W tym momencie mam skojarzenia z osobami, które twierdzą, że każda kobieta MOŻE i MUSI karmić piersią, inaczej jest potworem. A dzieci urodzone przez cesarskie cięcie nie są... no właśnie, "urodzone", bo nie było naturalnego porodu.
Poważnie niektórzy tak sądzą?
Hm ... To ja mam troje dzieci, które się niewłaściwie urodziły? 😀
Serio. Też byłam w szoku. Temat był przez chwilę głośny, choć zaczęło się właściwie od jednej durnej wypowiedzi, która jakimś cudem zyskała poparcie innych osób:
Ja się przejęłam pośrednio, bo moja ....., która miała straszne parcie na poród naturalny, w końcu wylądowała na alarmowej cesarce, a potem ze względu na leki nie mogła karmić. Czyli według niektórych porażka na całej linii.
Maruto, zajrzałam na chwilę na te strony, które zalinkowałaś i jestem przerażona 🙁
To jest niewyobrażalne okrucieństwo tak ranić słowami. Kobiety kobietom ...
Właśnie skończyłam czytać "Kalamburkę". Zawsze lubiłam tę część Jeżycjady, ale tym razem zrobiła na mnie większe niż zazwyczaj wrażenie. Napisana zupełnie inaczej niż wszystkie inne części Jeżycjady, od końca, cała będąc jedną wielką retrospekcją. No i dotyczy najważniejszej z postaci tej serii czyli Melanii Borejko. Najbardziej wzruszył mnie ostatni z rozdziałów, który jest zarazem początkiem całej historii Borejków.
W tej książce razem z bohaterami przechodzimy przez kolejne etapy historii Polski poznając ich nastroje, nadzieje i obawy wynikające z aktualnej sytuacji. I chociażby z tego względu uważam, że ta książka spokojnie mogłaby znaleźć się w kanonie lektur szkolnych. Bardzo obrazowo i ciekawie opisane są wydarzenia w Poznaniu w 1956 roku. I nie tylko te. Do tego jest to piękna opowieść o miłości (w wielu wymiarach) i przyjaźni. Pomimo niektórych trudności głównych bohaterów książka pełna jest optymizmu i dobrego humoru.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
A ja kiedyś za "Kalamburką" nie przepadałam.
Być może dlatego właśnie, że jest taka inna od pozostałych części i jakoś wybijała mnie z rytmu.
Ale podczas ostatniej lektury spojrzałam na nią inaczej i zobaczyłam to wszystko, o czym piszesz, Milady 🙂
Od kilku dni mam ogromną ochotę przeczytać Jeżycjadę po raz kolejny. Mój wzrok co chwilę zahacza o półkę, gdzie w równym rządku stoją wszystkie części ...
Ale mam taką kolejkę książek do czytania, że byłoby wielce niestosowne czytać coś po raz dwudziesty zamiast coś nowego.
Ech ...
I jeszcze w czwartek wracam do pracy! Po 21 miesiącach wolnego!
"Kalamburkę" lubię, wzruszają mnie pewne fragmenty, inne bawią... Jednocześnie traktuję ją jako swego rodzaju alternatywną wersję losów Borejków, bo inaczej za dużo mi się nie zgadza i za dużo przeszkadza. Dlatego uznaję, że to inna wersja "Jeżycjady" i wtedy wszystko gra.
I jeszcze w czwartek wracam do pracy! Po 21 miesiącach wolnego!
No to współczuję. Ale pocieszę Cię, że moja była wspólniczka nie mogła się wręcz doczekać jak wróci do pracy po urlopie macierzyńskim i leciała do biura jak na skrzydłach.;) Zresztą teraz to i tak chyba sporo pracuje się zdalnie.
Jednocześnie traktuję ją jako swego rodzaju alternatywną wersję losów Borejków, bo inaczej za dużo mi się nie zgadza i za dużo przeszkadza.
Z ciekawości, co się nie zgadza? Jakieś niedociągnięcia w kwestii dziejów?
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Chodzi głównie o to, że w żadnym wcześniejszym tomie nie pojawia się Gizela, która przynajmniej w okresie akcji KK i IS mieszkała w Poznaniu. Poza tym pamiętasz tekst o mieszkaniu na Roosevelta, który pada w "KK"?
Borejkowie zamieszkali tu przed niespełna dwoma miesiącami, ulegając namowom swej starej
znajomej, pani Trak, która po śmierci męża postanowiła przenieść się do mieszkania mniejszego i
wygodniejszego. Lekkomyślni jak zwykle Borejkowie zgodzili się na zamianę, podniecani myślą, że
czynsz w owym starym mieszkaniu kwaterunkowym jest o wiele niższy niż opłata za mieszkanie
spółdzielcze. W tym aspekcie sprawę wygrali. Lecz pod wszystkimi pozostałymi względami raczej
nabito ich w butelkę, co było nieuczciwością o tyle względną, że Borejkowie po prostu nie uważali
się za pokrzywdzonych. Mieszkanie miało kaflowe piece, do których węgiel trzeba było zdobywać
podstępami i szantażem, po zdobyciu zsypywać do piwnicy, a następnie wnosić codziennie w
kubełkach do mieszkania. Jednakże ten mankament był dla Borejków jedynie źródłem ukojenia i
zachwytów. Czyż mogło istnieć bowiem coś rozkoszniejszego niż ciepły piec z pięknych starych
kafli, do którego tak błogo przytulić się plecami w mroźny wieczór zimowy! Podobnie spaczone
widzenie rzeczywistości przejawiali ci beznadziejnie nieżyciowi lokatorzy w odniesieniu do
rozmamłanego i grożącego wybuchem piecyka w łazience (który ich zdaniem był prześlicznym
mosiężnym zabytkiem niemieckiej secesji), podłóg spróchniałych i wymagających ustawicznego
pastowania (lecz jakże miło skrzypiących pod nogami), sufitów z kurzem osadzającym się złośliwie
na gipsowych stiukach i girlandkach (ale cóż za rozkosz obudzić się rano i ujrzeć nad sobą coś tak
różnego od stropów żelbetowych z rurami kanalizacyjnymi!) i tak dalej, i tak dalej. Dodatkowym
mankamentem mieszkania była okoliczność, że remontowano je zapewne w latach dwudziestych.
Czyli Gizela to znajoma, która nabiła Borejków w butelkę, wykorzystując ich dobre serca, naiwność i lekkomyślność. Wcisnęła im zaniedbaną ruinę, a jedynym argumentem "za" były niższe opłaty. A teraz porównaj to z sytuacją opisaną w "Kalamburce"...
Są też inne drobiazgi, mniej znaczące, ale przykre. Na przykład Lonia, najlepsza przyjaciółka Mili, w "Idzie Sierpniowej" jest wspomniana tylko jako powód, dla którego Mila zyskała pewność siebie:
- Przez tych siedem lat, od tamtego zdjęcia ze szkoły - powiedziała - bardzo, mamo, wyładniałaś. I stałaś się taka pewna siebie. Jakim cudem?
- Jakoś tak nagle... - zastanowiła się mama. - Kiedy zdałam do Szkoły Ekonomicznej, zaprzyjaźniłam się z takim biednym zakompleksionym stworzeniem...(...)- Okazało się, że ta dziewczyna była znacznie bardziej nieśmiała niż ja. Zaczęłam ją osłaniać i wspierać. I, wiesz, kiedy się przestaje myśleć o sobie, wszystko staje się prostsze.
Dlatego w mojej świadomości historia z "Kalamburki" to wersja alternatywna, a w głównej linii czasowej Gizela zmarła przed "Kwiatem kalafiora".
Poza tym pamiętasz tekst o mieszkaniu na Roosevelta, który pada w "KK"?
Aż tak nie pamiętam.:) Ale może dlatego Musierowicz w "Kalamburce" dodaje fragment o niewdzięczności Ignaca oraz o tym jak bardzo się starali żeby do zamiany doszło. Bo większe lokum na Roosevelta nareszcie pozwalało żyć rodzinie w normalnych warunkach a nie siedząc sobie na głowach.
