Wybory i konsekwencje, czyli fanfik do fanfika

Jak sam tytuł wskazuje, jest to rozwinięcie fanfika Kustosza zatytułowanego „Zakochany Pan Samochodzik czyli co by było gdyby było”. Bez znajomości tego dzieła będzie niezrozumiały!

Kustosz osadził Pana Samochodzika w roli Batury, ukazując co kryło się za przemianą Tomasza. Celem niniejszego utworu jest wyjaśnienie, jakim cudem drogę kariery zmienił Waldek,

W zasadzie to sam dialog 😉

Akcja rozgrywa się w areszcie, do którego trafił Tomasz po nieudanej próbie zwinięcia wyposażenia loży masońskiej spod nosa kustosza Waldemara Batury.

***

Kiedy strażnik oznajmił, że mam widzenie, nie wiedziałem, kogo się spodziewać. Widok Waldka Batury mnie zaskoczył, choć właściwie nie powinien. Mój dawny kolega lubił pławić się w blasku swoich sukcesów, a rozmowa z człowiekiem, którego pokonał i wsadził za kratki, musiała przynieść mu wiele satysfakcji. Zwłaszcza jeśli tym człowiekiem byłem ja.

Przez dłuższą chwilę obaj milczeliśmy. W końcu Batura westchnął z udawanym współczuciem.
– Ostrzegałem cię, Tomaszu. Powinieneś mnie posłuchać i zapomnieć o Janówce.
Wzruszyłem ramionami. Cóż mogłem odpowiedzieć? Waldek czekał chyba na jakąś ripostę z mojej strony, jednak szybko zrozumiał, że nie mam zamiaru wdawać się w próżne dyskusje.
– Poproszono mnie, żebym z tobą porozmawiał i wytłumaczył, jak wygląda sytuacja. Pułkownik odniósł wrażenie, że nie do końca pojmujesz, w jak wielkich tarapatach się znalazłeś.
– Wielkich tarapatach? – rzuciłem ironicznie – Daj spokój, byłem urzędnikiem publicznym, do tej pory miałem czyste konto, do kradzieży nie doszło, nikt nie ucierpiał. Nie sądzę, by groził mi pobyt w więzieniu, zwłaszcza że stać nas zarówno na adwokata, jak i na pokrycie szkód…

Przerwałem, ponieważ Batura patrzył na mnie z wyrazem osłupienia na twarzy.
– Co takiego dziwnego powiedziałem?
Otrząsnął się i westchnął jeszcze raz.
– Wybacz, Tomaszu, ale jakim cudem po tylu latach wśród ludzi działających na granicy prawa, wciąż jesteś tak naiwny? Nie, w tym momencie to już nie naiwność, to głupota, ignorancja i bezmyślność.
Żachnąłem się i otworzyłem usta, by zaprotestować, ale powstrzymał mnie gestem.
– Musisz zrozumieć, że nie jesteś przeciętnym rzezimieszkiem, którego skazanie kosztuje więcej zachodu niż przyniesie korzyści. Wszystko, co uważasz za swój atut, stało się właśnie słabością. Czysta kartoteka? To tylko dowodzi, że dotąd nie wpadłeś, a więc jesteś dobry w swoim fachu. Czyli w kradzieży dzieł sztuki, jakbyś się nie domyślił. Praca w ministerstwie? Wyjątkowo podejrzana, nikt nie lubi zdrajców. Żona – obywatelka imperialistycznego kraju? To prawdziwa mina… Na ten moment mówimy o włamaniu, uszkodzeniu mienia, fałszerstwie i próbie kradzieży, ale powiem tak: sprawa jest rozwojowa. Następny w kolejce będzie przemyt, a może i szpiegostwo.
– O czym ty gadasz?! – prawie zerwałem się z miejsca, powstrzymała mnie tylko myśl o strażniku. – Jaki przemyt, jakie szpiegostwo? Niczego nie kradłem, moje dotychczasowe transakcje nie były może całkiem etyczne, ale działałem w granicach prawa. To nie moja wina, że przepisy nie zawsze są jednoznaczne, a ludzie wolą zarobić niż dostać list z podziękowaniami od wojewody. Janówka to był wypadek przy pracy, miałem z Czerskim ustną umowę, można powiedzieć, że po jego śmierci zostałem poszkodowany. Skąd te bzdurne zarzuty?

Batura wstał i pochylił się nad stolikiem. W jego spojrzeniu zabłysło coś zimnego. Zniknęła cała poufałość, jaką dotąd emanował.
– Nie wiem, czy jesteś tak dobrym aktorem, czy tak żałosnym głupcem. W sumie żadna różnica. Naprawdę myślisz, że sąd uwierzy, że nie miałeś pojęcia, gdzie trafiają przedmioty, które sprzedawałeś „znajomym” Karen? Że nie zdawałeś sobie sprawy jak wiele z nich pojawia się po kilku miesiącach w zachodnich domach aukcyjnych?

Zamarłem. Nie, nie wiedziałem o tym… także dlatego, że nie chciałem wiedzieć. To, co JA robiłem, było legalne. Nie mogłem brać na siebie odpowiedzialności za dalsze losy mojego towaru. Czy sprzedawczynię w sklepie z artykułami żelaznymi obwiniamy za to, że sprzedała nóż, którym dokonano morderstwa? Dotąd ten argument wydawał mi się całkowicie oczywisty i logiczny, jednak teraz zacząłem mieć wątpliwości.
– Najwyraźniej nie ma co bawić się w przyjacielskie przekomarzanie. Przejdę do sedna. – ciągnął Batura – Chcemy, żebyś przekonał swoją żonę do współpracy. Ty jesteś na straconej pozycji, ona to inna sprawa. Nie brała bezpośredniego udziału we włamaniu, została zatrzymana za współudział, ale może się wymigać… chyba, że wytoczymy najcięższe działa. A wtedy Janówka okaże się mało znaczącym epizodem wobec dużo poważniejszych zarzutów.

Po raz pierwszy poczułem strach. Waldek mógł uważać mnie za łatwowiernego głupca – w tym momencie sam się tak czułem – jednak w końcu dotarła do mnie powaga sytuacji. Samo włamanie do dworku Czerskiego było niczym… ale mogło stać się kamyczkiem, który zapoczątkuje lawinę. A Karen i ja staliśmy na jej drodze. Tak jak powiedziałem wcześniej – wiele przepisów było niejasnych. Do tej pory działało to na naszą korzyść, jednak teraz mogło obrócić się przeciwko nam.
– Dlaczego Karen…? – urwałem, nie wiedząc, jak sformułować pytanie. Na szczęście Batura domyślił się, o co chodzi.
– Była panna Petersen to szczególny przypadek. Jej ojciec ma spore wpływy i nie będzie siedział cicho. Jej proces i skazanie – a zostanie skazana – znajdą się na czołówkach zachodnich gazet. Biedna, niewinna Dunka, omamiona uczuciem i wrobiona przez podstępnych komunistów. Nie mówię, że to będzie katastrofa, ale akurat w tym momencie taka burza nie jest nam na rękę.
„Nam?!” jęknąłem w duchu. Że też wcześniej nie zwróciłem na to uwagi…
– Z drugiej strony piękna Karen ma liczne kontakty, o których ty nie masz pojęcia. Nie oburzaj się, powinieneś się z tego cieszyć. Tylko dlatego postanowiono dać ci szansę. Gdybyś siedział w tym głębiej nikt by nie ryzykował z marchewką. Musiałby wystarczyć kij. A tak… jeśli przekonasz szanowną małżonkę, żeby poszła na współpracę, wyjdziecie z tego obronną ręką. Oczywiście o kontynuowaniu waszej, nazwijmy to, prywatnej inicjatywy, nie ma mowy, ale alternatywa jest dużo gorsza. Na twoim miejscu zniknąłbym na jakiś czas. Zaszył się w jakiejś dziurze, zerwał kontakty ze światem…
– Mam żyć jak jakiś eremita?
– Znajdź sobie hobby. Może opisz te wszystkie wspaniałe przygody, które mógłbyś przeżyć jako Pan Samochodzik?

Wiedziałem, że kpi, ale nie potrafiłem się odgryźć. Gdzieś w głębi duszy miałem świadomość, że Karen nigdy nie zgodzi się na coś takiego. Już kiedy się spotkaliśmy była przyzwyczajona do wygód, choć pociągała ją jeszcze magia przygody. Przez te kilka wspólnych lat stała się zupełnie innym człowiekiem, spragnionym uciech, zabaw, towarzystwa…

Przyszło mi do głowy, że to wszystko zwykły blef, a Waldek próbuje mną manipulować. Że jeśli powiem „sprawdzam” to ucieknie stąd jak niepyszny, a ja dostanę symboliczną grzywnę za wandalizm i wraz z Karen odjedziemy naszym błękitnym wartburgiem do Warszawy. Jednak strach okazał się silniejszy. By zyskać na czasie zapytałem:
– Jaka jest w tym twoja rola? Dlaczego to ty do mnie przychodzisz? Nie sądzę, byś chciał mi naprawdę pomóc…

Przez chwilę wydawało się, że nie odpowie, ale w końcu tylko wzruszył ramionami.
– Pewnie cię to zdziwi, Tomaszu, ale czuję, że mam wobec ciebie coś w rodzaju długu wdzięczności. Widzisz, po studiach byłem rozczarowany tym, co proponowała nasza socjalistyczna Ojczyzna młodym absolwentom. Nędzna pensja, nudna praca, kiepska pozycja, brak perspektyw… Jak wiesz, zawsze miałem dość duże ambicje i upodobania, które chciałem zaspokoić. Szukałem więc innych sposobów. Prywatna działalność, trochę handlu, trochę kombinowania… Wszystko na małą skalę, lecz zawsze zaczyna się niewinnie, a potem lecisz w przepaść. Właściwie… tak, to zabawne, bo gdybym się nie zmienił to moglibyśmy skończyć w tym samym pokoju, z tym że to ja byłbym skuty kajdankami.

Roześmiał się. Nie trzeba chyba podkreślać, że nie podzielałem tej wesołości.
– W każdym razie znalazłem się na niebezpiecznym zakręcie. I wtedy przyszło objawienie. Natknąłem się na artykuł o twoim pierwszym sukcesie – odnalezieniu zbiorów Dunina. Wspaniała sprawa. Gotowy materiał na książkę, ba! Na film! Skarby, morderstwa, cienie przeszłości, walka z bandami, magiczny samochód… No i dzielny, prawy bohater. Jak ja ci zazdrościłem! Myślałem, że z dnia na dzień staniesz się sławny. A ty wróciłeś do swojej małej kawalerki i skromnej posadki, jakby nic się nie stało. Jakbyś nie wygrał w totolotka. Perły przed wieprze, że zacytuję klasykę. I wtedy zrozumiałem, że to ode mnie zależy, czy odniosę sukces. Obojętne, jak żałosna może wydawać się praca urzędnika państwowego. Zawsze będą jakieś możliwości, tylko trzeba je dostrzec i wykorzystać. To ty mnie tego nauczyłeś i za to jestem ci wdzięczny. Szkoda, że sam oblałeś ten egzamin…

Siedziałem ze spuszczoną głową, wpatrując się w porysowany blat metalowego stolika. Czułem, jak głośno wali mi serce. Batura miał rację i jednocześnie jej nie miał. Nie traktowałem swojej pracy w ministerstwie jako szczebla w karierze, nie miałem wielkich oczekiwań. Nie chciałem sławy, władzy ani pieniędzy. Wystarczyła mi radość z przygody, satysfakcja z rozwiązania zagadki i zrobienia czegoś dobrego. Podziw w oczach przyjaciół i niechętny szacunek przeciwników. Tylko, że dla Karen to było za mało… nie, to było za mało, żebym ja mógł być z Karen.

– I jaka decyzja? – Waldek oczywiście domyślił się, że namawiając go na zwierzenia grałem na zwłokę – Załatwimy ci kontakt z żoną. Umowa jest prosta: wasza wolność za jej wiedzę na temat gangu, którym interesuje się Interpol. Jeśli informacje okażą się naprawdę przydatne możemy nawet udawać, że od początku pracowaliście dla nas. Oczywiście tylko oficjalnie.
Przytaknąłem, właściwie półświadomie. Po prostu nie widziałem innej drogi. Miałem tylko nadzieję, że Karen też to zrozumie. Moja żona potrafiła być uparta, irracjonalna i przesadnie pewna siebie.

Batura patrzył na mnie jeszcze przez moment, po czym skinął głową. Poczułem, że to koniec rozmowy.
– Co dalej? – zapytałem, zanim odwrócił się do wyjścia – Będziesz zaangażowany w tę sprawę?
Uśmiechnął się, jakimś cudem jednocześnie współczująco i złośliwie.
– Nie bezpośrednio. Dostałem polecenie przejrzenia twoich starych akt i sprawdzenia, czy nie kryją czegoś podejrzanego… Wiesz, czy już wcześniej nie wykazywałeś pewnych… skłonności – poczułem, jakby mnie nagle uderzył. Szarpnąłem się do tyłu, kręcąc głową i zaciskając pięści, ale on spokojnie kontynuował, jakby nie zauważając mojego wzburzenia – Jak na razie wszystko wygląda prawidłowo, za to trafiłem na coś interesującego w papierach z czasów studiów. Obiecująca i błyskotliwa hipoteza, przyznaję. Myślę, że latem uda mi się doprowadzić do jej zbadania. Dostałem poparcie kilku wpływowych osób, wojsko też pomoże. Znaleźć fragment Bursztynowej Komnaty – to by było coś! [1]

***

Fanfik w wersji audio jest dostępny na naszym kanale YouTube.


[1] Wiem, że w zatopionej ciężarówce nie było Bursztynowej Komnaty i Batura też to wie, ale jako przynęta się sprawdza 😉
* W tekście wykorzystano kolaż ilustracji Szymona Kobylińskiego

Część trzecią fanfika, której autorem jest Irycki, znajdziecie TUTAJ

Wszelkie komentarze mile widziane, również na FORUM.

3 uwagi do wpisu “Wybory i konsekwencje, czyli fanfik do fanfika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *