Pewnie kojarzycie Marka Migalskiego z polityki. Był posłem do Parlamentu Europejskiego jednej kadencji, generalnie jest politologiem, publicystą, komentatorem politycznym, udziela się w mediach. Abstrahując od epizodycznego udziału w czynnej polityce zawsze ceniłem jego analizy i potencjał intelektualny, choć gość generalnie jest narcystycznym bucem. Teraz pisze książki, w których przeplatają się rozważania z dziedziny politologii, socjologii, psychologii i filozofii. Czytam właśnie bardzo ciekawe omówienie najsłynniejszych eksperymentów psychologicznych świata przez pryzmat wykorzystywania płynących z nich wniosków we współczesnej polityce. Ale pozostając mniej więcej na gruncie tych samym dziedzin naukowych, Migalski napisał również kilka powieści. Przeczytałem właśnie jedną nich.
Pomysł „Nieśmiertelników” jest na tyle fascynujący, że wręcz rzuciłem się na tę lekturę. Świat ogarnia kolejna epidemia, tym razem ludzkość musi zmierzyć się z wirusem nieśmiertelności. Biologiczny proces starzenia zatrzymuje się, ludzie przestają umierać z przyczyn naturalnych. Kto jest w tym momencie trzydziestolatkiem, biologicznie pozostanie nim na zawsze, niestety pięciolatek biologicznie również zawsze będzie pięciolatkiem mimo, że jego rozwój intelektualny postępuje normalnie. Opuścić ziemski padół można już tylko w wyniku wypadku, działania osób trzecich lub samobójstwa. Historia zaczyna biec w roku 2025 i co pięć, sześć stron przesuwa się o kolejny rok żeby dobrnąć do finału w 2076 roku. Na tej przestrzeni czasu śledzimy losy Jakuba, jego rodziny i znajomych. Poznajemy go jako cynicznego, bezwzględnego i wpływowego polityka rządzącej partii, ale w ciągu 51 lat sporo się w jego życiu zmieni. Obserwując Jakuba, obserwujemy toczącą się historię Polski i świata w tych niecodziennych warunkach. Widzimy jaki wpływ na ludzką psychikę, na sposób myślenia, działania, motywacje ma epidemia nieśmiertelności.
Książka wciąga choć z tego pomysłu można było i należało wyciągnąć znacznie więcej. Łatwo się zorientować, że Migalski bardzo chciałby być Michaelem Houellebecq'iem ale niestety nim nie jest (za tę śmiałą tezę zablokował mnie na Instagramie:). Z jednej strony brakuje mu talentu, z drugiej koncepcja powieści, w której czas pędzi do przodu jak szalony, nie pozostawia miejsca ani na rozważania filozoficzne ani na to by zbudować psychologiczną głębię. Można jedynie prześlizgnąć się po temacie i zasygnalizować problemy. Ale jest tu słynny Houellebecqowski pesymizm, zgorzknienie, dekadencja, libertynizm, niewybredny język, zwłaszcza na początku powieści kiedy doświadczamy politycznej kuchni. Skojarzenia z „Uległością”, „Serotoniną”, „Cząstkami elementarnymi” są tutaj jednoznaczne, tyle, że nie układa się to w arcydzieło literackie. To co u Houellebecqa jest wyrafinowane, u Migalskiego jest niestety prostackie. Ale sam temat wydaje mi się na tyle atrakcyjny, że warto tę książkę przeczytać.
Gościa kojarzę z pewnego dziwnego zdarzenia. Bo jak napisałeś - udzielał się kiedyś politycznie, niewątpliwie był influencerem, potem przeszedł przedziwną transformację, a jeśli ktoś nagle robi taką woltę, to człowiek zaczyna się zastanawiać, czy ten ktoś nagle nie dostał zastrzyku finansowego z niepewnych źródeł i prikazu "teraz tak będziesz kaszleć". I na dowód tych podejrzeń, jednego pięknego, dawnego już dnia, dostałem zaadresowaną na moje nazwisko przesyłkę kurierską (skąd mieli moje dane?). Przesyłka była duża i ciężka, a w środku piękne, tekturowe pudełko, na nim złota kaligrafia, a w środku... zawinięta w eleganckie bibuły lub jakies jedwabie... książka. Autorstwa tego Marka. Jako, że było to już chyba z 10 lat temu, nie pamiętam tytułu, była to bodajże jego pierwsza książka, na dodatek z osobistą dedykacją. Czym prędzej ten dziwny prezent wyrzuciłem do kosza, bo a nuż ma w środku jakiegoś czipa lub inszy podsłuch? Ja takim prezentom nie ufam, tak jak nie ufam ludziom, którzy przechodzą nagłe i przedziwne transformacje.
Z zaufaniem do Migalskiego też bym się nie wychylał, jego wolty politycznej nie komentuję, bo w kontekście książki, o której piszę, jak również tej, którą teraz czytam, nie ma to żadnego znaczenia. Jestem wielkim fanem Houellebecqa i bardzo pociąga mnie dekadencka, pełna intelektualnych rozważań atmosfera jego powieści. Migalski próbuje do tego nawiązać, ale cóż... Houellebecq jest jeden.
Houellebecq jest jeden.
i jest trochę jak Joy Division
i jest trochę jak Joy Division
No trochę:)
Łatwo się zorientować, że Migalski bardzo chciałby być Michaelem Houellebecq'iem ale niestety nim nie jest (za tę śmiałą tezę zablokował mnie na Instagramie:).
Rozbawiłeś mnie.😁
Tematyka książki skojarzyła mi się z przedstawieniem teatralnym o tytule "śmierć siedzi na gruszy i się nie ruszy". Motywem przewodnim przedstawienia była sytuacja, w której ludzie stają się właśnie nieśmiertelni. Sądzę, że wiem jakie w książce Migalskiego mogły być ogólne konsekwencje takiej sytuacji. Samego Migalskiego nie kojarzę, ale ja jestem nieco ignorantem politycznym.
Nieprzypadek, ciekawa historia z tą książką. 🤔
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Tematyka książki skojarzyła mi się z przedstawieniem teatralnym o tytule "śmierć siedzi na gruszy i się nie ruszy". Motywem przewodnim przedstawienia była sytuacja, w której ludzie stają się właśnie nieśmiertelni. Sądzę, że wiem jakie w książce Migalskiego mogły być ogólne konsekwencje takiej sytuacji.
Konsekwencje są różnorakie, długofalowo wyłącznie złe. A o tym przedstawieniu teatralnym nie słyszałem. Musisz mi opowiedzieć.
Musisz mi opowiedzieć.
Kiedyś chyba Ci opowiadałam, ale opowiem jeszcze raz.:)
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"