Przyszło mi jeszcze do głowy, że "Kalamburka" poza wszystkim była takim wytłumaczeniem pewnych spraw i postaw.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Poza tym pamiętasz tekst o mieszkaniu na Roosevelta, który pada w "KK"?
Aż tak nie pamiętam.:) Ale może dlatego Musierowicz w "Kalamburce" dodaje fragment o niewdzięczności Ignaca oraz o tym jak bardzo się starali żeby do zamiany doszło. Bo większe lokum na Roosevelta nareszcie pozwalało żyć rodzinie w normalnych warunkach a nie siedząc sobie na głowach.
Przyszło mi jeszcze do głowy, że "Kalamburka" poza wszystkim była takim wytłumaczeniem pewnych spraw i postaw.
Musierowicz chciała na siłę powiązać pewne wątki, tak, by wyszło coś w rodzaju układanki. Ale o ile np. z Moniką to wyszło, to z Gizelą osiągnęła rezultat przeciwny do zamierzonego. Tego się po prostu nie da pogodzić. Wcześniej "pani Trak" jest wspomniana zaledwie dwukrotnie, w zacytowanym fragmencie i potem w jednym zdaniu pani Szczepańskiej. A cytowany fragment nie jest z punktu widzenia Ignacego, ale narratora wszechwiedzącego i obiektywnego. Poza tym nawet niewdzięczny Ignacy nie nazwałby chyba teściowej "znajomą"? Utożsamienie Gizeli z panią Trak jest kompletną katastrofą.
Ponadto, jak wspomniałam, Gizela nie pojawia się w żadnym tomie przed "Kalamburką". A umiera w 1998 r. Czyli żyje przez wszystkie te tomy. Żyje w czasie choroby Mili, stanu wojennego, wesela Idy, nawet narodzin Ignasia i Józka. Odchodzi dopiero w okolicach "Tygrysa i Róży". Po zamianie mieszkań mieszka przez dłuższy czas w Poznaniu, dopiero w ostatnich latach przenosi się do Miłosławia. Niemal do końca jest w dobrej formie fizycznej i psychicznej. Nie ma żadnych przesłanek, że zerwała kontakty z Borejkami. Tym samym nie da się wytłumaczyć tego, że przez ponad 20 lat była kompletnie nieobecna.
Żeby miało to jakikolwiek sens Gizela powinna umrzeć przed rozpoczęciem akcji "KK", zwłaszcza że w późniejszych latach nie odgrywa żadnej roli w fabule, nawet tej kalamburkowej. Można to było wpleść w akcję, na przykład Borejkowie dziedziczą coś po niej i dzięki temu stać ich na zamianę mieszkań. Hanna Borejko po prostu zniknęła w którymś momencie (w domyśle - umarła) i dzięki temu nie ma problemów z tym, dlaczego nie istnieje w Jezycjadzie. A Gizeli po prostu nie da się wytłumaczyć.
Ponadto, jak wspomniałam, Gizela nie pojawia się w żadnym tomie przed "Kalamburką". A umiera w 1998 r. Czyli żyje przez wszystkie te tomy.
Też to zauważyłam gdy czytałam "Kalamburkę" po raz pierwszy. To chyba największa niekonsekwencja całej tej historii, ale na odbiór samej książki na szczęście u mnie nie wpłynęła.
Żeby miało to jakikolwiek sens Gizela powinna umrzeć przed rozpoczęciem akcji "KK", zwłaszcza że w późniejszych latach nie odgrywa żadnej roli w fabule, nawet tej kalamburkowej.
Gdyby Musierowicz chciała żeby wszystkie elementy układanki do siebie pasowały to rzeczywiście mogłaby tak zrobić, ale dla mnie "Kalamburka" to książka o relacji dwóch kobiet, Gizeli i Mili. Już chyba wolę przymknąć oko na to, że Gizela nie pojawia się w innych tomach Jeżycjady niż się jej wcześniej pozbywać.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
I właśnie dlatego, by nie czuć się jak ktoś z rozdwojeniem jaźni, uznaję "Kalamburkę" za wersję alternatywną - rzeczywistość, w której Gizela żyje i np. pomaga Gabie po chorobie Mili. Niekoniecznie na pełen etat, bo Ignacy pewnie by się nadął, ale jednak jest, w życiu i świadomości rodziny.
Pozdrawiam Was serdecznie z rodzinnego miasta Anieli Kowalik, czyli z Łeby 🙂
"Kłamczuchy" co prawda w tej ciekawej biblioteczce nie znalazłam, ale znalazłam to:
Yvonne, czyżby miejscowy bookcrossing?
Pamiętałam, że rodzinne miasto Anieli jest gdzieś nad morzem, ale zupełnie zapomniałam, że to Łeba. No i uświadomiłaś mi, że Kłamczuchy nie czytałam co najmniej z dziesięć lat.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
z rodzinnego miasta Anieli Kowalik,
Sprawdź czy nie stoi tam gdzieś fiat mirafiori. Li i jedynie! I zajdź na Kościuszki 44. 🙂
Yvonne, czyżby miejscowy bookcrossing?
Tak. Zorganizowany przez Bibliotekę Miejską w Łebie, co tak anonsowano na FB:
Pełna książek biblioteczka plenerowa MAŁGOSIA czeka na czytelników na Skwerze Rybaka w ŁebieBardzo zachęcamy do dzielenia się przeczytanymi egzemplarzamiPrzynieś, przekaż, zabierz! ZAPRASZAMY
Miejscowe fanki zauważyły, że jest już druga część "Na Jowisza" Małgorzaty Musierowicz - kompendium wiedzy dla fanów Jeżycjady?
Co jeszcze w nowej książce autorki „Opium w rosole", „Kwiatu kalafiora" i „Noelki"? Obok rozważań o brzydkich wyrazach - m.in. zdjęcia. Kilka biało-czarnych fotografii ilustruje okres, kiedy Małgorzata Musierowicz była fanką męskich kapeluszy. Są też namalowane specjalnie na potrzeby nowej publikacji portrety dorosłej Genowefy Bombke i jej córek, a także podobizny czterech sióstr Borejko w dojrzałym wieku. Najstarsza z sióstr – Gabrysia – gdyby istniała naprawdę, miałaby już prawie sześćdziesiąt lat. Cały cykl – liczący 22 powieści – w 2027 r. będzie obchodził swoje półwiecze.
Nie wiem czy się skuszę. Jakoś mnie ten pierwszy tom aż tak, mimo wszystko, nie porwał.
Ja mam drugi tom, choć pierwszego jeszcze nie przeczytałam 😉 Z wywiadu z autorkami wynika, że kolejnego nie będzie. Ale jest i jeszcze bardziej niepokojąca informacja:
MM: Z Chucherkiem jest inny problem, bo powiedziałam sobie, że nie będę afirmować żadnych restrykcji i pandemii. A musiałabym o tym pisać, gdybym zachowała aktualny czas akcji, tak jak zwykle to robię, w zgodności z kalendarzem i wydarzeniami bieżącymi. Oczywiście musiałabym mieć w dodatku pióro Orwella. No cóż, zobaczymy. Próbuję sobie tymczasem różnych podejść do Chucherka. Pewnie wymyślę coś innego, a może nic nie wymyślę, bo już nie muszę. „Jeżycjada” w zasadzie jest bardzo zgrabnie zakończona Ciotką Zgryzotką.
i wcześniejszy, gdzie już pojawiał się ten problem :
Mnie by taka informacja - gdybym był fanem Jeżycjady - to by raczej ucieszyła. Bardzo lubię książki Christie, wszystkie przeczytałem przynajmniej raz*, ale gdyby Agatha nie napisała kilku tytułów popełnionych w mocno starszym wieku, to bym wcale się tym nie zmartwił. "Pasażer do Frankfurtu" od jakichś dwudziestu lat jest u mnie najgorszą powieścią sensacyjną, jaką w życiu przeczytałem.
Musierowicz jest już blisko osiemdziesiątki, to już dobra pora na literacką emeryturę.
___
* oprócz romansów (?) publikowanych pod pseudonimem jako Mary Westmacott