Miłe złego początki, czyli epizod z młodości Pana Samochodzika i Waldka Batury

Poniższy tekst to fanfiction-miniaturka opowiadający o czasach, kiedy Tomasz i Batura razem studiowali i byli kumplami.

– Polej jeszcze – mruknął Waldemar. Tomasz skwapliwie napełnił muszardówki śliwowicą.
– I mówię ci, Tomek – perorował dalej Waldemar. – Jak skończę studia, to się zajmę handlem antykami. Zarobię hajsu i wózek se kupię. Grecki filozof nie jestem, żeby perpedesem dyrdać!
– Jaki wózek? – zaciekawił się Tomasz.
– A choćby Valcona.
– Ej, takich to chyba nie ma?
– Nie ma, to będą. Coś się wymyśli. A ty?
Tomasz zamyślił się.
– Ja bym chciał mieć coś fantastycznie szybkiego. Tylko żeby wyglądał staroświecko. Ale bądźmy realistami, skąd u mnie kasa na auto? Musiałbym spadek dostać, he he. Polej jeszcze. Niezła ta śliwowica, choć wolę piwo. Dobre piwo, dobre piwo… – zanucił Tomasz pod nosem.
– Dobre piwo jest dobre – przyznał Waldemar. – Choć lepsze wino. Taki burgund na ten przykład, fantastycznie się po nim śpi. Twoje zdrowie!
Spełnili toast. Śliwowica drapała w przełyku.
– A ty, Tomek, co będziesz robił, jak napiszemy wreszcie tę pieruńską magisterkę?
– Polej jeszcze, to ci powiem. Na trzeźwo nie rozbieriosz.
Waldemar polał.
– No więc ja, to bym skarbów chciał szukać.
– Skarbów? – Waldemar parsknął śmiechem. – Marzyciel jesteś!
– Może i tak. Ale wiesz, Waldek, taki sen miałem niedawno: siedzę w studni…
– W studni?! – Waldemar wytrzeszczył oczy.
– Nie przerywaj. W studni. Takiej staroświeckiej, oczywiście. I na wysokości wzroku mam taki korytarzyk. Wczołguję się tam i już wiem, że prowadzi prosto do skarbu. Idę nim, idę, idę… – Tomasz urwał.
– Idziesz, idziesz, i pewnie gdzieś dochodzisz, nie?
– Nie wiem. Obudziłem się, bo się wykład skończył.
Waldek roześmiał się.
– To był sen proroczy. Tak się też skończą twoje marzenia o skarbach.
– A raz, to jeszcze taka blond laska mi się śniła – kontynuował Tomasz rozmarzonym głosem.
– O! Dawaj, dawaj! Momenty były?
– Nie, bo widzisz, myśmy o ten skarb konkurowali. Więc sam rozumiesz. Choć jak ją z lochów uwolniłem, to była taka wdzięczna… Ale wtedy też się obudziłem.
– Cały ty! Obudzić się w najlepszym momencie! A te skarby to niby skąd?
Tomasz zastanowił się. Śliwowica przyjemnie szumiała mu w głowie.
– Ktoś schował, nie? Kiedyś.
– A! – zamyślił się Waldemar. On też zaczynał już czuć przyjemną lekkość bytu. – Faktycznie. Coś w tym jest. Ktoś musiał schować. Żeby tylko, krucafuks, wiedzieć kto i gdzie – posmutniał.
– Właśnie. Żeby wiedzieć!
Zamyślili się obaj. W butelce ubywało śliwowicy.
– A ja wiem! – wykrzyknął nagle Waldemar z triumfem w głosie.
Tomasz pokręcił głową.
– Nie możesz wiedzieć. Nikt nie wie, gdzie leżą ukryte skarby. Jakby wiedział, to by wyciągnął i już by nie były ukryte.
– Ale właśnie ja je wyciągnę i już nie będą ukryte. Więc wszystko się zgadza!
– Faktycznie! – przyznał zdumiony Tomasz. – Zgadza się. Więc gdzie są?
– We Fromborku! – z dumą obwieścił Waldemar.
– Że niby Kopernik coś schował? – mruknął sceptycznie Tomasz.
– Jaki Kopernik, patafianie! Posłuchaj. Jak się wojna kończyła, to masa hitlerowskiej swołoczy została tam okrążona przez ruskich. A wiesz, że oni rabowali na potęgę. Ktoś na pewno coś ukrył. Słuchaj, pies drapał magisterkę! Wsiadamy jutro w pociąg i jedziemy do Fromborka. Podzielimy się łupem pa pałam i kupimy sobie gabloty. Sztama?
– Ej, no nie, Waldek, spokojnie – zaprotestował Tomasz dużo trzeźwiejszym głosem. – Tak nie można. Jak coś znajdziemy, to trzeba to oddać do muzeum.
– Święta Cecylio z narcyzami, z kim ja się kumpluję! – wykrzyknął Waldemar łapiąc się za głowę. – Gdybym cię tak nie lubił, to już bym cię przestał lubić! Zrobimy tak: ty swoją część oddasz do muzeum, a ja sobie kupię gablotę. Stoi?
Tomasz zastanowił się. Propozycja wyglądała uczciwie.
– Ale magisterka? – zaprotestował jeszcze pro forma. – Mieliśmy skończyć pisać pracę?
– Magisterka nie zając, nie ucieknie.

Za oknami kawalerki powoli wstawał świt. Dwóch przyjaciół chrapało skulonych na fotelach, śniąc o bajecznych skarbach. Na stole, pełniącym rolę biurka, walały się butelki, dwie muszardówki i stosy kartek. Wśród nich wykaligrafowana ołówkiem strona tytułowa: „Wybrane zagadnienia ochrony dzieł sztuki przed kradzieżą – Waldermar Batura i Tomasz NN”.

A na FORUM można ów epizod skomentować albo rozwinąć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *