Skiroławki ilustrowane, Skiroławki wyśmiane

Fragmenty książki „Raz w roku w Skiroławkach” drukowano w Odgłosach w okresie od października do grudnia 1983 roku. Wszystkie odcinki ilustrowane były rysunkami Janusza Szymańskiego-Glanca, który w owym czasie pełnił chyba rolę nadwornego ilustratora Odgłosów. Już sam wybór rozdziałów, które obfitują w sceny nasycone erotyzmem dowodzi, że ten właśnie aspekt miał zachęcić czytelników do lektury książki. Rysunki mają również jednoznacznie erotyczny charakter. Trudno zakładać, że działo się to wbrew intencjom Nienackiego. Nie ma się więc co dziwić, że ostrze krytyki skierowało się właśnie w tę stronę. W tym kontekście, można się jedynie uśmiechnąć z politowaniem na późniejsze utyskiwania autora, że nie dostrzeżono głębszych walorów w jego powieści. Cóż, masz czego chciałeś Grzegorzu Dyndało.

Na pierwszy atak nie trzeba było długo czekać. Szarżę przypuścił nie byle kto, bo czołowy publicysta tygodnika Polityka, Daniel Passent, w słynnym felietonie Głęboka jama, który ukazał się w Polityce 19 listopada 1983 roku. Prześmiewczo przejechał się po autorze i jego najnowszym dziele. Podobno, to anonimowy czytelnik przysłał Passentowi pierwsze trzy odcinki powieści Nienackiego z Odgłosów z dopiskiem: „Passent bierz go”.

I Passent wziął. Obszernie cytując co smakowitsze kąski drukowanych w Odgłosach fragmentów powieści bezlitośnie nabija się z Nienackiego wbijając, jak sam pisze, swoje ostre kły felietonisty w szczupłe pośladki pani Aldony.

...z nienacka wychodzi z Nienackiego potworny erudyta. Następuje bowiem najbardziej dosadny opis łóżkowej fikaniny w kilku językach. Fragment ten nie nadaje się do przełożenia na polski, po angielsku brzmi jak Henry Miller dla ubogich, spóźnionych o 50 lat i nawet w „Odgłosach” na próżno szukalibyśmy go w naszym języku. Jest to zachęta Nienackiego do nauki języków obcych. Chociaż trudno powiedzieć, czy warto wkuwać co to znaczy „Brüste”, żeby czytać półporno, skoro można przepuścić ten fragment (tak jak za młodu opuszczaliśmy opisy przyrody w lekturach szkolnych), by od razu dojść do starego kawału o tym, jak obleśny książę kazał wszystkim babom pracującym przy młócce podwinąć kiecki, a robotnicy mieli rozpoznawać „swojej baby tyłek”. W bezsilnej odpowiedzi „Nie wiem, książę panie, czyja to dupa” zawiera się cała istota nierówności społecznej. Ten odcinek kończy się na handlu obrazami, który to temat jest autorowi bardzo bliski.

Zapytacie państwo, dlaczego brnąłem przez te Venusbergi (wzgórki łonowe), kiedy można było iść na skróty. Otóż dlatego, że przypomniałem sobie, iż Zbigniew Nienacki należy do ulubionych pisarzy naszych dzieci, które wymieniają go jednym tchem z Karolem Mayem i Edmundem Niziurskim. Ponieważ z trójcy Nienacki – May – Niziurski znałem tylko Maya, postanowiłem dowiedzieć się, w kim jeszcze zaczytują się nasze pociechy. Po lekturze pierwszych trzech odcinków najnowszej powieści Zbigniewa Nienackiego udałem się przerażony do mojej córki, którą dziwnym trafem zastałem nagą, nagusieńką, gdyż akurat wchodziła do wanny po trudach zaokrąglania do trzech miejsc po przecinku. (Na szczęście zaokrąglanie kojarzy się jej jeszcze wyłącznie z matematyką). Na dźwięk nazwiska Nienackiego wybuchnęła niewiarygodnym entuzjazmem, plasując je za Mayem, a przed Niziurskim i panią Ożogowską, zwłaszcza z powodu pewnych tajemniczych drzwi w studni, oraz kryjówki za zegarem czy obrazem. Słowo „fajny” nie schodziło jej z ust, a im bardziej się zachwycała, tym bardziej widziałem lukę kulturową pomiędzy naszymi pokoleniami. Słyszałem, że dzieci rozwijają się dziś szybko, ale nie wiedziałem, że do tego stopnia. Podczas gdy to dziesięcioletnie dziecko (a może już dzięki panu Nienackiemu nienasycona, wyuzdana samica) zmywało z siebie trzecie miejsce po przecinku, urządziłem tzw. przeszukanie lokalu bez nakazu (co się zdarza), połączone z zakwestionowaniem trzech książek z pierwszego biegu: „Niesamowity dwór”, „Pan Samochodzik i Fantomas” oraz „Pan Samochodzik i templariusze”. Utwory te zostały zatrzymane do wyjaśnienia.

Nienacki próbował się bronić. Przysłał do redakcji Polityki swoją polemikę do felietonu Passenta, ale już było za późno. Piar (jak to się współcześnie mówi), wokół powieści i jej autora został zrobiony.

W związku z felietonem Daniela Passenta pragnę publicznie oświadczyć, że to nie ja sam – jak to sugerują mi niektórzy moi koledzy po piórze – wysłałem Passentowi wydrukowane w „Odgłosach” trzy fragmenty mojej nowej powieści „Raz w roku w Skiroławkach” z dopiskiem „Passent – bierz go”, aby sobie zrobić reklamę. W przeciwieństwie bowiem do swojego anonimowego czytelnika, cenię sobie u Passenta nie jego kły felietonisty, ale rozum i inteligencję. Przykro mi tedy, że Passent, który ma tak gorzkie doświadczenie z własnym felietonem – pastiszem o Holoubku, także na serio i z całą powagą potraktował pastisz literacki jakim były owe fragmenty powieści. Pastiszem właśnie na różne przedziwne trendy w naszej literaturze. Jednym z bohaterów owej powieści jest przecież pisarz Nepomucen Maria Lubiński, który za wszelką cenę stara się napisać powieść „zbójecką”, aby wejść między sławy. Passent od razu zauważył, że w tekst powieści owego pisarza wcisnąłem (dosłownie) fragmenty z Henry Millera, a „chutliwie skurczone brodawki” pięknej Luizy są, na przykład, dosłownie przepisane z prozy Tadeusza Konwickiego. Ironiczny ton opisywanej historii chyba powinien także wystarczać, aby dojść do wniosku, że jest to po prostu drwina z różnego rodzaju scen erotycznych, tułających się w literaturze współczesnej. Biada mi jako autorowi – jeśli i inni czytelnicy, podobnie jak Passent, nie odkryją pastiszu, a przyjmą tekst na serio. Biada mi tym bardziej, że cała ta książka pełna jest rozmaitych aluzji, odnośników, przytaczanych dosłownie fragmentów książek innych pisarzy, czyli ma stanowić swoistą zabawę literacką.

W Polsce nie jesteśmy przyzwyczajeni do pastiszu. To i nasza pisarzy wina. Ale na litość Boską – należy być trochę ostrożniejszym wobec autora, który opublikował już 2 miliony (sic) książek i chyba coś niecoś wie o pięknej sztuce pisania. Dlatego jedynym kluczem do owego nieporozumienia jest dla mnie ów dopisek anonimowego czytelnika: „Passent – bierz go”.

W siedmiu kolejnych numerach Odgłosów, na ostatniej stronie, możemy znaleźć fragmenty „Skiroławek” Nienackiego. Przyjrzyjmy się więc rysunkom Janusza Szymańskiego-Glanca i sprawdźmy, które postacie i fragmenty powieści zainspirowały rysownika.

O szczupłych pośladkach pani Aldony i o tym jak pisarz Lubiński zbójował aż w czterech językach (Odgłosy 22.10.1983 nr 43).

Ilustracja przedstawia prawdopodobnie szczupłe pośladki pani Aldony, choć modelka prezentuje raczej pełne, kobiece kształty.

Dalszy ciąg rozdziału zatytułowanego O szczupłych pośladkach pani Aldony i o tym jak pisarz Lubiński zbójował aż w czterech językach (Odgłosy 29.10.1983 nr 44).

Na ilustracji znowu pani Aldona, tym razem w odwrocie, już na walizkach. I moim zdaniem, ciut za bardzo wyliniały Porwasz.

Dalszy ciąg poprzedniego rozdziału i nowy rozdział pt. O tym jak Porwasz namalował kłobuka, o tyranii wolności i różnicy między równościami (Odgłosy 5.11.1983 nr 45).

Kogo tym razem mamy na rysunku? Znowu Aldona? A może raczej piękna Luiza albo Justyna?

O tym, że tylko z pozoru łatwo odróżnić kobietę od mężczyzny (Odgłosy 12.11.1983 nr 46).

A ten rysunek? Jan Krystian Niegłowicz? Ale kim jest ta roznegliżowana dama? Na królową wafli z okolic Toronto zdecydowanie za młoda, a Jenny Chrobot miała przecież bardzo chłopięcą budowę. Stawiam na dziewkę sprzedajną z olsztyńskiego Novotelu.

Ciąg dalszy poprzedniego rozdziału (Odgłosy 19.11.1983 nr 47).

Tutaj już nie mam pomysłu jaki fragment powieści stał się inspiracją dla rysownika.

Tym razem dwa rozdział: O tym, że kobieta porządna nie powinna być wstydliwa jak dziewka sprzedajna i O tym, że w domu obiad bywa najsmaczniejszy i najtańszy (Odgłosy 26.11.1983 nr 48).

Ta ilustracja ma chyba nieco metaforyczny charakter. Ale co symbolizują te uschnięte roślinki w doniczkach. Jedyne skojarzenia to Justyna i jej obsesyjne pragnienie macierzyństwa.

Ciąg dalszy rozdziału O tym, że w domu obiad bywa najsmaczniejszy i najtańszy (Odgłosy 3.12.1983 nr 49).

A to, bez żadnych wątpliwości, szeroki zad żony gajowego Widłąga:)

I na tym koniec, więcej fragmentów powieści Nienackiego w Odgłosach nie drukowano. Ciekawe, czy opublikowano wszystko co wcześniej zaplanowano, czy też szyderstwa Passenta skłoniły redakcję czasopisma do zakończenia tematu przed czasem? Zestawienie dat mogłoby wskazywać na tę drugą ewentualność: 19.11.1983 – felieton Passenta w Polityce, 3.12.1983 – ostatni odcinek „Skiroławek” w Odgłosach. Tylko dwa odcinki powieści ukazały się po artykule Passenta.

Na temat ilustracji z Odgłosów, polemiki Nienackiego z Passentem i wszystkich innych kwestii związanych z lekturą powieści „Raz z roku w Skiroławkach” możemy porozmawiać na FORUM. Zapraszam.