Na rynku wydawniczym pojawiło się właśnie dość osobliwe dzieło. Książka nosi tytuł „Zbigniew Nienacki vs Charles Dickens”, a jej autorem jest Michał Radoryski. Co więcej książka ma być początkiem całej serii, w której autor zamierza zderzać Nienackiego z innymi postaciami z dziedziny literatury i nie tylko. W szranki z twórcą Pana Samochodzika stawać będą: Karol Estreicher, Olga Tokarczuk, Erich von Daniken, Magda Ogórek, Arnold Mostowicz, Stanisław Supłatowicz, a nawet katalog zabytków sztuki w Polsce.
Na stronie wydawnictwa „Klinika Języka” możemy przeczytać:
Na kartach książki zmarli, w dodatku zmarli dobrze przez polskiego czytelnika rozpoznawani, gawędzą ze sobą o sprawach ważnych i mniej ważnych, wchodzą w osobiste relacje i kłócą się o głupstwa i imponderabilia. Wszystko to rozgrywa się w okolicznościach jednocześnie fantastycznych i realnych.
Pomysł oryginalny i ciekawy, tylko skąd nagle takie zainteresowanie przykurzonym przecież pisarzem jak Nienacki, że ma on być osią całej serii? Nie wiem, jednak z fragmentów dostępnych w sieci wygląda na to, że dla Nienackiego przewidziano rolę ofiary i przygłupa, cel niekończącej się szydery pana Radoryskiego. Fajnie? Szczerze mówiąc wątpię, zwłaszcza jeśli taka konwencja ma obowiązywać w całej serii. No i jak długo można strzelać do jednej bramki?
Spójrzmy co jeszcze możemy przeczytać o tej książce na stronie wydawnictwa:
Osią tej opowieści jest pewna demaskacja. Dotyczy ona wątków i postaci z książek dobrze wszystkim znanego Zbigniewa Nienackiego. Oto jej główny bohater – Nienacki właśnie, pozbawiony jednakowoż cech, które przypisywał sam sobie w wywiadach i gawędach – budzi się w swoim domu w Jerzwałdzie nawiedzany przez duchy wielkich muzeów. Te zaś sprowadza do niego nie kto inny jak Karol Dickens, autor najsłynniejszej powieści o duchach, które prostują życie grzesznikowi, czyli „Opowieści wigilijnej”.
Powieść jest szyderczą polemiką. Nie tylko z prozą Nienackiego, ale także z dziełami takimi jak „Mistrz i Małgorzata” czy „Rękopis znaleziony w Saragossie”. To pierwsza od wielu lat tak dynamiczna, ciekawa, zabawna i nowatorska książka na polskim rynku.
A czy owa szydera jest wysokich czy niskich lotów, osądźcie sami. Fragmenty pierwszego rozdziału można znaleźć TU, a nawet wysłuchać TUTAJ. Dla leniwych wrzucam kilka kęsów:
Postaci dziecięce zaś umieszczał w książkach (Nienacki), bo taki był przymus i wymogi rynku. Nie ma książek dla dzieci bez dzieci. Problem w tym, że dzieci w książkach Nienackiego były całkowicie nieautentyczne. Miały nieautentyczne przezwiska, nieautentyczne rekwizyty, zachowywały się sztucznie i w zasadzie nikt z młodocianych odbiorców prozy Nienackiego się z nimi nie utożsamiał. Wszystkie zainteresowane jego książkami dzieci chciały być tylko i wyłącznie Panem Samochodzikiem. Nikt z dziecięcych czytelników nie pamiętał nawet, kim byli Wilhelm Tell, Sokole Oko i Wiewiórka. I nikogo te postaci nie interesowały. Może gdyby Nienacki był homoseksualistą pedofilem, tchnąłby w nie więcej życia, niestety był heteroseksualnym mężczyzną nie mającym serca dla dzieci. I gdyby nie to, że w najlepszym nakręconym według jego prozy serialu zatytułowanym „Pan Samochodzik i templariusze” w rolę jednego z chłopców wcielił się Romek Mosior, a głównego bohatera zagrał Staszek Mikulski, nikt nie pamiętałby, że w tych książkach występowały jakieś dzieci.
Rzecz jasna, Nienacki nie pamiętał wcale Fromborka, był tam co prawda raz, na wykopaliskach, przyglądał się pracy archeologów, ale Bogiem a prawdą to gapił się więcej na odsłonięte uda studentek i popijał trochę z milicją i innymi ormowcami. Co miał pamiętać? Jak rzygał z pomostu wprost do Zalewu Wiślanego? Musiał jednak coś odpowiedzieć, bo widmo, które ukazało się na szybie, i które znów zdążyło przemienić się w towarzysza Przymanowskiego, wpatrywało się weń uporczywie…
– Towarzyszu Nienacki, napiszecie powieść dla dorosłych, nawet bardzo dorosłych ludzi, uczynicie to w zgodzie z własnym temperamentem i z własnymi aspiracjami, które gwałcicie notorycznie, opisując tego durnia Samochodzika i jego przygody. Przyjdzie wam to łatwo, sami zobaczycie. A potem... – tu Przymanowski wzniósł oczy ku sufitowi studia, w którym siedział, udając Jaruzelskiego, bo przecież nie ku niebu – potem czeka was już tylko kariera, zaszczyty, sława, piękne kobiety i szampan…
(…) – Ale... ale… – nić łącząca Nienackiego ze znikającym obrazem w telewizorze była już na tyle mocna, że ten zaczął lękać się, co będzie, kiedy pułkownik zniknie całkiem – ale jaki mam dać tytuł dla tej powieści?!
– Raz w roku w Skiroławkach!!! – ryknął telewizor, w którym obraz na moment stał się tak wyraźny i ostry jak w wielkiej i wklęsłej plazmie – może być?!
Ja książkę pana Radoryskiego przeczytam, choćby „służbowo”, mając jednak nadzieję, że fragment dostępny w sieci nie odsłania całości koncepcji autora na tę serię.
Przeczytałem ten kawałek i jedyna rzecz, która mnie interesuje, to cel tej publikacji. Bo, że nie będzie ona "odkłamywaniem literatury młodości" jak pisze jedna z osób komentujących, jestem pewien. Dlaczego? Ano dlatego, że już z tego fragmentu widać, że autor dopasowuje tezy do jakiejś swojej idei. W tej sytuacji dlaczego Nienacki a nie wymyślony bohater posiadający takie cechy jakie autor by chciał? Nie wiem, wątpię aby było to nośne na tyle żeby warto było kupić serię książek. Chyba, że autor zaskoczy czytelników czymś czego ja teraz nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Mnie nie zaskoczy bo "trailer" nie przekonuje mnie.
Twtter is a day by day war
A ja owszem, może tylko tę, może i następne, bo po pierwsze ciekawy i oryginalny ten pomysł moim zdaniem, po drugie trochę mdlą mnie już płynące z rozmaitych stron próby wybielania i gloryfikowania pana N. Dla kontrastu chętnie poczytam jak ktoś obrzuca go błotem.😄
Obejrzałem sobie stronkę wydawnictwa Klinika Języka i od razu widać więcej. Wydawnictwo jest przedsięwzięciem niejakiego Grzegorza Maciejewskiego, lepiej znanego jako Coryllus. To taki bloger, dość rozpoznawalny na portalu politycznym Salon24, gdzie i ja swego czasu pisywałem. Kontrowersyjna postać, politycznie lewitujący w okolicach Grzegorza Brauna. Czyli w zasadzie wiadomo czego, w odniesieniu do Nienackiego, można się spodziewać.
Odsłuchałem pierwszy rozdział. Finezja i subtelność przekazu niczym w obecnych telewizyjnych "Wiadomościach".
Nie wróżę sukcesu temu przedsięwzięciu.
Na blogu Coryllusa znalazłem jeszcze rozdział III. Cóż, wiekopomne dzieło to nie będzie. Grafomania to mało powiedziane. Bardzo przypomina mi stylem mojego krótkiego fanfika. Ale trzeba oddać, że bardzo na czasie. Ciekawe kim jest ów pryszczaty tłuścioch, aktywista zaangażowany w lobbing na rzecz pomnika Pana Samochodzika w Iławie:) No i ta pani Nienacka (sic!).
Bo male niewinne dzieciąteczka są spragnione familijnej atmosfery? 😀 Mogę w ogóle nic nie pisać.
Jakoś nie wierzę w serię. Mogę się oczywiście mylić, ale coś mi się wydaje, że okładka wypisuje się w konwencję książki. I tyle. Siedem tytułów i te ocierające się o parodię „recenzje”...
Wracając do tego, co mamy. Przeczytałem pierwszy rozdział i chyba sięgnę po całość. Zaintrygowała mnie zwłaszcza polemika z „Mistrzem i Małgorzatą”. Jestem jej ciekaw, choć zważywszy na zwroty w rodzaju „tylko i wyłącznie” cudów się nie spodziewam 🙂
Mogę w ogóle nic nie pisać.
Ja bym wolał żebyś pisał.
Jakoś nie wierzę w serię Mogę się oczywiście mylić, ale coś mi się wydaje, że okładka wypisuje się w konwencję książki. I tyle. Siedem tytułów i te ocierające się o parodię „recenzje”...
Tak może być. Skoro recenzje są żarcikiem, reszta newsów z okładki też może być. Spłodzić 400 stron takich pierdół jakoś się może i da, ale 7 razy 400 to już byłby wyczyn tytaniczny:)
Ba, to już byłby wyczyn godzien lepszej sprawy 🙂
Żeby znęcać się nad gościem przez 400 stron i tak trzeba mieć spore patologiczne skłonności. Żeby robić to w siedmiu książkach trza być zwyrodniałym sadystą;)
Przeczytałem trzeci rozdział 😀
To proza na poziomie twórczości blogowej. Jak się gdzieś trafi to kuriozum literackie za niewielkie pieniądze, to może kupię. Proponowana cena 45 zł (+11 zł na koszty wysyłki) jak dla mnie jest zdecydowanie za wysoka.
Przeczytałem trzeci rozdział
To proza na poziomie twórczości blogowej
Ja nie dałem rady przeczytać całego. Dobrze wiedzialem dlaczego nie kupię.
Twtter is a day by day war
Na pierwszy rzut oka pomysł wydaje się być bardzo ciekawy, świeży i oryginalny.
Na drugi rzut dotarła do mnie refleksja na temat formy, celu, a przede wszystkim treści owych książek. Trochę obawiam się ostatecznego kształtu.
Trzeci rzut wykonałam na stronę zalinkowaną przez Kustosza. I tutaj niestety zgrzyt. Nie ufam wydawnictwu, które nie dba o poprawność językową publikowanych na swojej stronie treści. Obawiam się (i czuję, że obawy me są słuszne), że podobne niedbalstwo cechować będzie wydawane pod jego szyldem dzieła.
Na literówki, a raczej brak pewnych liter mogę jeszcze przymknąć to rzucone trzecie oko 😉
Ale muzeum d’Orsay??? Co to jest? Nie ma czegoś takiego.
Jest albo Muzeum Orsay (po polsku), albo Musée d'Orsay (po francusku).
Mimo wszystko postaram się przeczytać chociaż fragment.
Czy w Jerzwałdzie jest kościół? Chyba nie?
W Jerzwałdzie nie ma kościoła, o czym doskonale powinien wiedzieć czytelnik „Skiroławek”, zwłaszcza jeśli, jak pan Radoryski, zamierza z tą powieścią polemizować.
W Jerzwałdzie nie ma kościoła, o czym doskonale powinien wiedzieć czytelnik „Skiroławek”, zwłaszcza jeśli, jak pan Radoryski, zamierza z tą powieścią polemizować.
Czyli Nienacki dzwony w kościele jerzwałdzkim słyszy jedynie w wyobraźni pana Radoryskiego? 😀
W sumie nie ma się co czepiać. Skoro konwencja zakłada, że wszystko rozgrywa się w okolicznościach jednocześnie fantastycznych i realnych, Nienackiego odwiedzają duchy zmarłych, a Przymanowski gada z nim z telewizora, to bicie dzwonów w kościele, którego nie ma, ale jest być może w głowie pisarza, mieści się w tej konwencji tym bardziej:) Mnie bardziej przeszkadza pani Nienacka (a nie Nowicka), występująca w dodatku w roli byłej żony. Generalnie, wszystko to pachnie słabym researchem.
Przygotowania też bym się nie czepiał. To nie reportaż ani biografia. Kto powiedział, że cokolwiek musi się zgadzać? Opis sugeruje, że opowieść jest surrealna. Czy tak faktycznie jest, to już inna kwestia 😉