„Wielki las” i „Raz w roku w Skiroławkach” to powieści wymieniane często jednym tchem. „Skiroławki” bardzo wysoko ustawiły poprzeczkę oczekiwań, pewnie właśnie dlatego „Wielki las” mnie rozczarował. Gdzieś, podświadomie spodziewałem się jakiejś kontynuacji tamtej książki.
„Wielki las” to znacznie prostsza powieść, nie ma w niej tej wielowymiarowości, bogactwa wątków i postaci, zmienności nastrojów. Bez kontekstu „Skiroławek” moje wrażenia zapewne byłyby lepsze, bo to nie jest zła książka, ale „Skiroławki” są, moim zdaniem, powieścią wybitną. Jeśli porównałem ją do dojrzałego, wielkiego wina, które ujawnia pełnię aromatu i smaku dopiero po wielu latach starzenia to „Wielki las” jest podobny do piwa z dobrego browaru, które wiele walorów posiada, ale nie ma tej głębi i bogactwa bukietu. Moje rozbudzone kubki smakowe nie zostały w pełni usatysfakcjonowane.
Najsłabszą stroną „Wielkiego lasu” jest cały ten, w większości retrospektywny, wątek przeszłości Bullowa vel Maryna (a’la „Konkwista” Łysiaka), który wydaje mi się niewiarygodny, płaski i zupełnie nie pasuje do atmosfery książki. Beatnicze obrazki jak z Kerouaca też mi tutaj zazgrzytały. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w tym wypadku Nienacki pisze o świecie, który zna wyłącznie z tanich kryminałów i filmów szpiegowskich. Razi to zwłaszcza na tle pozostałych wątków, gdzie autor porusza się swobodnie, z wyczuciem budując psychologiczne obrazy bohaterów wie doskonale o czym opowiada. Nic w tym dziwnego, przecież już wcześniej udowodnił, że z maestrią przechadza się w naturalistycznym, surowym i swojskim środowisku „dzikich” ludzi. Sądzę, że można było w jakiś inny, mniej tandetny, mniej sensacyjny sposób uwiarygodnić psychologicznie postać Maryna.
I jeszcze jedno. Nie podoba mi się nazbyt oczywiste zakończenie książki. Z tej całej plątaniny ludzkich pragnień, strachów, tragedii i słabości rodzi się koszmarnie kiczowata scena finałowa.
„Wielki las” to znacznie prostsza powieść,
Pozwól, że się z Tobą nie zgodzę. W porównaniu ze Skiroławkami wszystko będzie prostsze. Przy pierwszym czytaniu Wielkiego Lasu popadłam w zadumę i zamyślenie.....nie, nie zrozumiałam tej powieści tak, jak przy kolejnych powrotach.
Przede wszystkim napisana jest zupełnie w inny sposób. Nie umiem tego określić, ale już wcześniej gdzieś napisałam, że wydaje mi się, że Skiroławek nie napisał Nienacki ... jakoś wszystko pozostałe po prostu przy tym nie leży.
Dziś po latach wracam do "Wielkiego Lasu" i oto olśnienie. Pierwszy raz tę powieść czytałem zaraz po jej wydaniu i jakoś słabo ją wspominam. Gówniarzem jeszcze byłem, choć już dwudziestoparoletnim. Teraz, kiedy od 10 lat na stałe zamieszkałem ponownie w Jerzwałdzie, po rozmowach przeprowadzonych z mieszkańcami wsi odczytuję tę powieść zupełnie inaczej. Nagle niektóre miejsca, postaci i sytuacje wydają mi się znajome. Po lekturze powrócę tutaj aby podyskutować.
(...) po rozmowach przeprowadzonych z mieszkańcami wsi odczytuję tę powieść zupełnie inaczej. Nagle niektóre miejsca, postaci i sytuacje wydają mi się znajome.
Wielu ówczesnym krytykom tej powieści również wydawały się znajome. W 1987 roku czasopismo "Warmia i Mazury" wydrukowało list oburzonego leśnika:) Fragment poniżej (źródło: nienacki.art.pl):
Autor "Wielkiego lasu", posługując się wyjątkowo wulgarną terminologią, w bardzo skuteczny sposób oczernia i plugawi środowisko leśników (...) Autor posługując się w swej powieści aktualnym nazewnictwem zawodowym leśników, daje czytelnikowi jednoznacznie do zrozumienia, że akcja toczy się w ostatnim dziesięcioleciu, stąd nieodparcie kojarzy się z aktualnie pracującą administracją leśną naszego regionu. Po przeczytaniu powieści Pana Nienackiego leśnicy z małymi wyjątkami, w oczach przeciętnego czytelnika, to zgraja wyjątkowo zdegenerowanych pijaków, malwersantów, złodziei i zwyrodniałych gwałcicieli, to również cmentarne „hieny” a żony i córki leśników, to potencjalne ladacznice.
Pan Nienacki bardzo dokładnie „opluł” wszystkich leśników w bez mała całej hierarchii zawodowej, począwszy od robotników, poprzez gajowych, strażników leśnych, leśniczych, nadleśniczych, aż po pracowników naukowych leśnictwa włącznie.
Największym oburzonym leśnikiem był jerzwałdzki leśniczy ( pierwowzór Karola Stęborka), który po ukazaniu się książki mocno znienawidził pisarza. I to on przede wszystkim robił wszystko aby o tej powieści źle pisano i blokował ją gdzie się tylko dało. Pierwowzór tej postaci już nie żyje więc może nadejdzie wreszcie przychylny czas i na tę powieść.
Pierwowzór tej postaci już nie żyje więc może nadejdzie wreszcie przychylny czas i na tę powieść.
Mało to chyba prawdopodobne. Poza serią o Panu Samochodziku, Nienacki jest dziś niestety pisarzem zapomnianym. Poza edycjami Warmii, żadna jego książka dla dorosłych nie ukazała się od mniej więcej 20 lat. A Warmia to niszowe wydawnictwo bez dystrybucji i budżetu na marketing, nie mówiąc już o jakości wydawanych przez nich książek. Zagmatwana kwestia własności praw autorskich też dotychczas nie sprzyjała, choć teraz zdaje się sprawa znalazła już sądowe rozstrzygnięcie.
Nienacki dzięki Samochodzikom i tak ma więcej pamięci wśród obecnych czytelników niż większość pisarzy, którzy od dekad są martwi. A co do wznowień - czyżbyś wydań elektronicznych nie traktował na równi z papierowymi? 😛 Bo w ofercie EMPiK-u widzę całkiem spory zestaw książek Nienackiego dla dorosłych. Ze Skiroławkami i Dagome Iudex na czele.
A co do wznowień - czyżbyś wydań elektronicznych nie traktował na równi z papierowymi? 😛 Bo w ofercie EMPiK-u widzę całkiem spory zestaw książek Nienackiego dla dorosłych. Ze Skiroławkami i Dagome Iudex na czele.
Masz rację, nie sprawdziłem tego. Ale ebooki to cały czas nisza, bez tradycyjnych papierowych wydań trudno mówić o jakimś powrocie na salony. Od dawna marzy mi się ładna, kolekcjonerska edycja "Skiroławek", na ładnym papierze, w twardej oprawie. Nie zanosi się na to.
Dla mnie "Wielki las" jest powieścią ważną. Myślę, że może być dobrym wstępem dla tych co nie mogą przebrnąć przez "Raz w roku w Skiroławkach".
„Po prostu - chodzi o to coś co sprawia, że odczuwasz przyjemność czytania, że to cię wciąga - że nie ziewasz, nie opuszczasz całych zdań (a nawet stron), że nie narzucasz sobie obowiązku lektury. I szlus! Nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć…”
Świetny artykuł Tomasza Sasa pt. " Czy warto umyć słonia", który ukazał się w łódzkich "Odgłosach" nr 26 z dnia 27 czerwca 1987 roku.
Dla mnie "Wielki las" jest powieścią ważną. Myślę, że może być dobrym wstępem dla tych co nie mogą przebrnąć przez "Raz w roku w Skiroławkach".
Nie byłaby to dobra rada dla mnie. W mojej ocenie "Wielki las" jest tylko dość odległym echem wspaniałych "Skiroławek" i nie wiem dlaczego czytelnikowi miałoby być łatwiej przez niego przebrnąć. "Raz w roku w Skiroławkach" czytam sobie w miarę regularnie, a za "Wielki las" nie mogę się zabrać. Zniechęca mnie w nim przede wszystkim wątek szpiegowski, który, co tu dużo gadać kompletnie nie pasuje do klimatu mazurskich rozterek ludzi lasu. Pomysł zmiksowania tych dwóch, tak różnych pod każdym względem, elementów fabuły wydaje mi się poroniony.
A ja "Wielkiego lasu" jeszcze nie czytałam.
Czas nadrobić.
Powieść "Wielki Las" zanim ukazała się w wersji książkowej ( 1987) była drukowana w odcinkach, w czasopiśmie "Odgłosy" już dwa lata wcześniej, czyli w roku 1985. Pierwszy odcinek ukazał się w nr 27 z dnia 6.07.1985. Ważna również jest tu przedmowa autora.
Zbigniew Nienacki „Wielki las”- od autora
"Powieść tę napisałem po lekturze epika naszego stulecia Anthony Burgess’a pt. „Tremor of Intent” (nie potrafię tego tytułu przetłumaczyć na polski). Zafascynowała mnie w niej historia szpiega angielskiego, który – aby uwieść dziewczynę – wyrzuca przez bulaj okrętowy książki o seksie. Dziewczyna wie z tych książek wszystko o tych sprawach, ale tak naprawdę niczego jeszcze nie przeżyła, nie ma pojęcia o miłości. Pomyślałem: jakie to piękne uczyć siebie i uczyć kogoś miłości. Tak powstał „ Wielki las, który jest w pewnym sensie studium psychologicznym pewnej kobiety i pewnego mężczyzny. Zarazem jest to także powieść „szpiegowska”, gdyż głównym bohaterem uczyniłem szpiega. Pisanie interesuje mnie bowiem o tyle , o ile jest przygodą pisarską, wkraczaniem na nowe literackie terytoria. Jak wiadomo „powieść szpiegowska” należy do najlichszego gatunku, zalicza się ją do tzw. Literatury wagonowej. Pociągająca wydała mi się myśl, aby sprawdzić swoje możliwości: spróbować, spróbować uszlachetnić ten osławiony i marny gatunek literacki. Czy mi się to udało – ocenią czytelnicy: krytyków zawsze sobie lekceważyłem, ponieważ za mało mają wyobraźni, aby pojąć jaki wielkie i zaskakujące możliwości kryje jeszcze literatura i jej niekiedy lekceważone gatunki. Powieść ma charakter ballady. Główny bohater nosi nazwisko Józef Maryn. Zależy mi, aby niektórzy wesołkowie dziennikarscy, bez zbytniego wysiłku umysłowego, który tyle ich kosztuje, mogli od razu powiedzieć, że stworzyłem powieść „marynistyczną”, że piszę o „d…Maryny” Zabawa z tymi wesołkami jest wielkim urozmaiceniem w moim jednostajnym wiejskim życiu”.