No Witkacy to taki raczej skrajny przykład jest. Skandalista pierwszej wody.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
No Witkacy to taki raczej skrajny przykład jest. Skandalista pierwszej wody.
Ale go publikowali czy z powielacza chodził na bazarkach?
Twtter is a day by day war
Ja też wczoraj obejrzałem. W najlepszym towarzystwie, co mogło mieć wpływ na pozytywny odbiór filmu. Kiedyś już pisałem, że nie jestem fanem landrynkowo ulizanego "Znachora" z 1982 roku, dla mnie to kicz i tyle, choć sympatyczny w odbiorze. Książki nie czytałem, więc przez ten pryzmat nie patrzę.
Zupełnie nie potwierdziły się moje obawy, które zrodziły się na podstawie wcześniejszych informacji o tej produkcji. Wątek miłosny Kosiby okazał się bardzo udany i naturalnie wpleciony w fabułę. Pełnokrwista Marysia nie jest wcale Horpyną z bicepsami tylko całkiem fajnie wymyśloną postacią, znacznie ciekawszą od Marysi z filmu Hofmana, choć do urody młodziutkiej Anny Dymnej jest jej daleko. Ale może również dzięki temu jest prawdziwsza. Leszek Czyński, wbrew pozorom też się nieźle broni. To wszystko układa się w trochę inaczej opowiedzianą historię co w zasadzie wychodzi jej na zdrowie. W zasadzie, bo są również rzeczy irytujące, których bardzo łatwo można było uniknąć.
Przede wszystkim, nie do zniesienia jest Izabela Kuna w roli matki Leszka. Jest równie papierowa i przerysowana jak Adios w "Panu Samochodziku i templariuszach", tyle, że nie chodzi w czarnym kapeluszu i z nożami, chociaż w zasadzie powinna. Jest tak jednoznacznie wredna i zła bez jednej nawet ryski na tym wizerunku, że jako wzorzec czystego zła należałoby ją wysłać do Sevres. Papierowy i nieprawdziwy jest również doktor Dobraniecki. Jego motywacje są tandetnie jednoznacznie jak w kreskówce. Zero jakiejklowiek głębi psychologicznej, o którą w tym wypadku aż sie prosi. Dwie fatalnie wymyślone postacie, więc nie wiem czy adresować pretensje tylko do scenarzysty, czy również do aktorów.
Druga sprawa to wątki nietrzymające się kupy. Jakim cudem nikt nie poznał, że Kosiba to Wilczur? Facet pęta się po ekskluzywnej klinice, w której był kiedyś szefem, w głównym hallu stoi jego popiersie, są jego zdjęcia w prasie, a nikt (poza Dobranieckim) niczego nie kojarzy. Nie zrozumiałem też kombinacji związanej ze skandalem sprzed lat, która pozwoliła Leszkowi odnaleźć Marysię. No i jak Marysia się domyśliła, że Kosiba to jej ojciec? A kluczowa scena w sądzie to nędzne popłuczyny po kultowym: "To jest profesor Rafał Wilczur".
PS Yvonne, czekam na recenzję francuszczyzny:)
Można podejrzewać, że literatura "pornograficzna" a la "365 dni" nie przetrwała w świadomości zbiorowej, oczywiście poza wyjątkami typu de Sade'a, a jemu autorzy różnych "Greyów" mogliby buty czyścić. Zazwyczaj erotyczne powieści/opowiadania były wydawane bardzo tanio i masowo, czasem nawet bez nazwiska autora. Nie miały większej wartości, a "poważni" pisarze unikali "scen", bo to by zdyskwalifikowało ich twórczość. Nie bez powodu autorstwo niektórych mocno niegrzecznych utworów "przypisuje się". Ale wiadomo, że coś takiego istniało, choć ostały się raczej formy poetyckie, może dlatego, że dobry wiersz niejako przeważał sprośność. Jest na przykład coś takiego jak "„Płodny jest świat w występki”. Antologia polskiej libertyńskiej poezji erotycznej XVIII wieku".
Poza tym język też był inny, trudno więc ocenić, jak na skali "ostrości" odbierano intymne sceny. Natomiast jeśli chodzi o świadomość czy podejście do seksu to wcale nie dominował purytanizm. No może w przykładnych powieściach. Ale już np. Rodziewiczówna, autorka nie zaliczana do literackich elit, była dość bezpośrednia w podejściu do seksu (nie opisywała go, ale wprost sugerowała, że hrabia Wentzel i hrabina Aurora łamali przykazania), a do tego nieszczególnie krytyczna...
Przede wszystkim, nie do zniesienia jest Izabela Kuna w roli matki Leszka.
Szkoda, bo bardzo lubię tę aktorkę.
PS Yvonne, czekam na recenzję francuszczyzny:)
To na razie tak: Sevres 🙂
Z "s" na końcu.
Jeszcze jest akcent nad pierwszym "e", ale z telefonu nie umiem wstawić.
Reszta jak obejrzę 🙂
Dobra, robię herbatę i oglądam 🙂
A to ciekawostka!
Nikt z Was nie pisał chyba o epizodzie Szykulskiej? 🙂
Jedna rzecz już mi zgrzyta.
Tutaj Wilczur widzi, że żona go nie kocha.
W powieści i wersji z Bińczyckim to było dla niego kompletne zaskoczenie.
Zakład o Marysię?
Zakład??? Serio? 🙁
No cóż. Ja do grona osób zachwyconych nie dołączam.
Film jako film, ot, taka sobie zgrabna opowiastka.
Natomiast jako ekranizacja powieści Dołęgi-Mostowicza nie podoba mi się w ogóle.
Film operuje brzydkimi środkami i jako taki podobać mi się nie może.
Odebranie ojcu dziecka dokładnie w dzień urodzin tego dziecka, co czyni fakt jeszcze podlejszym, przedstawienie Dobranieckiego jako kanalii zostawiającej pobitego Wilczura bez pomocy, wspomniany już przeze mnie prostacki zakład hrabiego z baronem, wreszcie brzydki szantaż hrabiny ...
Żadnego z tych elementów nie było ani w powieści, ani w adaptacji z Bińczyckim.
Mam jeszcze kilka przemyśleń, ale to już jutro. A właściwie dziś. Ale później 🙂
Czyli typowe przejaskrawienia w celu podkręcenia akcji... i to raczej prostackie. W oryginale (mniej u Hoffmana) fajne było to, że nie było postaci jednoznacznie złych, nawet przeciwnicy mieli swoje racje i można ich było zrozumieć.
Muszę "w końcu" obejrzeć.
Jedna rzecz już mi zgrzyta.
Tutaj Wilczur widzi, że żona go nie kocha.
W powieści i wersji z Bińczyckim to było dla niego kompletne zaskoczenie.
To może być spowodowane rzutowaniem dzisiejszej mentalności na tamtą epokę. W czasach, kiedy rozgrywa się akcja, związek taki jak małżeństwo Wilczurów był normalny, bo nadal istniał dużo wyraźniejszy podział na światy mężczyzn i kobiet. Wilczur mógł uważać, że ich związek jest szczęśliwy, nawet jeśli widują się tylko przy śniadaniu. Ale dzisiaj patrzymy na relacje inaczej i każdy normalny człowiek w takiej sytuacji powinien wiedzieć, że coś jest nie tak.
Gapa ze mnie.
Uświadomiłam sobie, że zdradziłam niektóre elementy fabuły, a przecież nie wszyscy już oglądali.
Przepraszam.
Zatem z kolejnymi spostrzeżeniami poczekam i napiszę jak wszyscy obejrzą.
O ile jeszcze będę pamiętać 🙂
Pisz teraz, najwyżej zasłaniaj spoilery. Nigdy nie będzie tak, że wszyscy obejrzą.
A ja mam małą ciekawostkę. Otóż mimo, że akcja dzieje się w międzywojniu, Czyńska przekupuje Marysię banknotami okupacyjnymi. 😉
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Po raz pierwszy wrzucam spoiler.
Mam nadzieję, że się uda.
Zacznę od plusów, bo jest ich mniej.
Zośka – najlepsza postać filmu.
Świetnie napisana, wspaniale zagrana. Cudeńko. To się twórcom naprawdę udało.
Lichota bardzo pasuje do roli. Wizualnie. Piszecie, że jego znachor jest bardziej prawdziwy i ludzki. Być może. Ale miło by było, gdyby jego kwestie były bogatsze niż w kółko powtarzane: "Nie pamiętam". Gdybym kiedyś wpadła na pomysł obejrzenia tego filmu ponownie (ale się nie spodziewam), chętnie policzę ile razy pada z jego ust to stwierdzenie.
Film jest ładnie zrealizowany. Fajne plenery, świetna muzyka.
Bardzo podobał mi się początek. Pierwsze sceny w Warszawie, przed utratą pamięci.
Czego mi w filmie zabrakło?
Emocji, subtelności i ciekawych postaci (jedna Zośka wiosny nie czyni).
W filmie Hoffmanna (nie da się bez porównań), w scenie opuszczenia bohatera przez żonę mamy wachlarz okoliczności i całą gamę emocji.
Beata zostawia list, który jest czytany i który wyjaśnia powody jej odejścia: Nie mogę znieść Twojej pozycji i majątku, męczy mnie takie życie … Pokochałam i ta miłość silniejsza jest ode mnie …
Jest to ludzkie i wiarygodne.
Bińczycki zagrał swój ból w taki sposób, że ja też go czuję. Za każdym razem. Czuję jego ból fizyczny i psychiczny. Wierzę w jego rozpacz i w to, że jego życie właśnie się zawaliło. Że ten chłop jak dąb został właśnie złamany przez los.
W nowym filmie tego nie ma. Lichota czyta list (widz nie jest z jego treścią zaznajomiony), wychodzi szukać jakiejś cioci i zostaje napadnięty. Twórcy nie zostawili bohaterowi nawet chwili na prawdziwą rozpacz. Ja jako widz nie czuję nic.
Wątkiem, który jednakże został najbardziej skrzywiony, jest wątek uczucia między Marysią a hrabią Czyńskim.
