Ucieczka w marzenia, czyli Wenecja Jana Jakuba Kolskiego


Wenecja to film z 2010 roku w reżyserii i według scenariusza Jana Jakuba Kolskiego, na motywach opowiadania „Sezon w Wenecji” Włodzimierza Odojewskiego.

Jan Jakub Kolski (źr.Wikipedia)

Niewątpliwie to film doceniony, choć wcale nie było o nim w Polsce głośno…został uhonorowany Nagrodą Publiczności na jednej z największych imprez filmowych Chin – 20. festiwalu filmowym Golden Rooster & Hundred Flowers w Hefei, Nagrodą za Artystyczne Osiągnięcie w Montrealu w 2010, nagrodami w Cleveland, Moskwie i na Ukrainie, Grand Prix festiwalu Camerimage i Złotymi Lwami za Najlepsze Zdjęcia, Najlepszy Debiut, Najlepszą Scenografię i Nagrodą Specjalną dla Kolskiego na festiwalu w Gdyni w 2010 r.

Wenecja

Polska rok 1939. Dwunastoletni Marek, pochodzący z dość zamożnej ziemiańskiej rodziny, uczy się w szkole z internatem. Tęskni za bliskimi i marzy o wyjeździe do Wenecji – miasta, do którego członkowie jego rodziny jeżdżą regularnie, a w którym on sam jeszcze nigdy nie był. Zna na pamięć nazwy najważniejszych ulic i placów i zabytków tego miasta. Wierzy, że wreszcie zobaczy je na własne oczy. Niestety, okazuje się, że rodzice nie planują zabrania młodszego ze sobą (w przeciwieństwie do starszego o 3 lata brata Wiktora). Resztki nadziei chłopca na wyjazd do miasta marzeń ostatecznie burzy fakt zbliżania się wojny… i zamiast do Wenecji, jedzie na wakacje do ciotki Weroniki, z trudem utrzymującej podupadłe dobra rodzinne – pałac w Puchajczyku (w opowiadaniu w Zaleszczykach nad Dniestrem) . Wybucha wojna i na miejsce zjeżdża się reszta rodziny – głównie kobiety, mężczyźni bowiem – w tym ojciec Marka – ruszają na front. Marek mimo powtarzanego wiele razy „nie chcę tu być” jakoś próbuje wypełnić puste, szare dni. Okazja trafia się, kiedy woda zalewa pałacowe piwnice – Marek, angażując w swój pomysł pozostałych domowników, buduje tam swoją małą Wenecję. Tocząca się gdzieś obok wojna nawet i tam jednak dociera i zbiera swoje żniwo…W obliczu jej zła i niesprawiedliwości mały Marek też postanawia działać…
Dalej nie opowiem, żeby nie zdradzać zbyt wiele tym, którzy jeszcze filmu nie oglądali.
Scenariusz „Wenecji” powstał na podstawie prozy Włodzimierza Odojewskiego. To liryczna, nieco bajkowa opowieść o dorastaniu, zderzeniu marzeń z rzeczywistością, świata dziecięcych wyobrażeń z prawdziwym światem dorosłości. Opowieść o ucieczce przed tym światem w ten lepszy zbudowany samodzielnie – choćby z kartonu i tektury, ale za to bliższy pragnieniom i tęsknotom. To także historia niezwykłej podróży, podczas której, dzięki niezwykłej sile wyobraźni, mroczna piwnica zamienia się w jedno z najpiękniejszych miejsc na Ziemi.

źródło – multikino.pl

Teraz czas na uzasadnienie, dlaczego spośród wielu filmów wybrałem właśnie ten? Inne, które chodziły mi po głowie (jak choćby Salto Konwickiego) pewnie większość z Was oglądała, a chciałem, żeby to było coś mniej znanego i opatrzonego. Poza tym idealnie wg mnie wpasowuje się w temat naszego cyklu „Zderzenie dwóch światów” – zderzenie młodzieńczych marzeń z dorosłością, sielanki wiejskiego życia z okrucieństwami wojennymi, chłopięcych ideałów z matczyną obojętnością (zaskakująco dobra moim zdaniem w tej roli Cielecka), odchodzeniem w zapomnienie przed „nowym porządkiem” ziemiańskiej przeszłości – symbolicznie wręcz prezentuje się w tym kontekście popadający w ruinę pałacyk i w jednej z ostatnich scen grający na fortepianie sowiecki żołdak z pepeszą.
Trzymające poziom kreacje aktorskie – jak zwykle dobre Grażyna Błęcka – Kolska i Julia Kijowska (polecam nota bene inny film Kolskiego z jej udziałem – „Serce, serduszko”). Dobre Agnieszka Grochowska i Teresa Budzisz-Krzyżanowska w swoich epizodach. I moim zdaniem znakomita gra młodego Marcina Walewskiego – chłopak miał w momencie zdjęć 12 lat, a zagrał mądrze, z wyrazem, wiarygodnie, bez częstego u aktorów dziecięcych nadekspresyjnego stylu.
No i… czas było trochę odpocząć od dyskusji w ZKF-ie nad taką czy inną muzyczką 😉 – wszak film, to przede wszystkim obraz, a obrazom w „Wenecji” nie można w mojej ocenie niczego zarzucić. Mi podobał się niezwykle pomysł utrzymania całości w konwencji barw jak fotografie ze starego, rodzinnego albumu – wszystko przedstawia się nam delikatnie przyprószone sepią (choć do tej pory Kolski kojarzył mi się raczej jako miłośnik bardzo barwnych, bajkowo wręcz kolorowych ujęć)…niby nic, a bardzo pasuje do opowiadanej historii i podnosi moją ocenę filmu. I jak zawsze u Kolskiego – nienaganne kadry i ujęcia i znakomita scenografia.
… I jeszcze ostatnie zdania z karteczki życzeń małego Marka…i doczekam się wreszcie, że mama powie mi…kocham cię synku…to stanie się w Wenecji, lub…na łąkach nad Sanem… no i ożenię się z Zuzią, bo według babci wyrośnie na piękną i mądrą kobietę…

Marcin Walewski
źródło: film wp.pl

Nie jest to, jak część proponowanych przez Was poprzednich filmów, żaden tam dla mnie film życia, film uwielbiany, film dla mnie z jakichś powodów wyjątkowo ważny. Ot, po prostu, bardzo dobry i mądry obraz jednego z moich ulubionych reżyserów. I zaciekawił mnie na tyle, że pomyślałem, iż fajnie będzie o nim pogadać i poznać zdanie innych na jego temat.
Do dyskusji zapraszam na forum

Kustosz nie przepada za filmami Kolskiego. Kustosz nie jest fanem filmów, których bohaterami są dzieci…oczywiście te fakty w najmniejszym stopniu nie wpłynęły na mój wybór i wszystkie ewentualne dywagacje na ten temat są wyssane z palca! 🙂