Nowe przygody z działem samobieżnym

No tak. Translator Google w ten uroczy sposób tłumaczy z rosyjskiego tytuł powieści Збигнева Ненацкого pt. „Hовые приключения Cамоходика”. A ponieważ Google wie wszystko, widocznie tak musi być. Zwłaszcza, że przygody z działem samobieżnym wydają się brzmieć bardzo rosyjsko:)

Tym razem mało tekstu, za to sporo obrazków, czyli to co internety lubią najbardziej:) Mirek zainspirował mnie do poszukiwań śladów Nienackiego w rosyjskiej sieci. Plony są obfite. Między innymi rosyjska i ukraińska edycja „Nowych przygód Pana Samochodzika” z bardzo fajnymi, czarno białymi i kolorowymi ilustracjami autorstwa Jewgienija Władimirowicza Semenowa.

Na temat wersji rosyjskiej niewiele wiadomo, poza tym, że powieść z polskiego przełożyła AE Novikova. W przypadku edycji ukraińskiej rzecz wygląda przedziwnie ponieważ w tej samej książce współistnieje ze sobą tytuł ukraiński „Новi пригоди Самоходика” widoczny na okładce i stronie tytułowej oraz tytuł rosyjski widoczny w stopce.

Wersja ukraińska została wydana w 1979 roku, w twardej oprawie, przez kijowskie wydawnictwo Wiesiełka, w przekładzie Olgi Tichonowicz Lenik. Powieść w języku rosyjskim można znaleźć na wielu stronach w sieci. Nie wiem tylko jak wygląda legalność korzystania z tych źródeł.

Książka reklamowana jest tak:

Ta książka to pełna akcji ekscytująca powieść współczesnego polskiego pisarza o tym, jak młodzi ludzie pomogli ocalić skarby muzealne zatopione w czasie wojny.

Warto zwrócić uwagę, że autor starał się dość wiernie odwzorować charakterystykę postaci opisaną przez Nienackiego. Mam wrażenie, że ilustratorzy polskich wydań podchodzili do tej sprawy ze znacznie większą nonszalancją.



Marta
Była to ładna, szczupła blondynka z grubym, jasnym warkoczem na plecach.



Czarny Franek
Chłopak z ogromną czarną czupryną, która upodabniała go do kruka z rozpostartymi skrzydłami.



Bronka
Śliczna ruda dziewczyna w bluzeczce o palącej jak ogień czerwieni.



Wacek Krawacik
Młodzian mający na oko około dwudziestu dwóch lat – chudy, blady, wymoczkowaty. W jego sylwetce nie było nic ze sportowca wodniaka, choć na głowie nosił czapkę jacht-klubu.


Pan Samochodzik
Najsłabiej wypada sam Pan Samochodzik, ale jego wygląd zewnętrzny znamy z innych tomów serii. W „Nowych przygodach” nie jest chyba opisany.

Przyjrzymy się więc ilustracjom Semenowa, w kontekście fabuły powieści.

Te trzy osoby stanowiły całą załogę jachciku. Po trapie przemaszerowali na brzeg i skierowali się do gospody. Banda wyrostków przyglądała się przybyszom w niemym zachwycie, zapewne ów jacht bardzo im zaimponował. Wymoczkowaty młodzian dostrzegł ten zachwyt, wyprostował się dumnie i odtąd starał się iść rozkołysanym krokiem starego wilka morskiego.

Pochodzi ona najprawdopodobniej z Sambii, a odkryto ją w grobie z tak zwanego okresu rzymskiego, a więc w początkach naszej ery. Do końca czterdziestego czwartego roku znajdowała się ona w muzeum w E. i podczas działań wojennych zginęła wraz z całymi niemal zbiorami. Sądziliśmy, że zbiory muzeum wywieziono do Niemiec. Niestety, poszukiwania nasze na terenie Niemiec nie dały rezultatu.

I wtedy los jakby zemścił się na mnie za to, że okazałem tyle niecierpliwości – ogromny gwóźdź z podkowy końskiej wlazł w oponę wehikułu i przebił dętkę. Zrobiłem to, co czynią wszyscy kierowcy w takiej sytuacji. Przystanąłem, podniosłem lewarkiem samochód, zdjąłem koło z przebitą dętką.

Kończyłem pompowanie opony, kiedy nadjechała blondynka z pięknym warkoczem. A więc Czarny Franek nie zdołał jej namówić, aby przyłączyła się do jego bandy. Przystanęła obok mego samochodu, zeskoczyła z roweru. Na jej ładnej, jeszcze bardzo dziecinnej twarzy zauważyłem wyraz podejrzliwości.
Jak się pan tu dostał? – zapytała.
– Przecież promem pan nie przepłynął.

Na rosnącym nad brzegiem jeziora drzewie, rozgałęziającym się na wysokości człowieka, siedziało czworo ludzi. Oni to właśnie wołali o pomoc i ratunek. A w najbliższym sąsiedztwie namiotu pasł się spokojnie ogromny czarny buhaj.

Kapitan Nemo szybko zwijał swój spinning, kotwiczka ciągnęła ku niemu czarną flagę. Po chwili już miał ją w ręku. Wtedy zniknął w oszklonej kabinie. Silnik zawył i ślizgacz zatoczywszy niewielki łuk rozkołysał sobą fale, aż tratwy zachybotały się mocno na wodzie. Jeszcze chwila i przepadł za najbliższym półwyspem. A więc Kapitan Nemo był jednak istotą z krwi i kości! Przyrzekł, że rozprawi się z bandą Czarnego Franka i po raz pierwszy dał się jej we znaki. Pokazał swoją moc i zręczność. Zrywając czarną flagę, jak gdyby powiedział: „Oto za moją sprawą kończą się tu wasze pirackie rządy”.

Ale zagadka zaraz się wyjaśniła. Zaledwie dobiłem do łódeczki, na burcie wehikułu ukazały się czyjeś dłonie, a po chwili ujrzałem głowę ludzką w masce płetwonurka. Łódeczka nie płynęła sama. Ktoś pod nią siedział. Jegomość w stroju płetwonurka, z aparatem tlenowym na piersiach z trudem wgramolił się do wehikułu. Zdjął z twarzy maskę i wtedy rozpoznałem… Kaznodzieję.

A Kapitan Nemo odwrócił się w stronę wyrostków. Jego wzrok jak gdyby ich paraliżował i przygważdżał do ziemi. Nie drgnęli nawet wtedy, gdy obydwaj wędkarze wyciągnęli łódkę z trzcin i pomrukując słowa podziękowania pod adresem Kapitana Nemo odbili od brzegu. Nagle nad zatokę wybiegł Czarny Franek. Jednym spojrzeniem objął gromadkę swych kolegów i Kapitana Nemo.
– Łapać go, chłopaki! – wrzasnął.
– Złapać i zedrzeć mu ten czarny kaptur!
Chłopcy zerwali się z trawy. Coś błysnęło w ich rękach tak, mieli fińskie noże!

Ślizgacz raptownie skręcił. Rozbryzgując wodę, aż zbielałą od piany, ominął bandę i błyskawicznie dobił do brzegu. Nie wyłączając silnika, a tylko włączając wolny bieg, Kapitan Nemo wyskoczył na ląd. Bez pośpiechu pozbierał rozrzucone tam ubrania chłopców, poskładał noże i wrzucił wszystko do ślizgacza. Uruchomił śrubę i wolno odbił od lądu. Pogroził jeszcze wyrostkom swoim spinningiem, a później wszedł do kabinki i zwiększył obroty. Po chwili już go nie było w zatoczce.

Przed moim namiotem, na mojej kuchence gazowej, na mojej patelni smażyła wielkiego szczupaka panna Marta z jasnym warkoczem. U sąsiadów także smażono ryby – trzy małe krasnopióry i jedną płotkę. Pan Anatol łypał okiem na ogromnego szczupaka na mojej patelni; i zdało się, że ma ochotę przemówić, ale milczał. Ten wielki szczupak odbierał mu chęć do pouczeń, a zadawanie pytań nie leżało zapewne w jego naturze.

Związali mnie jak barana i zawlekli przed lampę gazową. Na powrót też skrępowali Baśkę i pozostawili go na skraju polanki.
Więc to jest Kapitan Nemo! – triumfował Czarny Franek.
Masz, Bronka, swojego bohatera. Leży u moich stóp. I będzie jeszcze cienko śpiewał.
Że też od razu nie domyśliliśmy się, kim jest Nemo. Przecież on był z nami w gospodzie, gdy otrzymaliśmy list z pogróżkami – powiedział Roman.
Któraś z dziewcząt zajęła się zawiniątkiem rzuconym na polanę. Podała Czarnemu Frankowi jego spodnie i koszulę.

Popatrzyłem na piasek. Nie wyróżniał się niczym specjalnym, nic na nim nie leżało. Aha, widniały w nim dość płytkie wgłębienia.
– Przed chwilą ktoś wyszedł z jeziora z płetwami na nogach – stwierdziła.
– Skąd pani wie, że przed chwilą?
Spojrzała na mnie zdumiona, że jestem tak mało domyślny.
– Jeszcze ten ślad jest wilgotny. Za dziesięć minut stanie się zupełnie suchy. Albo przyjdzie silniejsza fala i go rozmyje.
– Ma pani rację – zgodziłem się potulnie.
– Tutaj dalej ten ktoś wyszedł na brzeg. Nie zdjął z nóg płetw, bo rosną pokrzywy. Przeszedł przez nie w płetwach, kilka pokrzyw złamał, a kilka przygniótł do ziemi.
Za pokrzywami rósł niewysoki lasek sosnowo-brzozowy. Ślad kierował się w jego stronę.

To była Bronka. Nawet w ciemnościach jaśniały jej rude włosy.
– Odłączyłam się od Czarnego Franka – powiedziała, szczękając zębami.
– Tu leżał jakiś list do pana – wręczyła mi zalepioną kopertę.
– Znalazłam go przed pana namiotem, gdy tu przyszłam. Schowałam list do kieszeni spodni, żeby nie zmókł.

– Czego pan chce ode mnie? – burknął opryskliwie.
Zdziwiłem się:
– Wciąż jeszcze uważasz się za największego cwaniaka? Żadnych nauk nie wyciągasz ze swojej obecnej sytuacji? Czy nie przychodzi ci na myśl, że nieustannie przegrywasz? Zrób rachunek, z łaski swojej. Dowodziłeś bandą i odebrano ci dowództwo. Darzyła cię sympatią Bronka i straciłeś tę sympatię, ba, postąpiłeś jak nicpoń, bo nadużyłeś jej zaufania. Zacząłeś wojnę z Kapitanem Nemo i przegrałeś. Nawet ze mną się nie udało, nie licząc, że wymknęła ci z rąk sprawa mapy łowisk. A wreszcie siedzisz w areszcie milicyjnym, podczas gdy Roman jest już na wolności.

Okazało się, że z Siemian zadzwonił ktoś na milicję i poinformował, że we wsi kręci się chłopak z bandy. Powiadomiono również milicję, że potem chłopak poszedł kamienistą drogą w stronę Jerzwałdu, przyjechali, aby zaskoczyć go na drodze. Teraz, przez radiotelefon, wezwano z Susza drugi samochód, który miał zabrać całą grupkę chłopaków. Roman błagał milicjantów, żeby go puścili. Przysięgał, że z bandą nie miał nic wspólnego, że znajduje się pod opieką wędkarzy z jachtu, a tutaj zjawił się tylko przypadkiem.

Zdecydowałem się zadać mu cios. Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem bursztynową kolię.
– Czy dużo pan tego znalazł? – zapytałem.
Pięć par oczu zawisło na twarzy Ornitologa. Jestem pewien, że dostrzeglibyśmy na niej choćby najmniejszy cień przestrachu lub gniewu. Żelazne nerwy miał ten człowiek. Tyle tylko, że zatrzepotał powiekami jakby odrobinę zaskoczony.
– Niestety, tylko ten naszyjnik…
– A reszta? Co się z nią stało?
Rozłożył ręce gestem największego ubolewania.
– Przypuszczam, że odpłynęła jachtem Wacka Krawacika.

– Przecież pan Wacek nie jest żadnym przestępcą – pomrukiwał.
Przestał mruczeć i protestować, gdy rozwiązaliśmy sznurki i z grubych koców, które zdawały się kryć pościel i materace gumowe, wysypały się przepiękne kolie bursztynowe, naszyjniki, bransolety, kilkanaście przedmiotów zrobionych ze złota. W drugim kocu znajdowała się stara złota zastawa, którą przed wojną szczyciło się muzeum w E.

Skąd… on to wszystko… wyłowił? – wyjąkał pan Anatol.
– Z jeziora – odrzekłem.
– Na spinning? – zapytał naiwnie pan Anatol.
Zapamiętałem ogromny wybuch śmiechu, jakim powitaliśmy te słowa rycerza spinningu.

Na temat ilustracji do rosyjskiego wydania „Nowych przygód Pana Samochodzika” możemy porozmawiać na NASZYM FORUM.

Źródło ilustracji: Wszystkie ilustracje wykorzystane w artykule są autorstwa Jewgienija Władimirowicza Semenowa i pochodzą z tego źródła.

Źródło cytatów: Cytaty pochodzą z książki Zbigniewa Nienackiego pt. „Nowe przygody Pana Samochodzika.