U Hoffmanna ich miłość rodzi się na naszych oczach, spokojnie, powoli. Spotykają się w sklepiku, rozmawiają, Marysia jest ciekawa świata, o którym opowiada jej Leszek. Ona zachwyca się jego doświadczeniami i pasją, z jaką o tym opowiada, on jest zauroczony jej klasą, wdziękiem, apetytem na lektury, na życie.
I tak rodzi się ich zakazane i sprzeczne z normami klasowymi uczucie. Widzimy tę zawiązującą się między nimi więź, zauroczenie, które w końcu przeradza się w miłość tak głęboką, że Leszek gotów jest zerwać z całą swoją klasą i iść za głosem serca.
Ja w tę miłość wierzę.
Nietajenko pisał, że Marysia i Leszek u Hoffmanna są nudni.
Bardzo się z tym nie zgadzam. Oboje mają charakter. Ale też oboje mają klasę, czego w nowym filmie nie ma.
W uczucie Marysi i Leszka w wersji Netflixa nie wierzę.
Bo co my tu mamy ?
Karczma, taniec Marysi, prostacki zakład Leszka, potem jakaś róża na przeprosiny i już jadą razem na motocyklu. Już się kochają.
Gdzie są sceny rodzenia się ich uczucia? Tak silnego przecież, że hrabia gotów jest sprzeciwić się konwenansom i skostniałej rodzinie?
Nie ma ich! Ja jako widz czuję się oszukana i w to uczucie nie wierzę.
Wreszcie postaci.
Cała plejada ciekawych osób u Dołęgi-Mostowicza i Hoffmanna : Samuel Obiedziński (perła !), Prokop, doktor Pawlicki, Zenek i jego skrucha po spowodowaniu wypadku została tutaj zastąpiona jedną Zośką … Malutko.
Teraz muszę poruszyć dwa najsłabsze punkty nowego filmu.
- postać Jerzego Dobranieckiego.
Kto wymyślił, aby zrobić z niego kanalię ? Bardzo chciałabym to wiedzieć, aby zapytać tego kogoś, czy czytał powieść. Pierwszą część. Nie drugą.
- dykcja aktorki grającej Marysię
Czy na studiach aktorskich nie ma teraz zajęć z emisji głosu ? Dawno nie słyszałam takiego mamrotania pod nosem.
I na koniec prośba do bardziej bystrych widzów niż ja.
Czy ktoś mi wyjaśni, w jaki sposób Leszek znalazł Marysię w tym mieszkaniu ?
W jaki sposób było to związanie ze skandalem? Oksza wszak mieszkał w leśniczówce.
Skąd nagle to mieszkanie w jakimś miasteczku?
Czy ktoś mi wyjaśni, w jaki sposób Leszek znalazł Marysię w tym mieszkaniu ?
W jaki sposób było to związanie ze skandalem? Olsza wszak mieszkał w leśniczówce.
Wyobrażam sobie to tak. Jak się okazało, że Wilczurowa sobie na boku przygruchała leśniczego to pismaki wyniuchały, że miał on na dzielni garsonierę, w której oddawali się namiętności. Następnie młody Czyński zadzwonił do swej wrednej mamusi, a ta okazała się plotkarą, amatorką ówczesnych tabloidów i wszystko mu po francusku wyśpiewała. Trzyma się to w miarę kupy?
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
W książce Beata była młodziutka, gdy poznała Wilczura. I pokochała go chyba trochę z wdzięczności, za próby ratowania życia jej dziadkowi. Albo może trochę z wdzięczności za niego wyszła. W każdym razie jak zapewniała w pożegnalnym liście skonsumować związek z gajowym miała zamiar dopiero po rozstaniu z mężem.
Ciekawe, czy w netflixowej ekranizacji Pana Wołodyjowskiego Basieńka byłaby kochanką Azji, a konflikt wziąłby się z tego, że znudzona brakiem łóżkowej finezji młodego Tatara wymieniłaby go na jakiegoś innego, pełnego wigoru ogiera.
Obawiałem się nowego Znachora, bo w moim domu wersja Hoffmana należy do kultowych i dialogi znam praktycznie na pamięć, więc poprzeczka była postawiona wysoko. Na szczęście, Netflix tym razem nakręcił dobry film, choć nie będę do niego wracał, tak jak do poprzedniego.
Nowy film jest o 10 minut dłuższy ale ma mniej wątków, w tym konflikt z miejscowym lekarzem czy staczanie się profesora po zniknięciu żony. Pod koniec film galopuje by zmieścić takie wydarzenia jak, odzyskanie chodzenia przez parobka i podróż Marysi i Leszka do sądu.
Czyński grany przez Stockingera i jego filmowi rodzice mają wdzięk i klasę, a w Netflix-owym tylko wyniosłość, a hrabina do tego jeszcze była zimną suką.
Najlepsze według mnie w nowym Znachorze były plenery i muzyka. Zastanawiam się dlaczego akcję przenieśli z Polesia pod Radom?
@Yvonne Leśniczy nazywał się Oksza (tak jak herb) a nie Olsza 😉