Jerome K Jerome czyli „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)”. Facet oczywiście jeszcze coś tam innego napisał, choćby „Trzech panów na włóczędze”, ale znany i zapamiętany przez historię został jako autor tej pierwszej. Na pewno ktoś z was czytał tę powieść, albo chociaż o niej słyszał. Jeśli nie, warto tę zaległość nadrobić bo to prawdziwy majstersztyk angielskiego poczucia humoru. Gdybyśmy mieli tutaj książkowy DKF, w kategorii, książki, które poprawiają nam samopoczucie, bez wahania zaproponował bym właśnie „Trzech panów w łódce”.
Ta XIX wieczna powieść to nie jest żadna ramota, jak ktoś mógłby pomyśleć. Zestarzała się niczym wino klasy grand cru i dzisiaj kiedy obyczajowość dnia codziennego jest diametralnie różna od panującej w epoce wiktoriańskiej, smakuje chyba jeszcze lepiej niż wtedy. Trzech przyjaciół, autor (narrator), George, Harris i pies Montomrency wybierają się w dwutygodniowy rejs łodzią wiosłową po Tamizie. Główną osią fabuły są długie i drobiazgowe przygotowania do tej wyprawy oraz sam rejs podczas którego panowie biwakują, zwiedzają mijane po drodze miasteczka, wchodzą w bliski kontakt z florą i fauną. Ale powiedzieć tyle o tej powieści, to nie powiedzieć nic. Pełna jest humoru sytuacyjnego w najlepszym wydaniu. Fabuła to w zasadzie pretekst, pozwalający autorowi snuć wokół niej zabawne, sarkastyczne dygresje na temat wad przyjaciół i znajomych, niedogodności związanych z pływaniem łódką i biwakowaniem pod gołym niebem, zwyczajów i panującej mody. Wplatać liczne anegdoty na temat postaci historycznych i miejsc odwiedzanych na szlaku. Crema de la crème angielskiego humoru.
Dopatrzeć się tu można również wielu samochodzikowych akcentów. Samochodzikowa jest już sama wyprawa, samochodzikowe są też opisy historyczne dotyczące miejsc mijanych w podróży, nawet układ rozdziałów jest samochodzikowy ponieważ każdy otwiera krótkie streszczenie w punktach. Samochodzikowe jest również to, że fani powieści, odbywają rejsy Tamizą śladami bohaterów książki, z Kingston do Oksfordu i z powrotem do Pangbourne.
Gdybyśmy mieli tutaj książkowy DKF, w kategorii, książki, które poprawiają nam samopoczucie, bez wahania zaproponował bym właśnie „Trzech panów w łódce”.
Zgadzam się w 100%. To jedna z tych książek, którą można otworzyć w dowolnym miejscu, zanurzyć się na chwilę (czasem bardzo długą 😊 ) i powrócić do rzeczywistości z uśmiechem i bez stresu.
Poza tym "Trzech panów w łódce..." to także źródło bardzo celnych cytatów. Jeden z moich ulubionych fragmentów:
Nic mnie bardziej nie irytuje niż widok ludzi, którzy się obijają, gdy ja pracuję.
Mieszkałem kiedyś z człowiekiem, który doprowadzał mnie tym do szaleństwa. Rozwalał się na sofie i godzinami patrzył, jak pracuję koło domu, chodził za mną po pokojach i wodził za mną oczyma. Powiedział, że to dla niego prawdziwe dobrodziejstwo tak patrzeć, jak się krzątam. Nabiera dzięki temu przekonania, że życie nie jest czczym snem, który można przedrzemać, ziewając z rzadka, lecz wzniosłym posłannictwem, pełnym trudów i obowiązków. Nie mógł zrozumieć, jakim cudem zupełnie się nie załamał, zanim mnie poznał, gdy nie miał nikogo, komu mógłby się przyglądać przy pracy.
Ja jestem z innej gliny. Nie potrafię siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak ktoś inny wypruwa sobie żyły. Ja chcę wstać i nadzorować, chodzić dokoła niego z rękami w kieszeniach i mówić, co ma robić. Taką już mam energiczną naturę. To silniejsze ode mnie.
Jak ja go dobrze rozumiem... 😉
Mnie zawsze bawi wyimaginowany dialog Montmorency'ego z kotem spotkanym na ulicy. Pełen uprzejmości i dobrych manier:)
Ciekawie piszecie o tej książce. To musi być rzeczywiście interesująca i nietuzinkowa lektura.
Ja mam sporo ulubionych fragmentów, zarówno z głównej linii fabularnej, jak i z pobocznych. Zawsze zachwyca mnie trafność opisu pewnych zdarzeń, zjawisk oraz relacji międzyludzkich, a także naszej psychiki 😉 .
(Nie mam pojęcia, skąd się to we mnie bierze, ale na widok człowieka, który śpi, gdy ja już wstałem, ogarnia mnie zgroza. Czuję się wstrząśnięty, widząc, jak ktoś marnotrawi bezcenne chwile swego życia - chwile, które już nigdy nie powrócą - na zwyczajny zwierzęcy sen.)
Zwłaszcza, że np. opis funkcjonowania dworca kolejowego pasuje mi jak ulał do dawnego dworca PKS w Krakowie. A opis pozowania do zdjęć przypomina mi się za każdym razem, kiedy w jakimś efektownym miejscu widzę ludzi robiących fotki na instagrama 😆 .
Polecam, lektura jest szybka i przyjemna. Treść można podzielić na trzy części
- główną linię fabularną, czyli wydarzenia związane ze spływem Tamizą
- dygresje w postaci opowieści i anegdotek z przeszłości (trochę jak strumień świadomości 😉 )
- opisy miejsc, przez które przepływają bohaterowie, często bardzo zachęcające. Warto wiedzieć, że początkowo Jerome chciał napisać po prostu przewodnik turystyczny, ale mu się wszystko rozrosło i wyszła powieść... Niemniej jest w niej na tyle dużo informacji, że można według tej książki urządzić sobie wycieczkę.
Od wielu lat planuję tę książkę przeczytać i jakoś się za nią zabrać nie mogę.
Po Twoim wpisie, Kustoszu, chyba się wreszcie zdecyduję.
Ja mam sporo ulubionych fragmentów, zarówno z głównej linii fabularnej, jak i z pobocznych.
Tak, niewyczerpane źródło cytatów:) W wolnej chwili muszę poszukać ulubionych.
Polecam, lektura jest szybka i przyjemna.
Bardzo łatwa i bardzo przyjemna. A spieszyć się nie warto;)
Po Twoim wpisie, Kustoszu, chyba się wreszcie zdecyduję.
To na coś się w końcu przyda to pisanie.
Nie będę oryginalna, książka też mi zdecydowanie przypadła do gustu. Trzech panów w łódce zaczęłam czytać pod wpływem jakiejś innej ksiażki czy filmu i zastanawiam się, bo wiem co to mogło być!
To jeszcze garść cytatów z "Trzech panów w łódce (nie licząc psa)":
Oto cały Harris – zawsze gotów wziąć ciężar w swe ręce i włożyć go na cudze barki.
Nie zawsze dobrze jest płynąć z prądem. Więcej zadowolenia można znaleźć naprężając mięśnie na plecach, walcząc z nurtem i torując sobie drogę mimo oporu żywiołu – tak uważam, przynajmniej wtedy, gdy Harris i George wiosłują, a ja siedzę przy sterze.
Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, lecz widok śpiącego człowieka, kiedy sam już jestem na nogach, działa mi na nerwy. Oburzenie ogarnia mnie, gdy widzę, jak bezcenne godziny życia ludzkiego – chwile na wagę złota, które nigdy nie wrócą – marnują się w czasie snu godnego bydlęcia.
ten ostatni już dałam wcześniej, tyle że w innym tłumaczeniu 😋
Faktycznie, sprawdziłem tylko te, które dałaś w pierwszym swoim poście:)
Chyba sobie kupię tę książkę, bo strasznie mi się spodobały te cytaty.
Kup, kup 😊 Albo pożycz, jeśli wolisz. Tylko uwaga na tłumacza. Osobiście nie polecam wersji p. Gawlik-Małkowskiej. Jeśli porówna się te same fragmenty, to jej przekład wydaje się najsłabszy, a do tego jest taki... wykastrowany.
Na przykład:
Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, lecz widok śpiącego człowieka, kiedy sam już jestem na nogach, działa mi na nerwy. Oburzenie ogarnia mnie, gdy widzę, jak bezcenne godziny życia ludzkiego – chwile na wagę złota, które nigdy nie wrócą – marnują się w czasie snu godnego bydlęcia. (chyba Kazimierz Piotrowski?)
Nie mam pojęcia, skąd się to we mnie bierze, ale na widok człowieka, który śpi, gdy ja już wstałem, ogarnia mnie zgroza. Czuję się wstrząśnięty, widząc, jak ktoś marnotrawi bezcenne chwile swego życia - chwile, które już nigdy nie powrócą - na zwyczajny zwierzęcy sen. (Tomasz Bieroń)
Nie wiem dlaczego, lecz kiedy sam jestem na nogach, widok śpiącego człowieka wybitnie działa mi na nerwy. Świadomość czasu, który bezpowrotnie przecieka mu przez palce, jest dla mnie wprost nie do zniesienia. (Gawlik-Małkowska)
Ale to oczywiście kwestia gustu 🤨
Najbardziej cenionym tłumaczem "Trzech panów w łódce" jest chyba Kazimierz Piotrowski. W każdym razie trzy różne wydania tej książki, z którymi miałem do czynienia, tłumaczył on. IMO akurat tę książkę warto mieć na półce.
Ja lubię też przekład Bieronia, który mam na czytniku i w związku z tym często do niego wracam. Tłumaczenie Piotrowskiego jest kanoniczne - pochodzi z 1956 roku i było wielokrotnie wznawiane. Dopiero od niedawna panuje moda na "nowe" tłumaczenia książek z domeny publicznej. Nie znam stawek, ale wrażenie jest takie, że taniej wychodzi zapłacić za "nowe" tłumaczenie niż kupić prawa do "starego". Niestety często odbija się to na jakości przekładu 😤 .
Nie wiedziałam, że są aż takie różnice w przekładzie. Do wyboru mam 1956, 1986, 2007, 2018 - rozumiem, że najlepsze to jest to wydanie z 1956?
To właśnie p. Gawlik-Małkowska...
w wielu księgarniach podają autora przekładu, na przykład tu: https://www.gandalf.com.pl/b/trzech-panow-w-lodce-nie-liczac-psa-b/#product-details
Czyli wersję z taką okładką możesz kupić, choćby w empiku
To właśnie p. Gawlik-Małkowska...
Jesteś pewna? Kilka dni temu miałem w ręku tę książkę i wydaje mi się, że sprawdzałem tłumacza. Czyżby skleroza?
Oszaleję z Wami 🙂