Procent społeczeństwa z wyższym wykształceniem wzrósł, ale czy jego faktyczny poziom też jest wyższy? Można długo dyskutować, ale mimo wszystko, myślę, że tak. W końcu możliwości są większe. Trzeba je tylko chcieć wykorzystać.
Nie wiem czy jest wyższy. Jest natomiast sporo ludzi z dyplomem ukończenia wyższej uczelni i w związku z tym z aspiracjami, którzy reprezentują niski poziom tzw. wiedzy ogólnej, niską sprawność intelektualną, słabo piszą i mają problemy z elokwencją. Wiem co mówię bo od lat zdarza mi się prowadzić rozmowy rekrutacyjne.
Niegdysiejszy stereotyp studenta (chuderlawy intelektualista w okularkach) od dawna już nie jest aktualny.
Więc jak już ma harować to raczej wybierze pracę za granicą, bo tam przynajmniej dobrze mu zapłacą.
To chyba nie jest takie proste jak się wydaje. Wiele osób ma problem ze zmianą miasta w związku z pracą, a wyjazd za granicę na stałe to zupełnie inna skala przedsięwzięcia. Nie mówiąc o tym, że większość, wyjeżdżając za granicę, pracuje poniżej kwalifikacji. Na dłuższą metę to bywa frustrujące.
Teraz najciekawszą opcję jest oczywiście b2b siedząc na Kanarach, ale nie każdy ma zawód, który na to pozwala.
Twtter is a day by day war
Wszyscy znamy takich ludzi, bo jest ich multum. Z tym nie dyskutuję. Na YT jesteśmy dosłownie zalewani przez filmy, które obnażają różnego rodzaju deficyty, co oczywiście nie znaczy, że jest to grupa reprezentatywna.
Ale jest to grupa niewątpliwie liczna. I takie osoby nie cierpią psychicznie, gdy przyjdzie im pracować za granicą fizycznie, ale za dobra kasę. Dlatego mając ambicje zawyżone dzięki studiowaniu wybiorą jednak pracę za granicą, a nie byle co w Polsce. A my tu, zwłaszcza na prowincji, zostajemy coraz bardziej bez chętnych do rozmnażania się.
Ale jest to grupa niewątpliwie liczna. I takie osoby nie cierpią psychicznie, gdy przyjdzie im pracować za granicą fizycznie, ale za dobra kasę. Dlatego mając ambicje zawyżone dzięki studiowaniu wybiorą jednak pracę za granicą, a nie byle co w Polsce. A my tu, zwłaszcza na prowincji, zostajemy coraz bardziej bez chętnych do rozmnażania się.
To generalnie jest ciekawe. Bo coraz trudniej na tzw. zachodzie o pensje znacząco wyższe niż w Polsce. Co może mieć znaczący wpływ na zmianę miejsca zamieszkania to komfort życia, stabilność życia i, paradoksalnie, koszt życia.
Twtter is a day by day war
Komfort, stabilność i koszt, no tak - czyli nadal przegrywamy.
Komfort, stabilność i koszt, no tak - czyli nadal przegrywamy.
No przegrywamy. To co ludzi trzyma w kraju, czyli jest na drugiej szalce wagi to rodzina, znajomi, brak znajomości języka i zwyczajny strach (mam na myśli tutaj oczywiście tych, którzy by chcieli ale, bo są ludzie, którzy nie chcą).
Twtter is a day by day war
Świat Młodych
nr 51 – wtorek 29 kwietnia 1975 r.
Pięć minut Magdy
POJUTRZE święto. Lubię 1 Maja. Gdybym nie mogła iść tego dnia na pochód, byłabym nieszczęśliwa. Wcale nie przesadzam. W naszej drużynie ten dzień to inauguracja sezonu letniego. Dla mnie zresztą data ta od najwcześniejszego dzieciństwa kojarzy się z inauguracją sezonu lodowego. Bo to było tak: nigdy w kwietniu – choćby nie wiem jak było ciepło – rodzice nie kupili mi lodów. „Za zimno, to jeszcze nie lato, zachorujesz na anginę, co za pomysł!” – mówili. Za to 1 Maja, na pochodzie, choćby nie wiem jak było zimno, to lody dostawałam. I potem było już wiadomo – sezon lodowy rozpoczęty, można lizać bez względu na pogodę! Pewnie dlatego tak lubię ten dzień i pewnie dlatego do końca życia będzie mi się kojarzył z czymś przyjemnym. Wiadomo, lody to dla każdego frajda, nie?!
Teraz to już trochę coś innego. Różne „Bambina” i „Calypsa” są w sklepach przez całą zimę, no, a jak są, to się je i je, w związku z tym inauguracja sezonu dotyczy innej sprawy. Zaczęło się to w VI klasie, gdy po raz pierwszy nasz zastęp dostąpił zaszczytu wymarszu wraz z całą drużyną na pochód. Zaś jako że harcerze idą u nas w pochodzie na początku, to wszystko wcześnie się skończyło i tak nam się jakoś wcale nie chciało iść do domu. Ktoś rzucił pomysł, żeby się wybrać za miasto. Fajnie było – wygłupialiśmy się, ganialiśmy jak opętani, szkoda tylko, że nie było nic do jedzenia. Następnym razem, czyli w ubiegłym roku, przygotowaliśmy się do tej wyprawy wcześniej. W szkole był przygotowany sprzęt biwakowy i jakieś mniej świąteczne ciuchy, zaraz po pochodzie ruszyliśmy po to do szkoły i na biwak. W tym roku też się do biwaku już od paru tygodni szykujemy. Mamy nawet umówiony nocleg na sianie, bo nasza klasa idzie w piątek dopiero na 3 lekcję, więc będziemy mogli zostać tam na noc. To prawie jak obóz letni będzie, prawdziwa inauguracja sezonu wycieczkowo-biwakowo-wakacyjnego. I dlatego tak się cieszę, że to już pojutrze.
