Na portalu zamieściłam tekst dotyczący filmu "Zagubione uczucia" Jerzego Zarzyckiego.
Mocno niszowy nurt w polskiej kinematografii Maruto. Nie słyszałem wcześniej o „czarnej serii” w historii polskiego filmu dokumentalnego. Bardzo ciekawa rzecz, biorąc pod uwagę fakt, jak dalece problematyka tych filmów odbiegała od założeń realizmu socjalistycznego, całkiem jeszcze wtedy świeżych.
Zarzycki i Mortkowicz-Olczakowa dokonali poważnej dekonstrukcji socrealistycznych schematów. W ich filmie Nowa Huta to brudny, pełen błota plac budowy, gdzie duża część mieszkańców żyje w prymitywnych warunkach. Stańczakowa – pomimo premii za przekraczanie normy – ledwo wiąże koniec z końcem. Jej były mąż jest dobrze sytuowanym działaczem partyjnym, który kompletnie odciął się od porzuconej rodziny. Bohaterka nie ma wsparcia państwa, partii ani kolektywu.
Brzmi wręcz wywrotowo:) Nawet jak na kontekst po październikowej odwilży. Znacznie bardziej mnie dziwi, że ten film w ogóle wtedy wyprodukowano, niż to, że szybko został wycofany z ekranów.
Patrząc na daty produkcji filmów dokumentalnych z „czarnej serii”, wpisuje mi się w ten okres „Zły” Tyramnda, który jest oczywiście powieścią z innej bajki, ale opisuje świat właśnie przez pryzmat chuliganów, zorganizowanych gangów spekulantów i innych mrocznych stron socjalistycznej rzeczywistości. Nie wiem czy jest to uprawnione skojarzenie:)
A filmowa Nowa Huta to dla mnie oczywiście „Człowiek z marmuru” Andrzeja Wajdy, który raczej nie mógł być tak kręcony, bo Nowa Huta już stała, a tłem filmu jest przecież jej budowa.
W przypisach wspomniałam, że Jerzy Hoffman i Edward Skórzewski, czyli twórcy dokumentów z "czarnej serii", chcieli nakręcić "Złego". Miał to być ich debiut fabularny. W 1965 r. złożyli scenariusz w Zespole Filmowym „Studio”, ale utrącił go Aleksander Ford. Ten scenariusz to trochę taka filmoznawcza czarna dziura - wiadomo, że istniał, nikt się nie przyznaje, że go czytał, nie ma nigdzie kopii, ale jest o nim sporo wzmianek. A Hoffmanowi i Skórzewskiemu odrzucono bodajże 10 (!) projektów, zanim w końcu pozwolono na realizację "Gangsterów i filantropów"... a właściwie pozwolono częściowo, bo dwie nowele nie przeszły.
Co ciekawe, Ford sam sięgnął po motywy z "czarnej serii" podczas kręcenia "Ósmego dnia tygodnia". Jedną scenę dosłownie splagiatował, choć zmienił zakończenie. Ale tu się naciął, bo kiedy kończył film Marek Hłasko wybył za granicę i opublikował antykomunistyczne "Cmentarze". Nawet pozycja Forda nie zapobiegła odłożeniu "Ósmego dnia tygodnia" na półkę, i to na 25 lat. Za to film miał normalnie premierę w RFN (był koprodukcją).
W przypisach wspomniałam, że Jerzy Hoffman i Edward Skórzewski, czyli twórcy dokumentów z "czarnej serii", chcieli nakręcić "Złego".
I wydało się, że nie przeczytałem przypisów:) Za to skojarzenie miałem dobre. Czyli to była pierwsza próba ekranizacji "Złego" w dodatku w anturażu "z epoki". Szkoda, że to nie wyszło. Ale nad tym filmem krąży jakieś fatum. Kilka lat temu ogłaszał taki projekt Xawery Żuławski, a ostatnio, syn Tyrmanda, Mathiew i też się nie udało.
Co ciekawe, Ford sam sięgnął po motywy z "czarnej serii" podczas kręcenia "Ósmego dnia tygodnia". Jedną scenę dosłownie splagiatował, choć zmienił zakończenie.
Ciekawe, o którą scenę chodzi? Jednak Ford mocno ten "Ósmy dzień tygodnia" polukrował, czego Hłasko nie mógł mu wybaczyć i dość obelżywie obchodzi się z nim w "Pięknych dwudziestoletnich".
Co ciekawe, Ford sam sięgnął po motywy z "czarnej serii" podczas kręcenia "Ósmego dnia tygodnia". Jedną scenę dosłownie splagiatował, choć zmienił zakończenie.
Ciekawe, o którą scenę chodzi?
Jeśli pamiętasz dobrze "Ósmy dzień tygodnia" to obejrzyj "Warszawę 1956", pewnie się zorientujesz.
Jeśli pamiętasz dobrze "Ósmy dzień tygodnia"
Kiedyś uwielbiałem ten film i znałem dobrze. Ale bardzo dawno go nie widziałem, więc najpierw muszę sobie pamięć odświeżyć.
Z przyjemnością Maruto, przeczytałam Twój artykuł. Trochę moje spojrzenie na Film nabrało szerokości.
Cos mi filmowo uciekło ale...jakoś specjalnie nie wiem, czy sięgać po ten okres w dziejach i oglądać te filmy, które wymieniłaś. Może kiedyś wróce do tego wątku, póki co wybieram filmy absurdalne i kompletnie oderwane od rzeczywistości, dla polepszenia nastroju. A w tych tutaj roi się od trudnych i smutnych emocji.
Póki co wybieram filmy absurdalne i kompletnie oderwane od rzeczywistości, dla polepszenia nastroju.
Podasz przykłady, Aldono?
Mnie dzisiaj wzięło na "Stawkę większą niż życie". Chyba obejrzę.
Podasz przykłady, Aldono?
Proszę bardzo: Grand Budapest Hotel, Co robimy w ukryciu, seria "starego" Hitchcocka, Za jakie grzechy dobry Boże, serial Lucyfer, Żywot Briana, przygody mojego ulubionego Thora, Deadpol i wiele wiele innych.
W zasadzie to już wyczerpałam repertuar i wczoraj sięgnęłam po "Tajemnicę bladego konia" na motywach A.Chrisie. Przyznam, że bardzo ciekawy trzyodcinkowy serial.
Proszę bardzo: Grand Budapest Hotel, Co robimy w ukryciu, seria "starego" Hitchcocka, Za jakie grzechy dobry Boże, serial Lucyfer, Żywot Briana, przygody mojego ulubionego Thora, Deadpol i wiele wiele innych
To obejrzyj filmy Terry'go Gilliama.
- 1981: Bandyci czasu (Time Bandits)
- 1985: Brazil
- 1988: Przygody barona Munchausena (The Adventures of Baron Munchausen)
- 1991: Fisher King (The Fisher King)
- 1995: 12 małp (Twelve Monkeys)
- 1999: Las Vegas Parano (Fear and Loathing in Las Vegas)
- 2005: Nieustraszeni bracia Grimm (The Brothers Grimm)
- 2005: Kraina traw (Tideland)
- 2009: Parnassus: Człowiek, który oszukał diabła (The Imaginarium of Doctor Parnassus)
- 2013: Teoria wszystkiego (The Zero Theorem)
- 2018: Człowiek, który zabił Don Kichota
Maruto przyznaje, że nie kojarzę filmów, o których wspominasz, ale zainspirowałaś mnie do odkrycia kawałka kina, którego nie znam a dzięki Twojemu artykułowi mam fajne wprowadzenie.
Wygląda na to, że Zagubione uczucia to film o tym jak realia życia wpływają na nasze wybory i determinują psychikę tych, którzy niekoniecznie decydują o tych wyborach.
Muszę zgłębić temat, żeby móc konstruktywnie powrócić do tematu.
A tak na marginesie:
Maruta:
Artystka została zresztą zdubbingowana.
Zastanawia mnie dlaczego dubinguje się polskich aktorów. Jest to zabieg wcale nie rzadko spotykany w starych filmach.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Zastanawia mnie dlaczego dubinguje się polskich aktorów. Jest to zabieg wcale nie rzadko spotykany w starych filmach.
To akurat ciekawa sytuacja, bo informacja wypłynęła dopiero niedawno - Maria Klejdysz w wywiadzie, który podaję w przypisie, zdradziła, że uznano, że jej głos nie pasuje do robotnicy (?). Trudno powiedzieć, o co chodziło, zwłaszcza, że w filmie wcale nie słychać jakiegoś "robociarskiego" głosu...
Jakiś czas temu zauważyłam właśnie, że ten okres jest mało znany. A filmy ciekawe, ponieważ o wiele mocniej niż teraz związane z aktualną sytuacją polityczną czy społeczną. Oczywiście dzisiaj wiele z nich wydaje się ramotami, a jeśli widz nie zna kontekstu to nie zauważy też np. nowatorstwa czy odwrócenia pewnych schematów. Dlatego warto zrobić sobie taki duecik - coś socrealistycznego i coś z z wymieniowych fabuł. "Jasne Łany" lub "Gromada" i "Ziemia". "Autobus odjeżdża 6:20" i "Zagubione uczucia". Zresztą osobiście bardzo lubię "Autobus...", bo to jeden z niewielu nie tak bardzo przegiętych produkcyjniaków. No i Śląska potrafiła zagrać prawie wszystko, nawet przodownicę pracy.
A dokumenty z "czarnej serii" są króciutkie, 10-15 minut. Zresztą w dzisiejszym rozumieniu to często dokumenty fabularyzowane, bo wtedy bardzo często kręcono sceny inscenizowane.
A dokumenty z "czarnej serii" są króciutkie, 10-15 minut.
Podobnie jak Kustosz, na ten moment nie kojarzę.
To akurat ciekawa sytuacja, bo informacja wypłynęła dopiero niedawno - Maria Klejdysz w wywiadzie, który podaję w przypisie, zdradziła, że uznano, że jej głos nie pasuje do robotnicy (?).
Nadal mnie to dziwi, np. w filmie "Do widzenia, do jutra" dublerką głosu Tuszyńskiej była Eleonora Kałużyńska. Na pewno takich przypadków jest więcej.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
A dokumenty z "czarnej serii" są króciutkie, 10-15 minut.
A można gdzieś znaleźć te filmy? Szukałem niedawno krótkich metraży Fiwka z Oświatówki i nigdzie ich nie znalazłem.
A dokumenty z "czarnej serii" są króciutkie, 10-15 minut.
A można gdzieś znaleźć te filmy? Szukałem niedawno krótkich metraży Fiwka z Oświatówki i nigdzie ich nie znalazłem.
Napisałam w tekście, że większość jest na yt, nawet jeden wstawiłam.
w filmie "Do widzenia, do jutra" dublerką głosu Tuszyńskiej była Eleonora Kałużyńska.
To trochę inna sytuacja. Eleonora Kałużyńska czyli Elinor Griswold była Amerykanką, a bohaterka filmu Margueritte (Francuska) miała z wdziękiem kaleczyć polszczyznę:)
Dubbing to oddzielny, duży temat, już kiedyś zresztą chyba poruszany. Takich przypadków jest wiele, niektóre sławne, inne zapomniane. Kiedyś pisałam w wątku o animacjach:
Tzn. nigdy nie zrozumiem niektórych decyzji, ale zdarzają się sytuacje, kiedy taki zabieg może być mniejszym złem. Problem w tym, że nie możemy sprawdzić, czy rzeczywiście oryginalny głos był tak fatalny... Podejrzewam, że w 80% przypadków nie, tylko twórcy mieli jakieś idealne wyobrażenie i dążyli do jego realizacji za wszelką cenę. Ciekawy przykład to "Nóż w wodzie", gdzie tylko Niemczyk mówi własnym głosem. Czy rzeczywiście Umecka okazała się takim beztalenciem aktorskim, że Polański musiał ratować się dubbingiem? Duży problem mam z dubbingowaniem dzieci - po co?
Nie możemy też zapominać o sile wyższej - Łomnicki zdubbingował Zbigniewa Cybulskiego w "Morderca zostawia ślad" z powodu śmierci aktora. Agata Siecińska nie mogła nagrać postsynchronów do "Stawiam na Tolka Banana" ze względu na złamaną nogę (podobno to wykluczało nagrywanie 🤔 ). Władysław Hańcza przy "Samych swoich" nie zdołał opanować charakterystycznego akcentu...
Władysław Hańcza przy "Samych swoich" nie zdołał opanować charakterystycznego akcentu...
To nie jest głos pana Władysława?
To w Potopie też ten sam aktor go dubbingował, bo głos podobny, a wydawał mi się taki sam?
Ja rozpoznaję tylko najbardziej charakterystyczne głosy, więc sama nie potrafię porównać. Takie są oficjalne informacje. Zresztą przy "Samych swoich" podają, że dubbingowane byli też trzy inne postacie. Co ciekawe, w kolejnych częściach Hańcza mówił już swoim głosem. W "Potopie" też - tam zdubbingowano Gołasa i Jasiukiewicza.
Co ciekawe, w kolejnych częściach Hańcza mówił już swoim głosem.
A to widocznie prawdziwy głos Hańczy utkwił mi w pamięci z kolejnych części, a nie z Samych Swoich. Muszę się wsłuchać następnym razem.