Oto jeden z ostatnich tekstów napisanych przez Nienackiego, niespełna 3 miesiące później zmarł.
Wiadomości Kulturalne nr 10 rok 1994, str. 5
Zbigniew Nienacki: List "Rady z Jerzwałdu"
List, który - po niewielkich skrótach - drukujemy poniżej, otrzymaliśmy przez pocztę. Sądzimy, że jego autor, znany literat, wysyłając go do nas uczynił go tym samym własnością publiczną. A nam, przyznajemy to szczerze, niektóre rady i opinie autora wydają się godne zastanowienia... (red.)
Jerzwałd, 30 czerwca 94
Siedzę na bujaku osłonięty markizą od słońca i z wysokiej skarpy, gdzie znajduje się moja posiadłość, patrzę na ogromną połać jeziora. Właśnie skończyłem lekturę przysłanego mi gratisowo 5. numeru Wiadomości Kulturalnych. Wydaje mi się, że uczyniono to, abym podzielił się z Wami swoimi refleksjami, tym bardziej że prawdopodobnie jestem jednym z nielicznych pisarzy doskonale utrzymujących się z wydawania swoich powieści (przeważnie wznowień). Kiedyś mówiono mi, że zabieram połowę puli papieru przeznaczonej dla Olsztyna, a przecież inni też muszą wydawać; teraz nie mam takich ograniczeń i cieszę się z tego. Mogę wydawać, kiedy chcę i ile chcę. (...)
Niejaki Żakowski na początku tego roku w Magazynie Gazety Wyborczej nieświadomie uczynił rzecz straszną. Ukazał on bowiem, że przy kawiarnianym stoliku Konwickiego i przy udziale paru panów i pani Szymańskiej (która notabene zatrzymała w 1952 roku druk mej pierwszej książki w Czytelniku, ponieważ uciekłem ze studiów w Moskwie), otóż ta grupka przy swoim stoliku decydowała i opiniowała o tym, co jest dobre w literaturze, a co złe. I ta ich kawiarniana opinia była natychmiast podchwytywana przez Politykę i inne pisma. A przecież przez tyle lat nam - pisarzom na prowincji, wmawiano, że ważna jest tylko treść i forma utworu, a nie to, przy czyim stoliku się siedzi. Żakowski zrobił nieświadomie straszną robotę. Jak pisze o Szczypiorskim: wystarczyło, że pani Szymańska dobrze powiedziała o mojej "Mszy", a moje notowania wzrosły o 10 punktów. A co, jeśliby się wypowiedziała źle o jakimś pisarzu z prowincji, tak jak uczynił Passent z moimi Skiroławkami, które miały już 6 wydań i znowu ukaże się kolejne wydanie, a setki listów od Czytelników świadczą, jak im się ta książka podobała?
Znowu więc pismo literatów warszawskich dla literatów warszawskich. A przecież, mimo że nic nie ujmuję artykułowi Zmierzch czy kolejny świt o kulturze na prowincji, to jest on w jakiś sposób nieprawdziwy. Upowszechnienie kultury na wsiach i gminach nie odbywa się poprzez ośrodki kultury czy biblioteki, ale czytelnik kieruje się tym, jaką opinię wydała o kupionej w księgarni książce jakaś sąsiadka pani Zosia czy pani Genia. Ludzie wychodzą tu z założenia, że to, co piszą w gazetach, ich nie dotyczy, bo tamci kierują się swoim gustem wysublimowanym i im obcym.
Czy nie pora zrozumieć, że takie audycje jak Pegaz w ogóle nie mają sensu? Albowiem żaden z mych najbliższych i najdalszych sąsiadów nie będzie nigdy na spektaklu w Warszawie czy nie zobaczy papierowego teatru. U nas Pegaza się wyłącza, przechodzi na inny kanał.
Przestrzegam Pana, aby rzadko występował Pan w telewizji. Jak ludzie słyszą, że znowu Szczypiorski będzie mówił na każdy temat, przełączają kanał i zupełnie przestają go czytać. U nas jest straszny zwyczaj, że jak się na kogoś uprą, to bez przerwy tylko o nim. Gdy modny był Miłosz, to bez przerwy było o Miłoszu i ludzie też przestali o nim słuchać i czytać. Dziś znowu Miłosz - wzdychał mój sąsiad. - Czy nie ma Pan jakiejś kasety do obejrzenia?
Powtarza się PRL-owski schemat. Jak był Rok Leninowski, to wciąż było o Leninie, aż go znienawidzono.
Jakże jestem szczęśliwy, że nikt o mnie nie mówi i nie pisze. Bo ludzie mówią: w tym coś jest, że go przemilczają. On musi być niepokorny i dobry. I dzięki temu egzystuję jako pisarz.
Albowiem opinie krytyków i różnego rodzaju profesorów zupełnie rozmijają się z odczuciami i sądami tak zwanych zwykłych ludzi, choć nie bardzo dokładnie wiem, co to znaczy.
Niech Pan nigdy nie występuje w telewizji i nie godzi się na wywiad z jakąś tamtejszą ładną panienką. Każdy w takiej audycji wychodzi na idiotę, bo czas antenowy goni, nie można nawet dokończyć frazy, ucinają i wychodzi głupstwo. Ostatnio pewien wybitny onkolog wypowiadał się na pytanie, co powoduje raka. Zaczął od tego, że sam pali, ale papierosy najbardziej szkodzą, następnie prawdopodobnie chciał powiedzieć o dziesiątkach przyczyn powstawania nowotworów, ale już mu panienka przerwała i wyszedł na idiotę. Mam syna lekarza i synową lekarkę: zaśmiewali się słuchając tej wypowiedzi. A przecież to nie wina tego znakomitego onkologa.
Tak jest z Miłoszem. Tak jest teraz z Czapskim, tak jest z wieloma innymi znakomitymi autorami, których wszędzie pełno i to do nich zniechęca ludzi, którzy ciągle jeszcze myślą kategoriami, że jak tak często o nich piszą lub mówią, to dlatego, że im ktoś kazał.
A przecież kultura wygląda na wsi zupełnie inaczej. Przychodzi do mnie sąsiad (to przykład) i prosi coś do czytania (biblioteka nie ma żadnych nowości). Odnosi mi Sto lat samotności - a to człowiek prosty, wozi drzewo z lasu do tartaku - i zastanawia się głośno, dlaczego Przystanek Alaska ma tak wiele wspólnego ze Stoma latami, a nawet ze Skiroławkami. Tłumaczę mu, co to jest literatura magiczna i co to są elementy magii w powieści lub widowisku telewizyjnym.
On chce ode mnie znowu cos pożyczyć. Proponuję mu Szczypiorskiego Mszę. Odmawia. Proponuje Dolinę Issy - odmawia. W końcu bierze Kamienne tablice Żukrowskiego i argumentuje: Tego to znam, to ten od "Lotnej". Wydaje mi się, że przemilczany Żukrowski nigdy nie miał tylu czytelników, co teraz. I to też jest ciekawy fenomen, który zresztą warto sprawdzić w wypożyczeniach w bibliotekach wiejskich, tych dobrze wyposażonych.
Czuję to na własnej skórze. Wydałem w ogromnym nakładzie trzytomowa kobyłę Dagome iudex, o tym, że Polska rozwijała się świetnie na 200 lat przed przyjęciem Chrztu. Myślałem, że nie będzie nikogo obchodziła dawna Słowiańszczyzna, polemika z Kraszewskim. Tymczasem wystarczyło, że za tę książkę zaczęto mnie wyklinać z ambon, że ją przemilczano, a już myślę o wznowieniu utworu w nowej szacie graficznej. Jeśli go wyklinają w kościele, jeśli go przemilczają, to warto przeczytać - taka jest filozofia czytelników. A Dagome iudex na szczęście nie miało żadnej recenzji, co napawa mnie wdzięcznością. Bo wystarczy, że jakiś głupek zacznie się rozwodzić nad tą książką i pisać głupstwa, a ja stracę czytelników.
To samo tyczy wszelkich rozliczeń czy martyrologii. Tego nikt nie chce czytać.
