Wygląda na to, że nieprzyjemna woń dydaktyzmu w tej powieści przeszkadza tylko mnie. Cóż, muszę z tym żyć:)
A w kwestii Marty. IMO troszeczkę się czepiacie. Jako dziecko nigdy nie odniosłem wrażenia, że jest nieprawdziwa i coś jest nie tak z jej wiekiem. Teraz też nie zwróciłbym na to większej uwagi gdyby nie wasze dywagacje w tej materii. Założyłem, że taka poważna dziewczyna wyglądała zapewne poważniej więc traktowana była też trochę inaczej niż pozostała młodzież. A zwracanie się do siebie per "pan/pani", nawet wśród młodzieży, było wtedy zjawiskiem normalnym.
Wiek dziecięcych bohaterów książek to w ogóle często problematyczna sprawa. Przeszkadzało mi to np. w książkach Artura Pacuły. W jego powieściach dwunastolatki myślą i działają jak szesnasto lub nawet siedemnastolatki, a różnica mentalna między dzieciakami w tym wieku to przecież przepaść.
Dokonując jednak analizy osobowości i postaci Marty, wasze wnioski są słuszne. Nienacki popełnił błąd. W pierwszym akapicie, w którym poznajemy Martę, czytamy:
Od dalszej rozmowy z panem Anatolem uratowało mnie wejście siedemnastoletniej dziewczyny, która przed gospodę zajechała na rowerze. Była to ładna, szczupła blondynka z grubym, jasnym warkoczem na plecach. Do bagażnika roweru przytroczoną miała odrapaną walizkę. Wyglądała na osóbkę, która pierwszy raz w życiu samodzielnie wyruszyła na wczasy.
Trochę dziwne założenie, że siedemnastoletnia dziewczyna może pierwszy raz w życiu samodzielnie jechać na wczasy. To dość mało prawdopodobne. Wyjazdy w grupie rówieśniczej w tym wieku nie budziły chyba zdziwienia, wyjazd z chłopakiem chyba też byłby do przyjęcia, ale samodzielnie? No i skąd ta zdolność precyzyjnego określania wieku na pierwszy rzut oka? Dziewczyna wyglądająca na 17 lat może mieć i 25.
Być może wiek Marty wziął się stąd, że tyle właśnie lat miała Alicja Janeczek kiedy poznała Nienackiego. A według Mariusza Szylaka to ona była pierwowzorem Marty. Co prawda, to co wiem o Alicji, Marty jakoś mi nie przypomina, ale być może Nienacki, zauroczony wtedy młodziutką dziewczyną, chciał ją jakoś uhonorować w swojej powieści.
może Nienacki, zauroczony wtedy młodziutką dziewczyną, chciał ją jakoś uhonorować w swojej powieści.
Ja myślę, że Nienacki inaczej honorował swoje dziewczyny. 😉 Mnie Nienacki w ogóle nie kojarzy się z romantycznym zalotnikiem. Myślę, że związki damsko-męskie traktował bardzo przedmiotowo i... cieleśnie.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Jeśli Alicja Janeczek faktycznie jest pierwowzorem Marty to Marta wygląda tak:
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
A mnie trochę przeszkadza, że pan Samochodzik, wielki pedagog itp itd zajmuje się wyłącznie Czarnym Frankiem, zakładając, że przyszłość reszty bandy jest nieważna... Jakby nie chodziło o wyprowadzenie chłopaka na dobrą drogę, o pokonanie kolejnego symbolu, kolejnego zwycięstwa pana Tomasza.
Z drugiej strony podoba mi się polemika Samochodzika z "praktykami" (milicją, harcerzami), gdzie nasz bohater też zostaje nieco pouczony 😉
Na tropach Pana Samochodzika - Nowe przygody... - na stronach Muzeum Warmii i Mazur.
Fragment MASZYNOPISU.
Fragment MASZYNOPISU.
Kto odszyfruje, jakie słowo zostało zastąpione przez dopisane ręcznie "siedemnastoletnia?
jakie słowo
osiemnastoletniej
„Nowe przygody Pana Samochodzika” to jest ten tom serii Nienackiego, który wraz z upływem lat najwięcej stracił w moim osobistym rankingu. Zawsze bardzo lubiłem go za jedyny, niepowtarzalny, fantastyczny klimat wakacji nad jeziorem. Obozowisko z widokiem na przesmyk, wędrówki przez wypaloną słońcem pustynię Czaplaka, biwakowanie na wyspach, scena w której Marta smaży złowionego przez siebie szczupaka - absolutne mistrzostwo w tej kategorii, coś czego w równym stopniu nie udało się już powtórzyć ani w "Winnetou", ani w "Rękawicy" ani nigdzie indziej. W gospodzie ludowej nad Jeziorakiem, gdzie rozpoczyna się akcja, wspaniale pachniało przygodą, a nie skwaśniałym piwem jak napisał autor. Do tego rozpalająca wyobraźnię zatopiona ciężarówka z muzealnymi zbiorami. Nie przeszkadzało mi nawet to, że poszukiwanie skarbu odbywa się gdzieś w tle, a rozwiązanie zagadki historycznej dokonuje się mimochodem.
Niestety, Nienacki wplątał w ten klimat nachalną dydaktykę, której jako dziecko jakoś nie dostrzegałem, potem zaczęła mi przeszkadzać, a teraz irytuje na tyle, że psuje całą frajdę z lektury. Szkoda. Po co było Nienackiemu to całe nawracanie Czarnego Franka? W żadnym innym tomie serii aż tak nie bawił się w mentora i wychowawcę.
Widzisz, Kustoszu, ja swego czasu na jednym z forów wątek moralizatorski mocno eksploatowałem. Podobnie jak nachalnie podaną kwestię niemiecką w „Niewidzialnych” (chyba nawet dyskutowałem na ten temat z Nietajenką). I jedno, i drugie mocno mi przeszkadzało.
Co jednak ciekawe, to właśnie dzięki Nienackiemu zacząłem szukać odpowiedzi, jak to naprawdę było w relacjach polsko-niemiecko-rosyjskich. Szybko zatem się przekonałem, że świat Nienackiego jest czarno-biały, pozbawiony szarości.
Wracając do „Nowych przygód”, zgadzam się z Tobą, że takiego klimatu nie udało się Nienackiemu powtórzyć w żadnej z „mazurskich” części przygód Tomasza. Moralizatorstwo i besserwisserstwo nieodmiennie mnie odrzuca, ale i tak lubię wracać to tej książki. Także za sprawą barwnie odmalowanych przez Nienackiego postaci.
PS. Za to kwestie maturalne i ówczesnego systemu szkolnictwa zupełnie mi nie przeszkadzają.
@seth_22
No to mamy podobnie. Mnie też "udowodnianie" polskości Mazur trochę irytuje, nie tylko zresztą w "Niewidzialnych". Jako dzieciak wychowany na "Czterech pancernych" łykałem to bez mrugnięcia okiem i potem musiałem sobie to i owo wyprostować.
Fragment MASZYNOPISU.
W maszynopisie „Nowych przygód” też sporo czarnego flamastra, ale i tak da się to i owo odkryć. Niezależnie od poczynionych poprawek tekst, który ukazał się drukiem różni się trochę od tej wersji.
Najważniejsza zmiana, której dokonał Nienacki w maszynopisie to pseudonim Marty. Okazuje się, że Kapitan Nemo nie był wcale pierwszym pomysłem. Kartka, którą otrzymuje Czarny Franek w gospodzie podpisana jest imieniem Ondyna. Zdumionym członkom bandy Tomasz wyjaśnia, że Ondyna to imię bohaterki sztuki teatralnej francuskiego pisarza, która była królową ryb (de facto jest to postać z mitologii nordyckiej). Potem widzą holowany ślizgacz z napisem Ondyna na burcie.
Cóż, trudno sobie wyobrazić lepszą zmianę. Ondyna? Who the fuck is Ondyna? W dodatku taki pseudonim od razu zdradza płeć mściciela z Jezioraka. Dobra zmiana:)
Kiedy Marta decyduje przysiąść się do bandy Czarnego Franka, Tomasz czuje się jak spoliczkowany. Zastanawia się czy zlekceważyła gotowość jego obrony czy może nie chciała narażać go na kłopoty, a może obawiała się, że nie zdoła jej obronić. Tych dywagacji Tomasza w książce nie ma.
Nienacki wywalił również cały ustęp pełen ekologicznych dyrdymałów z początku rozdziału. Też dobra zmiana.
Z innych ciekawostek. W maszynopisie jest informacja, że Czarny Franek odznaczał się dużą urodą, a Brodacz to Jureczek, a nie Janusz. No i Marta chyba rzeczywiście miała być osiemnastoletnia:)
No tak, dla chłopaków z bandy (a i młodych czytelników) Ondyna byłaby totalną abstrakcją. Co innego Nemo.
Wydaje mi się, że w którymś wydaniu Brodacz jest Jurkiem właśnie.
Nie pamiętam w którym, ale chyba gdzieś była o tym mowa.
Fajne ilustracje do "Nowych przygód Pana Samochodzika" z ukraińskiej i rosyjskiej edycji książki można obejrzeć na PORTALU.
Wydaje mi się, że w którymś wydaniu Brodacz jest Jurkiem właśnie.
Nie pamiętam w którym, ale chyba gdzieś była o tym mowa.
O ile dobrze pamiętam Brodacz to Januszek.
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Ilustracje ciekawe, choć dla mnie trochę za bardzo zaczernione. Efekt jest czasem taki, jakby autor źle maznął i próbował to zatuszować.
Zwraca uwagę brak dobrego obrazu wehikułu. Niby pojawia się na dwóch ilustracjach, ale raz od tyłu, a raz mało wyraźnie. W każdym razie wygląda bardzo zwyczajnie, trochę jak stary jeep i to bez przeróbek w stylu serialu.
Ilustracje ciekawe, choć dla mnie trochę za bardzo zaczernione. Efekt jest czasem taki, jakby autor źle maznął i próbował to zatuszować.
W każdym razie lepsze, moim zdaniem, od większości ilustracji do polskich wydań całej serii. Z naszych cenię tylko Annę Stylo Ginter i Szymona Kobylińskiego. Realistyczne rysunki Semenowa są właśnie trochę w stylu Kobylińskiego.
Zwraca uwagę brak dobrego obrazu wehikułu. Niby pojawia się na dwóch ilustracjach, ale raz od tyłu, a raz mało wyraźnie. W każdym razie wygląda bardzo zwyczajnie, trochę jak stary jeep i to bez przeróbek w stylu serialu.
Fakt. Powinien wyglądać jak larwa szkaradnego chrabąszcza, jak odrapane czółno, na którym znajduje się namiot koloru khaki z celuloidowymi okienkami. Tyle, że w "Nowych przygodach" nie ma takiego opisu. Znalazłem tylko to:
To chyba pański samochód stoi przed gospodą? - zapytał mnie uprzejmie i nie czekając na odpowiedź oświadczył: - Sam pan go zbudował, prawda? Od razu, na pierwszy rzut oka widać, że zrobiony został na silniku motocyklowym. Szybkość zapewne ma bardzo ograniczoną, ale zawsze to cztery kółka i na rybki można się wybrać.
Przyzwyczaiłem się także do tego, że widok mego samochodu budzi drwiny, potem zaś, gdy pokazuje on swoją niezwykłą szybkość, zaczynają się niezliczone pytania i prośby, abym pokazał silnik i opowiedział historię wehikułu. Tyle jednak razy musiałem mówić o moim wuju Gromille, zacnym wynalazcy, który odkupił wrak rozbitego pod Zakopanem samochodu ferrari 410, obudował go karoserią własnego wyrobu i pomysłu - tyle razy - powtarzam, opowiadać musiałem tę historię, że wolę jeździć wolno i nie sprawiać niespodzianek, po których zawsze następują pytania i konieczność wyjaśnień. A poza tym dla poszukiwacza przygód jest lepiej, jeżeli nie prezentuje od razu wszystkich swoich możliwości. Z niejednej niebezpiecznej przygody wyszedłem cało tylko dlatego, że moim przeciwnikom wehikuł wydał się starym, śmiesznym, dziwacznym samochodem, zdolnym rozwijać szybkość co najwyżej sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.
- E, ty, Franek, kosmonautą się robisz, że taką rakietą pędzisz? Ten pan wziął cię chyba na popychadło do swojego pojazdu. A może do ślubu z Bronką jedziecie tą karetą?
Dałem znak Frankowi, żeby milczał. To podjudziło również Wacka Krawacika.
- Pan szanowny - odezwał się do mnie z uprzejmą ironią - aż do Iławy odważył się wybrać tym straszydłem? A nie obawia się pan, że ono rozleci się po drodze?
Brodacz rzucił jakby od niechcenia:
- Dam wam zagadkę do rozwiązania. Ile dni trzeba jechać, żeby tymi taczkami dostać się na Bukowiec?
- Trzy dni - zachichotał Roman.
- Tak jest - z powagą przytaknął Brodacz. - Trzy dni i trzy noce, często zmieniając konie.
Trudno więc mieć pretensje do Semenowa, że jego wehikuł nie wygląda tak jak wymyślił to sobie Nienacki:)
Wysłany przez: @kustosz
Fakt. Powinien wyglądać jak larwa szkaradnego chrabąszcza, jak odrapane czółno, na którym znajduje się namiot koloru khaki z celuloidowymi okienkami. Tyle, że w "Nowych przygodach" nie ma takiego opisu. Znalazłem tylko to:
(...)
Trudno więc mieć pretensje do Semenowa, że jego wehikuł nie wygląda tak jak wymyślił to sobie Nienacki:)
Ale można mieć pretensje, że wygląda zbyt zwyczajnie ;-). Mam wrażenie, że pojazd, który widzimy na ilustracjach, nie wzbudziłby takich reakcji jak te opisane w książce. Bo i dlaczego miałby?
A na ilustracji raczej Tomasz, Ornitolog na innym obrazku pokazany został w pełnym kostiumie nurka (zakrywającym włosy).
Kiedyś już na temat ilustracji w ukraińskim wydaniu rozmawialiśmy ino na innej platformie. Uważam że są świetne i całkowicie oddają moje wyobrażenie. A Marta jest śliczna i seksi w tej kresce.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
A Marta jest śliczna i seksi w tej kresce.
Ale fajniejsza chyba Bronka;)