Kilka uwag 😉
Po pierwsze (subiektywnie) dziwi mnie pomysł chodzenia na bez do cudzego przydomowego ogródka. Owszem, zdarzało mi się urwać to i owo, ale z terenów publicznych (PRL-owska mentalność, wspólne więc niczyje) lub zdziczałych. Bzu było pełno, w parkach, alejkach, na skwerkach... Włażenie komuś za płot to mogło być wyzwanie albo "próba odwagi", ale one najwyraźniej latały tam regularnie?
Po drugie, harcerze też nie uznają kradzieży. I naprawdę spodziewałam się powtórki z rozrywki, czyli "narwałyśmy bzu, żeby zanieść pod pomnik w czasie obchodów, a szczepowy na nas nakrzyczał i kazał iść z przeprosinami, chyba miał rację...". Plus za inne rozwiązanie, minus za kolejną sytuację, kiedy nastolatki zachowują się, jakby nie znały żadnych norm i zasad.
I tu po trzecie - naprawdę się uśmiałam, porównując ten tekst z wcześniejszym, o podkradającej pieniądze rodzicom Wandzi. Hipokryzja level master. Że zacytuję autorkę/Ankę: "myślę, że takie podstawowe rzeczy pt. „co jest dobre, a co jest złe?” każdy powinien wiedzieć sam z siebie. Nie powinien?!…"