Czy naprawdę tam w Warszawie nikt nie chce zrozumieć, że dla takich ludzi jak w mojej wiosce, to jest drwali, rybaków zawodowych, leśników - Andrzejewski to Popiół i diament. To znaczy pisarz stalinowski. To samo Kazimierz Brandys, to samo Konwicki. Ludzie kojarzą tylko to, że w przeszłości otrzymywali wysokie nagrody państwowe, o ich działalności opozycyjnej nie mają zielonego pojęcia. I co za paradoks: wszak w mojej wsi każde lato spędzał Jan Józef Lipski i mieszkał niemal po sąsiedzku ze mną. On tutaj, z wyjątkiem mnie, z nikim nie rozmawiał o polityce; pływał łódką, zbierał grzyby. Nikt tu nie ma pojęcia, że to był założyciel KOR-u. Taka jest ta polska prowincja. (...)
Moje rady:
* Nie kierujcie się żadnymi względami ludzkimi. Nie drukujcie artykułów, bo Józio nie ma z czego żyć albo Frankowi trzeba dać stały felieton, bo klepie biedę.
* Unikajcie jak ognia Stefana Bratkowskiego. To człowiek z XIX wieku i ciągle mu w głowie kasy Stefczyka. Poza tym stroi się w pióra Katona, a nikt tego nie lubi.
* Piszcie często artykuły niesłuszne i niewyważone. Nikt nie lubi czytać artykułów słusznych i wyważonych, bo on sam to robi w swojej głowie.
* Pamiętajcie, że nienawiść jest równie silna jak miłość. Jeśli jakaś paniusia czy jakiś pan pisze do Was, że czuje się dotknięty i Was już więcej nie będzie czytał - nie wierzcie mu. Właśnie Was będzie czytał, aby dać ujście swojej frustracji i nienawiści.
* Bądźcie kłótliwi, polemiczni, paszkwilanccy. W mojej wsi inteligencja przestała oglądać Dynastię, bo w tym czasie lecą Wydarzenia Tygodnia z udziałem pani Isakiewicz. Kto może sobie darować wysłuchanie kolejnej bredni? Jak nie ma p. Isakiewicz, to się wyłącza Wydarzenia tygodnia, bo to są bez niej nudne rozmowy. Ludziom trudno sobie darować kolejne głupoty. Każdy jest na to łasy.
* Bądźcie antyklerykalni, ale prokatoliccy. W mojej wsi butelką po piwie dostanie każdy, kto powie dobrze o klerze albo o nowym samochodzie naszego proboszcza. Ale każdy chrzci dzieci, odprawia komunie i bierze ślub kościelny. Ale o klerze nie usłyszy się innego określenia jak złodzieje.
* Bądźcie antywarszawscy. Nawet lepiej mieszkać w Łomiankach niż w Warszawie. Wyszukujcie nowe kontrowersyjne pióra. Brońcie się rękami i nogami przed polonistami z ich erudycyjnymi popisami. Może polonistów w ogóle warto internować? (...)
* Spróbujcie zrobić eksperyment. Przeprowadźcie wywiad np. z Minkowskim. Zapytajcie go, dlaczego świadomie ogłupia i dlaczego ci ogłupiani dają się świadomie ogłupiać. Zresztą i on wkrótce chyba upadnie, bo zaczyna mieć ambicje, które nie pasują do tego pisma. Lepiej pisać o ośle o dwóch głowach niż o AK. (...)
* Patrzcie na cyferki nakładu i sprzedaż, a niech Was Bóg broni przed słuchaniem opinii warszawki. Tylko prowincja może Was uratować. Kłóćcie się, uprawiajcie polskie pieniactwo itd. To Polacy uwielbiają. Jeśli zrobicie pismo wyłącznie mądre i słuszne - nie wierzę, abyście się utrzymali dłużej niż kilka miesięcy. (...)
* Pogardliwie traktujcie emigrację. Ludzie mówią: żyli sobie wygodnie, nie cierpieli z nami, a teraz chcą nas osądzać i pouczać. To nie Wolna Europa obaliła komunizm. Chwała Bogu, że zamknęli tę radiostację, bo jak się jej słuchało - uszy puchły od zagłuszarek. Już lepiej było czytać Biuletyn specjalny.
Łączę wyrazy szacunku
Zbigniew Nienacki