Co u nich słychać czyli bohaterowie serii Pan Samochodzik po latach

Z cyklu: Miniatury fanfiction

***

Zacząłem się ostatnio zastanawiać, jak bardzo zaawansowani wiekiem są bohaterowie książek Nienackiego. Powiedzmy sobie szczerze, nie jest dobrze. Część z nich – w najlepszym razie – mogłaby się spotkać u geriatry. Ale żarty na bok. Zobaczymy co u nich słychać? 

Nie może być inaczej – zaczynamy od Tomasza NN, który pewne wątki życiorysu zaczerpnął od Nienackiego, tyle że miał być lepszą wersją swojego twórcy. W związku z tym możemy przyjąć, że pan Tomasz urodził się w 1929 roku. Jak wieść niesie, rzucił palenie (poza okazjonalną fajką u Winnetou), ograniczył spożycie mięsa oraz innych używek i w domu nad jednym z mazurskich jezior zamierza dobić setki (w tym roku stuknęły mu 94 lata). 

Podobno ciągle odwiedzają go byli harcerze, co i rusz przynosząc prasowe rewelacje na temat ukrytych gdzieś skarbów. Jeśli wierzyć plotkom, powstał nawet projekt wspólnej wyprawy, ale wybił im go z głowy lekarz pana Tomasza, który bez owijania w bawełnę powiedział co o tym wszystkim sądzi. Ale wracając do tercetu, z którym Pan Samochodzik odnalazł dzieła sztuki zgromadzone przez Dunina, następnie legendarne skarby templariuszy, a wreszcie pamiętnik pewnego dobrze rokującego zachodnioniemieckiego polityka, czyli Wilhelma Tella, Sokolego Oka i Wiewiórki, panowie skończyli 74 lata. Każdy z nich doczekał się sporej gromadki wnucząt, które z niesłabnącym zainteresowaniem słuchają wspomnień swoich dziarskich dziadków.

Właśnie! Tell jednak został lekarzem, osiągając duże sukcesy na polu psychiatrii. Sokole Oko poszedł w ślady pana Tomasza i przez jakiś czas był dziennikarzem „Polityki”, zajmującym się działką międzynarodową. Jego błyskotliwą karierę zastopował skandal obyczajowy. Okazało się, że Sokole Oko uwiódł żonę ambasadora jednego z bratnich krajów i na kilka lat musiał zniknąć, zaszywając się w okolicach Augustowa. Wiewiórka zrobił z kolei karierę w jednej z najbardziej cenionych francuskich winnic. Z okna swojego domu widział jakieś ponure zamczysko, zlokalizowane na jednym z pobliskich wzgórz. 

Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale blondwłosa piękność znad Jezioraka, czyli Marta wkrótce będzie świętować swoje 75. urodziny. Jeśli chodzi o ślizgacz, zgodnie z obietnicą poszedł w odstawkę, ale od czasu do czasu kurz z jego poszycia ściera wnuk pani Marty. 26-letni Franek (tak jest, imię po dziadku) ma kruczoczarną czuprynę i jest świetnie zapowiadającym się operatorem filmowym w Los Angeles. Wspomniany przed chwilą Czarny Franek obecnie częściej słyszy pod swoim adresem „moje kochane sreberko”, ale kompletnie mu to nie przeszkadza. Zwłaszcza, że jako były szef firmy zajmującej się połowem ryb w Jezioraku, a następnie ich sprzedażą do Niemiec i Danii, jak również ceniony społecznik, cieszy się szacunkiem lokalnej społeczności. Co najważniejsze, ciągle potrafi zagubić się w oczach swojej żony i pieszczotliwie nazwać ją swoją Wenus.  

Lećmy dalej, bo w oddali dudni jakiś bęben. Bum, bum… bum, bum, bum… bum, bum… bum, bum, bum… To pan artysta plastyk stosuje się do zaleceń swojego lekarza. Podobno jest to znakomity sposób na redukcję poziomu kortyzolu. A są powody do irytacji, bo jezioro Zmierzchum, to znaczy Płaskie straciło status strefy ciszy i od czasu do czasu jakaś kanu z silnikiem zapuści się w okolice wigwamu Winnetou. A propos wigwamu, w trosce o swoje zdrowie Winnetou pozbył się dachu z eternitu i poszedł w gont z buka, którego w tej okolicy jest mnóstwo. Nie, nie – wszystko legalnie, kupione od leśniczego z pobliskiej Bukownicy. 

Dacie wiarę, że Winnetou (82 lata) przyjaźni się z Tomaszem już pół wieku? Szmat czasu, ale panowie cały czas pielęgnują swoją przyjaźń. Spotykają się i wspominają stare przygody oraz znajome z dawnych lat, Sosnową Igiełkę i Krwawą Mary, obowiązkowo pykając z fajeczki.

Skoro już jesteśmy przy paniach, to Milady wyszła za mąż za szwajcarskiego biznesmena, który jest właścicielem jednej z najbardziej cenionych marek w branży zajmującej się produkcją zegarków. W związku z tym Sosnowa Igiełka częściej bywa w Stanach Zjednoczonych, krajach Dalekiego Wschodu czy Europy Zachodniej aniżeli w Polsce, aczkolwiek z jednej z wypraw do USA przywiozła Winnetou piękny album z rysunkami Indian, natomiast Tomaszowi z samochodami Ferrari. Dla każdego coś miłego.  

Krwawa Mary przez wiele lat mieszkała w Warszawie. Tam spotkała miłość swojego życia. To znaczy tak sądziła dopóki nie odkryła, że miłość życia okazała się pomyłką życia. Życie… Biznesowo wiodło się jej zdecydowanie lepiej. Przez pewien czas była restauratorką i prowadziła jedną z najsłynniejszych warszawskich restauracji, świętując wielkie sukcesy. W „Siemiance” terminowali ludzie, którzy obecnie rozdają karty na rynku restauratorskim. Nazwisk domyślcie się sami. Tym większe było zaskoczenie, gdy pewnego dnia Maria sprzedała biznes i wróciła w rodzinne strony, gdzie prowadziła pensjonat z restauracją i zajmowała się hodowlą bydła.

Z czasem (nie wypominam wieku, natomiast pani Maria jest już dobrze po siedemdziesiątce) przekazała biznes wnuczce, więc ciągle można wpadać i rozkoszować się smakiem steków w rodzinnym interesie Krwawej Mary. Znany niegdyś z zamiłowania do żywności z puszek Winnetou, po powrocie Marii był częstym bywalcem jej restauracji. Jeśli interesuje Was to czy ścieżki Mary i Winnetou się przecięły, to tak. Ale był to raczej romans niż stały związek. Zresztą szarpany. No cóż, nie zawsze się udaje i powodem bynajmniej nie był należący do Marii sztucer z lunetą. Raczej wizja samych siebie i świata. Winnetou pozostał bowiem marzycielem, co dla twardo stąpającej po ziemi Mary stało się balastem nie do przejścia. Ale co jakiś czas spotykają się. Maria nie zapomina także o Tomaszu.

***

Zapraszam do dyskusji na FORUM.

* Ilustracja tytułowa została wygenerowana przez oprogramowanie oparte na sztucznej inteligencji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *