Lahemaa, czyli tak pięknie, tak różnie, tak blisko

Zazwyczaj podczas podróży nie korzystam z wycieczek zorganizowanych. Jak dotąd złamałam się dwa razy, przy czym chodziło o jednodniowe wyjazdy z miejscowym biurem. Cóż, jeśli nie ma się prawa jazdy to niektóre miejsca stają się niemal niedostępne…

Jedną z tych wycieczek odbyłam w Estonii, gdzie wybrałam się kilka lat temu dzięki wyjątkowo korzystnej promocji LOT-u. Właściwie Tallin nie był nigdy na mojej liście „miejsc, które chcę zobaczyć przed śmiercią”, ale okazał się naprawdę atrakcyjny turystycznie.

Prawdziwym hitem całej wyprawy był jednak Park Narodowy Lahemaa. To najstarszy i największy park narodowy Estonii, obejmujący ogółem 747,84 km². Na jego terenie znajduje się wiele atrakcji, do których niestety trudno dotrzeć bez samochodu. Z tego powodu wykupiłam udział w kilkuosobowej wycieczce z lokalnym przewodnikiem. Poza mną w grupie była jeszcze trójka Japończyków i jeden Amerykanin, którzy podziwiali jako zabytki obiekty w rodzaju „typowe blokowisku z lat 70.”

Jedną z największych zalet Lahemy jest różnorodność. Wycieczka obejmowała kilka punktów, a każda część prezentowała coś innego. Zaczęliśmy niezbyt szczęśliwie od wodospadu Jägala, który okazał się prawie wyschnięty. Ale podobno poza okresami suszy prezentuje się imponująco 😉

Drugi przystanek – opuszczona postsowiecka baza łodzi podwodnych w Hara – to gratka dla wszystkich miłośników urbexów.

Stamtąd udaliśmy się do Käsmu, miejscowości nazywanej „wioską kapitanów”. Główną atrakcją jest Muzeum Morskie, ale równie ciekawe wydają się plenery.

Następnie pięknym szlakiem powędrowaliśmy do rybackiej wioski Altja, w której można zobaczyć typową dla tych terenów architekturę drewnianą.

Z wiejskich chatek przenieśliśmy się następnie do pałacu, a konkretnie do dworu Sagadi, dawnej siedziby niemieckiego rodu von Fock.

Na koniec czekała nas największa atrakcja – pieszy szlak przez torfowisko Viru. Trasa ma nieco ponad trzy kilometry, a poruszać należy się po drewnianych kładkach. Na terenie Viru Rabu panuje cudowny spokój. Jak tłumaczył przewodnik – tak naprawdę cały ten obszar był kiedyś jeziorem, które stopniowo zarosło, jednak nadal kryje się pod spodem.

I tak oto dotarliśmy do końca ścieżki i zarazem do końca wycieczki, którą polecam wszystkim zainteresowanym. W końcu to tak blisko 😉

Na temat Estonii, Tallina i Lahemy można popisać tutaj: https://znienacka.com.pl/index.php/forum/podroze/podrozniczych-wspomnien-czar/paged/3/