Forum

Na zachodzie bez zm...
 
Notifications
Clear all

Na zachodzie bez zmian, 2022 vs 1979


Kustosz
(@kustosz)
Pan Samolocik Admin
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 8923
Topic starter  

„Na zachodzie bez zmian” czyli Edward Berger (2022) kontra Delbert Mann (1979).

1668705425-Na-zachodzie-bez-zmian.jpg

Od razu muszę uprzedzić, że jestem wielkim fanem filmu Delberta Manna z 1979 roku. To w moim odczuciu genialna ekranizacja genialnej powieści, wspaniały film z pacyfistycznym przesłaniem, który dobitnie pokazuje bezsens i okrucieństwo wojny. Każdej, nie tylko I wojny światowej, która pochłonęła 17 milionów ludzi, z czego 3 miliony w okopach frontu zachodniego, który jest tutaj teatrem działań. Obraz Manna to dzieło epickie, poruszające, film świetnie obsadzony i zagrany, a także, na ile jeszcze pamiętam powieść Remarque’a, nakręcony wiernie wobec pierwowzoru literackiego. Nowa produkcja Netflixa nie miała więc łatwego zadania.

I zaskoczenia nie było. Po obejrzeniu filmu Edwarda Bergera uważam, że nie może się on równać z poprzednikiem, co nie oznacza wszak, że jest to zły film. Jego wielkim atutem są świetnie nakręcone, naturalistyczne do bólu, sceny batalistyczne. Dynamika, chaos, strach okrucieństwo i śmierć, bez żadnej taryfy ulgowej. Wszystko to zrobione w podobnej konwencji jak lądowanie aliantów w Normandii w „Szeregowcu Rayanie” czyli absolutnej klasyce gatunku. I choćby z tego powodu warto ten film obejrzeć, bo na innych płaszczyznach nie jest już tak wspaniale.

Nowe „Na zachodzie bez zmian” odbiega fabularnie od powieści. W zasadzie mamy tylko okopy, wojnę i przebitki rokowań pokojowych czy też raczej sceny przymuszenia negocjatorów niemieckich do przyjęcia dyktatu Francuzów. Zdecydowanie brakuje szerszej perspektywy. Nawet akcja została przesunięta (o ile dobrze pamiętam książkę i ekranizację Manna) z roku 1914 na 1917 i dlatego mocno mi zgrzyta ten młodzieńczy entuzjazm pokolenia Paula Baumera, rwącego się do wojaczki. Takie płomienne, patriotyczne przemowy jak ta wygłoszona przez dyrektora na zakończenie szkoły były na miejscu w 1914 roku, kiedy Niemcom wydawało się, że za chwilę będą w Paryżu. Rok 1917 to już inna sytuacja i zupełnie inny klimat, również na zapleczu frontu, co doskonale widać w ekranizacji Manna. Ale sceny początkowego entuzjazmu głęboko zapadają w pamięć w obu filmach.

Słowem, ekranizacji Netflixa brakuje epickiej perspektywy, która zachwyca w filmie z 1979 roku. Brakuje okresu szkolenia rekrutów, który powoli przeprowadza tych chłopców z bezpiecznych niemieckich miasteczek do wypełnionych śmiercią okopów (żal, że w konsekwencji z obsady znika postać kaprala Himmelstossa). Brakuje zderzenia okrutnego świata wojny ze światem istniejącym na jej zapleczu, w którym pozornie niewiele się zmieniło choć dawny entuzjazm wyparował. Kiedy Paul przyjeżdża do domu na kilkudniowy urlop nie potrafi się odnaleźć wśród wygrywających bitwy przy kawiarnianym stoliku wujków i sąsiadów. Wie, że już tam nie pasuje i nigdy pasował nie będzie. To wszystko jest w ekranizacji Manna i nie ma w filmie Bergera. W nowej ekranizacji brakuje też wyrazistych bohaterów, bo zarówno Paul jak i Kat to u Bergera postacie znacznie mniej krwiste niż u Manna. Są jak gdyby reprezentantami bohatera zbiorowego, a nie bohaterami indywidualnymi, może więc dlatego brakuje tu psychologicznego pogłębienia postaci. W efekcie widz czuje się mniej przejęty ich losem.

Ale nowe „Na zachodzie bez zmian” i tak wybrzmiewa donośnie. Tym głośniej, że pacyfistyczne przesłanie filmu wpisuje się w wojnę prowadzoną na Ukrainie. Mnie dodatkowo skłoniło do jeszcze innej refleksji. Jaką trucizną może być tak zwane patriotyczne wychowanie młodzieży, które w momencie próby ułatwia przerabianie dzieciaków na mięso armatnie. To w końcu płomienny patriotyzm wpajany najczęściej przez cynicznych dekowników wpakował Paula Baumera i jego kolegów w okopy we Flandrii, taki sam płomienny patriotyzm wepchnął nasze pokolenie Kolumbów (z jednym granatem na drużynę) w pożogę Powstania Warszawskiego. Bo to jest tak jak w tekście Grabaża:

W mieście dzisiaj dzień zwycięstwa
W mieście noc szaleństwa
Defilują tłuste generały
Panny topią się w rumieńcach
Orkiestra marsza gra na rynku
Dzwony w kościołach
Tylko chłopców tutaj nie ma
Urosły na nich zioła

PS. Jest jeszcze wersja „Na zachodzie bez zmian” z 1930 roku, nagrodzona dwoma statuetkami Oscara. Muszę kiedyś ten film obejrzeć. To było przecież jeszcze cholernie świeże spojrzenie na traumę I wojny światowej.

Temat został zmodyfikowany 2 lata temu 4 times przez Kustosz

Cytat
Milady
(@milady)
. Moderator
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 4501
 
Wysłany przez: @kustosz

W zasadzie mamy tylko okopy, wojnę i przebitki rokowań pokojowych czy też raczej sceny przymuszenia negocjatorów niemieckich do przyjęcia dyktatu Francuzów. Zdecydowanie brakuje szerszej perspektywy.

Wysłany przez: @kustosz

Słowem, ekranizacji Netflixa brakuje epickiej perspektywy, która zachwyca w filmie z 1979 roku. Brakuje okresu szkolenia rekrutów, który powoli przeprowadza tych chłopców z bezpiecznych niemieckich miasteczek do wypełnionych śmiercią okopów (żal, że w konsekwencji z obsady znika postać kaprala Himmelstossa). Brakuje zderzenia okrutnego świata wojny ze światem istniejącym na jej zapleczu, w którym pozornie niewiele się zmieniło choć dawny entuzjazm wyparował.

W pełni się zgadzam. Przez 2/3 filmu ciężko się wczuć w sytuację głównego bohatera. Nie ma też jak go polubić. Podobnie z postacią Kata. Brakuje tła psychologicznego. Zupełnie do mnie nie przemawiały te wstawki z rokowaniami. Wszystko było jakieś takie "bez głębi", która można było znaleźć w produkcji Manna. Szczególnie widoczne w scenie kiedy Paul dostrzega w zabitym przez siebie francuskim żołnierzu indywidualną osobę a nie zbiorowego wroga. W produkcji Manna ta scena mogła wycisnąć łzy, produkcji Netflixa to się nie udało.

Plusem nowej ekranizacji jest strona wizualna. Tu muszę przyznać, że realizatorzy stanęli na wysokości zadania.

Wysłany przez: @kustosz

Jaką trucizną może być tak zwane patriotyczne wychowanie młodzieży, które w momencie próby ułatwia przerabianie dzieciaków na mięso armatnie.

Ja sądzę, że to nie tylko kwestia "patriotycznego wychowania młodzieży". Młodość ma to do siebie, że młody człowiek wypiera u siebie świadomość śmierci przeświadczeniem o własnej nieśmiertelności i mocy. Młodość to wiara w idee, większa skłonność do ryzyka. Dodając do tego brak życiowego doświadczenia nie potrzeba wiele by ławo ulegać zrywom patriotycznym.

W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"


OdpowiedzCytat
Kustosz
(@kustosz)
Pan Samolocik Admin
Dołączył: 5 lat temu
Posty: 8923
Topic starter  
Wysłany przez: @milady

Szczególnie widoczne w scenie kiedy Paul dostrzega w zabitym przez siebie francuskim żołnierzu indywidualną osobę a nie zbiorowego wroga. W produkcji Manna ta scena mogła wycisnąć łzy, produkcji Netflixa to się nie udało.

Ta scena tutaj też jest dobra. Zresztą trudno taką scenę spieprzyć. Wojna to zabijanie anonimowego wroga, w dodatku odczłowieczonego przez propagandę. Spojrzeć w oczy konkretnego Hansa czy Louisa, zobaczyć jego żonę i dzieciaki na zdjęciu, poznać wiek, nazwisko, zawód i patrzeć jak umiera od rany, którą my mu zadaliśmy to już zupełnie inna historia.

Wysłany przez: @milady

Ja sądzę, że to nie tylko kwestia "patriotycznego wychowania młodzieży". Młodość ma to do siebie, że młody człowiek wypiera u siebie świadomość śmierci przeświadczeniem o własnej nieśmiertelności i mocy. Młodość to wiara w idee, większa skłonność do ryzyka.

Jasne, że nie tylko. Ale to dolewanie benzyny do i tak, jak słusznie zauważyłaś, wybuchowej mieszanki.

Post został zmodyfikowany 2 lata temu przez Milady

OdpowiedzCytat
Share: