Właściwie, to wcale nie miałam zamiaru pisać o tym serialu. Obejrzałam go już jakiś czas temu, ale ciągle myślami do niego wracam, siedzi mi w głowie i nie chce wyjść, więc piszę...
Jeśli chcecie wiedzieć, co napisałam i dlaczego zwykły serial tak zapadł mi w serce, to zapraszam na Portal.
Bardzo ciekawy temat Aga. Nie wykluczam, że obejrzę sobie ten film. Mam tylko nadzieję, że nie rozczaruje mnie proporcja tzn, że środowisko ortodoksyjnych Żydów, w którym żyje dziewczyna przedstawione jest w ciągu 15 minut pierwszego odcinka, a potem to już tylko Berlin i nowi koledzy bohaterki.
Zaskakujące jest to, że nawet w Nowym Yorku mieszkają całe społeczności, które żyją gdzieś „poza światem”, że rządzą się swoimi prawami, że nikt spoza tych wspólnot nie wie i nie interesuje się tym, co tam się dzieje.
To wcale nie jest zaskakujące. Tak samo jest przecież w większości krajów Europy Zachodniej. Co więcej, takie społeczności można już znaleźć również w Warszawie, choć pewnie na mniejszą skalę. Takie są między innymi konsekwencje modelu multi-kulti, którego mówiąc delikatnie, nie jestem wielkim entuzjastą.
To wcale nie jest zaskakujące. Tak samo jest przecież w większości krajów Europy Zachodniej.
To prawda. Sama przeprowadzka do Stanów nie pociąga za sobą zmiany sposobu życia. Ja wprawdzie w Stanach byłem tylko turystycznie ale miałem takie zdarzenie w Kanadzie, gdzie 30 lat temu rozwoziłem pizzę - zamówienie było spore, chyba 6 największych (wtedy to była opcja 2'4'1). Duży dom w willowej dzielnicy najładniejszego miasta w Kanadzie. Otwiera hindus w stroju jak najbardziej hinduskim, wchodzę do środka - duży salon, na podłodze dywan, na którym kilkanaście osób siedzi w kucki i pizza wędruje na środek dywanu, będą jedli na podłodze.
Twtter is a day by day war
Bardzo ciekawy temat Aga. Nie wykluczam, że obejrzę sobie ten film. Mam tylko nadzieję, że nie rozczaruje mnie proporcja tzn, że środowisko ortodoksyjnych Żydów, w którym żyje dziewczyna przedstawione jest w ciągu 15 minut pierwszego odcinka, a potem to już tylko Berlin i nowi koledzy bohaterki.
Jeśli chodzi o proporcje, to myślę, że nie powinieneś być rozczarowany, świat ortodoksyjny przewija się do samego końca.
Zaskakujące jest to, że nawet w Nowym Yorku mieszkają całe społeczności, które żyją gdzieś „poza światem”, że rządzą się swoimi prawami, że nikt spoza tych wspólnot nie wie i nie interesuje się tym, co tam się dzieje.
To wcale nie jest zaskakujące. Tak samo jest przecież w większości krajów Europy Zachodniej. Co więcej, takie społeczności można już znaleźć również w Warszawie, choć pewnie na mniejszą skalę. Takie są między innymi konsekwencje modelu multi-kulti, którego mówiąc delikatnie, nie jestem wielkim entuzjastą.
Nie zaskoczyło mnie to, że takie społeczności są, tylko to, że tak jakby prawo danego kraju ich nie obowiązywało. Czy w Stanach nie ma przepisów odnośnie kształcenia dzieci? Czy amerykańskie kobiety, bez względu na pochodzenie, nie mają prawa do samodecydowania o sobie?
Nie zaskoczyło mnie to, że takie społeczności są, tylko to, że tak jakby prawo danego kraju ich nie obowiązywało. Czy w Stanach nie ma przepisów odnośnie kształcenia dzieci? Czy amerykańskie kobiety, bez względu na pochodzenie, nie mają prawa do samodecydowania o sobie?
Czasem nie i to nie tylko amerykańskie, ale my kojarzymy to zjawisko raczej z islamem. Przecież wszelkie mordy honorowe czy sprzedawanie dziewczynek na "żony" dla facetów starszych o 30 lat wynika z tego samego, co kieruje społecznością ortodoksyjnych Żydów: przekonania, że ich wiara/religia/tradycja/normy społeczne są ważniejsze niż ogólnie obowiązujące prawa czy zasady. Zresztą można to samo powiedzieć o różnych sektach, także pseudo chrześcijańskich.
Tym, co mnie przeraża, jest nie tylko fakt istnienia takich społeczności, ale to, że tworzą je często ludzie, którzy nie mają wyboru. Bo nie znają niczego innego, bo od dziecka mają wpajane pewne przekonania, bo odejście równa się odrzuceniu przez bliskich, bo nie mają wykształcenia... lista jest długa i dotyczy nie tylko kobiet, choć to ich sytuacja jest często gorsza. Jestem w stanie zaakceptować, że ktoś decyduje się na życie amisza czy ortodoksyjnego Żyda - ale tylko jeśli jest to decyzja świadoma i dobrowolna. No i jeśli nikogo innego nie zmusza do pójścia w jego ślady.
Inna sprawa to to, do jakiego stopnia rodzice powinni móc decydować o życiu dzieci. W którym momencie zaczynają działać na ich szkodę? Czego nie powinni móc robić, a co mają obowiązek zrobić? To temat bardzo kontrowersyjny, ponieważ dotyka nas w większym stopniu niż problemy zamkniętych społeczności, ale tak naprawdę ma z nimi wiele wspólnego.
siedzi mi w głowie i nie chce wyjść
To ja na razie nie sięgam po niego.
W ogóle, to ja się boję filmów "religijnych".
siedzi mi w głowie i nie chce wyjść
To ja na razie nie sięgam po niego.
W ogóle, to ja się boję filmów "religijnych".
Aldonka, to nie tak, że to film religijny, choć religia i tradycja tam wiodą prym, to tak jak napisałam w tytule- historia pewnej dziewczyny.
Aldonka, to nie tak, że to film religijny, choć religia i tradycja tam wiodą prym, to tak jak napisałam w tytule- historia pewnej dziewczyny.
Dokładnie. Zamiast religii mogłaby być inna "sytuacja opresyjna". Polityczna, społeczna, ideologiczna. Problem w tym, że w niektórych przypadkach świat przyzwala na coś takiego właśnie ze względu na dodatkowy czynnik, taki jak religia czy tradycja, dlatego te przypadki są najbardziej kontrowersyjne.
Tym, co mnie przeraża, jest nie tylko fakt istnienia takich społeczności, ale to, że tworzą je często ludzie, którzy nie mają wyboru. Bo nie znają niczego innego, bo od dziecka mają wpajane pewne przekonania, bo odejście równa się odrzuceniu przez bliskich, bo nie mają wykształcenia... lista jest długa i dotyczy nie tylko kobiet, choć to ich sytuacja jest często gorsza. Jestem w stanie zaakceptować, że ktoś decyduje się na życie amisza czy ortodoksyjnego Żyda - ale tylko jeśli jest to decyzja świadoma i dobrowolna. No i jeśli nikogo innego nie zmusza do pójścia w jego ślady.
To jest tricky, bo jeśli żyją u siebie i tak są wychowywani to nie nam twierdzić co dla nich będzie dobre. Dla Ciebie przerażające jest, że kobiety nie mają wyboru a dla tych kobiet przerażające jest, że Ty możesz wyjść z kolegą do kawiarni. Dla mnie to co jest nieakceptowalne w takiej sytuacji to to, że ci ludzie cały czas przenoszą się do krajów o innej kulturze i po pewnym czasie próbują narzucać swoje restrykcyjne zasady innym mieszkańcom tych krajów.
Twtter is a day by day war
Imputacje kulturowe są zjawiskiem powszechnym. Nie tylko obecnie. W zasadzie przestałem się już dziwić.
Dla Ciebie przerażające jest, że kobiety nie mają wyboru a dla tych kobiet przerażające jest, że Ty możesz wyjść z kolegą do kawiarni.
Brak prawa do decydowania o sobie jest zawsze tragiczny, bez względu na religię, tradycję, przekonania.
Dla mnie to co jest nieakceptowalne w takiej sytuacji to to, że ci ludzie cały czas przenoszą się do krajów o innej kulturze i po pewnym czasie próbują narzucać swoje restrykcyjne zasady innym mieszkańcom tych krajów.
Wbrew pozorom, tu też mamy taki przypadek- mieszkamy w Stanach, ale będziemy żyć według naszych praw i musicie się z tym liczyć, a my z prawami kraju już nie bardzo.
Brak prawa do decydowania o sobie jest zawsze tragiczny, bez względu na religię, tradycję, przekonania.
Otóż bo to i nie. To jest cały problem świata zachodniego, różnych aktywistów, feministek itd. Oni nie rozumieją, że wolność to nie jest wzorzec metra z Sèvres. Definiują swoją wolność i próbują ją wymuszać na całym świecie. Kolonizatorzy i misjonarze też tak robili. Niestety nie umiemy w naszym świecie rozdzielić obyczajów od okrucieństwa, łączymy to "do kupy" i walczymy o "prawa" ludzi z innych światów. To jest całkowita pomyłka. Miałem na ten temat kilka długich, raz nawet do 4 nad ranem, dyskusji z moim kolegą pól Irakijczykiem, nie byliśmy w stanie się dogadać. Ale udało mi się zaobserwować punkt widzenia "z tamtej strony", ci ludzie inaczej postrzegają "prawo do decydowania o sobie" jak to pięknie nazywasz i wcale im to nie przeszkadza, że u nich jest inaczej. Zresztą nasze życie też jest pełne ograniczeń i też nie masz pełnego prawa do decydowania o sobie i jakoś z tym żyjesz, nie dostrzegając nawet większości tych ograniczeń. Tak jak i oni.
Wbrew pozorom, tu też mamy taki przypadek- mieszkamy w Stanach, ale będziemy żyć według naszych praw i musicie się z tym liczyć, a my z prawami kraju już nie bardzo.
Nie wiem o kim piszesz "mamy" ale jeśli o Polakach to IMO Polacy są jedną z najlepiej asymilujących się nacji.
Twtter is a day by day war
Wbrew pozorom, tu też mamy taki przypadek- mieszkamy w Stanach, ale będziemy żyć według naszych praw i musicie się z tym liczyć, a my z prawami kraju już nie bardzo.
Ale to jest wina państw i ich prawodawstwa. Dla mnie oczywiste byłoby, że imigrant chcąc żyć w kraju swojej emigracji powinien przyjąć ogół zasad w tym kraju panujący.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Nie wiem o kim piszesz "mamy" ale jeśli o Polakach to IMO Polacy są jedną z najlepiej asymilujących się nacji.
Przeczytałem raz jeszcze (he, he, he), chodziło Ci o film/powieść? To nie "wbrew pozorom", to jest właśnie utwór o tym, o tym, że przenieśli się do innego świata ale chcą żyć po swojemu. Nowy Jork to raczej takie miejsce, gdzie każdy może żyć po swojemu ale są w Stanach miasteczka, gdzie imigranci zmieniają obyczaje. Na początku tylko żyją po swojemu, w momencie gdy urosną w siłę (poprzez ściągnięcie swoich) zmieniają zasady funkcjonowania całego życia. W GB chyba też się słyszało głosy o biciu kobiet bez zakrytej twarzy w "dzielnicach" muzułmańskich.
Twtter is a day by day war
Brak prawa do decydowania o sobie jest zawsze tragiczny, bez względu na religię, tradycję, przekonania.
Otóż bo to i nie. To jest cały problem świata zachodniego, różnych aktywistów, feministek itd. Oni nie rozumieją, że wolność to nie jest wzorzec metra z Sèvres. Definiują swoją wolność i próbują ją wymuszać na całym świecie. Kolonizatorzy i misjonarze też tak robili. Niestety nie umiemy w naszym świecie rozdzielić obyczajów od okrucieństwa, łączymy to "do kupy" i walczymy o "prawa" ludzi z innych światów. To jest całkowita pomyłka. Miałem na ten temat kilka długich, raz nawet do 4 nad ranem, dyskusji z moim kolegą pól Irakijczykiem, nie byliśmy w stanie się dogadać. Ale udało mi się zaobserwować punkt widzenia "z tamtej strony", ci ludzie inaczej postrzegają "prawo do decydowania o sobie" jak to pięknie nazywasz i wcale im to nie przeszkadza, że u nich jest inaczej. Zresztą nasze życie też jest pełne ograniczeń i też nie masz pełnego prawa do decydowania o sobie i jakoś z tym żyjesz, nie dostrzegając nawet większości tych ograniczeń. Tak jak i oni.
Otóż, ja nikogo nie chcę na siłę czynić wolnym na styl zachodni. Jeśli jakiejś kobiecie (piszę o kobietach, bo taki temat był poruszony w serialu, który stał się pretekstem do tej dyskusji) pasuje (odnajduje się, jest szczęśliwa i zadowolona) życie w sposób, który z pozoru może się wydawać się nam niesprawiedliwy, to wszystko jest oki. Natomiast jeśli taka kobieta nie czuje się w tym dobrze (a tak jest w przypadku bohaterki serialu), to powinna mieć prawo podjąć decyzję o zmianie sposobu życia. I to jest prawo do decydowania o sobie.
Otóż, ja nikogo nie chcę na siłę czynić wolnym na styl zachodni.
W żadnym momencie tego co pisałem nie miałem na myśli Ciebie. Chodzi mi o całość takiego działania. Też uważam, że jeśli ktoś chce żyć inaczej to powinien mieć do tego prawo ale... bo jest jedno ale, powinien to czynić w ramach ustalonych reguł. I to chyba jest podstawowym problemem, mianowicie te reguły w różnych światach są różne. W przypadku Polski wystarczy wyjechać do Holandii żeby sformalizować związek homoseksualny i można tam żyć i o ile rodzina takiej osoby nie składa się z psychopatów to nikt nie będzie ścigał/porywał/ściągał do kraju czy wręcz zabijał, w przypadku niektórych krajów taki wyjazd jest nieakceptowalny. Co wtedy? Gdzie jest granica obyczajów a gdzie granica nieakceptowalnego ograniczenia wolności? Kto taką granicę może ustalać? Nam wydaje się to proste ale w wielu krajach tak proste nie jest.
Twtter is a day by day war
Co wtedy? Gdzie jest granica obyczajów a gdzie granica nieakceptowalnego ograniczenia wolności? Kto taką granicę może ustalać? Nam wydaje się to proste ale w wielu krajach tak proste nie jest.
Masz rację Pawle, sprawa nie jest prosta, dlatego to jest tak tragiczne.
Obejrzane. I odczucia mam mieszane. Im dalej w las tym gorzej. Serial traci tempo i fabuła stoi w miejscu. Z tych czterech rozwleczonych odcinków wycisnąłbym jeden film i byłoby to z korzyścią dla całej historii, jak sądzę.
W odniesieniu do recenzji Agi byłem zaskoczony sposobem w jaki została przedstawiona społeczność ortodoksyjnych Żydów zamieszkałych na nowojorskim Brooklynie. Spodziewałem się strasznych rzeczy a to całkiem sympatyczny świat i mili ludzie. Obowiązujące w nim reguły tworzą ograniczenia ale i kokon bezpieczeństwa. Coś za coś. Nie wszystkim musi to odpowiadać, ale wielkiego uciemiężenia kobiet tam nie zauważam. Zwłaszcza, że jak widać w filmie, można z tego świata odejść, a próby zawrócenia owieczki do owczarni odbywają się drogą perswazji, a nie przemocy. Nie ma porównania z surowymi zasadami świata Islamu.
Rozczarowało mnie też otwarte zakończenie. Twórcy stopniują napięcie, czekamy jak wypadnie konfrontacja Esti z brutalną prawdą na temat swoich własnych możliwości i nic z tego nie wynika. Coś jakby opcja na drugi sezon ale w przypadku mini seriali chyba się tego nie praktykuje.
W odniesieniu do recenzji Agi byłem zaskoczony sposobem w jaki została przedstawiona społeczność ortodoksyjnych Żydów zamieszkałych na nowojorskim Brooklynie. Spodziewałem się strasznych rzeczy a to całkiem sympatyczny świat i mili ludzie. Obowiązujące w nim reguły tworzą ograniczenia ale i kokon bezpieczeństwa. Coś za coś. Nie wszystkim musi to odpowiadać, ale wielkiego uciemiężenia kobiet tam nie zauważam. Zwłaszcza, że jak widać w filmie, można z tego świata odejść, a próby zawrócenia owieczki do owczarni odbywają się drogą perswazji, a nie przemocy.
Naprawdę? Serio? Świat, który pozbawia kobiety ich praw uważasz za sympatyczny, a ludzi którzy te prawa odbierają za miłych? A z jakiej racji coś za coś? Dlaczego za poczucie bezpieczeństwa miałabym płacić wolnością? Dlaczego jakakolwiek kobieta miałaby? Nie ma w w przedstawionym tam świecie wielkiego uciemiężenia kobiet? Czyli kobiety są tam tak tylko troszkę uciemiężone? I to jest oki? A co do odejścia z tamtego świata, to jeśli można z niego odejść, to w takim razie dlaczego ta dziewczyna musiała z niego uciekać i to na drugi koniec świata? I dlaczego ktokolwiek zaczął ją ścigać?
Naprawdę? Serio? Świat, który pozbawia kobiety ich praw uważasz za sympatyczny, a ludzi którzy te prawa odbierają za miłych?
Jak to pozbawia praw? Poza Esti i jej matką, wszystkie pozostałe kobiety z Williamsburga były zadowolone z reguł obowiązujących w świecie, w którym żyły. Nikt im krzywdy nie robił. A te które zadowolone nie były, odeszły. Na siłę ich nie trzymano.
Wartości, które Tobie wydają się takie ważne, nie są uniwersalne.