Nienacki. Nie taki skandalista jak go Molenda maluje

Na tylnej stronie okładki nowej biografii Zbigniewa Nienackiego, pod tytułem: Nienacki. Skandalista od Pana Samochodzika, czytamy: (Nienacki) nie był postacią tak pozytywną jak jego bohater Pan Samochodzik – i miał się czego wstydzić. Dowodzi tego w swej odkrywczej książce Jarosław Molenda. Nie, nie jest to książka odkrywcza. Poza drobiazgami, które wyszperał autor w aktach paszportowych Nienackiego i kilkoma ciekawostkami znalezionymi gdzie indziej, nie ma w niej nic odkrywczego. Wszak wstydliwe karty w życiorysie pisarza nie są tajemnicą.

Metoda Copy’ego i Paste’a

Prawie wszystko co znajdziemy w książce Molendy wiadomo od dawna. Zwłaszcza, że nie jest to przecież pierwsza biografia twórcy Pana Samochodzika. Nie może być zresztą inaczej skoro ulubioną techniką autora jest metoda opracowana przez znanych amerykańskich naukowców Copy’ego i Paste’a. Szacuję, że co najmniej 90% objętości książki jest kompilacją wypowiedzi i cytatów pochodzących z rozmaitych źródeł, które w ogromnej większości dostępne są w formie elektronicznej, zebrane w jednym miejscu w internecie, co bardzo upraszcza korzystanie z metody, którą przywołałem. Komentarzy autorskich jest naprawdę niewiele.

To co autor wyciąga z tych źródeł układa się w spójną opowieść o Nienackim, choć jest to opowieść ze z góry założoną tezą. Ale Molenda opowiada nie tylko o nim, zadbał również o to by tą samą metodą naszkicować tło epoki, umieszczając w nim środowisko łódzkich dziennikarzy drugiej połowy lat 50 i lat 60, bywalców kawiarni „Honoratka”, czy koloryt czasów ideowego komunizmu. W przypadku faktów biograficznych trudno mieć do niego pretensję, że bazował na wiedzy zawartej w wywiadach, artykułach prasowych i innych źródłach pisanych, bo dzisiaj już niestety trudno dotrzeć do świadków tamtych czasów. Natomiast zastosowanie tej samej metody w przypadku oceny twórczości Nienackiego to już zupełnie inna sprawa i pójście na łatwiznę. Razi mnie, że opinii własnych autora jest tu jak na lekarstwo. Prawie wszystko co na ten temat znajdziemy w książce jest kompilacją ocen i analiz literackich zawartych w cudzych tekstach. Molenda przytacza sporo rozważań naukowych na temat fabuły, typu bohatera, typu powieści, konstrukcji utworów, przekazywanych wartości, walorów edukacyjnych, wydźwięku ideologicznego i propagandowego, ale od siebie nie ma do powiedzenia nic.

Powiedzmy sobie szczerze, nic nie wskazuje na to żeby autor biografii w ogóle te utwory przeczytał, na co zresztą miał bardzo mało czasu, skoro jak twierdzi, na pomysł napisania tej książki wpadł w listopadzie ubiegłego roku. Jeżeli już pojawia się jakaś własna myśl jest to trywialna, powierzchowna konkluzja obleczona obowiązkowo w szaty sarkazmu. Tak więc, to co znajdziemy w książce na temat twórczości Nienackiego jest jej najsłabszym elementem. Dla mnie w szczególności bo ja wszystkie te powielone opinie doskonale znam.

Podkręcanie

Stosunek Jarosława Molendy do Zbigniewa Nienackiego jest mieszaniną niechęci (której nie kryje) oraz podziwu dla jego literackich osiągnięć i umiejętnej autokreacji (co podkreśla). Stąd wybór opinii, z których korzysta często dobrany jest tendencyjnie. Pełnymi garściami czerpie z artykułów i opracowań Przemysława Czaplińskiego, Dariusza Skórczewskiego, Marcina Sendeckiego, którzy wypowiadają się na temat twórczości Nienackiego dla młodzieży, krytycznie, złośliwie i z ironią. W dodatku, w pierwszych dwóch przypadkach są to opracowania o charakterze naukowym, w których trudnym językiem rozkłada się na czynniki pierwsze lekkie powieści przygodowe dla dzieciaków, co w większej dawce jest po prostu nudne i mało strawne. A Molenda nam tego nie szczędzi, wracając do tych analiz w kilku rozdziałach. Przy tym nie weryfikuje tez, które są ewidentnym strzałem kulą w płot, na przykład takiej: Znamienne, że chociaż ostatnie części przygód Pana Samochodzika powstawały w coraz gorętszym okresie przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, to są one powieściami o zastygłej historii i realiach zakrzepłych w skamielinach ideologicznych stereotypów oraz, rzecz jasna, w przymusach konwencji. Teza to absurdalna ponieważ przedostatni tom serii, czyli Pan Samochodzik i złota rękawica debiutował na łamach Świata Młodych w 1978 roku czyli w czasie kiedy przełomu nic jeszcze nie zapowiadało, a Pan Samochodzik i człowiek z UFO z roku 1985 jest właśnie powieścią napisaną w nowej konwencji i kompletnie wyabstrahowaną od rzeczywistości PRL, co jej zresztą na dobre nie wyszło.

Pisząc o tendencyjnej selekcji opinii o Nienackim, nie chodzi o to, że życzyłbym sobie wybielania lub pomijania czarnych kart w jego biografii, których nie brakuje. Nienacki napisał kilka fajnych książek dla młodzieży i dla dorosłych, ale jest również autorem serii artykułów szkalujących żołnierzy Konspiracyjnego Wojska Polskiego, dowodzonego przez Stanisława Sojczyńskiego, pseudonim Warszyc, które publikował w Głosie Robotniczym pod pseudonimem Ewa Połaniecka. Jest autorem powieści Worek Judaszów, ballady o dzielnych, szlachetnych i prawych funkcjonariuszach Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego i krwiożerczych, bezwzględnych polskich faszystach z band leśnych czyli sfabularyzowanej w westernowej konwencji historii opisanej w artykułach o Warszycu. Wiadomo o jego tajnej i jawnej współpracy z władzami PRL. To wszystko są znane fakty, do których książka Jarosława Molendy nie dokłada niczego nowego.

Natomiast nie mogą mi się podobać drobne manipulacje, których autor dopuszcza się po to by opisywane fakty zyskały bardziej sensacyjny charakter i pasowały do narracji, którą sobie założył. Molenda nadinterpretuje, zmienia akcenty, żarty i anegdoty podaje jako informacje zupełnie serio, co zmienia ich wydźwięk. Chętnie opiera się na plotkach. Każda taka manipulacja z osobna jest drobiazgiem ale wszystkie razem budują wypaczony obraz.

Pisze na przykład o rzekomym alkoholizmie Nienackiego w czasach łódzkich, który podaje wręcz jako jeden z powodów przeprowadzki do Jerzwałdu, na co nie przedstawia żadnego rzetelnego dowodu. Przytacza tylko wzmiankę z jakiegoś reportażu, z której wynika, że Nienacki pił alkohol. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że picie alkoholu i alkoholizm to są dwie różne sprawy. Nie przeszkadza to jednak autorowi w sformułowaniu tezy, że Nienacki musiał pić bo i środowisko dziennikarskie piło i ZWM piło i w filmówce za kołnierz nie wylewano, no i przecież bywał w lokalach. A więc alkoholik. To ja bardzo dziękuję za takie „dowody”.

W podobnie nonszalancki sposób obchodzi się z tematem licznych podobno podbojów łóżkowych Nienackiego. Owszem, Nienacki, święty nie był, ale to przede wszystkim wielki kreator własnego wizerunku i erotoman gawędziarz. Poza super twardym dowodem w stylu „ludzie we wsi gadają” Molenda zdołał ustalić tylko jedną kochankę (pomijając oczywiście wieloletnią partnerkę Nienackiego, Alicję Janeczek), o której również od dawna wiadomo. Nie przeszkadza mu to jednak pisać o setkach kobiet, które przewinęły się przez alkowę pisarza.

Kiedy opisuje konflikt Nienackiego z miejscowymi milicjantami z Zalewa, który miał miejsce pod koniec lat 80, robi to w taki sposób żeby pozostawić czytelnika z wrażeniem, że miał on na sumieniu jakieś przekręty finansowe, choć dokumenty, które sam przytacza wskazują, że cała sprawa miała wyraźnie charakter szykan wobec pisarza. Takich drobnych manipulacji jest więcej.

W tym kontekście może zaskakiwać uczciwe przedstawienie afery jaka rozpętała się w związku z publikacją najsłynniejszej powieści Nienackiego Raz w roku Skiroławkach. Molenda nie daje się tutaj ponieść kuszącym powierzchownym ocenom rozszalałych krytyków, którzy rzucili się na Nienackiego i sprawiedliwie relacjonuje argumenty stron. Co prawda odnosząc się do późniejszego Dagome Iudex pisze już o grafomanii seksualnej, ale oczywiście ma do tego pełne prawo.

Nie znamy się na żartach

W swoich zapędach żeby koniecznie dokopać Nienackiemu, Molenda przekracza niekiedy granice śmieszności. W 1985 roku, na łamach Dziennika Pojezierza ukazał się krótki wywiad z Nienackim pod znamiennym tytułem Skiroławki na wielkim ekranie i z podtytułem: Zbigniew Nienacki kandydatem do Nagrody Nobla!

W tekście tym, autor Pana Samochodzika buńczucznie opowiada, że jego kandydatura została zgłoszona do nagrody Nobla już po raz drugi i w ogóle go to nie dziwi. Chwali się, że zwrócił się do niego Roman Polański z prośbą o zgodę na sfilmowanie Skiroławek i że w jednej z ról wystąpić ma Nastasja Kinski. On jednak postawił warunek, że w obsadzie aktorskiej muszą znaleźć się najpiękniejsze dziewczyny z Warmii i Mazur, niech więc przysyłają swoje fotki na adres Dziennika Pojezierza.

Każde zdanie w tym wywiadzie jest żartem szytym najgrubszymi nićmi z możliwych bo…. jest to primaaprilisowy artykuł z 1 kwietnia. Wszyscy się w tym połapali tylko nie pan Molenda. Sprawę potraktował najzupełniej serio bo pasowała mu do obrazu bufona i megalomana Nienackiego oraz do usilnie forsowanej tezy, że Nienacki liczył na nagrodę Nobla. Informację o fotkach, które miały przesyłać dziewczyny skomentował krótko: „stary satyr nie przepuszczał żadnej okazji”. To wprost niebywałe, że można popisać się tak kompromitującą naiwnością.

Ale jest jeszcze jeden podobny trop. W książce reprodukowany jest skan wzmianki prasowej z 1986 roku, z której wynika, że na podstawie holenderskiej powieści erotycznej, powstałej w oparciu o wspomnienia prostytutki, Nienacki napisał scenariusz serialu telewizyjnego. Reszta informacji z artykułu wygląda równie groteskowo jak w przypadku wywiadu w Dzienniku Pojezierze, a rewelacje te nie mają potwierdzenia w żadnym innym źródle, więc cała historia znowu śmierdzi mi na kilometr datą 1 kwietnia1. Pewności w tym przypadku nie mam ale rzecz jest do sprawdzenia. Molendzie oczywiście nic nie śmierdzi, bo jak mowa o świntuszeniu to Nienacki pasuje jak ulał i szkoda byłoby marnować takiego newsa.

Gdzie te odkrycia?

Sięgając po książkę Jarosława Molendy liczyłem na jakieś ciekawe znaleziska z akt IPN, autor zresztą chwalił się w wywiadach poprzedzających wydanie książki, że coś tam wygrzebał. Niestety, rozdział zatytułowany „Kontakt operacyjny Eremita” jest wydmuszką. Znajdziemy w nim głównie to co już od dawna wiadomo czyli bardzo niewiele. Że w 1984 roku Nienacki został zarejestrowany jako Kontakt Operacyjny Departamentu I Służby Bezpieczeństwa, pod pseudonimem „Eremita”, że w 1990 roku zniszczono dwa tomy akt i tyle. Wartością dodaną jest informacja, że pisarz współpracował już wcześniej pod pseudonimem „Samotnik”. Jako dowód Molenda publikuje skan notatki służbowej z 1979 roku, z nieciekawą relacją Nienackiego dotyczącą wystąpienia Kazimierza Koźniewskiego na Ogólnopolskim Forum Literackim. Są jeszcze skany jakichś bezwartościowych dokumentów o charakterze formalnym. Poza tym rozdział wypełniony jest dywagacjami na temat postawy politycznej Nienackiego i jego usłużnej roli wobec władz PRL, co też od dawana nie jest tajemnicą.

Ciekawsze są informacje znalezione w dokumentach paszportowych. Wśród nich nieścisłości związane z miejscem pobytu rodziny Nowickich w czasie II wojny światowej oraz kilka fotografii z wczesnej młodości. Jest obszernie cytowany Pamiętnik okresu dojrzewania Nienackiego, opublikowany w trzech częściach w Kronice z 1956 i 1957 roku, dwie pierwsze części jeszcze pod pseudonimem Zbigniew Nienaski, który jest wprost kopalnią informacji na temat Nienackiego z czasów ZWM i okresu moskiewskiego. Co prawda pisał o tym wcześniej Mariusz Szylak w swojej biografii ale jakoś wyleciało mi to z głowy.

Ciekawe i rzucające trochę światła na relacje Nienackiego z żoną i z Alicją Janeczek w czasach jerzwałdzkich są fragmenty prywatnej korespondencji zainteresowanych, którą Molenda otrzymał od obecnego właściciela domu w Jerzwałdzie, w którym długie lata mieszkał Nienacki.

Szkoda natomiast, że autor biografii nie podjął się eksploracji nowych obszarów, które są jeszcze mało zbadane. Niezrealizowane scenariusze i nowele filmowe autorstwa Nienackiego, znajdujące się w archiwach Filmoteki Narodowej i Biblioteki Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie to materia, którą oprócz portalu ZNienacka nikt się dotąd nie zajmował. Ale na to trzeba czasu, długich godzin spędzonych w czytelni i żmudnego ślęczenia nad maszynopisami, a nie jest to chyba element warsztatu Jarosława Molendy.

Odkryciami są więc w tej książce rzeczy drobne, o niewielkiej skali istotności, zauważalne wyłącznie dla fanów, którzy interesują się Nienackim.

Ale mogło być gorzej

Po książkę Nienacki. Skandalista od Pana Samochodzika sięgałem pełen obaw. Nie podobała mi się otoczka skandalizującej sensacji, którą tworzył autor przed premierą książki. Na podstawie różnych jego wypowiedzi bałem się o rzetelność i uczciwe podejście do bohatera biografii. Częściowo te obawy się potwierdziły. Razi mnie naginanie faktów pod założoną tezę, drażni luzacka, kolokwialna maniera, z którą Molenda wciska swoje nieliczne autorskie wstawki. Pośpiech w przygotowywaniu biografii z pewnością nie sprzyjał solidnej kwerendzie w archiwach. Ale efekt mimo wszystko jest lepszy, od tego którego się spodziewałem. Zdaję sobie sprawę, że grono osób, które są w stanie wychwycić niuanse, na które zwracam wyżej uwagę jest bardzo wąskie. Dla zdecydowanej większości czytelników będą liczyły się grube fakty, a w tej materii Jarosław Molenda podkręca jak się da istniejące stereotypy i funkcjonujące od lat narracje (może poza kwestią Skiroławek) czemu nie mogę przyklasnąć. Ale jeśli ta książka zwróci uwagę czytelników na twórczość Nienackiego, to stanie się nośnikiem jakiejś pozytywnej wartości. Od lat czekam na nową, ładną edycję Raz w roku w Skiroławkach więc może ktoś w końcu wpadnie na pomysł żeby to wydać. Bo jak nie teraz, to kiedy?

***

Książka ma ładną szatę graficzną, jest bogato ilustrowana i bardzo przyzwoicie wydana staraniem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Znalazłem w niej trochę błędów, mam wątpliwości w kilku miejscach ale są to rzeczy mniejszego kalibru. Wyspecyfikuję je w oddzielnym tekście. A póki co zapraszam do dyskusji na FORUM.

1 Po sprawdzeniu potwierdziło się, że jest to artykuł, który został opublikowany 1 kwietnia 1986 roku (prima aprilis) w dzienniku popołudniowym Echo Krakowa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *