SZKOCJA. Całkiem w kratkę czyli kilt [2]

TO TAKA MAGIA – ŚLADAMI NIEŚMIERTELNYCH

#Loch Ness

Czekaliśmy na tę chwilę. Zbliża się kluczowy moment filmu. Kulminacja. Wiecie jak to jest, gdy napięcie sięga zenitu, gdy atmosfera gęstnieje, a emocje wgniatają w fotel?! Czy zaraz nie okaże się, że to wszystko było pustą wydmuszką? Czy oczekiwania nie pękną jak mydlana bańka? Czy przeznaczenie, któremu zaufaliśmy, stanie na wysokości zadania i nie zafunduje nam filmowej klapy?

Odwrotność CZARÓW to ROZCZAROWANIE. A odwrotność MAGII? RozMAGnesowanie? Chyba tak, bo namagnesowani jesteśmy maksymalnie. Coś nas tu ściągnęło! Wyobrażacie sobie namagnesowane obiekty krążące wokół wielkiego elektromagnesu, który nagle przestaje działać? Wyobrażacie sobie planety naszego Układu, gdyby nagle ktoś wyłączył Słońce? Nikt nie chciałby czegoś takiego doświadczyć.

– A teraz uważajcie uważnie: to się dzieje naprawdę. Bez żadnego podbarwiania.
– Tak było.
– Tak jest.
– Jak będzie?

rzeka Ness

Mijamy skrzyżowanie z rzeką Ness. Nurt rozdziela się na 2 części, jakby brutalnie rozdarty rękami Cyklopa. Wyprzedzamy kajakarzy, wspierających siłę wioseł wiatrem, łapanym w miniaturowe żagielki. Mijamy eleganckie, nadbrzeżne rezydencje, gdy kanał rozszerza się obiecująco i przechodzi w niewielkie jezioro – przedsionek Loch Ness. Jeszcze tylko ostatnie przewężenie, wąska gardziel, która wypluwa nas silnym nurtem na rozległą przestrzeń. Niepostrzeżenie wpływamy na szeroki przestwór oceanu. Łódź nurza się…
– Bredzisz! Nie tyle szeroki, co długi.

szaro…
buro…
zimno

Po obu stronach ścielą się zielone wzgórza, otulone warstwą gęstych chmur. Szarość i zieleń – to nasze barwy na dziś? Szara woda i szare niebo ciągną się w długiej niecce zamkniętej linią horyzontu. Na dodatek wzmaga się przeciwny wiatr, stawiając na baczność grzbiety fal. Kadłub jachtu próbuje rozpłatać je, tworząc po bokach spienione bałwany. Pokład wznosi się i opada. Woda ewidentnie mści się na nim, widocznie za zburzenie jej harmonii, chłostając – to z prawa, to z lewa – ostrymi biczami. Do tego dołącza się niebo, wylewając z góry potoki deszczu. Trzeba założyć sztormiaki, gdyż woda siecze z plaskacza. Ciekawe powitanie.
– A może to jakaś kara?
– Albo…
– Nie, to niemożliwe! Przecież wszystko do tej pory się udawało, szło jak po sznurku, a ten kulminacyjny moment zniweczy pogoda?
– Albo… – coś kiełkuje w podświadomości. Tli się powoli małym promykiem nadziei.
– Może to nie kara, a przygotowanie do nagrody? Rodzaj wodnego oczyszczenia? Mitycznego katharsis?

wąsko i długo…
a pogoda nas nie rozpieszcza

Przecież wejście w inny wymiar wymaga rytualnego obmycia. Nie można ot tak, po prostu, przejść z codzienności do nieśmiertelności… Jeśli to prawda, to trzeba z nadzieją oczekiwać przyspieszenia. Ostatecznego quickening.
– O czym mówiłem? O promyku nadziei?

Oto jest! Nagle przebija się przez chmury i oświetla czubek masztu. Widok zaiste niecodzienny. Łódź nieprzerwanie prze naprzód, a ten niewyraźny, nieśmiały promyk słońca wyznacza azymut.

I jeszcze coś innego przykuwa naszą uwagę. Pokładowy głębokościomierz. W kanale wskazywał to 5, to 10 metrów wody pod kilem. Teraz chyba zwariował… 70, 80, 90, 99 metrów… DEEP…
– Kapitanie? co to?
– Zaraz będziemy mieli pod sobą 200 metrów!

Nie jest nam dane by przetrawić tę wiedzę. Wszystko się dzieje bardzo szybko, bo tor wodny się rozpędził i gna jak szalony. Tymczasem aura otwiera przedziwny teatr i zaczyna dalszą część przedstawienia. I znów powstaje pytanie: jesteśmy tu widzami, czy aktorami?  

Walka na niebie i wodzie: Ciemność z jasnością. Elektrospiro kontra Zanzara.
coraz głębiej i coraz ciemniej

Szczelna do tej pory kurtyna chmur rozszerza się coraz bardziej i wpuszcza pod swe sklepienie kolejne promienie nadziei. Jezioro rozwija przed nami perspektywę kolejnych mil bezkresnej dali. Dziób jachtu wyznacza jej dokładny środek. Tniemy płaszczyznę na równe części. Do prawego brzegu kilometr, do lewego tyle samo. Ale nie tak samo, bo obie połówki przechodzą odmienną metamorfozę.

Ta lewa zmienia się z szarości w groźny granat, zacina deszczem i silnym wiatrem. Ta prawa przegania chmury i ukazuje czysty błękit. Słońce! Nagle wyłania się w swej pełnej krasie, całą złocistą kulą, tak dawno nie widzianą nad szkockim niebem! Po lewej ciemno, po prawej jasno, a my dokładnie po środku. Magicznie! Lecz to dopiero preludium atrakcji. Antrakt do właściwego przedstawienia. Jesteśmy gotowi do udziału. Wszak zostaliśmy rytualnie oczyszczeni. Jacht pchany do przodu całą mocą silnika zbliża się do celu. Jeszcze tylko chwila i je (go) ujrzymy…
– Teraz! włączaj! – G. przekrzykuje szum wiatru.
– Na cały regulator?
– Tak jest!

wiatr urywa głowy, zerwałby i żagle
ale pojawia się promyk nadziei

Pokładowy odtwarzacz CD połyka srebrną płytę The Classic QUEEN, z granatową okładką, wydanie kanadyjskie. Przyleciała z daleka i czekała wiele lat na taką okazję. Rozpoczynamy więc od It’s a Kind of Magic, a magia uwalnia swą moc i rzeczy zaczynają dziać się samoistnie. Zamek pojawia się nagle – po prawej, słonecznej stronie. Jest położony na skarpie skalistego wybrzeża i bezpośrednio dotyka wód jeziora. Nasz wzrok z namaszczeniem głaszcze jego mury i chłonie szczegóły budowli. Czy tak to sobie wyobrażaliśmy? Nie wiem, nie ma czasu myśleć, bo wiatr i wyjątkowo wartki nurt spychają łódź dalej, w głąb jeziora. Jeśli zniesie nas za daleko – nie damy rady wrócić na silniku elektrycznym. Prąd na to nie pozwoli. Na postawienie żagli nie ma szans. Stracilibyśmy je w sekundę.
– Nawrót! Drugie podejście!
– Widzicie jakąś przystań?
– Nie ma!
– Jeszcze jedno kółko!

Magia

Podczas, gdy nasz jacht walczy z falami, na zamku królują turyści. Machają wesoło z wieży i z pewnością – tak jak my – cieszą się z niespodziewanej, słonecznej aury. Przynajmniej na połowie jeziora. Ludzi na zamku jest sporo. Na pewno przyjeżdżają tu ich tysiące. Ale niewielu może delektować się widokiem z naszej perspektywy – od strony wody.
– No właśnie, a jak my dostaniemy się na ląd?
– Nurt jest zbyt silny, nie ma szansy na rzucenie kotwicy!
– Ale coś nam obiecaliście… – młodzi próbują zagrać nam na ambicji… miało być kino…

gdy podpływamy – witają nas turyści

#Warszawa – wcześniej – przygotowania do wyjazdu.

– Pamiętacie Nieśmiertelnego?
– Eeeeee?
– Taki film, gdzie faceci próbują ścinać sobie głowy!
– Aaaaa, było coś takiego, ale to jakaś staroć?
– Co wy tam wiecie… To kultowa historia! Lepsza niż te wasze pierścienie i Harypotery.
– Dobra, dobra…
– Jeszcze zobaczycie: zrobimy wam taki pokaz, że będziecie swoim dzieciom opowiadać! Dopłyniemy jachtem do zamku nieśmiertelnego… jezioro… mgła… cumujemy… zapada noc… i teraz uważajcie… opuszczamy żagiel, uruchamiamy komputer, DVD, projektor… z głośników leci ścieżka dźwiękowa Queenów… A my siedzimy na pokładzie i na żaglu wyświetlamy film.
– Ale przecież żagiel rozwija się wzdłuż pokładu, to jak będziemy siedzieć?
– Nie mądrzyj się. Będzie z nami Kapitan, ma tam różne żagle, coś się naciągnie i jakiś na pewno będzie się nadawał!
– Ale tato…
– Cisza! Będzie ekstra! Jak wam urządzimy letnie kino pod gwiazdami, to nie ma tego-tamtego we wsi! No, w sensie w Szkocji! To będzie najlepszy moment całego wyjazdu!

#Wyjazd. Najlepszy moment.

– Tu nie ma nawet mariny! Jak wam mamy zrobić kino? Nie mamy prądu, nie ma jak zakotwiczyć… Jutro obejrzymy film!
– Ale….
– Cisza! Zobaczcie jak jest ekstra: zamek, jezioro, słońce!…
– A może wpłyniemy do tej zatoki? – Kapitan próbuje ratować sytuację.

No to wpływamy. Front zamku ciągnie się wzdłuż jeziora, ale w momencie, gdy obracamy jacht, okazuje się, że za zamkową wieżą, niejako za rogiem, otwiera się całkiem spora zatoka.
– O kurcze! widzicie?
Tak. My widzimy. A Kapitan tym jednym okrzykiem próbuje przekazać nam różne wiadomości:

Wiadomości dobre:
1. w zatoce nie ma szalejących fal i dzikiego nurtu;
2. z tyłu zamku, od strony zatoki, do wody schodzi drewniany pomost;
3. na środku zatoki pływa duża, żółta boja;

Wiadomości złe:
ad 1. spokój jest pozorny – widok rozbitego i wyrzuconego na brzeg, dużego jachtu, studzi optymizm Kapitana. Na nas też to robi wrażenie;
ad 2. przybrzeżne szuwary i połamane gałęzie ostrzegają: nie próbuj podpływać do pomostu jachtem. Ten co tu leży – pewnie próbował;
ad 3. nie wiadomo co to za boja, nie ma jej na mapie, może przed czymś ostrzega, a może to boja prywatna?

Wnioski:
ad ad 1. Tamci, co się rozbili, pewnie szarżowali, albo byli pijani… My – to co innego!
ad ad 2. Kapitan ma sposób, aby dotrzeć na brzeg! A jaki? Zobaczycie…
ad ad 3. Najwyżej nas stąd przegonią. Dawaj bosak! złapiemy się boi i przeczekamy..

nagle odkrywa się zatoka z boku zamku
wiadomość dobra lub zła: jakaś boja
wiadomość dobra: ponton
wiadomość zła: trzeba uważać

I słowo stało się ciałem:
Czary-mary: Kapitan wyciąga mały, gumowy ponton. Hokus-pokus i znajduje do niego miniaturowy, spalinowy silniczek ze śrubą i sterem. Mamy zapas paliwa, wiosła na wszelki wypadek i kamizelki ratunkowe na jeszcze bardziej wszelki wypadek. Ekipa gotowa do ataku na zamek? Pontonik mieści z trudem cztery osoby. Kapitan zostaje na jachcie. Wiadomo!… Kto schodzi ostatni?
– Jak wy wrócicie, to ja sobie popłynę – oznajmia bohatersko.
– Trudno, co zrobić… – jesteśmy gotowi na takie poświęcenie!

Ale to nie egoizm przez nas przemawia. Kapitan to równy chłop, ale filmu o Nieśmiertelnym nie widział, lektury nie odrobił. Widocznie chodził do innej szkoły. Rytmów też słucha innych. Nie będzie nam miał więc za złe, jeśli to najpierw MY skoczymy sobie – stąd do wieczności?!

– Ja prowadzę! – Pierwszy wskakuję do pontonu i jest to całkowicie samolubna decyzja.
– Tylko nie zrób takiego Meksyku, jak wtedy w Meksyku… G. chciałby dokończyć zdanie, ale na szczęście zagłusza go dźwięk silniczka.
– Brrrrrrymmmmm brym brym – wesoło terkocze silniczek.
Wesoły terkot pozwala kręcić pontonem wesołe bączki, z zamkową wieżą w tle. Wskaźnik DEEP, pulsujący gdzieś z tyłu głowy, automatycznie dozuje przekręcanie manetki gazu.
– Czy to tutaj Connor MacLoed nurkował do samego dna?
– OK, dobijamy do pomostu, chłopaki łapcie cumę!
– Wysiadka!

– Oooooożesz!!!
– Oooooorety!!!
– Oooooorany!!!

Siedzę jeszcze w pontonie, gdy cała trójka stoi już na pomoście, z wybałuszonymi oczami, wydając dzikie odgłosy. Pomost pod napięciem? Porażeni prądem?
– Co się dzieje do cholery?!
– Taaaaam!!! – we troje, wręcz synchronicznie, wskazują za moje plecy.
Przerażony, błyskawicznie obracam się przez ramię, ponieważ skojarzenie w tym miejscu – nad Loch Ness – może być tylko jedno: POTWÓR NESSI?!?
– Ooooooo… [tu pada wspaniałe, najbardziej uniwersalne, polskie słowo, które potrafi wyrazić wszystko, zawsze i wszędzie] – z niedowierzania szeroko otwieram oczy.
– To dla nas! To naprawdę dla nas!
– Tak! MacLoed nas wita. Godnie i magicznie!

Z miejsca, gdzie zamkowa wieża dotyka tafli jeziora, odpala w górę wspaniała tęcza. Ktoś włączył jakieś kosmiczne, laserowe działo, ukryte w zamkowych kazamatach? Rozszczepiona wiązka światła tryska na granatowe niebo po tamtej, CIEMNEJ STRONIE (jeziora), by idealnym półokręgiem opaść dalej w jego wody.
– Przecież przed chwilą jej nie było? Przecież płynęliśmy pontonem, robiliśmy zdjęcia… Tęczy nie było!
– Tak jest! Pojawiła się tu i teraz, dokładnie w tej sekundzie, gdy przybiliśmy do pomostu.
– Nie ma zbiegów okoliczności!

Tak, to prawda. Jeśli na swej drodze spotykasz kilka zbiegów okoliczności, które same w sobie, teoretycznie mogłyby się wydarzyć i jeśli – z perspektywy czasu – te pozornie przypadkowe zdarzenia – idealnie zazębiają się ze sobą, wskakują w brakujące okienka układanki, wydając przy tym dyskretny, aczkolwiek przyjemny “klik” – TO NIE JEST TO PRZYPADEK. To jest wyższy plan i tej teorii się trzymajmy. Pasuje do magii?
– KLIK!
– KLIK!
– KLIK!

prawa połówka tęczy
lewa połówka tęczy

Otuleni feerią barw, pijani z wrażenia, biegniemy na zamkowe wzgórze. Stop. Tabliczka. Zwiedzanie do godziny 17. Szczęśliwi czasu nie liczą. Ale na pewno jest później. Konsternacja. Spojrzenie w prawo, spojrzenie w lewo. Nikogo nie ma. Pusto. Wspaniała cisza. Żadnych turystów, którzy jeszcze niedawno machali do nas z murów.
– Jesteśmy SAMI!
– KLIK!

Tabliczka dotyczy zwiedzania wnętrza wieży, kilku starych mebli i jakiś szmatek z epoki. Zresztą tabliczka opisuje wszystko dokładnie. Jakieś historie, rody, daty… Bla bla bla. My mamy historię alternatywną. Znaną z innego wymiaru. Tu o niej nie piszą. Zaaferowani chwilą nawet nie zastanawiamy się wtedy: dlaczego? Dlaczego nie wspominają na tabliczce o plenerze do dość znanej ekranizacji i o szkockim rodzie MacLoed? Historie niech służą historykom, a magia: Romantykom Muzyki Rockowej.

a gdzie te czarne chmury?

Co prawda filmowa historia dąży do ostatecznego celu:
– Może być tylko jeden! [There can be only one]
ale zawieramy rozejm i zgodnie oświadczamy, że chwile takie jak ta, przeżywane wspólnie, smakują o wiele lepiej, więc na razie nie będziemy nic robili w wyżej wskazanym kierunku.

I rzeczywiście: doświadczamy zupełnie czegoś niezwykłego. Oczyszczeni zbawiennym, katartycznym deszczem, skąpani słońcem, prześwietleni na wylot promieniami podniebnego lasera otwieramy się na niedostępne dla innych śmiertelników przestrzenie. Uruchamiają się uśpione czakry. Coś chwyta za gardło, lecz nie dusi. Coś przebija mózg, lecz nie uśmierca. Powracają obrazy z przeszłości i przelatują z szybkością światła. Dzieciństwo sielskie-anielskie, młodość chmurna i durna, wiek męski… Wiek klęski, czy zwycięski?

Pamiętacie ten pusty, a jakże głęboki, wzrok Connora z sali kinowej? Przenikający przez czas i przestrzeń? To jest właśnie TA chwila w filmie. W naszym scenariuszu. KLIK.
Całą powierzchnią ciała i umysłu chłoniemy to miejsce. Pazernie czerpiemy energię bijącą z pradawnych ruin. Ma wystarczyć na długo. Na wszelkie złe chwile, które jeszcze nadejdą, gdyż są nieuniknione. Lecz teraz jesteśmy silniejsi, podbudowani i naładowani magiczną siłą.

Zaglądamy jeszcze we wszystkie kąty rozległej warowni. Szperamy w zakamarkach historii. Ale tylko pro forma. Główny cel został zrealizowany. Nagroda wręczona i odebrana. Możemy wracać (ale nie do Polski! o nie, nie, nie, to jeszcze nie koniec).
– A wam jak się podobało? – pytamy młodych
– No! Taka sytuacja! Fajo! – krótko i wymownie.

I teraz tak: kliknij proszę w hyperlink: Hymn prawym klawiszem myszy, otwórz w nowym oknie, włącz muzykę i jednocześnie – słuchając – czytaj dalej. To ważne Drogi Czytelniku!
Wykonawca: Ultravox, aut. Midge Ure, Warren Cann, Chris Cross, Billy Currie).
Midge Ure jest Szkotem! To też ważne.

Daj nam… dzisiaj… to co wskazałeś –
Daj moc i chwałę
Aż me królestwo nastanie!
Daj mi to, co w księgach spisane –
Daj wiarę i chwałę
Aż me królestwo nastanie!
A mówili, że w naszych czasach, wszystko co dobre, wpadnie w niełaskę.
Nawet święci odwrócą swe twarze, w tych naszych czasach.
Powiedzieli nam, że w naszych czasach różne słowa, w różny sposób mówione, mają różne znaczenie.
Zależy, kto je wymawia, w tych naszych czasach:
Daj nam… dzisiaj… to co wskazałeś –
Daj moc i chwałę
Aż me królestwo nastanie!
Daj mi to, co w księgach spisane –
Daj wiarę i chwałę
Aż me królestwo nastanie!
I mówili, że w naszych czasach będziemy czerpać z ich dziedzictwa,
Będziemy mogli uczyć się tego, co oni widzieli, w tych naszych czasach.
Powiedzieli nam, że w naszych czasach poznamy to, co najważniejsze.
I podążymy za tym, więcej nie przecząc. W tych naszych czasach.
Daj nam… dzisiaj… to co wskazałeś –
Daj moc i chwałę
Aż me królestwo nastanie!
Daj mi to, co w księgach spisane –
Daj wiarę i chwałę
Aż me królestwo nastanie!
Niewierni w wierze, dostrzeżmy to, co przecież widzimy!
Daj nam… dzisiaj… to co wskazałeś –
Daj moc i chwałę
Aż me królestwo nastanie!
Daj mi to, co w księgach spisane -Daj wiarę i chwałę
Aż me królestwo nastanie!

połączenie z Universum lub jak kto woli – z centralą

#Najlepszy Moment – chwilę po.

– Kapitanie, teraz ty!
Zmieniamy się miejscem w pontonie i przygotowujemy do kontemplacyjnego letargu na pokładzie jachtu, w blasku zachodzącego słońca.
– A co z letnim kinem? – pada kłopotliwe pytanie.
– Hujnołs – jak mawiają Brytyjczycy.
– A widzicie tu gdzieś gniazdko elektryczne? Sprawdźmy lepiej coś namacalnego. Jak tam nasza lodówka? Gdyż – cytując kolejnego klasyka*: bez alkoholu można się bawić, ale po co?
G. wyciąga kubańskie cygaretki. Też się przygotował.
– No to włącz coś, pasującego do chwili.
– Oczywiście!

*To dopiero klasyk! Warto przyswoić.

Teraz jestem duży i wiem,
że w życiu piękne są tylko chwile,
dlatego czasem warto żyć,
dlatego czasem warto żyć…

(fragm. piosenki Naiwne Pytania, Dżem, sł. Ryszard Riedel)

Kliknięcie w telefon, kliknięcie w głośniczek i zatoka wypełnia się dźwiękami specjalnej playlisty.

#Playlista

Jeśli Cię to nudzi, przejdź po prostu do następnego punktu. Ale jeśli rzeczywiście Cię to nudzi – dlaczego doszedłeś aż do tego momentu? Albo się bawisz, albo udajesz. Drogi Czytelniku.

Idealna, antyczna harmonia, z ruinami zamku-amfiteatru w tle, ale na wodach szkockiego jeziora. Klasyka!

się ściemnia, zaraz wróci Kapitan

#Magia Part 2

– Wraca Kapitan!
– To co robimy? Oprócz tego, że nic?
– A co z Nieśmiertelnym?
– Ile razy trzeba powtarzać? A co z prądem?

I w tym momencie historia ludzkości oficjalnie odnotowuje pierwsze, zbiorowe DEJA VU:
– Oooooożesz!!!
– Oooooorety!!!
– Oooooorany!!!
– Ooooooo…

Druga tęcza! To niebywałe, ale właśnie, ponownie, laserowe działo odpala kolorowe półkole. Dosłownie w ostatnim momencie przed zachodem słońca. Przypadek na zakończenie niezwykłego dnia?
Nieprzypadek – tak rodzi się etos.
– Czy jeszcze wierzycie w zbiegi okoliczności?
– Kolejny znak?  
– Ale o co chodzi?
– Klik, klik. Znak, że musimy!

druga tęcza!


– Kapitanie, musimy obejrzeć nasz film! Choćby napędzając projektor dynamem z roweru.
– Ale chwileczkę… przecież mamy tu kilka gadżetów: jakieś kabelki, bateryjki, transformatorki, przejściówki… Klik, klik… może coś się dopasuje? Komputer nawigacyjny przecież działa… KLIK…  ma szufladkę DVD!
– A ten projektorek to na 9 Volt chodzi? Patrzcie – chodzi! Ciągnij kabel pod sufitem!
– Kabel HDMI jest pęknięty! Nie łączy!
– Spokojna wasza rozczochrana, mamy zapasowy! Nigdy nie ruszaj się za granicę bez zapasowego kabla HDMI!
Cóż za błyskawiczna, w pełni zaimprowizowana i najważniejsze: skuteczna akcja. Już G. wyciąga prześcieradło, już wieszamy je na bosaku, doklejając plastrami do burty jachtu. Zawija się na dole? Obciążyć kijem od szczotki! Gdzie poduszki? Ma być wygodnie! A szklanki? Otwieraj lodówkę!
– No to zaczynamy!
– Widzicie?! My zawsze dotrzymujemy słowa! To właśnie jest odpowiedzialność za słowa i czyny. Uczcie się od starszych.
– 3, 2, 1… za Nowy Jork!… Za Szkocję!… za Zamek!…- Akcja! Walka!
– Ciach, ciach, ciach!
– Klik, klik, klik!

Akcja!
ktoś umrze dziś w nocy

#Rano

– Chłopaki!?
– Czego?
– Chłopaki, obejrzeliście film?
– Ale to nie był ten zamek!
– [*****]

Zapada niezręczne milczenie.
– Możesz być ciszej? Boli mnie głowa.
– Ale tu burdel, jakby ktoś walczył na śmierć i życie…
– Kto wygrał?
– Czy ktoś mógłby mi odciąć łeb?

nikt nie wygrał

#Rejs

Są takie chwile na jachcie, gdy nie chce się gadać. Są takie chwile, gdy nie chce się gotować. Tego dnia po prostu nie ma. Nie było. Nie będzie. Przecież jakaś taka bzdura nie zepsuje całokształtu. Grunt, że nurt niesie nas dalej. Sam z siebie.

Również na forum…

[Jako tło do zdjęć wykorzystano oryginalne barwy rodowych, szkockich kiltów, szczególnie klanu MacLeod]

koniec jeziora, nie koniec przygód…

wstecz | c.d.n. i będzie bardziej ekstremalny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *