Datowanie czasu akcji
Rok i miesiąc rozpoczęcia akcji są podane wprost w pierwszym zdaniu, pierwszego rozdziału powieści „Niesamowity dwór” (Wydawnictwo Łódzkie 1969, 1970, 1971, 1974, 1977):
Pod koniec listopada 1967 roku wezwano mnie do Departamentu Muzeów i Ochrony Zabytków w Ministerstwie Kultury i Sztuki w Warszawie.
Ale w tym miejscu zaczynają się schody. Niestety Nienacki grubo namieszał w kwestii dni tygodnia, w których rozgrywa się powieść i nie da się wpasować akcji w daty tak żeby wszystko należycie ze sobą grało. Możliwości są następujące:
Wariant 1
Jeżeli drugiego dnia akcji (pierwszy dzień urzędowania we dworze) był czwartek, bo tego dnia, podczas wizyty w domu wczasowym „Postęp” Bigos zauważył: Jest tu nawet kawiarenka z anteną telewizyjną. A dziś, proszę państwa, mamy czwartek. Będą nadawać Kobrę., to akcja powieści (pomijając prolog) rozpoczyna się w środę. Wtedy jednak należy przyjąć, że w kontekście straszących duchów, panna Marysia myli się mówiąc trzeciego dnia akcji (w tym wariancie w piątek), że: Pojutrze jest sobota. Seans spirytystyczny odbywałby się więc w niedzielę, a nie w sobotę. Ale to drobiazg. Gorzej, że w tym wariancie fałszywa depesza z Wydziału Kultury, Wojewódzkiej Rady Narodowej w Łodzi przychodzi w sobotę, wzywając zespół Tomasza na konferencję w sprawie przyszłego muzeum w Janówce na niedzielę rano. Również w niedzielę rano, po nagłym, nocnym powrocie z Łodzi, Tomasz dzwoni z poczty do rzeczonego Wydziału Kultury i z tej rozmowy wynika, że nikt ich do Łodzi nie wzywał. Jaki państwowy urząd pracuje w niedzielę? Nie, to się kupy nie trzyma, z bólem serca odrzucam więc ten wariant.
Wariant 2
Jeżeli trzeciego dnia akcji panna Marysia mówi: Pojutrze jest sobota, to znaczy, że jest akurat czwartek, a akcja powieści (pomijając prolog) rozpoczyna się we wtorek. Wtedy mamy problem z Bigosem i jego „Kobrą” w czwartek, która de facto musiałaby być w środę. Ale to nie wszystko. W tym wariancie, to w niedzielę rano, po seansie spirytystycznym, panna Wierzchoń jedzie autobusem do Łodzi, sprawdzić kto zarezerwował dla nich miejsca w Grand Hotelu i przy okazji odwiedza Bibliotekę Uniwersytecką. W tym wariancie również sierżant Wąsik w niedzielę odwiedza wiejski sklep w Janowie: Więc aby ich uspokoić, że milicja zlekceważyła wasze doniesienie, wyjdę stąd głośno się zaśmiewając, wstąpię do sklepu gromadzkiego i bąknę, że kierownik we dworze jest trochę stuknięty, bo wierzy w duchy. W niedzielę? Mało to prawdopodobne. Również mało prawdopodobny jest niedzielny powrót Marczaka z delegacji służbowej w zielonogórskiem. Jeszcze mniej prawdopodobne, że w niedzielę zjawia się we dworze Batura jako fałszywy inżynier z Powiatowego Wydziału Architektury i Urbanistyki. Słowem, to wszystko nie mogło dziać się w niedzielę.
Wariant 3
Przebieg akcji najłatwiej dopasować do dni tygodnia przy założeniu, że spotkanie w Ministerstwie Kultury i Sztuki, od którego rozpoczyna się powieść (pomijając prolog) odbywa się w poniedziałek. Zwłaszcza, że początek tygodnia to bardzo dobry dzień na rozpoczęcie nowego zadania. Słabością tego wariantu jest konieczność pogodzenia się z dwoma pomyłkami. Po pierwsze Bigos mylił się stwierdzając, że jest czwartek, choć był dopiero wtorek (być może dlatego w telewizji nie było „Kobry” tylko jakiś film kryminalny). Po drugie, panna Marysia myliła się mówiąc, że pojutrze jest sobota, ponieważ pojutrze był piątek:) Reszta się zgadza co zostanie udowodnione poniżej. Dlatego też, korzystając z zasady mniejszego zła, ten wariant przyjmuję jako obowiązujący w dalszych rozważaniach.
OK, wiemy już, że akcja rozpoczyna się pod koniec listopada 1967 roku, w poniedziałek. W grę wchodzić mogą dwie daty: 20 albo 27 listopada. Ale czy 20 listopada jest aby na pewno pod koniec listopada? To kwestia dość subiektywna, należy jednak pamiętać, że „pod koniec czerwca” oznaczało dla Nienackiego 29 dzień czerwca w powieści „Pan Samochodzik i Templariusze”. Pozostaje więc 27 listopada. Argumentem przeciwko tej dacie jest poranna refleksja Tomasza na temat listopadowych mgieł, którą podzielił się z czytelnikami w piątym dniu akcji, nazajutrz po szaleńczym powrocie z Łodzi do Janówki: Gdy otaczał mnie dzień – wprawdzie smutny, pełen listopadowych mgieł, ale przecież dzień – nocne wrażenia wydały mi się snem, byłby to już bowiem pierwszy dzień grudnia, gdyby 27 listopada przyjąć jako początkową datę. Ale możemy chyba przymknąć oko na tę nieścisłość, wszak pierwszego grudnia rano mgły mogły być jeszcze listopadowe albo Tomasz w emocjach nie zorientował się, że to już kolejny miesiąc:) Podsumowując więc powyższe rozważania, zakładam, że pomijając prolog, akcja powieści „Niesamowity dwór” rozpoczyna się 27 listopada 1967 roku, w poniedziałek i trwa przez kolejne osiem dni do następnego poniedziałku, 4 grudnia 1967 roku.
Jednym z laureatów V Krajowego Festiwalu Piosenki w Opolu, który odbywał się latem 1967 roku był Wojciech Młynarski z piosenką „Jesteśmy na wczasach”. Ta panna Krysia, panna Krysia królowała na turnusach nie od dzisiaj, a panna Krysia zawsze kojarzyła mi się z panną Marysią z domu wczasowego „Postęp” w Janówce:)
Dzień 1 – 27 listopada 1967 roku, poniedziałek
Pomijając prolog, który rozgrywa się kilka dni wcześniej, akcja powieści rozpoczyna się w Ministerstwie Kultury i Sztuki, przed gabinetem dyrektora Marczaka gdzie Tomasz przysłuchuje się rozmowie dwojga młodych ludzi, którzy, jak się za chwilę okaże, zostaną jego współpracownikami w muzeum organizowanym we dworze w Janówce. Młodzi ludzie, mówiąc oglądnie, nie wyrażają się pochlebnie o swoim przyszłym szefie, który ma być tępym nieukiem, wszystko w życiu zawdzięczającym protekcji. Która może być wtedy godzina? Urzędy pracuję zwykle od 8:00 rano, zważywszy jednak, że z późniejszego przebiegu akcji wynika, że nasi bohaterowie dotrą do Janówki dopiero późnym wieczorem, przyjmijmy, że Marczak zaprosił ich do siebie na godzinę 12:00.
Dyrektor Marczak wyłuszcza sprawę i przedstawia nowo mianowanemu kustoszowi jego współpracowników, kolegę Bigosa i pannę Wierzchoń. Spotkanie nie trwa dłużej niż czterdzieści pięć minut. Tomasz zarządza natychmiastowy wyjazd do Janówki, współpracownicy mają stawić się przed Ministerstwem za dwie godziny czyli punktualnie o godzinie 15:00.
Panna Wierzchoń przychodzi z piętnastominutowym opóźnieniem, obrzucając wehikuł pogardliwym epitetem „karawan”, na Bigosa czekają dalsze dwadzieścia pięć minut. W drogę wyruszają więc przed godziną 16:00. Rzut okiem na mapę pozwala zauważyć, że z Warszawy do Janówki, leżącej gdzieś w okolicy Piotrkowa Trybunalskiego, nad Pilicą, powinno być mniej więcej sto pięćdziesiąt kilometrów. Z powieści dowiadujemy się jednak, że do Janówki było ponad dwieście kilometrów. Trzymajmy się więc treści książki. Nabzdyczony Tomasz wlecze się niemiłosiernie z prędkością 40 km/h, w końcu przyspiesza, potem znów zwalnia, mimo wszystko jednak dojazd na miejsce nie mógł im chyba zająć więcej niż cztery godziny. Do Janówki docierają więc około godziny 20:00 gdy: Była bardzo ciemna listopadowa noc, zimny wiatr przeniknął nas chłodem.
Zrywają pieczęcie z drzwi frontowych i robią pierwszy rekonesans we dworze. Są zmęczeni, Bigos powoli zapada w letarg, nie chce im się nawet robić kolacji. Kustosz rozdziela pokoje i idą spać, nie później niż godzinę potem czyli około 21:00. Trzęsąc się z zimna w nieogrzewanym pokoju Tomasz zasypiając układa plan pracy na dzień następny.
O północy budzi go dźwięk podobny do skrobania myszy: Zerknąłem na fosforyzujące wskazówki zegarka – właśnie minęła północ. Idzie do biblioteki sprawdzić co się dzieje, tam spada mu na głowę draperia. Przybiega zbudzona hałasem panna Wierzchoń, a Tomasz podejrzewa współpracowników o głupi kawał. Potem nasłuchując szmerów nocy długo nie może zasnąć.
Dzień 2 – 28 listopada 1967 roku, wtorek
Pan Samochodzik budzi się o 8:05 czyli już jest spóźniony do pracy, zapowiedział przecież rozpoczęcie urzędowania punktualnie o 8:00. Błyskawicznie się ubiera, rezygnuje z mycia i spotyka w kuchni pannę Wierzchoń, która pichcąc śniadanie nie omieszkuje wytknąć mu spóźnienia. Tomasz idzie się umyć, a gdy wraca ma miejsce słynna scena budzenia Bigosa jajecznicą smażoną na kiełbasie.
Przy śniadaniu omawiają sprawy organizacyjne i rozdzielają zadania. Przed godziną 9:00 Bigos idzie napalić w piecach a panna Wierzchoń na rekonesans spożywczy w okolicy. Tomasz zwiedza park i otwiera okiennice we dworze. Spotyka Janiaka, który deklaruje, że będzie palił w piecach za darmo byle tylko Tomasz wstawił się za etatem dla niego w przyszłym muzeum. Świeci słońce, ale porywisty wiatr sprawia, że czuć listopadowy ziąb.
Dwór tonie w kłębach dymu, ponieważ Bigos nie potrafi napalić w piecach. Kustosz zabiera się za sprzątanie. Wraca panna Wierzchoń z zakupami i z informacją, że obiady mogą jadać codziennie w stołówce domu wczasowego „Postęp”, w godzinach miedzy 13:00 a 14:00.
Nie wcześniej więc niż o 10:00 rozpoczynają inwentaryzację zabytków we dworze. Tomasz imponuje współpracownikom wiedzą z dziedziny historii sztuki. Znajdują katalog zbiorów Joachima Czerskiego, zastanawiają się nad brakiem piątego rozdziału: Bigos, zerknął na zegarek. – O rany, już pierwsza. Chodźmy na obiad.
Do domu wczasowego „Postęp”, oddalonego od dworu o półtora kilometra docierają więc przed godziną 13:30. Bigos zauważa, że: Jest tu nawet kawiarenka z anteną telewizyjną. A dziś, proszę państwa, mamy czwartek. Będą nadawać Kobrę. Przyjdę obejrzeć ten program, ale widocznie się myli bo jest przecież wtorek, a nie czwartek. W stołówce poznają pannę Marysię i zapraszają ją do swojego stolika. Marysia jest bardzo zainteresowana duchami i chciałaby obejrzeć dwór.
Do dworu wracają około godziny 14:30. Tomasz sprawdza księgozbiór, panna Wierzchoń sprząta swój pokój a Bigos rozpala piec w łazience. W ten sposób upływa im czas do kolacji, którą spożywają zapewne o 18:00. Kolejno biorą kąpiel w wannie, po czym Bigos maszeruje do domu wczasowego obejrzeć „Kobrę”. Wszystko to przed 20:45 bo o tej godzinie emitowano w czwartki telewizyjny teatr sensacji. Mamy jednak wtorek, a nie czwartek więc po 22:00 kolega Bigos wraca z informacją, że nie było „Kobry” tylko film kryminalny, który trochę go przestraszył. Tomasz zarządza udanie się na spoczynek.
Zimno nie pozwala mu długo zasnąć. Budzi go dziwny, przejmujący dźwięk. Jak się za chwilę okaże upadła gitara Bigosa w bibliotece. Budzą się też właściciel gitary i panna Wierchoń, wszyscy pędzą do biblioteki. W chwili gdy zastanawiają się co mogło stać się z gitarą pęka szkło w szafce zegara. Tomasz znajduje wiarygodne wytłumaczenie sytuacji i wszyscy rozchodzą się do swoich pokojów. Która to mogła być godzina? Prawdopodobnie po północy.
Dzień 3 – 29 listopada 1967 roku, środa
Rano, prawdopodobnie około 7:30, przychodzi do dworu Janiak żeby napalić w piecach. Kustosz przyłapuje go na opukiwaniu ściany w bibliotece. Janiak niezręcznie się tłumaczy. Potem znoszą biurko kolbuszowskie do kancelarii Tomasza i do godziny 13:00 (obiad) trwa inwentaryzacja.
W stołówce poznają kierownika domu wczasowego Wasiaka i jego syna Antka. Wasiak opowiada, że przed samą śmiercią przyjechał do Czerskiego jakiś facet i porozumiewał się z nim przy pomocy pisania na kartce. Wtedy Czerski narysował odwróconą koronę przebitą puginałem i napisał zdanie: Zróbcie muzeum … W wężach splecionych i strąconej koronie … Wasiak wspomina też, że w ostatnim roku przed śmiercią Czerski chwalił się, że dokonał wielkiego odkrycia.
Obiad przeciągnął się zbyt długo. W drodze powrotnej Tomasz rysuje na piasku symbole z kartki Czerskiego i tłumaczy ich znaczenie: Czyli po prostu mamy do czynienia z bardzo przyjemnym zabytkiem z gatunku „masoników”. Do dworu docierają więc grubo po godzinie 14:00.
Po powrocie Tomasz ma wrażenie, że podczas ich nieobecności ktoś buszował w jego gabinecie, mimo zamkniętych drzwi dworu. Ginie też pęk kluczy do wszystkich pokojów. Wyciąga więc wniosek, że do dworu musi prowadzić zamaskowane przejście.
Około 15:00, Tomasz wyrusza do P. po segregatory. Spieszy się bo chce zdążyć przed zamknięciem sklepów. Jest popołudnie, zaczyna padać listopadowy deszcz, który przyspieszył nadejście jesiennego wieczoru. Kupuje segregatory w papierniczym, robi zakupy spożywcze i długo szuka w sklepach pasty chlorofilowej. Wszystko to prawdopodobnie przed 17:00. W kawiarni „Pod Ormianinem” spotyka Baturę. Ostrzega go, żeby trzymał się z daleka od dworu w Janówce.
Do Janówki wraca około 19:00. Panna Wierzchoń opowiada o głosach, które słyszała gdy została sama we dworze. Bigos właśnie wrócił z kawiarni w domu wczasowym, przyprowadził ze sobą pannę Marysię i teraz oprowadza ją po dworze. Z piwnicy przynoszą butelkę trzydziestoletniego burgunda.
Jest 19:30, siedzą w kuchni, piją herbatę, panna Wierzchoń przyrządza jajecznicę na kiełbasie. Rozmawiają o duchach: – A ja myślałam, że w takim wielkim dworze mieszkają ich całe hordy. – Owszem, ale są leniwe. Straszą tylko w sobotę. – Pojutrze jest sobota. Pojutrze nie może być sobota tylko piątek, skoro dzisiaj jest środa. Pannie Marysi najwyraźniej pomyliły się dni tygodnia, ale tak to bywa na wczasach:) W trakcie kolacji kustosz opowiada o masonach. Kiedy Bigos rozlewa burgunda do szklanek pojawiają się Zosia z Antkiem. Dzieciaki proszą kustosza o rozmowę na osobności i mówią mu o panu z Valconem, który był u Czerskiego przed śmiercią, a teraz znowu przyjechał do Janówki.
Wypijają wino, Marysia wraca z dzieciakami. Jest około godziny 20:00. Kustosz zastawia pułapkę na ducha. Szybko robią się senni i pół godziny później kładą się spać. Nocą męczą Tomasza senne widziadła.
Dzień 4 – 30 listopada 1967 roku, czwartek
Łomot do drzwi frontowych budzi Tomasza ze snu. Czuje ogromy ból głowy po wypitym burgundzie. W drzwiach stoi listonosz z depeszą: Zerknąłem na zegarek i przeraziłem się: dochodziła już dziesiąta. Zostają wezwani do Łodzi na konferencję w sprawie muzeum, która odbędzie się w dniu następnym, ale mają przyjechać już dziś. Jest zapewniony nocleg w Grand Hotelu i bilety do teatru.
Kustosz budzi pannę Wierzchoń i Bigosa. Orientują się, że ktoś chyba rozpuścił środki nasenne w winie, a po wypiciu opróżnił i starannie wymył butelkę oraz szklanki. Tomasz idzie sprawdzić czy duch złapał się w pułapkę. Ślady pasty prowadzą do jego łóżka i urywają się przy jego butach. Współpracownicy po raz kolejny tracą do niego zaufanie.
Do południa czują się fatalnie, z największym trudem robią inwentaryzację sali balowej. Jeszcze przed obiadem pan Samochodzik idzie na spacer. Przed świątynią dumania spotyka pannę Wierzchoń w melancholijnym nastroju. Pojawia się też Janiak, tłumacząc się, że zaspał i dlatego nie napalił w piecach. Dalszy spacer przynosi spotkanie z Zosią i Antkiem. Recytując „Balladynę”, Zosia pochyla się nad krzakiem i znajduje wielokolorowy długopis. Widziała już wcześniej taki długopis u znajomego, który przejechał do pana z Valconem.
Zbliża się pora obiadu więc przed godziną 13:00 Tomasz wraca ze spaceru. Czekają aż Janiak napali w piecach, dlatego dopiero około 13:30, nieco później niż zwykle, docierają do stołówki. Panna Marysia skarży się, że zaszkodził jej burgund. Tomasz wspomina o rannej depeszy, ale planuje jechać do Łodzi dopiero rano. Pracownicy protestują, że chce ich pozbawić rozrywki i kustosz ulega. Wracają do dworu o 14.30 i przygotowują się do wyjazdu do Łodzi.
Wyruszają około 16:30. Ponad sześćdziesięciokilometrowy odcinek na ulicę Piotrkowską w Łodzi pokonują w mniej więcej półtorej godziny, ponieważ Tomasz znowu się wlecze z prędkością 40-50 km/h. Na miejscu są więc po godzinie 18:00. Meldują się w Grand Hotelu i odbierają bilety do teatru: Spektakl rozpoczynał się o godzinie siódmej piętnaście.
Na początku drugiego aktu, prawdopodobnie przed godziną 20:30, Tomasz tchnięty złym przeczuciem zarządza nagły powrót do Janówki. W drodze wyprzedza ich Valcone. Tomasz orientuje się, że jego kierowca miał za zadanie pilnować ich w teatrze, a teraz chce dotrzeć do Janówki przed nimi by ostrzec intruzów, którzy prawdopodobnie grasują we dworze. Rozpoczyna się pościg, wehikuł ujawnia swoje rajdowe oblicze a Panna Wierzchoń odkrywa, że Tomasz jest panem Samochodzikiem. Klika minut po 21:00 pierwsi docierają do Janówki, ale tuż za nimi jest Valcone, który światłami i klaksonem ostrzega nieproszonych gości.
W bibliotece czuć zapach dymu z papierosa a z segregatora zniknęła fałszywa depesza.
Dzień 5 – 1 grudnia 1967 roku, piątek
Wczesnym rankiem, jeszcze przed śniadanie, gdzieś pewnie po 7:00 Tomasz jedzie do Urzędu Pocztowego w Janowie i zamawia rozmowę telefoniczną z Wydziałem Kultury w Łodzi. Okazuje się, że nikt nie wzywał ich na konferencję. Na poczcie dowiaduje się też, że do dworu nie było żadnej depeszy, a doręczycielami są tam same kobiety. Wraca przed godziną 8:00, na śniadanie.
Po porannym posiłku Tomasz oświadcza, że zamiast robić inwentaryzację będą dziś szukać tajemniczego wejścia do dworu. Opukują ściany ale bez efektu. O 13:00 idą na obiad. Panna Marysia proponuje zorganizowanie wieczorem seansu spirytystycznego. Tomasz dostaje list od Zosi z informacją, że pan z Valconem wyjechał już z Janówki.
Do dworu wracają po 14:00. Tomasz odwiedza Janiaka i pyta go o tajne przejście do dworu. Janiak potwierdza jego istnienie ale nie potrafi wskazać wejścia.
Powoli zapadał zmrok. O tej porze roku słońce wschodzi o siódmej rano, a zachodzi o wpół do czwartej po południu. Była dopiero trzecia, ale deszcz przyśpieszał zapadnięcie zmroku. We dworze Tomasz zastaje pracowników w pokoju panny Wierzchoń gdzie Bigos przygrywa jej na gitarze. Dziwne to, w końcu jest dopiero 15:00 więc co najmniej do godziny 16:00 powinni przecież pracować. Tomasz pogrąża się w rozmyślaniach w swoim pokoju: Długo trwały te moje niewesołe rozmyślania. Czas mijał niepostrzeżenie, zapadła czarna, deszczowa noc. Umilkła gitara w pokoju panny Wierzchoń.
Kolację zjedli później niż zwykle, około godziny 20:30. Znowu jajecznica i znowu kłótnia o tajemnicze sprawy we dworze. Panna Wierzchoń deklaruje, że nazajutrz pojedzie do Łodzi wyjaśnić sprawę fałszywego wezwania na konferencję. O 21:00 przychodzi Marysia ze zwiniętą w rulon planszą do porozumiewania się z duchami (dokładny czas poznajemy dzięki późniejszej relacji Tomasza). Pada pierwszy śnieg.
Do godziny 22:00 trwa narada przed seansem spirytystycznym, jakiego ducha będą wywoływać: Seansu chyba nie rozpoczniemy przed dziesiątą wieczorem. Mamy więc jeszcze trochę czasu. Im głębsza noc, tym chętniej zjawiają się duchy. W międzyczasie ma miejsce incydent z myszą. Decydują w końcu, że wywołają miejscowego ducha: I tak o godzinie dziesiątej wieczorem zakończyliśmy naradę.
Seans odbywa się w pokoju kustosza, który Marysia uznaje za najlepsze miejsce do wywoływania duchów. Pojawia się duch Annopulos, którego proszą o jakiś znak. W odpowiedzi zamykają się okiennice i uczestnicy seansu zostają uwięzieni w pułapce. Jest zapewne przed godziną 23:00. Słyszą kroki w bibliotece, słyszą też różne inne hałasy. Panna Wierzchoń rozpaczliwie wzywa pomocy.
Dzień 6 – 2 grudnia 1967 roku, sobota
Tak minęła godzina, potem druga. Odgłosy stukania i kroków nie ustawały. W starym dworze działo się wciąż coś tajemniczego. Ocknął się Bigos i wykonał swoją pieśń z tekstem, że tajemnicę dworu zdążyli już wywieźć do Łodzi. Wkrótce okazało się, że okiennice są otwarte. Musiało więc minąć znacznie więcej czasu niż dwie godziny bo na zegarze właśnie wybiła 5:00 rano: A może po prostu pieśń Bigosa zbiegła się z wybiciem godziny piątej nad ranem, złoczyńcy doszli do wniosku, że czas ich minął?
Na śniegu są świeże ślady, które prowadzą do drzwi frontowych dworu. Marysia wraca do ośrodka. Współpracownicy przyznają w końcu rację kustoszowi, że we dworze dzieją się niesamowite rzeczy.
Musiało jednak upłynąć około półtorej godziny zanim Bigos pobiegł na posterunek milicji w Janowie złożyć meldunek o nocnych zajściach ponieważ dotarł tam o 7:00 (z późniejszej notatki sierżanta Wąsika: Obywatel żarty sobie stroi z władzy? Jan Bigos, syn Antoniego – Wąsik zajrzał do swego notatnika – wpadł jak bomba na posterunek o godzinie siódmej zero, zero). Mniej więcej w tym samym czasie panna Wierzchoń idzie złapać autobus do Łodzi.
Tomasz kręcąc się po dworze znajduje odrobinę brudnej wody koło zegara w bibliotece. Przychodzi mu na myśl, że być może gdzieś tutaj znajduje się tajne przejście. Zjada samotnie śniadanie bo Bigos długo nie wraca z posterunku milicji, potem budzi Janiaka i opowiada mu co stało się w nocy. Janiak kłamie, że spał całą noc u siebie.
Wkrótce we dworze pojawia się milicjant wypytując o Bigosa, który został zatrzymany do wyjaśnienia. Tomasz opowiada milicjantowi o zdarzeniach we dworze. Jest prawdopodobnie około godziny 9:00. Pół godziny po wyjściu sierżanta Wąsika wraca markotny Bigos. Odgrzewa sobie śniadanie, po czym obaj biorą się do pracy.
O 13:00 Tomasz idzie na obiad sam, nie chcąc zostawiać dworu bez opieki. W ośrodku wczasowym spotyka Antka i Zosię. Dzieciaki opowiadają, że widziały wczoraj wieczorem spotkanie Marysi z panem z Valconem. Marysia niosła pod pachą rulon z planszą do seansu spirytystycznego. Okazuje się, że spotkanie to miało miejsce o godzinie 18:00, a przecież panna Marysia z rulonem w ręku dotarła do dworu dopiero o 21:00.
Tomasz próbuje dogonić Marysię zmierzającą w kierunku dworu, ale dziewczyna znika gdzieś w głębi parku. Okazuje się, że we dworze jej nie ma.
Jest kilkanaście minut przed 14:00 więc Bigos pędzi na obiad a Tomasz obchodzi park w poszukiwaniu dziewczyny. Widzi mokry ślad buta w świątyni dumania, dzięki któremu odkrywa tajne przejście do dworu. Wchodzi, w ukrytym korytarzu znajduje otwory obserwacyjne przez które widać bibliotekę i klatkę schodową. Wkrótce zostaje ogłuszony i traci przytomność.
Kiedy się ocknął, tkwi związany w korytarzu za ścianą biblioteki i przez ukryty otwór w ścianie może widzieć to co się dzieje we dworze. Tomasz nie wie jak długo był nieprzytomny, ale my wiemy. Jest tuż przed 18:00 ponieważ wkrótce na scenie pojawia się powracająca z wyjazdu do Łodzi panna Wierzchoń, która wypytuje Bigosa co się stało z kustoszem: A gdzie kustosz? – zapytała Bigosa. – Nie wiem – wzruszył ramionami. – Po obiedzie poszedł na spacer i do tej pory nie wrócił. – Po obiedzie? Przecież już szósta – spojrzała na zegarek.
Kustosz obserwuje zza ściany jak Batura w roli fałszywego inżyniera architekta z powiatu usiłuje wymóc na Bigosie zgodę na naprawę fundamentów w sali balowej. Widzi jak próbuje oczarować sceptyczną pannę Wierzchoń, zaprasza ją nawet na wieczorek taneczny w Piotrkowie. Jest wreszcie świadkiem zakłopotania Batury kiedy Zosia zwraca mu wielokolorowy długopis, który zgubił w krzakach przed dworem. To przesądza, że Batura odpuszcza i oddala się rezygnując z oczekiwania na kustosza, który gdzieś chwilowo się zawieruszył.
Panna Wierzchoń relacjonuje Bigosowi efekty swojej wizyty w Łodzi. Odkryła, że dwór w Janówce był tajną lożą wolnomularzy. Tomasz z emocji ponownie traci przytomność.
Kiedy ją odzyskuje, prawdopodobnie przed godziną 22:00, wydaje mu się, że śni. Widzi rozmawiających w bibliotece pannę Marysię i dyrektora Marczaka, który wracając z wizytacji muzeów regionalnych w zielonogórskiem wstąpił do Janówki, aby zorientować się, jak urządził się kustosz i jego zespół. Marysia udając słodką idiotkę przedstawia kustosza w kompromitującym świetle. Wkrótce z poszukiwań Tomasza wracają Bigos i panna Wierzchoń, Marysia pospiesznie się żegna i opuszcza dwór. Marczak wypytuje muzealników o rzekome dziwactwa kustosza i zapowiada podjęcie nazajutrz radykalnej decyzji. Postanawiają nie czekać dłużej na Tomasza i iść spać.
Dzień 7 – 3 grudnia 1967 roku, niedziela
Tomasz, wciąż uwięziony w tajnym korytarzu rozmyśla nad dalszym biegiem zdarzeń. Mija go dwóch zamaskowanych osobników, przechodzą przez zegar w bibliotece i buszują we dworze. Nie wiadomo jak długo: Minęła godzina, może dwie lub zaledwie dwa kwadranse. W końcu wynoszą dwa ciężkie worki, informują Tomasza, że dostali czego chcieli, zdejmują mu knebel i odchodzą.
Około 3:00 po północy uwalnia go Janiak. Tomasz wraca do dworu tajnym przejściem przez zegar: Spojrzałem na zegarek: dochodziła trzecia po północy. Kiedy po cichu próbuje wrócić do swojego pokoju wpada na Marczaka. Budzą się też współpracownicy Tomasza. Następuje zabawna scena, w której okazuje się, że kustosz „czyta w myślach”. Potem pan Samochodzik pokazuje zebranym mechanizm zegarowy, tajny korytarz i opowiada o swojej przygodzie. Obiecuje wyjawić im swój plan działań po śniadaniu, nieśmiertelnej jajecznicy na kiełbasie, którą spożywają wyjątkowo wcześnie, około 5:00 rano, bo chyba nie upłynęły więcej niż dwie godziny od uwolnienia Tomasza.
Kiedy Janiak pali rankiem w piecach Tomasz zarzuca przynętę. Zapewnia dozorcę, ze odzyskał do niego zaufanie i prosi żeby czuwał we dworze w czasie kiedy wieczorem pójdą na przedstawienie „Balladyny” do szkoły w Janowie. Zapowiada, że spektakl rozpocznie się o 18:00 i potrwa do 21:00. Bigosowi zleca poszukiwanie worków, które złoczyńcy wynieśli nocą ze dworu, w okolicznym parku a sam idzie na posterunek milicji w Janowie żeby naradzić się w kwestii pułapki zastawionej na „duchy”.
Konferencja z Wąsikiem trwa dość długo, wezwano również oficera dochodzeniowego z powiatu. Dopiero około południa pan Samochodzik opuszcza posterunek. W powrotnej drodze spotyka Zosię i Antka idących ze szkoły, prawdopodobnie wracają z próby generalnej „Balladyny”, bo przecież w niedzielę nie ma lekcji:) Obiecuje dzieciakom, że przyjdą na przedstawienie całym zespołem.
Do dworu dociera przed samym obiadem (przed 13:00). Bigos melduje, że znalazł to czego miał szukać. W drodze na obiad Tomasz prosi Marczaka, żeby namówił Bigosa i Wierzchoń na szkolny spektakl w Janowie.
Podczas obiadu Tomasz dostrzega przechodzącą pannę Marysię i idzie się z nią spotkać. Prowadzą rozmowę w otwarte karty. Muzealnicy wracają do dworu około godziny 14:30, Tomasz zamyka się w sali balowej próbując rozwikłać zagadkę i siedzi tam mniej więcej do 17:30, kiedy to przychodzi Janiak, który ma czuwać w kancelarii.
Jest brzydka pogoda, silny wiatr, pada deszcz, do Janowa jadą więc wehikułem. Spektakl zaczyna się o 18:00, na scenę, w której Balladyna zabija Alinę nie trzeba czekać dłużej niż pół godziny, czyli około 18:30 kustosz nakazuje nagły powrót do dworu.
Dwór jest otoczony przez milicję, wszyscy muzealnicy wraz z Wąsikiem wchodzą do dworu tajnym przejściem. Przyłapują Baturę, pana z Valconem i pannę Marysie na wyrywaniu desek z podłogi w sali balowej. Następuje grande finale, w którym pan Samochodzik triumfalnie prezentuje rozwiązanie zagadki dworu. Wszystko to ciągnie są co najmniej do godziny 20:00, skoro w międzyczasie pojawiają się Zosia i Antek, a trudno przecież zakładać, że przedstawienie „Balladyny” trwało krócej niż półtorej godziny.
Dzień 8 – 4 grudnia 1967 roku, poniedziałek
Akcja powieści kończy się nazajutrz rano. Być może o 8:30 bo nasi bohaterowie chyba znaleźli czas żeby o stałej porze zjeść śniadanie. Oczywiście jajecznicę smażoną na kiełbasie. Kustosz odjeżdża z dyrektorem Marczakiem do Warszawy a smutna panna Wierzchoń pozostaje w Janówce.
Zapraszam do dyskusji na FORUM.
* W artykule wykorzystałem ilustracje Szymona Kobylińskiego zamieszczone w V wydaniu powieści „Niesamowity dwór” z 1981 roku, wydanej staraniem wydawnictwa Pojezierze.