Rybicka jest taka nijaka i niezapadająca w pamięć, że wątpię, bym ją rozpoznał w następnym filmie z jej udziałem.
Rybicka w tej czarnej peruce jest rzeczywiście nie do poznania. Ale powtórzę, jej rola jest najbardziej przerysowana ze wszystkich z założenia, dlatego może wydawać się sztuczna. Ale to nie wina Rybickiej, tak po prostu miało być.
tańczą dziś w dancingu indra
mister shean ze swoją panią
on pół diabła ona anioł
w równych frakach i cylindrach
twardzi jak rzeźbione drzewo
lżejsi niż łąbędzie puchy
z jakąś pasją obłąkańczą
wykonują wspólne ruchy
idą razem prawo w lewo
papierosy z ust wyjęli
równocześnie się potknęli
przewrócili wstali tańczą
brzmi najnowszy fokstrot lonah
murzyn w śmiech a jazz-band ryczy
w wiecznej zgodzie mąż i żona
excentrycy excentrycy
on pochwycił się za serce
ona także
z twarzą białą
i serce mu bić przestało
równocześnie i tancerce
murzyn w śmiech a jazz-band ryczy
excentrycy excentrycy
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Rybicka jest taka nijaka i niezapadająca w pamięć, że wątpię, bym ją rozpoznał w następnym filmie z jej udziałem.
Rybicka w tej czarnej peruce jest rzeczywiście nie do poznania. Ale powtórzę, jej rola jest najbardziej przerysowana ze wszystkich z założenia, dlatego może wydawać się sztuczna. Ale to nie wina Rybickiej, tak po prostu miało być.
W historii kinematografii jest mnóstwo filmów z celowo przerysowanymi postaciami. Ba, nawet w "Excentrykach..." rola Dymnej jest przejaskrawiona. A mimo to widz myśli "świetnie zagrała tę przerysowaną rolę". Po prostu dostrzega różnicę między kreacją a aktorką/aktorem - co innego zagrać sztucznie, co innego zagrać sztuczną postać.
Ale okazuje się, że Modesta ma swoich zwolenników, więc coś jednak zadziałało 😉 .
Ona jest taka za jaką ślinią się faceci, ale tylko niektórzy potrafią jej sprostać. Być może twoja płeć nie pozwala Ci tego dostrzec. Tu każdy gest, każde spojrzenie i precyzyjnie dobrane słowo powoduje drżenie rąk.
Oszalałeś? Przypomnę scenę tzw. "łóżkową" - nawet się jej peruczka nie przekrzywiła, włos nie zmierzwił, po prostu zero namiętności.... Według Ciebie ta drętwota jest miarą seksapilu?
Ciii, nasza płeć nie pozwala nam dostrzec namiętności w tej scenie 😆 .
Swoją drogą muszę zajrzeć do scenariusza i sprawdzić, czy wyleciały jakieś sceny, które mogłyby zmienić trochę odbiór Modesty, podobne do tych cytowanych powyżej/na poprzedniej stronie.
No i uważam, że Kulig zrobiłaby jednak różnicę 😉 .
nasza płeć nie pozwala nam dostrzec namiętności w tej scenie
Ale tam nie ma namiętności, a nie, że jej nie widzimy @Maruto.
No chyba, żeby za namiętność uznać widok kawałka gołego ciała Modesty 😉
W historii kinematografii jest mnóstwo filmów z celowo przerysowanymi postaciami. Ba, nawet w "Excentrykach..." rola Dymnej jest przejaskrawiona. A mimo to widz myśli "świetnie zagrała tę przerysowaną rolę".
Bo jest spora różnica między rolą świetną (Dymna), a rolą zagraną poprawnie (Rybicka). W moim przekonaniu Modsta nie zasługuje by wskazywać ją palce, jako wyjątkowo źle zagraną postać w tym filmie. Znacznie gorzej poradziła sobie Sonia Bohosiewicz, i to w roli akurat w ogóle nie przerysowanej.
Przypomnę scenę tzw. "łóżkową" - nawet się jej peruczka nie przekrzywiła, włos nie zmierzwił, po prostu zero namiętności..
Moment, przekrzywienie peruczki czy zmierzwienie włosów to nie są w tym wypadku elementy kreacji aktorskiej tylko wizja reżyserska tej sceny. I dlaczego Twoim zdaniem miała tam być jakaś wielka namiętność? To Fabian był w niej zakochany a nie ona w nim. Modesta była tam służbowo i bardzo powoli ze swoimi emocjami wchodziła w tę grę.
I dlaczego Twoim zdaniem miała tam być jakaś wielka namiętność?
Bo ładniejszy film by był na przykład. Chodziło mi o to, że ta scena nie była namiętna a powinna była być, żeby podkreślić Fabiana i jego uczucia. A co to było to nie wiem....
Chodziło mi o to, że ta scena nie była namiętna a powinna była być
No widzisz, a moim zdaniem wcale nie powinna.
Bo jest spora różnica między rolą świetną (Dymna), a rolą zagraną poprawnie (Rybicka). W moim przekonaniu Modsta nie zasługuje by wskazywać ją palce, jako wyjątkowo źle zagraną postać w tym filmie. Znacznie gorzej poradziła sobie Sonia Bohosiewicz, i to w roli akurat w ogóle nie przerysowanej.
Zgadzam sie w zupełności. Mimo, że postać Modesty wcale mi sie nie podobała, to nie odebrałam jej jako źle zagranej, ona taka miała być. Natomiast Bohosiewicz nie kupiłam od samego początku, to ona tu "grała" słabo.
, ale tylko niektórzy potrafią jej sprostać.
Fabian nie musiał jej sprostać. Ona miała zadanie do wykonania i tak czy siak kręciłaby się wokół niego a że facet za skomplikowany nie jest to wystarczy zrobić wielkie wejście, tak żeby się wszyscy obejrzeli, zainteresować się nim a później pobyć trochę niedostępną. Taką miała rolę ale w moim odczuciu mogła zagrać trochę lepiej.
Jejku, to ja do dzisiaj kompletnie nie rozumiałam, co to jest sex appeal 😮
No właśnie, dla mnie zawsze sex appeal to nie było coś co musiało iść w parze z super ciuchami i czerwoną szminką. Mam wrażenie, że gdyby nie te atrybuty Modesty to sex appealu by brakło. Często jest przecież tak, że pozornie nieatrakcyjna dziewczyna ma w sobie sex appeal a ta ładniejsza i lepiej ubrana niekoniecznie.
Mimo, że postać Modesty wcale mi sie nie podobała, to nie odebrałam jej jako źle zagranej,
A ja odwrotnie. Sama postać mi pasowała, ale była zagrana jedynie jak to Kustosz określił "poprawnie".
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
A propos sex appealu mam dla was ściągawkę;)
Dodam, że tekst min Ludwik Starski, któremu swój ostatni wpis na PORTALU poświęciła Maruta, muzyka Henryk Wars.
Maruto, dzięki filmowi zaproponowanemu przez Ciebie, ciekawych rzeczy się dowiaduję o naszych Znienacka Panach 😉
Według Nietajenki kawałek drewna jest uosobieniem sex appealu (ciekawe co na to pani stomatolog 😀 ), według Kustosza scena erotyczna nie musi być namiętna ...
Hm ...
A propos sex appealu mam dla was ściągawkę;)
Dodam, że tekst min Ludwik Starski, któremu swój ostatni wpis na PORTALU poświęciła Maruta, muzyka Henryk Wars.
"Nasza urodziwa krajowego wyrobu" 😀 😀 😀
(...) według Kustosza scena erotyczna nie musi być namiętna ...
Zgodnie z definicją słownikową namiętność to stan uczuciowy występujący z wielką siłą, zwłaszcza gwałtowna miłość fizyczna. Dlaczego więc scena erotyczna MUSI być namiętna?
Zgodnie z definicją słownikową
Ej....no nie przytaczaj słownikowych definicji.
Namiętności nie było ani w Fabianie ani, tak jak już pisałam w Modeście. A być powinna
według Kustosza scena erotyczna nie musi być namiętna ...
Jasne...wtedy wyjdzie film z cyklu... dla dorosłych 🤣
Zgodnie z definicją słownikową
Ej....no nie przytaczaj słownikowych definicji.
Namiętności nie było ani w Fabianie ani, tak jak już pisałam w Modeście. A być powinna
według Kustosza scena erotyczna nie musi być namiętna ...
Jasne...wtedy wyjdzie film z cyklu... dla dorosłych 🤣
Kustosz musi bronić swojej tezy na wszelkie możliwe sposoby, w przeciwnym razie musiałby przyznać, że to słabo zagrane role, w słabym filmie 😉
Ja mam wrażenie, że większość kontestujących zapomina o konstrukcji fabuły. To z założenia miał być teatr w filmie, gdzie właściwie tylko główny bohater jest wkręcany, reszta to fikcja. To tak miało wyglądać, to musiało być trochę sztuczne i przerysowane. Fabian to człowiek z kosmosu, który jak pelikan łyka ten spektakl. Modesta to ubecka agentka, która jak na siermiężność tamtych czasów sztukę uwodzenia opanowała znakomicie. A to, że po akcie łóżkowym była drętwa, no cóż, szychta się skończyła, czas iść do domu. 😉 Znamienne było to z jaką wściekłością pozbyła się peruczki i zmazała szminkę. Dla córki systemu obrzydliwe były te wielkopańskie maniery i wreszcie mogła się ich pozbyć. To nie był film znakomity ale bardzo dobry. Nie wiem tylko czy to było zderzenie dwóch światów czy po prostu świat złudzeń.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Kustosz musi bronić swojej tezy na wszelkie możliwe sposoby,
Kustosz niczego nie musi bronić, bo ani tego filmu nie kręcił, ani nawet nie proponował do oglądania.
Znamienne było to z jaką wściekłością pozbyła się peruczki i zmazała szminkę. Dla córki systemu obrzydliwe były te wielkopańskie maniery i wreszcie mogła się ich pozbyć.
Rozumiem, że to akurat żarcik jest. Taki w stylu Nietaja:)
"Excentrycy" - powieść Włodzimierza Kowalewskiego
Film bardzo lubię więc kiedy wpadła mi w oko powieść Włodzimierza Kowalewskiego pt. „Excentrycy”, bez wahania dołączyłem ją do mojej domowej biblioteczki. Ten sam klimat co w adaptacji filmowej. Zastanawiam się czy to nie jest tak, że to filmowy feeling udziela się przy lekturze. Nie sposób przecież patrzeć na tę historii inaczej niż przedstawił ją Janusz Majewski a zrobił dobrą robotę odmalowując ją barwnie i z humorem. Natalia Rybicka pozostanie Modestą, Anna Dymna Bajerową a Maciej Stuhr Fabianem, mimo że powieściowy Fabian jest facetem znacznie starszym.
Film trzyma się dość wiernie powieści choć są oczywiście różnice. Przede wszystkim, Majewski całkowicie pominął wątek przedwojennego lokatora pensjonatu Bajerowej, który pojawia się jako postać z kart pamiętnika, który znajduje Fabian w swoim pokoju. Przez pryzmat tej postaci oglądamy stary Ciechocinek z jego atmosferą przedwojennego kurortu na miarę Zakopanego czy Krynicy. Kowalewski odmalowuje go ze znawstwem i pieczołowitością Tyrmanda opisującego w "Złym" warszawskie zaułki początku lat 50. Nostalgia miesza się tutaj z humorem okraszonym obficie ironią. I choć ten odległy już świat (sprzed wielkiej wody – jak mówi Fabian) stanowi świetny kontrapunkt dla szarej codzienności lat 50, jest dla mnie zupełnie zrozumiałe, że został w filmie pominięty.
Po lekturze książki można też rozstrzygnąć, że manieryczna wyniosłość Modesty, jej sarkazm, dziwna sztuczność zachowań to charakterystyka postaci naszkicowana przez autora powieści, a nie (często krytykowana) interpretacja Natalii Rybickiej.
Kowalewski ma wielki dar tworzenia plastycznych obrazów. Aż dziwne, że jest tak mało znanym autorem. Nie pamiętam żeby ktoś z równą maestrią potrafił opisywać dźwięki:
Na resztki biżuterii prawdziwej stoczyła się z góry gorąca jak roztopiony wosk, świetlista lawina. Libestraum Liszta, romantyczna skarga miłosna, teraz przejmująca jeszcze bardziej, bo w bezdusznym rytmie świata sputników, telewizji i atomu. Trzy wielkie solowe partie na tle zgodnego zamaszystego brzmienia bandu. Najpierw Fabian – noce czarowne, czerwcowe, fale puszystych włosów pieszczące wnętrze dłoni, pierwsze spojrzenie, pierwszy dotyk, pierwszy smak, tkliwość, do której każdy tęskni i zarazem wstydzi się przyznać, tkliwość, której boi się literatura, po którą trzeba uciekać do muzyki. Potem Vogt. Nikt nie znał takiego doktora Vogta. Klarnet schodził nisko, najniżej, jego nuty lały się jak zaprawiony korzeniami ciepły karmel, aby znienacka wzlatywać w niebo, odnajdywać waniliowe wonie ogrodów rozprażonych słońcem, pokonywać tajemnicze bramy, tonąć w kwiatach, odbijać się w zielonej wodzie. I wreszcie Stypa, trąbka szybująca wysoko, chłodna gałązka szronu, przynosząca ulgę i opamiętanie jak dotknięcie czołem zamarzniętej szyby.
A wyglądało to chyba mniej więcej tak: