Ostatnio przypomniałem sobie ,,Do widzenia, do jutra,,...ależ ta Teresa Tuszyńska była piękna...aż szkoda, że alkoholizm w który wpadła tak szybko skończył jej karierę...
Lubicie ten film?
Do widzenia, do jutra
Cudowny film. A Cybulski....ech, po prostu wspaniały. I jeszcze "moje" Trójmiasto. Chyba sobie przypomnę ten film, bo w pamięci mam jedną cudowną scenę i nijak nie mogę sobie tekstu do niej przypomnieć.
teraz przerabiamy "Jowitę"
Już obejrzane.
Ostatnio przypomniałem sobie ,,Do widzenia, do jutra,,...ależ ta Teresa Tuszyńska była piękna...aż szkoda, że alkoholizm w który wpadła tak szybko skończył jej karierę...
Lubicie ten film?
Hm...
Ja poproszę o inny zestaw pytań.
Ja poproszę o inny zestaw pytań.
O właśnie, rozmawiałyśmy o tym filmie (w innej przestrzeni) i zapamiętałam, że Ci się nie podobał.
Ja poproszę o inny zestaw pytań.
O właśnie, rozmawiałyśmy o tym filmie (w innej przestrzeni) i zapamiętałam, że Ci się nie podobał.
Dobrze pamiętasz.
Z wszystkich filmów obejrzanych przeze mnie w ciągu ostatnich 3 lat w ramach nadrabiania zaległości polskich staroci, ten był zdecydowanie najgorszy.
Otrzymał ode mnie notę 1 w skali od 1 do 5.
Tak nudnego filmu o niczym dawno nie widziałam.
Nawet pisałam więcej o moich odczuciach, ale musiałabym gdzieś kto odszukać.
Tak nudnego filmu o niczym dawno nie widziałam.
Nie mogę się zgodzić. Przytoczę to co już kiedyś pisałam o tym filmie.
„Do widzenia do jutra” to film, który na pewno zapisze się w mojej pamięci jako jeden z lepszych jakie widziałam i będę chętnie do niego wracać. Jest to film nieco surrealistyczny w swojej opowieści o miłości. Według mnie zawiera obrazy, których nie powinno odbierać się zbyt dosłownie inaczej można nie wyłuskać pewnych rzeczy.
On – niesamowicie poważny, smutny, romantyczny, melancholijny artysta. Ona ulotna, dynamiczna, zdająca sobie sprawę z tego, że to tylko chwila, która nie przetrwa i nigdy więcej nie wróci.
Postać Margueritty początkowo nie spodobała mi się. Wydawało się, że jest ona dziecinna i roztrzepana. Jednak szybko zaczęły mnie ciekawić różnice w postawie głównych bohaterów.
Najbardziej w pamięć zapadły mi słowa Margueritty „wierz mi, to nieistnienie jest najpiękniejszą rzeczą, jaką mogę ci ofiarować” oraz, że każda radość z czasem przeradza się w przyzwyczajenie. Z miłości, która nie ma prawa przetrwać mogą zostać piękne wspomnienia, które w pewnym sensie budują naszą wrażliwość. I chyba też jest trochę tak, że po czasie zmienia się nasza perspektywa postrzegania i radość zmienia się w przyzwyczajenie. Słowa Margueritty nawiązują tu do ulotności uczuć i wrażeń.
No i oczywiście dużym atutem filmu jest Cybulski, który urzekł mnie swoją grą aktorską.
Niewątpliwie film pełen jest scen głębokich i pięknych jak na przykład przedstawienie studenckiego teatrzyku, który poruszył Marguerittę bądź wręcz genialna scena, w której w ciemności widoczne są tylko dwa zapalone papierosy a Cybulski prowadzi rozmowę sam ze sobą.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Moim zdaniem uchwyciłaś istotę tego filmu. Jeśli chodzi o Margueritte, podpisuję się pod tym, co napisałaś. Jacek niewątpliwie jest jeszcze zagubionym w świecie nadwrażliwcem, marzycielem i artystą lekko odklejonym od otaczającego go świata.
Margueritte i Jacek to dwa różne światy, inne rzeczywistości, które na chwilę przecięły swoje ścieżki, zostawiając w sobie ślad. Każde z nich chce czegoś innego od tej znajomości, aczkolwiek to Margueritte ma większą świadomość jej ulotnego charakteru.
Kocham ten film także za zdjęcia, muzykę Krzysztofa Komendy. Nieodmiennie jestem pod wrażeniem swobody Wowo Bielickiego i Romana Polańskiego, no i klimatu magicznego „Bim-bomu” (Teatrzyku Rąk, jak się okazuje)
Na zakończenie dodam jeszcze tylko tyle, że to był pełnometrażowy debiut Janusza Morgensterna. E...., gdyby wszyscy reżyserzy miewali takie debiuty.
On – niesamowicie poważny, smutny, romantyczny, melancholijny artysta. Ona ulotna, dynamiczna, zdająca sobie sprawę z tego, że to tylko chwila, która nie przetrwa i nigdy więcej nie wróci.
Najbardziej w pamięć zapadły mi słowa Margueritty „wierz mi, to nieistnienie jest najpiękniejszą rzeczą, jaką mogę ci ofiarować” oraz, że każda radość z czasem przeradza się w przyzwyczajenie. Z miłości, która nie ma prawa przetrwać mogą zostać piękne wspomnienia, które w pewnym sensie budują naszą wrażliwość. I chyba też jest trochę tak, że po czasie zmienia się nasza perspektywa postrzegania i radość zmienia się w przyzwyczajenie. Słowa Margueritty nawiązują tu do ulotności uczuć i wrażeń.
Czytałem gdzieś kiedyś zarzut, że Cybulski zagrał tę rolę za mocno, za dramatycznie, za dojrzale i chyba wypada się z tym zgodzić. Obawiam się jednak, że bez tej ekspresji nie byłoby magii, która powstaje właśnie w zderzeniu dramatyzmu Jacka i pozornej trzpiotowatej beztroski Margueritte. Pozornej, bo w finałowej scenie rozstania to ona okazuje się zaskakująco dojrzała, a nie Jacek.
...no i klimat kultowego „Bim-bomu”.
Też tak kiedyś myślałem ale to nie był "Bim-bom" Stosunkowo niedawno przeczytałem "Tetkę - Wspomnienia o Teresie Tuszyńskiej" Mirosława J. Nowika i znalazłem tam taką dygresję Wowo Bielickiego na temat "Do widzenia do jutra".
Wowo Bielicki: Ze scenariusza wynikało, że historia dzieje się w Teatrzyku Rąk. To mylone było z Bim-Bomem. Teatrzyk rąk nazywał się Co To, a stworzył go jeden z moich kolegów na rzeźbie, na akademii, świętej pamięci Romek Freyer. Współpracowałem z nim. Właśnie ten teatrzyk jest podmiotem teatralnym Do widzenia do jutra.
Film oczywiście wspaniały, pięknie operujący nastrojem, bardzo francuski w formie w owym czasie, z kilkoma scenami zapadającymi głęboko w pamięć. Jeden z moich ulubionych.
Po Waszych wpisach stwierdzam, że chyba jestem nieczuła jak kłoda drewna.
Po Waszych wpisach stwierdzam, że chyba jestem nieczuła jak kłoda drewna.
Może po prostu nie znalazłaś wtedy harmonii między stanem ducha, a filmem. Spróbuj obejrzeć raz jeszcze ze świadomością, że „Do widzenia do jutra” to celowa gra pewną konwencją – teatralność scen, melodramatyczność, pretensjonalność nawet, są zamierzone. Nie było ambicją twórców odwzorowanie rzeczywistości, a wyostrzenie marzeń i tęsknot tamtego pokolenia, ograniczonych właśnie rzeczywistością, w której żyją. Jest taka bardzo metaforyczna scena, w której Margueritte znika za furtką rezydencji konsula, a Jacek kurczowo chwytając się krat ogrodzenia spogląda z goryczą na niedostępny dla niego świat zza krat. Ale ja to Ci już kiedyś pisałem:)
Myślę, że Kustosz ma rację...do takich filmów jak ten, trzeba dograć nastrój, bywa, że siądziemy w zlej chwili i zamiast wielkiego zachwytu jest wielkie nic...a innym razem ten sam film nas uwiedzie... wszystko jest w nas.
Ciekawostka dla lubiących i nielubiących romantyzm "Do widzenia, do jutra" - napisałam właśnie parę słów o scenariuszowym zakończeniu:
W scenariuszu Bogumiła Kobieli, Wilhelma Macha i Zbigniewa Cybulskiego związek pary głównych bohaterów kończy się trochę inaczej, choć efekt jest ten sam. Za to romantyzmu i symboliki – przynajmniej dwa razy więcej. Oto w Noc Świętojańską studencki zespół teatralny daje przedstawienie w miasteczku, z którego pochodzi Jacek. Przyjeżdża tam także Marguerite. Zakochani postanawiają odwiedzić stary zamek, z którym wiążą się najlepsze wspomnienia Jacka. Okazuje się, że następnego dnia ma zacząć się rozbiórka zrujnowanej budowli. Bohaterowie wdrapują się na Wieżę Weselną. Marguerite przewraca drabinę: „są nareszcie naprawdę sami, odcięci od świata, wolni w swej miłości, która przełamuje dzielące ich granice.” Po upojnej (i jednoznacznie erotycznej) nocy Jacek budzi się sam. Znajduje laleczkę, którą podarował ukochanej i liścik, w którym dziewczyna wyjaśnia, że tego dnia wyjeżdża z ojcem do Buenos Aires. „Granice są na ziemi i w nas samych. – pisze Marguerite – Dziękuję Ci, że je chciałeś przełamać. Ja nie potrafię. Tobie może się udać, życzę ci tego. Więc nie mówię adieu, wolę Cię pożegnać naszym zwykłym "do widzenia do jutra". P.S. Tak ładnie śpisz. Kocham Cię.”
Jacek po rusztowaniu wydostaje się z wieży, którą właśnie zaczynają demolować robotnicy. W oddali słyszy odgłos oddalającego się pociągu…
@maruta Choć to zakończenie jest do bólu romantyczne, cieszę się, że do filmu trafiło to, które trafiło 🙂
@maruto, interesujące, myślę jednak, że zakończenie, które trafiło do filmu chyba mocniej oddaje sens ulotności tej relacji.
(...) zakończenie, które trafiło do filmu chyba mocniej oddaje sens ulotności tej relacji.
Otóż to. Konsumatum kompletnie by tę ulotność zburzyło. Nie byłoby tej metaforycznej sceny kiedy Jacek smutno patrzy przez pręty ogrodzenia na znikającą w niedostępnym dla niego świecie Margueritte. Dobrze jest tak jak jest.
"Do widzenia do jutra", lokacje filmowe.
Do widzenia do jutra to nasz ukochany film. Zdjęcia kręcono w sierpniu 1959 roku w Gdańsku, Sopocie i w Gdyni. I tam szukaliśmy z Milady filmowych miejsc w trakcie naszej jesiennej wycieczki do Trójmiasta. Dokąd dotarliśmy, a dokąd nie? O tym na PORTALU.
Do widzenia do jutra to nasz ukochany film. Zdjęcia kręcono w sierpniu 1959 roku w Gdańsku, Sopocie i w Gdyni. I tam szukaliśmy z Milady filmowych miejsc w trakcie naszej jesiennej wycieczki do Trójmiasta. Dokąd dotarliśmy, a dokąd nie? O tym na PORTALU.
Co prawda to jeden z najnudniejszych filmów, jakie oglądałam, ale oczywiście za chwilę przeczytam tekst.
Ciekawa jestem, czy znajduje się w nim również zdjęcie z Bydgoszczy ... 🙂