No.....wyspałam się, doszłam do siebie, trzy razy weszłam pod zimny prysznic i w końcu mogę powiedzieć, że upalne lato jest ok. Dzięki Nietajom, w ostatni weekend, mogłam sobie przypomnieć jak to jest szlajać się po wądołach, zaroślach pokrzywnych, łazić po ściernisku, umierać na słońcu a przy okazji się świetnie bawić.
Aga, Nietaj i pacholęta - dziękuję za gościnę i oprowadzenie po Olsztynie i wszystkie atrakcje i te nadprogramowe też. Z tych przeżyć to koniecznie musi powstać relacja. 🙂
Aldonka, to my się niesamowicie cieszymy, że nareszcie(!!!) udało Ci się do nas dotrzeć, no i że Ci się podobało. A relacja, rzeczywiście mogłaby powstać, jest o czym pisać (napiszesz? 😆 ).
PS. Na zdjęciu miał być dziubek (jak u bab warmińskich, znaczy tych rzeźb), ale chyba tylko ja zrobiłam 😉
Na zdjęciu miał być dziubek
Też zrobiłam 🙂 tylko, że Tobie wyszedł profesjonalny.
Relację napiszę oczywiście. Z dokładnym przebiegiem dnia wraz z opisem porannej pobudki, której mi to dzisiaj zabrakło, niestety.
wraz z opisem porannej pobudki,
Może ten element pomiń, bo ludzie się będą bali do nas przyjeżdżać. No chyba, że chcesz ich przestrzec.
Tegoroczny sierpień obfitował (czy jest takie słowo w ogóle?) w szał spotkań towarzyskich i mnóstwo dobrej energii.
- Przyjeżdżaj do nas i nie marudź! - zachęcała Aga.
- Chałupę wysprzątalim - darł się z oddali Nietaj.
- Jak Igor zrobi placki a Lenka mnie na krok nie opuści to będę - zarzekałam się cała szczęśliwa z możliwości oglądnięcia dawno niewidzianych pysków z Warmii.
Jako, że odpoczęta byłam już po wojażach z poprzednich weekendów i w miarę na siłach żeby ruszyć znowu, podjęłam się wyzwania, aby gościć jako gość u Nietajów. Na peronie przywitała mnie trójosobowa czereda. Aga i Nietaj niby tacy sami a jakby tacy bardziej... starsi 🙂 Tylko Lenka promieniście młoda i urośnięta od zeszłego lata niesamowicie. Ja, tylko niestety grubsza. I do dziś nie wiem czemu nie przywitali mnie chlebem i solą.
Do rezydencji Nietajów za nic w świecie sama już nie trafię, specjalnie mój ulubieniec kluczył wśród uliczek olsztyńskich, niby przy okazji opowiadając historię miasta, z której tylko pamiętam kościół w budowie od ponad dwudziestu lat. Albo nawet trzydziestu. Lenka, na szczęście i zgodnie z obietnicami nie odstępowała mnie na krok, więc czułam się jak rasowa ciocia. Igor, biedactwo zakatarzone alergicznie, wyrósł również i tu, od razu na wstępie, składam ogromne wyrazy smakowitego ubóstwienia tej młodej latorośli, ze względu na kunszt kulinarny, dzięki któremu mogłam delektować się soczystymi plackami.
Zajęłam sobie pierwszego wieczoru hamak balkonowy i stwierdziłam, że w zasadzie przyjechałam na wieś. W hamaku chciałam spędzić wieczność ale, niestety, Nietaje nie pozwoliły mi ani na drzemkę, ani na wylegiwanie się i zostałam zapędzona do podziwiania miasta.
Zaparkowaliśmy gdzieś na uboczu, tak mi się wydawało, bo w zasadzie okolica trąciła spelunką, tymczasem miejsce okazało się parkingiem w centrum miasta. Ach ten Olsztyn. Najpierw baby zrobiły sobie zdjęcie z babami, które można podziwiać wyżej, potem przemaszerowałam z zamkniętymi oczami (wypowiadając życzenie po cichu) przez Bramę Wysoką, nie wykopyrtnęłam się tylko dlatego, że Aga trzymała mnie za jedną rękę a Lenka za drugą. Życzenie się nie spełniło.
Następnie przeszliśmy na Starówkę, gdzie było tłoczno i gwarno i nawet zapomnieliśmy, że istnieje coś takiego jak zabójczy wirus. Grupa dziewcząt zdecydowała się również na bliskie spotkanie z Mikołajem, co zostało uwiecznione na poniższej fotografii.
Była też żaba oraz miejsca Stawkowe, które zamiast pięknie obfotografować, delektowałam się ino samym widokiem i wysilaniem pamięci do przypomnienia kadrów z filmów. Jako, że starość puka do mych drzwi, Nietaj włączył po powrocie do domostwa odpowiednie momenty z Klossem i mogłam poczuć się usatysfakcjonowana i przeszczęśliwa.
Wieczór nadszedł. Pani Domu (czyt. Aga) zarządziła ciszę nocną. Grzecznie poszliśmy spać. (Sąsiedzi są wdzięczni po dziś dzień, jak można wnioskować z listów do administracji).
Następny dzień był jeszcze obfitszy (jednak istnieje takie słowo) w wydarzenia, bo wyszlajaliśmy się jak prawdziwi urbexowcy po okolicznych nietypowych atrakcjach, w upale i w kurzu dodając całej ekspedycji ogromne ilości radości z pokaleczonych nóg na ściernisku. CDN
A tu mamy żabę i baby olsztyńskie.
Oraz temat Stawkowy w postaci maszerującego żołnierza Werhmachtu czyli Lenki.
Tak było, wysoki sądzie. 🙂
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Wieczór nadszedł. Pani Domu (czyt. Aga) zarządziła ciszę nocną. Grzecznie poszliśmy spać.
Serio? Tak było? I ktoś się posłuchał?
Aldonka, jak fajnie, że coś napisałaś o swoim pobycie u nas. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Pomiń może, że nie miałaś warunków do wyspania się...
I ktoś się posłuchał?
Wszyscy 🙂
jak fajnie, że coś napisałaś o swoim pobycie u nas.
No mówiłam, że napiszę przecież 🙂
Szur, szur....szur, szur....Przekręciłam się na drugi boczek nie otwierając oczu, przecież dopiero co zasnęłam....jest noc...jeszcze pod powiekami mam Hansa Klossa w Olsztynie przy filarze tak pięknie pokazanym przez Nietaja...szur, szur....Przesunęłam ręką po poduszce w poszukiwaniu namacalności komórki. Godzina 5:25 czyli w zasadzie ranek.
Czy Nietaje mają żółwia, który biegnie do kuchni po żarcie?
Szur, szur....Psa? Kota?
Cholera może z balkonu jakiś wiewiór wpadł?
Czy my jedliśmy jakieś orzeszki?
Cisza....cisza nadal....Zasypiam.
Szur, szur....No nie!
- Śpisz? - błysk w oku, miękka łapka na moim czole...Ach! Lenka 🙂
- Ależ skąd, czekałam aż do mnie przytuptasz, tylko nie przypuszczałam, że aż tak wcześnie - roześmiałam się.
Młoda zaprowadziła mnie do kuchni i paluszkiem wskazała odpowiednie szafki gdzie znajdowało się kakao, mleko, kubek i nawet poinstruowała mnie jak obsłużyć mikrofalówkę. Bo ja głąb, mało się znam na takich wynalazkach. Podczas docieplania mleka, polazłam krętą ścieżką prosto do łazienki, aby popluskać twarz zimną wodą w celu zmartwychwstania. Niestety przy okazji strąciłam coś co wydało obrzydliwy dźwięk, który by ruszył nawet stęchłe zwłoki. Agę i Nietaja nie ruszyło. Za to Lenkę i owszem.
- Siku robiłaś?
- Nie....ten mi tu no....spadło....ale już dobrze - kręciłam w zeznaniach.
Lenka wnikliwie przyglądała się mojej mokrej twarzy i z wyczuciem podała mi ręcznik. Mleko się zagrzało o czym poinformowało nas urządzenie kuchenne (luksusy) Wyciągając łyżeczkę do zamieszania brunatnej zawiesiny musiałam otworzyć trzy szuflady, bo tu mi Lenka nie pomogła tylko obserwowała jak się guzdram. Natknęłam się w końcu na właściwą i przez dobrą minutę bawiłam się jej zamykaniem (luksusy) . Następnie otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu czegokolwiek do jedzenia. Zamknęłam. Bo chyba tak rano mi w gościach żreć nie wypada. Ale jednak z głodu otworzyłam ponownie.
- Jedz co chcesz, my mamy dużo jedzenia - straszna bestia rozszyfrowała moje zamiary.
- E nie....tak patrzę. O serek. O mleko. O kawę sobie zrobię.
Kawa zrobiona. Wyszłyśmy sobie na balkon poleżakować.
- Co robisz?
- Palę.
- Ja też bym chciała
I od razu przeszedł mi nałóg......no, na chwilę.
- Lenka, masz zimne racice. Zmiataj mi z tym kubkiem do łóżka albo po skarpety! Matka twoja mnie ubije.
Nie, nie pobiegła. Nawet nie poszła kurcgalopkiem po te skarpety. Ona się dosłownie doczołgała.......A potem się odczołgała już przyodziana w skarpety. Takie na Irkuck albo chociaż zimowe Suwałki.
Leżałyśmy z Lenką zakutane w pościel pachnącą wiosną kiedy nadeszła Pani Domu.
- A wy tu co?
Zamiast odpowiedzi był rechot z pod kołdry, bo akurat z Lenką uskuteczniałyśmy łaskotki plecowo szyjne.
- Nic, nic....kawe sobie zrób, czy co tam chcesz - wydałam dyspozycje dla Agi. Łyżeczki są w szufladzie, która się zamyka w zwolnionym tempie a na końcu przyspiesza (luksus) Nie pomyślałam, że Aga swoje szafki zna jak własną kieszeń. A może pomyślałam?
Po jakiejś dłuższej chwili wynurzyły się pozstałe Nietaje i nastała chwila śniadaniowa. Jak co najmniej w tym.....no....Bristolu.
****Żałuję, że nie mam żadnych zdjęć z tej wyżerki. Aga, może Ty coś tam masz?
Czekam na ciąg dalszy. No i rzeczywiście szkoda, że nie ma żadnych zdjęć. Aldona, nie wiem czy Ci wierzyć.:)
Młoda zaprowadziła mnie do kuchni i paluszkiem wskazała odpowiednie szafki gdzie znajdowało się kakao, mleko, kubek i nawet poinstruowała mnie jak obsłużyć mikrofalówkę.
Ona na prawdę wstaje tak wcześnie?! Masakra.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Ona na prawdę wstaje tak wcześnie?! Masakra.
Tak, ona naprawdę wstaje tak wcześnie... Młody jak był młodszy też tak wstawał, teraz robi to trochę później, tak koło 7 😋 .
Aldonka, straaaasznie lubię Twoje relacje 😆 . Oczywiście z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Proszę bardzo, oto ciąg dalszy. Niestety pisze na raty w dogodnych chwilach więc trochę to potrwa.
Po obfitym (będę nadużywać tego słowa, bo bardzo mi się spodobało używanie go, szczególnie w formach, wymyślonych przez samą mnie) posiłku dokonaliśmy szybkiego wyboru pierwszego punktu programu.
Tak było, tak było, Aldonka no jakby to było wczoraj.
no jakby to było wczoraj.
Ożywiłam wspomnienia? 🙂 Piękne chwile, dlatego warto je upamiętnić.
Aldonka, a może do nowego wątku warto by było to przerzucić?
Właściwie....przecież jeszcze tego będzie sporo 🙂 No dobra, jak umiesz, to zrób nowy wątek o ekspedycji po ziemi warmińskiej.
to zrób nowy wątek o ekspedycji po ziemi warmińskiej.
Done 🙂
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Aga szła za nami i miałam wrażenie, że coś tam kombinuje.
Ktoś przecież musiał mieć Was na oku, a poza tym nie mielibyście takich ładnych zdjęć 😉
Czterdzieści stopni w cieniu to jest pogoda dla szalonych desperatów.
No co Ty? Góra 35 było.
Aga nie ryczała, bo wcale nie spieszno jej było zlecieć z samej góry. Gdzieś tam w swoim jestestwie cieszyła się nawet, że i ja nie zleciałam.
A jasne, że nie miałam takich rozrywek w planach i całkiem jawnie przecież cieszyłam się, że Ty tam nie wlazłaś i wyrażałam swoje niezadowolenie, że Nietaj jednak polazł.
CDN.
Kiedy, kiedy?
Kolejny punkt programu został przedstawiony niejasno i zawile.