Prawnicy od Prószyńskiego - a to jest przecież spore wydawnictwo - musieli uznać, że wszystko się mieści w dopuszczalnych granicach, albo że nikt się do wydawnictwa nie przyczepi, bo inaczej by pewnie ten rozdział jakoś ocenzurowano.
Nie napisałem, że jest to niezgodne z prawem. Prawo, niestety, mówi o "otwieraniu zamkniętego pisma". Co nie oznacza, że to co jest w książce nie jest obrzydliwe. A obaj panowie odlecieli już dawno. Zwyczajnie nie przyjmuję do wiadomości, że ktoś zamiast oddać listy właścicielce (bo to są listy adresowane do Alicji Janeczek), może się dzielić ich treścią z publiką.
Twtter is a day by day war
Niestety w takich przypadkach wszystko zależy od ofiary. Pani Janeczek nie ma siły i możliwości, by się obronić. Jak widać nie ma też nikogo, kto by stanął w jej obronie. Gdyby jakiś pisarz wykorzystał bez autoryzacji listy Anny Jantar, Niemena czy Tyrmanda, to skończyloby się skandalem, procesem i odszkodowaniem, oczywiście zakładając, że wydawnictwo w ogóle by coś takiego puściło...
Niestety w takich przypadkach wszystko zależy od ofiary. Pani Janeczek nie ma siły i możliwości, by się obronić. Jak widać nie ma też nikogo, kto by stanął w jej obronie. Gdyby jakiś pisarz wykorzystał bez autoryzacji listy Anny Jantar, Niemena czy Tyrmanda, to skończyloby się skandalem, procesem i odszkodowaniem, oczywiście zakładając, że wydawnictwo w ogóle by coś takiego puściło...
Wiesz, mogła być sytuacja taka, że ktoś się spytał pani Alicji "co zrobić z listami?" a ta będąc w takim stanie psychicznym w jakim była odpowiedziała "zrób pan co chcesz". Ale nadal obowiązują jakieś normy moralne, a nie wszystko jest na sprzedaż.
Twtter is a day by day war
Wracam do tego obrzydliwego listu, dla tych, którzy nie czytali, podpisany Gerard tak nazywa panią Alicję: dupa i to przez małe d, klasyczna kretynka, durna idiotka...
Teraz pan Godycki, który, według niektórych "może ze cztery razy" spotkał Nienackiego - "Zdaniem obecnego właściciela domu Nienackiego (...) kucharką była kiepską, "Głównie robiła zupki z torebek - krzywi się - najlepiej chyba wychodziły jej omlety, które przyrządzała często, a potem karmiła nimi dogi. Nic dziwnego, że psy szybko kończyły żywot".
No drodzy, poważnie, przecież to są plotki rodem z zadymionej knajpy gdy podchmielonych wujów gospodarz wypędza do domu. Zwyczajnie opowiadanie takich rzeczy i później pisanie ich w książkach, nie przystoi. Tym bardziej, że nie jest to biografia pani Janeczek, tylko Nienackiego.
Twtter is a day by day war
Mnie śmieszy.
"(...) Tomasza Karnowskiego przytaczam jego opinię: Seks był, zdaje się, rozległą obsesją starszego pana. Opowiadała mi znajoma, która jako młódka zawitała kiedyś z koleżanką do Jerzwałdu, że napotkany na wiejskiej drodze pan pisarz, autor uwielbianych przez chłopców i dziewczęta opowieści o dżentelmenie w dziwacznym samochodzie dostał na ich widoku normalnego ślinotoku. Nic więcej nie chciały powiedzieć..."
Artykuł był napisany w 1998 roku, przez 27-latka. Już niezależnie od tego, że jest to opowieść z serii ktoś komuś powiedział ale, tak dla 27-latka, 40-latek to "starszy pan" z obsesją seksualną, bo spojrzał na dziewczyny 🙂 Ciekaw jestem, jak teraz uznany operator filmowy, gdy sam ma ponad 50 lat, na to patrzy.
To było trochę o bezmyślnym cytowaniu. BTW, to już pisałem wcześniej, gdy miałem 15 lat i poszedłem do liceum, to moja wychowawczyni wydawała mi się starszą panią, dopiero niedawno, gdy znalazłem jej grób na Powązkach, zorientowałem się, że miała wtedy 47 lat.
Twtter is a day by day war
Pomijając fakt, że Alicja Janeczek nadal żyje, więc tutaj należało mieć na względzie jej uczucia (no i jednak z tym cytowaniem listów, to w grę wchodzą też prawa autorskie - do listów Nienackiego jeszcze przez jakiś czas będą te prawa należały do spadkobierców, a do listów pani Alicji -nadal należą do niej) mnie jako czytelnikowi takie plotkarstwo nie przeszkadza. I wole to od rodzinnych praktyk, że się bierze listy twórcy i wycina nożykiem niewygodne miejsca, albo zamazuje, albo w ogóle listy się pali, bo autor musi stać na piedestale, więc o niewygodnej prawdzie nie będziemy wspominać, tylko czcić przodka.
Pomijając fakt, że Alicja Janeczek nadal żyje, więc tutaj należało mieć na względzie jej uczucia (no i jednak z tym cytowaniem listów, to w grę wchodzą też prawa autorskie - do listów Nienackiego jeszcze przez jakiś czas będą te prawa należały do spadkobierców, a do listów pani Alicji -nadal należą do niej) mnie jako czytelnikowi takie plotkarstwo nie przeszkadza.
Ale jak można pomijać najbardziej istotny fakt. Nie mówiąc o tym, że oprócz listów Nienackiego/do Nienackiego, które mogą być uznawane jako "dobro narodowe", obecny właściciel domu udostępnia również listy przyjaciół/kolegów pani Alicji do niej samej. Na szczęście Molenda się opanował i tylko o tym wspomina ale nie cytuje.
Twtter is a day by day war
Znów prychłem:
"Po tygodniu zaprosił ją do domu w Jerzwałdzie. Pokazał gospodarstwo, podał herbatę w brudniej szklance, pykał fajkę, był dla dziewczyny z bloków w Iławie człowiekiem z innego świata, wykształconym, zadbanym.".
Poważnie. facet, który podaje herbatę w brudniej szklance jest człowiekiem zadbanym? Z drugiej strony skoro byli tylko we dwoje, to jeśli jemu ta brudna szklanka nie przeszkadzała to ona by musiała o tym ludziom opowiadać. Z tekstów, które można przeczytać, raczej by nie opowiadała.
Twtter is a day by day war
Ciekawy jest obraz kobiet Pana Samochodzika przedstawiany przez Molendę. Czy jest to dowód na to, że Molenda nie zna książek, czy tylko pisze pod tezę? Nie wiem. Wiem, że nie pisze całej prawdy.
"Są one przedstawiane z negatywnej strony, jako osoby niegrzeczne i złośliwe. Zazwyczaj wchodzą w romans z powieściowym detektywem, aby spowalniać jego prace, a niekiedy także zdobyć cenne informacje dla przeciwników Pana Samochodzika."
Tego oczywiście nie napisał Molenda, tylko cytuje jakiegoś kolejnego oszołoma, który książek na stówę nie przeczytał ale... Molenda tego nie komentuje ani nie prostuje.
Twtter is a day by day war
Ciekawe są również opowieści Godyckiego o tym, że gdy kupił dom "Wtedy w roku 1996, fani Pana Samochodzika nie byli jeszcze zauważalni...". Chyba daleko posunięte wnioski z faktu, że nikt nie przyjeżdżał do Jerzwałdu w tym czasie.
Twtter is a day by day war