Żegnaj Potworze czyli nieznany Nienacki w archiwach Filmoteki Narodowej

Pamiętacie podekscytowanie Tomasza NN na wieść, że częścią zbiorów doktora Gottlieba był nieopublikowany wiersz Goethego („Pan Samochodzik i Niewidzialni”)? Zbigniew Nienacki to oczywiście nie Goethe, ale udzieliło mi się coś z tej atmosfery kiedy trzymałem w ręku maszynopisy jego noweli i scenariuszy filmowych, nigdzie dotąd nie publikowanych, nie omawianych, całkowicie zapomnianych i nie znanych. Miałem okazję zapoznać się z nowelami filmowymi pt. „Śledztwo w toku”, „Żegnaj potworze” i „Dębowe liście”, scenariuszem „Żegnaj potworze” i tematem filmowym „Biały koń”. Nie dotarł do nich Mariusz Szylak, biograf Nienackiego, nie dotarł Piotr Łopuszański autor książki „Pan Samochodzik i jego autor”, nie dotarł nikt inny z kręgu badaczy i miłośników pisarza. Niczego na temat tych tekstów nie można znaleźć nawet w najdalszych zakamarkach Internetu. Kto wie, być może nikt przez wiele lat nie przeczytał tych materiałów? A nawet jeśli, ja pierwszy o nich napiszę, teraz, tutaj, ZNienacka. Mówię wam, to fantastyczne uczucie. Maruto, bardzo Ci dziękuję, bo bez Ciebie nie byłoby to możliwe.

Dzisiaj, obszernie przedstawię wam historię zawartą w noweli filmowej i w scenariuszu zatytułowanym „Żegnaj potworze”, resztę opowiem wkrótce.

Rodzimy potwór z Loch Ness

W archiwum Filmoteki Narodowej dostępna jest nowela filmowa „Żegnaj potworze” datowana na 15 marca 1965 roku (43 strony maszynopisu) i scenariusz filmowy pod tym samym tytułem opatrzony datą 13 maja 1965 roku (77 stron maszynopisu). Jest to więc czas pomiędzy napisaniem „Wyspy złoczyńców” (1964) i „Pana Samochodzika i Templariuszy” (1966), czas kiedy Zbigniew Nienacki nie wiedział jeszcze, że stworzy popularną serię książek adresowanych do młodych czytelników. I choć oba materiały filmowe dzielą tylko dwa miesiące to trochę różnią się między sobą.

„Żegnaj potworze” to wesoła historyjka potwora z Loch Ness, która dzieje się nad jeziorem Mokrym w Polsce. Bardzo fajna, sympatyczna komedia pomyłek, w której pobrzmiewają echa dialogów i sytuacji znanych fanom serii o Panu Samochodziku. Scenariusz jest dziełem lepiej przemyślanym, z wyraźniejszym szlifem komediowym, w którym bohaterowie naszkicowani są nieco grubszą kreską. Między jednym tekstem a drugim Nienacki dokonał kilku zmian fabularnych, które nie mają jednak kluczowego znaczenia dla przebiegu akcji. Omówię je krótko na samym końcu.

„Żegnaj Potworze” – obszerne streszczenie wg fabuły zawartej w scenariuszu filmowym

Rodzinka, dwóch dorosłych z dwóją małych dzieci i psem, jedzie na weekend nad jezioro. Tata (Józio) ma odpocząć i ukoić nerwy ale cały czas dzieje się coś co zupełnie wyprowadza go z równowagi. Samochód prowadzi mama (Jadzia), 10 letnia córka Ewa zajmuje miejsce pasażera z przodu, z tyłu siedzi tata, 6 letni syn Jasio i czarny pudel na kolanach taty. Pudel gryzie krawat taty. Mama źle prowadzi, zjeżdża na lewą stronę drogi, szarpie, pakunki z tylnej półki ciągle spadają na plecy taty. Cała rodzinka, nie wyłączając dzieci odnosi się do taty z protekcjonalnym pobłażaniem.

Dojechali na miejsce. Jest jezioro, las, plaża i kolorowe domki campingowe. Praży słońce, jest gorąco. Mnóstwo samochodów, utworzył się korek do wjazdu na parking. Jakiś wóz nie chce odpalić i blokuje wjazd, robi się zamieszanie. Samochody trąbią, kierowcy się kłócą. Tata też wykłóca się z kierowcą, który próbuje wyjechać z parkingu. Na szyi ma poszarpany i obśliniony przez psa krawat, wygląda żałośnie i groteskowo.

Wreszcie dotarli do swojego domku campingowego. Wokół pełno ludzi. Tutaj dopiero widziało się jak ludzie mogą być brzydcy, gdy zdejmą garnitury i suknie. Hałasują odbiorniki radiowe, biegają dzieci, niektóre wrzeszczą. Istna sielanka.

W domku są tylko trzy łóżka. Mama wskazuje tacie torbę z namiotem i decyduje, że on nie będzie spał w domku. To dla jego dobra, przecież lekarz zalecił mu wypoczynek w samotności. Ojciec jest przerażony, mówi, że nigdy nie chciał należeć do harcerstwa, że w namiocie będzie niewygodnie i zimno.

Tato próbuje rozbić namiot na uboczu, ale niezbyt daleko od ośrodka wczasowego, na obrośniętym trzcinami cyplu. Towarzyszą mu dzieci. Nie idzie mu ta robota. Zaplątuje się w materiał, namiot się ciągle przewraca, groteskowy obraz nędzy i rozpaczy. Pies gryzie mu kostium kąpielowy, tak że robi się z niego szmata. Na pobliskim parkingu jakiś facet czyści gaźnik w samochodzie. Silnik wyje na wysokich obrotach, z rury lecą kłęby spalin.

Jasio dopytuje ojca czy w tym jeziorze jest jakiś potwór. Zdenerwowany tym wszystkim ojciec rzuca, że owszem powinien tu być i nareszcie zrobić porządek. Z irytacji zaczyna straszyć dzieciaki potworem, który mieszka w głębinach jeziora. Z szaleństwem w oczach krzyczy, że jeśli nie dadzą mu spokoju potwór będzie tu wyrabiał straszne rzeczy.

Nagle na SHL-ce zajeżdża kolega taty, pan Kazio z wędkami. Pan Kazio ubrany jest staromodnie. Cieszy się, że zrobił im niespodziankę. Protekcjonalnie poklepuje Józia po plecach, upomina go żeby się nie garbił i nie był takim fajtłapą. Dzieciaki opowiadają Kaziowi, że w jeziorze jest potwór, on się z tego  śmieje.

Krzyk od strony plaży. Jakaś przerażona matka opowiada z podnieceniem, że widziała w wodzie potwora. Przysłuchujący się mężczyźni bagatelizują sprawę twierdząc, że to na pewno tylko duża ryba. Ktoś wspomina o potworze z Loch Ness, ale padają głosy, że to przecież kaczka dziennikarska. Nagle mały Jasio oświadcza z dumą, że to potwór jego taty. Wszyscy patrzą podejrzliwie na tatę. Nikt już nie idzie się kapać.

Pan Kazio rozdaje dzieciom prezenty. Jasio dostaje straszak, Ewa trąbkę. Jasio natychmiast strzela nad uchem odpoczywającego na leżaku taty, Ewa trąbi. Zlatują się inni wczasowicze i wszczynają awanturę, że dzieciaki robią wokół taki hałas. Tata odbiera dzieciom zabawki, te uderzają w płacz.

Zdenerwowany zamierza oddalić się i schować między drzewami. Nagle widzi znajomych z biura i próbuje ukryć się przed nimi w krzakach. Na próżno. Ktoś wyciąga go z krzaków za kark ze słowami: Fujaro Boża, co ty tu robisz? Jedną z osób jest dyrektor instytucji, w której pracuje tato. Jak się okazuje, całe biuro przyjechało tu autokarem na wypoczynek ponieważ dowiedzieli się o tej pięknej miejscowości od żony Józia. Wjeżdża autokar, z okien wychylają się głowy znajomych z pracy. Wkurzony tata mruczy: Gdzie jest potwór? Trzeba tu potwora.

W międzyczasie Ewa i Jasio odcumowują pomost kajakowy, na którym dwóch facetów gra w szachy. Pomost odpływa.

Jadzia, Kazio, dyrektor, znajoma z pracy – pani Tula, znajomy z pracy – pan Gienio i jeszcze ktoś tłoczą się w małym domku campingowym. Rozmawiają o Józiu. Że nie powinien się denerwować i musi wypocząć. Że nie dostał ostatnio awansu bo było to zbyt nerwowe dla niego stanowisko. Wyrażają się o nim lekceważąco, z kpiną i ironią. Pani Tula mówi bez ogródek: To nie żadne nerwy, tylko Józio jest wielka fujara. Wódki nie pije, w karty nie gra, na żadną kobietę nie spojrzy. Jadzi też nie oszczędza: A co ty, Jadziu, donaszasz stare ciuchy? To przecież moja nowa sukienka – zawołała zrozpaczona mama. Rozmawiają o kartach i podrywaniu. Pan Gienio woła: Józiu, fujaro Boża, ilekroć patrzę na ciebie, nie mogę się nadziwić, że się ożeniłeś, że masz dzieci. Jak to się stało? Kto ci w tym dopomógł? Radzą mu żeby się zmienił. Józio bąka, że przyjdzie potwór i wszystko się zmieni.

Szachiści ciągle rozgrywają partię i nie widzą, że pomost odpłynął. Nagle jeden z nich dostrzega wychylającą się z wody głowę potwora. Orientują się, że są na środku jeziora, przerażeni biegają po pomoście, pomost łamie się i wpadają do wody. Krzycząc wzywają pomocy.

Towarzystwo w domku słyszy ten krzyk. Biegną na brzeg jeziora. Szachistów ratuje motorówka z ośrodka wczasowego. Ci opowiadają przejęci, że widzieli straszne bydle, które zaholowało ich na środek jeziora, a potem rzuciło się na nich i przewróciło pomost. Miało lśniące cielsko, wąsy i długie kły. Rodzi się legenda potwora. Pan Kazio ma pietra. Tym razem to Józio z wyższością klepie go po plecach, mówiąc nie garb się i obiecuje, że jak się boi to pójdzie z nim na ryby. Wszyscy ze zdziwieniem patrzą na Józia.

Opalają się na wysokim brzegu jeziora. Józio podgląda przez lornetkę przebierającą się dziewczynę. Pani Tula odbiera mu lornetkę i odkrywa obiekt jego obserwacji. Z dezaprobatą podaje lornetkę Jadzi. Kazio próbuje łowić ryby. Przychodzi miejscowy chłopak, zafascynowany ogląda wędki pana Kazia. Ten niegrzecznie przestrzega go żeby niczego nie dotykał. Chłopak robi sobie prowizoryczną wędkę z gałęzi leszczyny i też siada do łowienia. Ledwo zarzucił wędkę i po chwili wyciąga rybę za rybą.

Ewa pyta chłopaka czy tu jest potwór. Ten  odpowiada, że kiedyś nie było a teraz to nie wiadomo. Że chyba potwór podarł sieci jego ojca.

Podirytowany brakiem sukcesów wędkarskich pan Kazio zamienia się z chłopakiem miejscami. Ale po chwili i tak chłopak wyciąga kolejną rybę. Kazio proponuje chłopakowi żeby połowił jego wędką, ten jest zachwycony. Po chwili Kazio wreszcie podrywa rybę leszczynowym kijem chłopaka. Nagle z szuwarów wyłania się koszmarnie brzydki łeb i lśniące cielsko. Tylko pan Kazio go zauważył i krzyczy przerażony. Nadchodzi Józio i kpi sobie z niego mówiąc, że nie musi ich nabierać bo to on sam wymyślił tego potwora.

Józio z rodziną je kolację w stołówce nad jeziorem. Przy sąsiednich stolikach reszta znajomych. Rozmawiają o potworze. Ktoś mówi, że nie jest całkiem pewne czy wszystkie przedpotopowe jaszczury i gady wyginęły.

Tata uwierzył w swoje siły i sam rozstawił namiot na półwyspie. Przechodzącym obok wczasowiczom wydaje się, że widzą potwora na jeziorze. Młoda, ładna dziewczyna potyka się o naciągniętą linkę i przewraca namiot. Pomaga Józiowi postawić go z powrotem. Rozmowa powoli zamienia się we flirt. Dziewczyna pyta go czy nie boi się potwora. Józio odpowiada żartując, że potwór jest jego własnością, zgrywa się, że klaszcząc próbuje go przywołać. Dziewczyna ma na imię Hanka i wyraźnie podrywa Józia. Zaprasza go wieczorem na tańce. On w dalszym ciągu trzymając się żartobliwej konwencji odpowiada, że najpierw musi położyć potwora spać. Nadchodzi dryblas, chłopak dziewczyny zaniepokojony sytuacją. Padają lekkie groźby pod adresem Józia. Ten zastanawia się, że może nie jest ostatnią safandułą skoro taka dziewczyna zwróciła na niego uwagę.

Późny wieczór. Jakaś mała dziewczynka niezauważona pobiegła na plażę szukać potwora i nagle go zauważyła.

Szachiści opowiadają milicjantowi o potworze. Ten jest sceptyczny. Informują go, że podejrzany jest ten gość, który rozbił się z namiotem na półwyspie (Józio). Relacjonują, że dzieciaki mówiły, że potwór jest jego własnością. Słyszą wołanie matki dziewczynki, która opowiada że widziała potwora. Milicjant wypytuje dziecko. Dziewczynka mówi, że potwór bawił się z nią piłeczką, że miał wąsy, brodę, okulary i parasol.

Tata goli się przed namiotem, wybiera się na tańce. Przy tej czynności zastaje go milicjant. Pyta: czy potwór jest własnością obywatela? Tata żartobliwie tłumaczy, że żadnego potwora nie ma, ale w którymś domku mógł jednak zamieszkać. Rozmowa toczy się w absurdalnie groteskowej konwencji. Opowiada, że wymyślił potwora po to by straszyć nim dzieci. Milicjant nie jest zadowolony z tych tłumaczeń. Kiedy rozmawiają, za ich plecami z wody wychodzi wielka foka i wślizguje się do namiotu. Józio zasznurowuje namiot i odchodzi.

Jest noc. Foka umościła się w namiocie. Do cypla podpływa kajak Hanki. Widzi, że coś porusza się w namiocie. Sądzi, że Józio już śpi. Mimo to pyta dlaczego Józio nie przyszedł do kawiarni?

W tym samym czasie tata żegna się z rodziną w domku, mówi że idzie spać do namiotu. Idzie jednak do kawiarni.

Dziewczyna, myśląc, że Józio jest w środku namiotu mówi, że bardzo jej zależało żeby przyszedł na tańce. W końcu zagląda do namiotu, widzi fokę i przerażona rzuca się do kajaka.

Tata dociera do kawiarni. Nie znajduje dziewczyny więc siada przy wolnym stoliku.

Pan Kazio i pani Tula chcą wyciągnąć Józia z żoną na tańce. Jadzia mówi, że Józio nie lubi tańczyć i śpi już śpi w namiocie.  Kazio postanawia go obudzić.

Do kawiarni przychodzi Hanka. Józio, właściciel potwora, którego widziała w jego namiocie imponuje jej, ale trochę się go boi. Rozmowa toczy się w konwencji farsy. Ona mówi serio, on się zgrywa. Dziewczyna pyta czy położył już spać potwora, on odpowiada, że tak. Ona pyta, czy nie lęka się trzymać potwora w namiocie? On żartuje, że potwór jest miły i traktuje go jak poduszkę itd. W końcu zaczynają tańczyć.

W tym samym czasie pan Kazio dotarł do namiotu Józia. Widzi, że coś porusza się w środku, myśli że to jego kolega. Zagląda do środka i widzi ślepia foki. Ucieka z wrzaskiem, a foka wypełza z namiotu i znika w jeziorze.

Józio i Hanka tańczą. Nagle pod kawiarnię podjeżdża kilkanaście motocykli Junak, a na nich młodzież ubrana w skóry. Chcą rozruszać towarzystwo, zabierają instrumenty orkiestrze i zaczynają grać swoją hałaśliwą muzykę.

Do domku Jadzi, jak bomba wpada pan Kazio. Krzyczy, że u Józia w namiocie był potwór, ale jak go zobaczył to skrył się w jeziorze. Józia nie widział. Martwią się co się z nim stało.

A Józio szaleje w tańcu. Widzą go dyrektor i pan Genio i nie mogą w to uwierzyć. Dziewczyna jest zachwycona, umawiają się nazajutrz na randkę.

Jadzia, pani Tula i Kazio szukają Józia. Od dyrektora dowiadują się, że ten szaleje w kawiarni. Nie mogą w to uwierzyć. Zaczynają się zastanawiać czy Józio nie jest kimś innym niż myśleli.

Józio widzi nadchodzących żonę i znajomych z pracy, szybko żegna się z dziewczyną żartując, że musi pilnować potwora i wymyka się z kawiarni. Szybko rozbiera się do spania i gdy znajomi docierają do namiotu ze środka dochodzi chrapanie. Boją się podejść do namiotu bo tam przecież może być potwór. W końcu Jadzia rozpoznaje chrapanie męża i rzuca się do namiotu. Cieszy się, że jest cały, tuli go, on udaje zaspanego. Mówią mu o potworze w namiocie. Józio szydzi z Kazia.

Wracają do swoich domków. Kazio zastanawia się, że coś musi w tej sprawie być.

Rano rodzinka przynosi Józiowi śniadanie do namiotu. Są bardzo mili. Żona koniecznie chce odkryć tajemnicę męża. Zostawiają go samego w spokoju. Przychodzi dyrektor i pan Gienio. Wypytują o dziewczynę z kawiarni i koniecznie chcą się dowiedzieć jaki Józio ma system na podryw. Dyrektor kusi go awansem. Józio zdradza im, że najlepiej podrywać na potwora. Wyjaśnia, że dziewczyny myślą, że on ma swojego potwora i to im imponuje.

Przypływa kajakiem Hanka i zabiera Józia ze sobą. Koledzy odchodzą zastanawiając się nad tą sytuacją. Kiedy spotykają opalająca się ładną dziewczynę próbują podrywu „na potwora”. Oczywiście z marnym skutkiem.

Kajak dobija do wyspy. Hanka chowa się. Potem leżą na piasku i się całują. Teraz Józio się schował i widzi w kępie wikliny jakiś dziwaczny łeb. To nie potwór tylko płetwonurek. Okazuje się nim dryblas, chłopak Hanki, który jest zazdrosny o dziewczynę. Szuka na wyspie faceta, z którym, jak podejrzewa, przypłynęła tu Hanka. Ona ostrzega go żeby uważał, bo ten facet ma potwora. Nagle dziewczyna wydaje z siebie pisk i oboje widzą nadpływającą fokę. Uciekają szybko kajakiem.

Foka wypełza na brzeg. Józio chowa się przed nią w wiklinie, ale foka pełznie w jego kierunku. Józio ucieka, ale foka go osacza. Kiedy się przewraca, foka podpełza, kładzie na nim łeb i tuli się do jego piersi. On zaczyna ją głaskać.

Motorówka z ratownikiem krąży po jeziorze szukając Józia. Rodzina i znajomi biadolą, że on nie umie pływać, że mógł porwać go potwór. Ale dzieci uważają, że potwór nie zrobi tacie krzywdy bo to przecież jego potwór. I on na nim jeździ jak na koniu. Ratownik oczywiście nie wierzy w te brednie. W końcu znajdują rozbitka na wyspie. Józio tłumaczy, że podrzucili go tam znajomi ale potem uciekli bo przestraszyli się foki. Pani Tula  podejrzewa, że Józio prowadzi podwójne życie.

Na brzegu szachiści i jakiś brodacz uzbrojeni w prowizoryczne harpuny ćwiczą polowanie na potwora. Ich manewry wyglądają komicznie. Józio mówi im, że to nie potwór tylko zwykła foka. Nikt mu nie wierzy.

Kiedy Józio leży na leżaku przed domkiem przychodzą dwie dziewczynki z prośbą o autograf. Twierdzą, że jest sławnym człowiekiem bo ma potwora. Żona i dzieci zaczynają traktować Józia z szacunkiem, dbają żeby nie hałasować i mu nie przeszkadzać. Ale kiedy Jadzia znowu wypytuje go o potwora, on się irytuje. Dzieci z kolei chcą, żeby pokazał im w końcu potwora. Zdenerwowany ucieka na półwysep.

Po drodze spotyka dyrektora i Genia, którzy znowu pytają o podryw metodą „na potwora”, bo im się nie udało.

Józio wyleguje się przed namiotem. Podpływają rybacy. Złapali potwora i żądają żeby Józio go od nich wykupił płacąc za szkody. Józio protestuje, tłumaczy, że to nie jego foka. Oni uważają że wykręca się od płacenia. Są coraz bardziej wkurzeni, każą zabierać mu fokę z jeziora. Jadą razem na pocztę zadzwonić do zoo. Długo czekają na połączenie.

W  międzyczasie na półwysep przypływa Hanka. Kiedy zauważa, że szuka jej dryblas chowa się w namiocie Józia. Za chwilę przychodzi Kazio, który szuka Józia. Jest ogromnie zaskoczony, kiedy z namiotu wychodzi piękna dziewczyna. Hanka z zachwytem mówi o Józiu. Chwali jaki jest przystojny, męski, odważny i wspaniale tańczy. Po czym odpływa.

Na poczcie udało się w końcu połączyć telefonicznie z zoo. Toczy się groteskowa rozmowa. Na linii jest dozorca ptaków i przez cały czas wcina się do rozmowy papuga. Dozorca nie wierzy, że chodzi o prawdziwą fokę w jeziorze, uważa, że ktoś robi sobie kawał i przerywa rozmowę. Rybacy stanowczo każą zapłacić Józiowi za szkody i zabierać fokę. Ten niechętnie płaci.

Zapadł zmrok. Rybacy pożyczają mu wózek z kadzią na kółkach i polecają zabrać fokę do pobliskiego stawu. Ciągnąc wózek nad staw Józio spotyka jakąś kobietę, która myśli, że w kadzi są ryby na sprzedaż. Kiedy foka wychyla się z kadzi kobieta ucieka przestraszona.  Zmęczony Józio zostawia na chwilę wózek w krzakach i robi sobie przerwę na kąpiel w jeziorze. Widzą go dyrektor i pan Genio, którzy myślą, że Józio znowu wyszedł na podryw. Zaczajeni za krzakami chcą sprawdzić z kim tym razem się umówił. Wypatrzyli wózek z kadzią i  jakiś wielki łeb, który z niej wygląda. Przestraszeni myślą, że on rzeczywiście ma potwora. Dyrektor kalkuluje, że z takim człowiekiem trzeba postępować ostrożnie więc lepiej dać mu dobry awans.

Idąc dalej z wózkiem nad staw, Józio widzi panią Tulę. Próbuje się przed nią schować ale jest już za późno. Pani Tula wyraźnie go kokietuje i koniecznie chce sprawdzić co szarpie się w kadzi. Józio najpierw zaprzecza, że to potwór, po czym chcąc pozbyć się pani Tuli przyznaje, że jednak potwór, który połknął właśnie młodą dziewczynę. Zabiera go bo mogą znowu być z nim jakieś kłopoty. Foka wyciąga łeb z kadzi, pani Tula ucieka przerażona.

Przechodząc obok ośrodka wczasowego postanawia pokazać potwora dzieciakom i żonie. Rodzinka ma niewyraźne miny, bo była już u nich pani Tula z informacją o potworze w kadzi. W międzyczasie foka ucieka i pełznie w kierunku jeziora. Kiedy w końcu chcą obejrzeć fokę jej już nie ma. Foka mija domki campingowe. Jakaś kobieta widząc ją, przerażona zamyka się w domku. Foka mija też brodacza i szachistów, którzy ćwiczą walkę z potworem. Na brzegu wskakuje do jeziora.

Rankiem, w pobliżu swojego namiotu Józio obserwuje dwóch facetów w dresach, którzy gwiżdżą w kierunku jeziora. Obok stoi samochód chłodnia z napisem „Cyrk z Budapesztu”. Rozmawiają, że coś im tu uciekło kiedy nabierali tutaj wody do basenu. Na gwizd reaguje foka, wypełza na brzeg, faceci biorą ją na nosze i ładują do samochodu. Odjeżdżają. Józio macha im na pożegnanie.

Józio czuje ulgę, że zakończyła się historia z potworem ale czuje też żal, bo posiadanie potwora podnosiło jego wartość w oczach ludzi. Wydawał się im interesujący, tajemniczy i uwolnił się od tyranii swojej rodzinki. Postanowił nie wyjaśniać nikomu tej sprawy i nie informować, że to była foka a nie potwór.

Kończy się wypoczynek, wszyscy wyjeżdżają już znad jeziora. Dyrektor mówi, że bardzo się cieszy, że poznał Józia od innej strony. Pani Tula się przymila. Teraz Józio traktuje protekcjonalnie markotnego Kazia, który nie zdołał złapać żadnej ryby. Nie zważając na dryblasa czule żegna się z Hanką. Tamten boi się go zaczepić, bo to przecież facet, który ma potwora.

Józio z rodzinką odjeżdżają. Tym razem to Józio prowadzi samochód. Mama siedzi z tyłu z pudlem na kolanach. Pan Gienio w oknie autokaru szepcze do siebie, że ten Józio to niezły podrywacz. Hanka wzdycha, że Józio to prawdziwy mężczyzna, nie to co jej dryblas.

KONIEC

Różnice między nowelą a scenariuszem

Zmiany w scenariuszu filmowym w porównaniu do treści noweli nie mają istotnego wpływu na przebieg akcji. Ich głównym celem jest wprowadzenie większego pierwiastka komizmu poprzez wyostrzenie humorystycznego rysu postaci oraz dodanie kilku epizodów o wyraźnie komediowym charakterze. Oceniam to jako zabieg udany. Oto najważniejsze z nich:

  • Na początku scenariusza filmowego, główny bohater Józio (w noweli – Kazio) jest skończonym fajtłapą, którego wszyscy lekceważą, co nadaje bardzo wyraźny szlif komediowy opowiadanej historii. W noweli jest on po prostu postacią niepozorną przypominającą nieco prototyp pana Tomasza z serii o Panu Samochodziku,
  • Zmienione zostały imiona większości bohaterów: Józio (Kazio), Kazio (Roman), Hanka (Zosia), Jasio (Paweł),
  • Zamiast dyrektora, przełożonego Józia (Kazia), w noweli mamy szefa pani Tuli, która w tej wersji nie pracuje razem z Józiem (Kaziem). W konsekwencji nie ma więc wszystkich dywagacji na temat awansu Józia (Kazia), których jest sporo w scenariuszu. Nie ma również pozostałych kolegów z pracy, którzy w scenariuszu przyjechali nad jezioro autokarem,
  • Inaczej został rozegrany epizod z dziewczyną na tańcach. Józio (Kazio) spotyka ją od razu w kawiarni, Hanka (Zosia) nie odwiedza wcześniej namiotu Józia (Kazia), więc nie znajduje tam potwora,
  • To nie Kazio (Roman) a żona idzie obudzić Józia (Kazia), chcąc zabrać go na tańce i znajduje potwora w namiocie.
  • W noweli Hanka (Zosia) chowa się w namiocie Józia (Kazia) przed żoną Józia (Kazia), a nie przed swoim chłopakiem dryblasem,
  • Nie ma dyrektora, nie ma więc również wątku podrywu „na potwora”, Józio (Kazio) nie spotyka też dyrektora i Gienia ciągnąc fokę w kadzi nad staw.

Na temat nieznanej noweli filmowej Zbigniewa Nienackiego pt. „Żegnaj potworze” możemy porozmawiać na NASZYM FORUM.