Czy pałac w Gostkowie był Niesamowitym Dworem?

To było prawie 10 lat temu. W innej rzeczywistości ale warto przypomnieć.

Zwiedzanie pałacu w Starym Gostkowie było zarezerwowane na 12. My dojechaliśmy 3 minuty po czasie, aby dowiedzieć się, że wszyscy już pałac zwiedzili ale… jeszcze można wejść i obejrzeć. W związku z tym szybko, bez przywitania, pobiegliśmy zwiedzać. Obecnie w pałacu znajduje się Urząd Gminy w Wartkowicach i trzeba przyznać, że władze gminy doceniają fakt ‘mieszkania’ w zabytku. Nie tylko próbowano utrzymać w przyzwoitym stanie, to co pozostawiły lata komuny, ale dodatkowo (według informacji od bardzo sympatycznej pani, która nas wpuściła do budynku) gmina stara się o finanse na renowację pałacu, a pierwsze przymiarki badawcze zostały już wykonane.

Oficjalną historię pałacu pewnie każdy zdążył już przeczytać w Internecie, więc nie będę kopiował tekstów z wiki. To co warto tutaj opowiedzieć to ‘historie z życia wzięte czyli opowieści lokalnych mieszkańców’, jakimi uraczyła nas pani ‘przewodnik’.

Zaczęliśmy od obejrzenia miejsca, w którym nasza przewodniczka widziała ducha ostatniego właściciela pałacu.

Później już było o ludziach i miejscach:

O właścicielu – to był porządny człowiek,

O jego żonie
 – już nie było tak fajnie – pani lubiła jeździć konno po lesie i gdy złapała mieszkańców z jagodami lub malinami, to kazała wyrzucać na drogę i deptać. Wymyśliła sobie również, że jeśli ktoś idąc do kościoła chce przechodzić przez mostek, to powinien płacić ‘grobelne’.

O synu – Niemcy wzięli go do kopania okopów, gdy odpysknął któremuś z nadzorujących Niemców, to ten go zastrzelił.

O synowej – Francuzka z pochodzenia, ale niestety syn popełnił mezalians żeniąc się z nią, bo nie była ona stanu hrabiowskiego, w związku z tym, gdy zmarła, to teściowa nie pozwoliła na pochówek w grobowcu rodzinnym. Grób żony syna stoi obok. Nasza przewodniczka specjalnie jeździła na cmentarz w Wartkowicach i sprawdzała.

O córkach
 – obie żyją, jakiś czas temu jedna z nich przyjechała z wnukami i prawnukami pokazać pałac. Nasza przewodniczka, pomimo próśb i legitymowania się dowodem osobistym, nie mogła gości wpuścić do wszystkich pomieszczeń (w sumie to jest urząd państwowy i nie ma możliwości swobodnego poruszania się po takiej instytucji).

O niszczeniu zabytków i nie tylko – w jednym z pomieszczeń, w którym kiedyś (po wojnie) ktoś mieszkał, odkryto malowidła na ścianach. Malowidła były przykryte farbą, bo mieszkańcy ‘odnawiali’ pokój. Ciekawsza jest historia człowieka, który stwierdził, że skoro ‘panów’ już nie ma to można sobie znacjonalizować pozostałości, człowiek ten, w sąsiednim pałacu należącym swego czasu do brata właściciela zwiedzanego zabytku, zasiadł na belce podtrzymującej konstrukcję dachu i tak jak w starych przypowieściach zaczął tę belkę piłować. W pewnym momencie konstrukcja nie wytrzymała i dach się zawalił grzebiąc złodzieja.

Po wysłuchaniu tych wszystkich historii wyszliśmy na zewnątrz, aby zwiedzić jeszcze część parkową.

Park wyposażony jest w świątynię dumania w kolorze niebieskim. Niektórzy romantycznie spacerowali, niektórzy robili zdjęcia, a kilku najbardziej zagorzałych eksploratorów odkryło tajemne wejście do podziemi na wzgórku opodal pałacu. Przy pomocy latarki, telefonów komórkowych oraz aparatów fotograficznych próbowano przeprowadzić analizę wizualną odkrytego pomieszczenia. Do końca nie stwierdzono jednak, czy odkrycie pełniło rolę piwniczki na kwaśne mleko czy może przypałacowego grobowca. Jedno jest pewne, ponieważ na wzgórku, który powstał poprzez przysypanie ziemią budowli, zdążyło wyrosnąć sporych rozmiarów drzewo, wszyscy doszli do wniosku, że piwniczko-grobowiec musi być bardzo stary.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *