Tomasz Raczek o "Znachorze"
Bardzo ciekawy i wyczerpujący. Czyli nie tylko "obejrzałem i przedstawiam swoje zdanie" ale coś więcej.
Choć historia Znachora w okresie międzywojennym jest jeszcze szersza niż przedstawia to Raczek - tam były nie tylko powieść i później film ale jeszcze przedruki w gazetach w odcinkach, co więcej, prawami zarządzał Mostowicz i on pozwalał sobie na ustalanie różnych cen w zależności od wielkości gazety, bo chciał żeby powieść dotarła do jak największej grupy odbiorców. To trochę tak jak Molenda opowiada o Nienackim, który w swoich czasach stosował metody promocji aktualne teraz, Mostowicz też w zakresie promocji swojej twórczości przerósł ówczesny świat.
Twtter is a day by day war
Teza Raczka, że Znachora się u nas ekranizuje w czasach zagrożenia i niepewności jednak lekko naciągana. W 1939 (w Wikipedii podają za Filmem Polskim, że premiera była już w czasie okupacji, w 1942 roku) nie sam Znachor wchodził na ekrany, tylko trzecia część, "Testament profesora Wilczura".
Teza Raczka, że Znachora się u nas ekranizuje w czasach zagrożenia i niepewności jednak lekko naciągana. W 1939 (w Wikipedii podają za Filmem Polskim, że premiera była już w czasie okupacji, w 1942 roku) nie sam Znachor wchodził na ekrany, tylko trzecia część, "Testament profesora Wilczura".
Prawda. Ten 1981 też miał premierę w kwietniu 1982.
Twtter is a day by day war
Ale czas ekranizacji nie jest czasem premiery. W 1937 roku poczucie zagrożenia jak najbardziej istniało. Ale do mnie bardziej przemawia teza, że z poczucia zagrożenia i niepewności wynikała popularność "Znachora" u widzów, a nie sama decyzja o ekranizacji. Po prostu w trudniejszych czasach człowiek potrzebuje odskoczni.
Ale do mnie bardziej przemawia teza, że z poczucia zagrożenia i niepewności wynikała popularność "Znachora" u widzów, a nie sama decyzja o ekranizacji.
Zupełnie się nie zgodzę. Po pierwsze Mostowicz już wtedy był uznanym twórcą, otrzymywał setki jeśli nie tysiące listów od czytelniczek i stworzył łzawą historię z dobrym zakończeniem jednak odbiegającą od sztampy ówczesnych powieści miłosnych, które był raczej mdłe. To chwyciło, bo musiało chwycić, a tak jak napisałem wcześniej, on bardzo umiejętnie potrafił podkręcać zainteresowanie. Wątpię w teorię Raczka, że to było takie postsienkiewiczowskie "ku pokrzepieniu serc".
Twtter is a day by day war
Drugi tydzień na Netflixie i utrzymane drugie miejsce wśród nieanglojęzycznych filmów na świecie i czwarte miejsce wśród wszystkich filmów z 22,400,000 odtworzeń od premiery. Wiem, że trudno to porównywać z frekwencją w kinach, ale i tak przypomnę, że polski rekord wszechczasów to "Krzyżacy", którzy zgromadzili w kinach 32,315,695 widzów.
Jeszcze w latach 50. taka estetyka trzymała się u nas całkiem dobrze.
Moj dziadek robił zdjęcia w podobnych ramkach żołnierzom.
Oczywiście, nawet i teraz zdarzają się takie retro ramki, a pewnie i przed dwudziestoleciem międzywojennym coś podobnego bywało. Niemniej główne skojarzenia to właśnie ten okres.
Reklama firmowa: jeśli ktoś chce wrócić do "Znachora" Hoffmana to w odnowionej, ślicznej i czyściutkiej wersji można oglądać ten film na portalu Ninateka
https://ninateka.pl/vod/fabula/znachor-jerzy-hoffman/
Chwilami widzów przyzwyczajonych do wypłowiałej telewizyjnej kopii kolorki wręcz "walą po oczach", ale idzie się przyzwyczaić ;-).
Są tam też inne filmy, jednak po rekonstrukcji niewiele, większość po prostu zgrana z negatywów i różnych kopii. Osobiście polecam stare animacje, przede wszystkim Zenona Wasilewskiego. Są i dla dzieci, jak o"Opowieść Michałkowicka", są i dla dorosłych, jak "5 minut dla zdrowia". "Opowieść..." to naprawdę ładna bajka, najsłabszy punkt to chóralne śpiewy a la "Mazowsze", właściwie niezrozumiałe. Ale lalki i realizacja dobre, chwilami bardzo, zważywszy, że to 1954 rok.