W ten weekend naszła nas ochota na obejrzenie filmu wesołego, łatwego i przyjemnego, ale przyzwoicie zagranego. Wybór padł na "Dziennik Bridget Jones" (Bridget Jones's Diary, 2001). Okazało się, że mój małżonek nigdy nie oglądał tej kultowej przecież komedii. Stało się więc. Było dużo śmiechu i piątkowy wieczór minął w miłej atmosferze. Na tyle miłej, że następnego dnia postanowiliśmy obejrzeć drugą cześć, czyli "Bridget Jones: W pogoni za rozumem" (Bridget Jones: The Edge of Reason, 2004). No i znowu strzał w dziesiątkę, zabawa przednia. Poszliśmy więc za ciosem i również niedzielny wieczór spędziliśmy z Bridget- "Bridget Jones 3" (Bridget Jones's Baby, 2016) i był to również dobry pomysł. Angielski humor to było coś czego nam było trzeba.
Zapewne każdy, kto widział te trzy filmy zgodzi się za mną, że pierwsze dwie cześć są dość spójne jeśli chodzi o wizerunek głównej bohaterki. Bridget, genialnie wykreowana przez Renée Zellweger, jest tak samo zakompleksiona, szukająca własnej drogi w życiu, mająca talent do zepsucia generalnie wszystkiego za co się zabierze, a jednocześnie potrafiąca wygrzebać się z każdej nawet najbardziej absurdalnej sytuacji. Bridget z trzeciej części, to zupełnie inna osoba. Wiem, minęło 10 lat, ale zniknął gdzieś ten urok nieporadności, a w jego miejsce dostaliśmy ogarniętą czterdziestolatkę, której jedynie zdarzyło się zaszaleć. Klimat ostatniej części jest zupełnie inny, niż dwóch pierwszych. Nie znaczy to oczywiście, że warto obejrzeć tylko pierwszą i drugą, a trzecią sobie darować. Nie, zdecydowanie nie. Wszystkie trzy potrafią rozbawić widza i sprawić, że miło spędzi czas.
Widzieliście? Co sądzicie?
Widziałam dawno temu tylko pierwszą część.
Kompletnie mi się nie podobała i nie zachęciła do obejrzenia kolejnych. Ani do przeczytania książki.
Chyba nie łapię angielskiego humoru, czy co? 🙂
Widziałam dawno temu tylko pierwszą część.
Kompletnie mi się nie podobała i nie zachęciła do obejrzenia kolejnych. Ani do przeczytania książki.
Chyba nie łapię angielskiego humoru, czy co? 🙂
A może teraz spojrzałabyś łaskawszym okiem. Nigdy nic nie wiadomo, gusta się przecież zmieniają. Wszystko też zależy od tego, czego się po filmie oczekuje. W tym przypadku nie znajdzie się głębszej głębi, raczej prostą (ale nie prostacką) rozrywkę.
Widziałem tylko dwie pierwsze części i było to całkiem zabawne. A później przeczytałem książkę (Dziennik Bridget Jones) i to już było takie sobie. Film chyba ma więcej humoru. No i świetna obsada to dodatkowy plus.
Widziałem tylko dwie pierwsze części i było to całkiem zabawne. A później przeczytałem książkę (Dziennik Bridget Jones) i to już było takie sobie. Film chyba ma więcej humoru. No i świetna obsada to dodatkowy plus.
Ja miałem dokładnie odwrotnie. Książkę (dwie części) przeczytałem kiedy jeszcze nie było filmów i jak na literaturę rozrywkową, łatwą, zabawną i przyjemną, bardzo mi się podobało. Filmy obejrzałem dużo później i oceniłem je jako przeciętne plus. I Bridget była taka mocno spuchnięta, IMO przesadzili z tym podtuczaniem Rene Zellweger.
Ale ty jesteś przekorny! Gdzie coś nie napisze zaraz się dowiaduję, ze masz zdanie wręcz odmienne 😀
Ale ty jesteś przekorny! Gdzie coś nie napisze zaraz się dowiaduję, ze masz zdanie wręcz odmienne
Naprawdę? Nie zauważyłem.
I widzisz! Ja piszę, że zauważyłem, a ty od razu coś przeciwnego. Kolejny przykład na poparcie mojej tezy 😛