Mój tata, to się wykrzywia na mnie z tego powodu. Mówi, że mnie tylko przyjemności w głowie, a 1 Maja to przecież manifestacja i poważna sprawa. Bo ja wiem. Może dla niego faktycznie to tak jest i dla babci, która wspomina przedwojenne czasy, jak to wtedy 1 Maja bywało, i dla dziadka, i dla wszystkich innych starszych ludzi. Ale ja jakoś nie mogę, staram się, ale nie potrafię tak myśleć, dla mnie to naprawdę tylko przyjemność, takie prawdziwe radosne święto. Czy to źle?! Czy naprawdę to znaczy, że jestem osobnikiem absolutnie bezideowym?!
MAGDA
Na pochodzie 1 majowym bywałem jako dziecko w wieku przedszkolnym i pamiętam tyle, że na okolicznościowych stoiskach ojciec kupował mi tzw koreczki czyli żelki. Bardzo je lubiłem (i do dzisiaj lubię) a były niemalże nie do kupienia w sklepach. Czyli trochę jak z rozpoczęciem sezonu lodowego u Magdy. Cóż, oczywista forma przekupywania ludu przez władzę:)
Raz byłem też na pochodzie w czasach punkowych, ale celem robienia sobie jaj. Tylko, że to był już schyłek komuny.
Ja nie przypominam sobie pochodów z rodzicami, chodziłem z Pałacem Młodzieży, głównie dlatego, że można było za to dostać punkty na obóz. Punkty przekładały się na zniżki przy opłatach a ponieważ byliśmy biedni (nie ubodzy, ale większość sąsiadów w bloku miała lepiej), to miało spore znaczenie.
Twtter is a day by day war
Chyba ani razu nie szłam w pochodzie, ale jako dziecko chodziłam z babcią oglądać pochód, więc wydawało się to nawet atrakcyjne. Zwłaszcza że rzeczywiście były też odpustowe stragany, wata cukrowa i picie w woreczku...
Z 1 maja mam trzy skojarzenia:
- 1986 i picie płynu Lugola. Miałam 7 lat. Punkt był zlokalizowany w uliczce przy Rynku Wielkim, na którym ustawiono trybuny, więc ludzie z obchodów szli na "radziecką coca-colę" (chociaż u mnie była pepsi 😉 )
- oprawa w szkołach. Pamiętam rysunki i wycinanki. Nie wiem, czy to kwestia okresu (ostatnie lata komunizmu), czy zawsze tak było, ale sierpów, młotów czy gwiazd było niewiele, królowały gołąbki pokoju
- flagi pierwszomajowe. Często z porządnego materiału. Babcia uszyła mi spódniczkę i poszewki z flag PSS Społem - jeśli ktoś nie kojarzy, flagi te były w kolorach pastelowej tęczy. Teraz ze względu na skojarzenia z LGBT tęczowe motywy są coraz rzadsze, ale w logach jeszcze się zachowały.
Tak, 1 Maja i 22 Lipca były okazją do zabawy i festynów, kiermaszów etc. Nie wydaje mi się, by obecne formy świętowania państwowości były lepsze i wzbudzały jakieś pozytywne skojarzenia.
22 Lipca
mi 22 lipca nie kojarzy się z niczym. Może dlatego, że były to wakacje i albo byłem na obozie albo cały dzień na podwórku, a dla rodziców to nie był dzień wolny więc żadne wiece, pikniki czy inne imprezy.
Twtter is a day by day war
Czekajcie, czekajcie, nie byliście na pochodach ze szkołą? Bo ja pamiętam tylko takie pochody. Z rodzicami nigdy w życiu.
A skojarzenia z 22 lipca? Mam, a jakże. W lipcu zwykle bywałem na wakacjach u babci i pamiętam, że 22 lipca odbywał się turniej rycerski w Golubiu-Dobrzyniu, na który zjeżdżały bractwa w innych krajów. Wszyscy mówili tylko o tym, o Manifeście PKWN - nie licząc "czynników oficjalnych" - nikt nie wspominał.
nie byliście na pochodach ze szkołą
Nie. Najbardziej PRL-owskie wspomnienie z 1 maja to był nasz dozorca. Wcześnie rano w mundurze ORMOwca wychodził z domu, wracał późno nawalony jak ikarus.
Twtter is a day by day war
Ale ogólnie 22 lipca był dniem ustawowo wolnym od pracy.
Ale ogólnie 22 lipca był dniem ustawowo wolnym od pracy.
zupełnie nie kojarzę. Wakacje, podwórko, wtedy nikt się nie zastanawia czy 22 lipca, czy niedziela, dzień jak każdy.
Twtter is a day by day war
nie byliście na pochodach ze szkołą
Nie. Najbardziej PRL-owskie wspomnienie z 1 maja to był nasz dozorca. Wcześnie rano w mundurze ORMOwca wychodził z domu, wracał późno nawalony jak ikarus.
Dozorca i ORMO-wiec? Jaka piękne połączenie 🙂
Dozorca i ORMO-wiec? Jaka piękne połączenie
przecież większość dozorców albo była ORMOwcami albo TW. Taka robota.
Twtter is a day by day war