z rożna, inny do gospody ludowej lub na pocztę. Ów niósł butlę z gazem, inny taszczył wiosło kajakowe, ktoś dźwigał bom z żaglem, inny znów silnik motorówki. Rozebrane panie i dziewczyny maszerowały nad jezioro, aby po obiedzie wziąć porcję słońca, inne znów wracały z wody na obiad. Gwarno i rojno było także przed namiotami. Na wolnym powietrzu stały kochery spirytusowe i kuchnie gazowe

– Niech Winnetou zluzuje sztag – rozkazałem. – Położymy główny maszt. Top masztu ściąga pioruny.
Nagle zaszumiało, jakby gdzieś w pobliżu przelatywały tysiące ptaków. Na zachodzie woda zbielała i zaczęła się nad nią unosić mgiełka porwanych wiatrem kropel. Biała ściana rozpylonej wody szła ku nam z szybkością pośpiesznego pociągu, a towarzyszył jej łoskot grzmotów i blask błyskawic. Wichura zatamowała nam oddech w piersiach. A potem przyszły ogromne fale. Zajęczała lina cumownicza uczepiona do kotwicy, liny stalowe odezwały się potępieńczym wyciem.


Na temat rysunków ilustrujących czeskie wydanie „Pana Samochodzika i Winnetou” możemy porozmawiać na NASZYM FORUM




Źródło ilustracji: Wszystkie ilustracje wykorzystane w artykule są autorstwa Jana Černego i pochodzą z czeskiej edycji książki „Pan Auťák a Vinnetou” – wydawnictwo Albatros 1987 rok.

Źródło cytatów: Cytaty pochodzą z książki Zbigniewa Nienackiego pt. „Pan Samochodzik i Winnetou”.

Jedna uwaga do wpisu “Pan Auťák a Vinnetou w rysunkowej interpretacji Jana Černego

Możliwość komentowania jest wyłączona.