Kolejny zlotowy dzień zaczynamy wizytą w Skansenie we Wdzydzach Kiszewskich (uwielbiam tutejsze nazwy miejscowości😊). Podróż tym razem nie trwa długo. Wdziewamy maseczki i ruszamy do kasy. Na szczęście po opuszczeniu budynku kas na terenie skansenu możemy swobodnie przebywać bez maseczek. Znajdujemy się na całkiem przestronnym terenie, na którym ulokowane zostały 32 obiekty.
Skansen we Wdzydzach Kiszewskich
Osobiście uwielbiam skanseny. Ich sielski klimat wpływa na mnie odprężająco. Oczywiście są skanseny i „skanseny”. Moim najgorszym skansenowym przeżyciem było odwiedzenie Skansenu Nagawki. Jeśli znajduje się on w Waszych planach podróżniczych możecie go śmiało i bez żalu wykreślić. Ale nie o nim będę tu pisać.
Zwiedzanie, nieopatrznie, rozpoczęliśmy od końca, ale w niczym to nie przeszkadzało. Spodobały mi się strachy na wróble, które występowały tam licznie. Na innych, wrażenie zrobiły nietypowe zwierzątka w oborze.:)
Jak na porządny skansen przystało, nie zabrakło budynku szkoły oraz kościoła. Przed szkołą zamieszczony został dzwonek, którym mogliśmy dzwonić do woli, ale niestety żadnych uczniów nie było. Wiadomo, covid-19, nauczanie odbywa się online. Z kolei w kościele znajdującym się na terenie skansenu chętni nadal mogą wziąć ślub bądź przyjąć chrzest.
Pojawiły się również domy podcieniowe, do których mam sentyment. W zasadzie to wszystko co mogę napisać o skansenie, ponieważ skwar tego dnia był niesamowity. W pewnym momencie postanowiłam wrócić do samochodu i chwilę odpocząć, ale po drodze natrafiłam na przyjemną kawiarenkę, w której ochłodziłam się lemoniadą z pietruszką i po chwili odpoczynku w cieniu dołączyłam do grupy. Po mojej rekomendacji pozostali uczestnicy zlotu, po zakończeniu zwiedzania skansenu, rzucili się tłumnie do kawiarenki celem kupna tejże lemoniady z pietruszką bądź lodów.
Gdy już udało się wpakować wszystkich do samochodów wyruszyliśmy do Węsior – dla mnie najważniejszej ze zlotowych atrakcji, przez niektórych nazywanych polskim Stonehenge. Po drodze przystanęliśmy przy wieży widokowej we Wdzydzach, ale po krótkiej naradzie zrezygnowaliśmy z tej atrakcji. Zdecydowanie milsza wydawała nam się wycieczka do znajdujących się w lesie kurhanów i kamiennych kręgów.
Tajemnicze miejsce mocy, czyli Węsiory
Węsiory to książkowe Gąsiory („Skarb Atanaryka” Zbigniewa Nienackiego”). Akcja toczy się na przełomie czerwca i lipca 1958. W Węsiorach nad jeziorem Długim swoje miejsce miała ekspedycja archeologów, wśród których znajdował się Tomasz (czyli wcześniejsza wersja naszego Pana Samochodzika). W tym miejscu w latach 1955 – 1961 zespół Katedry Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego faktycznie prowadził prace wykopaliskowe pod kierownictwem Jerzego Kmiecińskiego. W trakcie wywiadu, którego udzielił mi swego czasu profesor Kmieciński udało mi się uzyskać sporo informacji na temat pierwowzorów postaci występujących w powieści i potwierdzić autentyczność niektórych sytuacji, przez co wizyta w tym miejscu była dla mnie wielowymiarowa.
Zdjęcie pochodzące ze zbiorów Jerzego Kmiecińskiego
Ale powróćmy do samych Węsior. Samochody można porzucić na nieodległym parkingu. Stamtąd dzielił nas krótki spacerek na niewielkie wzgórze porośnięte lasem sosnowym. Tam znajdowały się rozrzucone na niedużej przestrzeni kamienne kręgi, stelle i kurhany.
Pierwszy krąg, do którego dotarliśmy to Krąg Spotkań. Mijając kolejne kurhany oraz kręgi dotarliśmy do największego oraz ponoć najsilniejszego energetycznie Kręgu Strażnika. Zaczęłam się zastanawiać czy te kręgi emanują pozytywną energią czy też może odwrotnie. W każdym razie to miejsce, ze swoją tajemnicą zamkniętą w kamiennych kręgach, wiekowymi porostami oraz dawnymi grobowcami, ma w sobie niesamowity, magiczny klimat. Z Kręgu Strażnika wspięłam się do „Chramu” czyli miejsca świętego.
Po wykorzystaniu mocy z Kręgu Strażnika, udaliśmy się niżej nad jezioro Długie, gdzie niegdyś znajdowało się obozowisko archeologów. Rozpętała się dyskusja na temat tego czy możliwe było, aby archeolodzy usłyszeli dzwonienie dzwonka dochodzące ze wzniesienia, na którym znajdowały się kurhany, a taka sytuacja miała miejsce w powieści. Niestety nikt z nas nie posiadał takiego dzwonka by móc sprawdzić to empirycznie, także spór pozostał nierozstrzygnięty.
Jezioro Długie jest niesamowicie malownicze. Czysta i przejrzysta woda, drugi brzeg porośnięty drzewami a za naszymi plecami las z tajemniczymi kurhanami. Pozazdrościłam ekspedycji archeologicznej przebywania w tym miejscu i kto wie czy sama nie skuszę się kiedyś na dziki nocleg tutaj pod namiotem. Jeszcze długo kręciliśmy się pomiędzy kurhanami, siadywaliśmy pośród kręgów i dyskutowaliśmy o Gotach oraz książkach Nienackiego.
Oczywiście długotrwała ekspozycja na energię emanująca z tego miejsca miała swoje skutki. Wszystkie trzy czarownice, czyli ja, Aldona i Teresa zostałyśmy ściągnięte jakąś dziwną fascynacją do Kręgu Spotkań gdzie nieznana nam siła, której nie umiałyśmy się oprzeć, nakazała nam odprawić rytuał mocy. Wyczerpana tym rytuałem padłam między dwiema stellami z wyciągniętymi rękoma i nogami skierowanymi w stronę jeziora.
Nie chcąc narażać się na kolejne skutki oddziaływania MOCY postanowiliśmy skierować się już do samochodów.
Zwiedzanie skansenu, cmentarzyska kurhanowego w Węsiorach oraz spożywanie obiadu zajęły nam tego dnia tak wiele czasu, że cieszyłam się, iż udało nam się zobaczyć Uniradze dzień wcześniej. Dziś już na pewno nie starczyłoby na to czasu. Po obiedzie wyruszyliśmy do bazy, by choć chwilę odetchnąć przed kolejnym wyzwaniem – kalamburami Teresy.
Wieczorne zabawy, czyli kalambury
Do gry w kalambury chcieliśmy zasiąść jeszcze przed zapadnięciem zmroku i to się udało. Tym razem nie przy ognisku, chcąc uniknąć ryzyka, że w porywie kalamburowego entuzjazmu ktoś do niego wpadnie. Hasła przygotowane przez Teresę miały różny poziom trudności – niektóre naprawdę wymagały od pokazującego pomysłowości. Na szczęście nikt się nie krępował i każdy wziął udział w zabawie. Jak to przy tego typu rozrywkach bywa śmiechu było niemało. Zresztą, ciężko opisywać coś tak dynamicznego, więc najlepiej będzie jeśli obejrzycie krótki filmik z kalamburów zmontowany przez Kustosza.
Zlot na Kaszubach możemy powspominać na FORUM.
Część pierwszą obejmującą czwartek (11.06.2020) znajdziecie TUTAJ.
W relacji wykorzystane zostały zdjęcia autorstwa mojego, Aldony, Teresy oraz Kustosza.
Jedna uwaga do wpisu “ZNienacka na Kaszubach 2020 cz. II”
Możliwość komentowania jest wyłączona.