Z uwagą będę obserwował
Już we środę! Dla przypomnienia: środa to ten dzień, gdy trzeci dzień z rzędu jesteś zmęczony.
Tak, niegdyś dosyć znana.
gdy pojawił się pierwszy ZX Spectrum, to ja już grałem w inne gierki.
@seth_22 ...20 minut później [tyle zajęła mi analiza Twojego komentarza]: a co to ma do rejsu? Ta dość kiedyś znana gra?
Nic. Takie pobrzmiewające w głowie skojarzenie „aye aye sir”.
Już środa, więc 3, 2, 1... zapraszam na portal. Klik, klik, klik...
A niby dlaczego pogoda miałaby zniweczyć punkt kulminacyjny? Pogoda jak trza. Co to za żeglarstwo jak wylegujesz się na decku w słoneczku zamiast okutany w sztormiak stawiać czoła zimnym bryzgom fal. Zresztą i tak miast na żaglach, pływacie na silniczku:)
Budujesz napięcie tą walką z falami a na zdjęciach jezioro pokorne jak baranek:) Słowem, fajny reportaż (zazdroszczę tej żeglarskiej Szkocji), tylko to przynudzanie „Nieśmiertelnym”, o Queen już nie wspominając zupełnie mnie nie bierze;)
PS Fajne te spinakery przy kajaczkach na rzece Ness
A niby dlaczego pogoda miałaby zniweczyć punkt kulminacyjny? Pogoda jak trza.
Było idealnie. Wjazd na jezioro przy pełnej fali, nie mieliśmy go-pro ani jakiś wodoodpornych bajerów, więc nie robiliśmy wtedy zdjęć, dopiero jak się trochę uspokoiło. A ten twist pogodowy z czarnego nieba w pełne słońce był po prostu epicki. To nie ja buduję napięcie. Ono się nam samo zbudowało.
A co do Queen i Nieśmiertelnego - znam Twoje zdanie, wiem że - tak jak nasz Kapitan - chodziłeś do innych szkół. Może po prostu potrzebujesz korepetycji?
A ja mam coś dla tych, którzy nie lubią poniedziałku. Może polubią.
No to daliście czadu. Milady zapewne lubi to, bo też wie co znaczą górskie szlaki jak pogoda jest nie taka jak miała być a sprzęt nie ten, który powinien być:) Relacja miejscami mrożąca krew w żyłach, oddana tak realistycznie, że zmęczyłem się przy czytaniu. To chyba jedna z tych przygód, które przeklina się kiedy się dzieją, za to potem super wspomina w ciepłych kapciach. No i można pochwalić się kolegom:)
A ten Ben Nevis to prawie dokładnie ta sama wysokość co bieszczadzka Tarnica. Za to szlak wg Twojego opisu wygląda na znacznie bardziej ekstremalny. No chyba, że wszystkiemu winna pogoda.
No to daliście czadu. Milady zapewne lubi to, bo też wie co znaczą górskie szlaki jak pogoda jest nie taka jak miała być a sprzęt nie ten, który powinien być:)
Trudno się nie zgodzić z Kustoszem. @milady się ode mnie dostało 🙂 tutaj trudniej opieprzać, bo nie wiem jak ten szlak przedstawia się w rzeczywistości.
Ciekawi mnie tylko jedna rzecz, którą pominąłeś - to gdzie w rezultacie dotarł Młody?
Twtter is a day by day war
Ciekawi mnie tylko jedna rzecz
Wiesz co? Mnie też to ciekawi. Nawet cholernie. Zagadka nieśmiertelności? Gdy wzięliśmy go na spytki, stosując różne metody przesłuchań, a potem porównywaliśmy zeznania, wyszło na to, że do strefy śniegu dotarł i że jakieś kamienne konstrukcje widział. W innych kwestiach trudno się było zorientować, głównie przez zerową widoczność. Gdybym nie spotkał Kapitana i jakiś ludzi i gdyby nie powiedzieli: tak, to jest szczyt, to w życiu bym nie wiedział. Mógłbym pewnie nawet przejść na drugą stronę (yhm) i bym nie zauważył.
A w normalnych warunkach: 4 godzinki spacerkiem. Tylko że w Szkocji wszystko w kratkę. Teraz już wiemy dlaczego.
Tylko że w Szkocji wszystko w kratkę. Teraz już wiemy dlaczego.
Nie no bez jaj, góry to góry, zawsze pogoda może się zmienić, a do tego wyspa, więc przewiewa szybko.
Moja przygoda w Szkocji nie była tak kratkowana pogodą, ale ja byłem tam w trochę innych czasach. To się nazywało Blairgowrie. Przyczepa kampingowa i pole pełne malin. Takich z kolcami. Po tygodniu roboty wierzch dłoni był jedną wielką raną. Ale w dwa dni zarabiałem tyle, co mój tata, w Polsce, w miesiąc.
Wtedy były dwa wakacyjne miesiące lata. Takiego prawdziwego. Może jeszcze nie było globalnego ocieplenia.
Twtter is a day by day war
ale ja byłem tam w trochę innych czasach. To się nazywało Blairgowrie.
Nie tyle w czasach co w miejscach, bo czas w Szkocji nie ma aż takiego znaczenia, o czym już było. Byłeś raczej na nizinach czyli w Lowlands? My parliśmy na północ czyli do Highlandu.
a do tego wyspa, więc przewiewa szybko
Mówisz wyspa... OK! Spróbujemy więc przenieść się w następnym odcinku na wyspę. Ale na wyspę wyspę, a nie na WYSPĘ.
Byłeś raczej na nizinach czyli w Lowlands? My parliśmy na północ czyli do Highlandu.
To było w samym środku niczego. Czyli ca. 80 km na północ od Edynburga. Teraz to pewnie rzut beretem, ale wtedy to się jechało i jechało. Wiesz, nocny autobus z Londka do Perth, później jakiś lokalny do miasteczka i piechotą/stopem na farmę. Ale człowiek był młodszy to i ten plecak tak nie ciążył.
Twtter is a day by day war
@pawelk w moich czasach (które jak się zorientowałem, były ciut wcześniejsze niż Twoje) nawet praca w polu była reglamentowana przez System. 'Zwykli' mlodzi beneficjenci systemu mogli zapisać się na OHaP w kraju. Po wyrobieniu iluś tam takich OHaPów można było aplikować o OHaP do KaDeeLi, co było mega atrakcyjne - może nie tyle gotówkowo, co ze względu na wymianę towarową. Byli ludzie którzy potrafili - przez jakieś znajomości - skrócić ścieżkę i od razu dostać się do takiej Czechosłowacji czy eNeRDe. Chodziły nawet legendy, że były OHaPy zachodnie, ale podobno dla wyjątkowo zasłużonych dla Systemu.
Jedno pozostało niezmienne, niezależnie od Systemu: praca w polu, pod palącym słońcem uczyła życia i pokory (również do życia).
w moich czasach (które jak się zorientowałem, były ciut wcześniejsze niż Twoje
Jest styczeń 1987. To bardzo dobry rok.
Kino Skarpa to miejsce magiczne na mapie Warszawy. Jest dość wczesna godzina. O tej porze powinienem być w szkole
Więc nie wiem. Dla mnie styczeń 1987 to jakieś zajęcia na uczelni a nie w szkole, chyba że w tej szkole Ty uczyłeś a nie Ciebie uczono.
Twtter is a day by day war
@pawelk ano widzisz. Dlatego tak fajne i nieprzewidywalnie przewidywalne były te systemy że zawsze znajdowały się jakieś wyjątki od wyjatków.
Ja to niestety albo stety miałem z tą nauką zawsze na bakier więc wyszło jak wyszło. W każdym razie zasuwałem na Zawadach u bambra, a moi kumple pili w tym czasie Egeszegedre u naszych braci.
Dzisiejszy odcinek powinien zadowolić tych, którym brakowało slow motion, zadumy nad historią oraz… kosmicznej energii kamiennych kręgów. Generalnie dziś więcej zdjęć niż tekstu. Może być? Zapraszam.
@milady się ode mnie dostało
Paweł, będziesz mieć kolejną okazję, ponieważ we wrześniu jedziemy we dwie do Afryki do Marrakeszu a stamtąd idziemy na czterotysięcznik Tubkal. A teraz ode mnie dostałoby się raczej Nieprzypadkowi. 🙂
Nieprzypadku, przeczytałam relację z Twojej wyprawy z zaciekawieniem. Ale jednej rzeczy nie rozumiem. Żelazna zasada w górach, szczególnie tych nieznanych i w trudnych pogarszających się warunkach brzmi NIE rozdzielać się. Obejrzyj jakikolwiek horror. Grupa znajomych wpada w tarapaty, postanawia się rozdzielić i gdy tylko się rozdzielą to od razu wiadomo, że około 2/3 z nich zginą.🤔
Ciekawi mnie tylko jedna rzecz, którą pominąłeś - to gdzie w rezultacie dotarł Młody?
Też mnie to zaciekawiło. A jeśli był na szczycie to w jaki sposób się minęliście. 😀
Ogólnie bardzo fajna relacja i podejrzewam, że jak napisał Kustosz, jest jedną z tych, które świetnie się wspomina nawet już następnego dnia po, ale w trakcie wcale nie jest do śmiechu.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"