Jeżeli mamy mówić o zderzeniu światów to widzę tu...
Ciekawa teza do dalszej dyskusji nad Wenecją. A próbując odpowiedzieć na Twoje pytanie...to idąc Twoim tokiem myślenia - to film o tym, jak dysfunkcyjnosc rodziny wpływa na zachowania jej członków w sytuacjach krytycznych, jak wypacza światopogląd młodych istot, jak burzy i niszczy, nie mniej niż tocząca się wokół wojna.
Ja myślę że to nie wojna wypaczyła światopogląd chłopców a brak atencji. Daję sobie głowę uciąć, że tak jak Markowi tak i starszemu bratu ściemniano o wyprawie do Wenecji. Efektem tego było bajdużenie o pracy w konspiracji. Nie ulega żadnej wątpliwości, że żadnej konspiracji nie było, a chłopak sam sobie napisał rozkaz wyroku na kolaborującym lekarzu. Biedne skrzywione chłopaki.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
Dla mnie to opowieść o dzieciakach z dysfunkcyjnej rodziny zblazowanych właścicieli ziemskich, z deczka zmanierowanych swoim pochodzeniem. Dysfunkcja polegała na totalnym braku więzi uczuciowych pomiędzy jej członkami, czego deficyty stają się przyczynkiem do fantazji chłopaków.
Ciekawy pogląd Nietaj, ale IMO chybiony. No chyba, że co do zasady przedwojenny model rodziny uznamy za dysfunkcyjny. Inaczej wyglądały kiedyś więzy rodzinne, zwłaszcza w zamożnych domach. Dzieci wychowywały guwernantki, a potem szkoła z internatem. Rodzice zajmowali się swoimi sprawami, a nie prawie wyłącznie dziećmi. Relacje były więc znacznie bardziej zdystansowane niż dzisiaj, często zwracano się do rodziców "pani matko" i "panie ojcze". Inne czasy, inne zwyczaje. W tym kontekście trudno mówić o jakiejś totalnej dysfunkcji w tej akurat rodzinie. Owszem, relacja Marka z matką jest chłodna,, chłopakowi brakuje matczynego ciepła, ale tak wtedy wychowywano dzieci.
Dla jednego ucieczką była imaginacja Wenecji, dla drugiego ułuda działania w konspiracji. Matkę i ciotki to jednak guzik obchodziło. Wenecja w piwnicy była pretekstem do zabawy przy winku.
Wenecja to przede wszystkim metafora marzenia, niemożliwego do spełnienia w tamtym miejscu i czasie. Dla Marka jest to wyidealizowana podróż życia do Wenecji, dla innych po prostu ucieczka w groteskę od wojenne rzeczywistości. Bo to film przede wszystkim o tym, jak wojna kradnie ludziom ich życie.
Obejrzałam, dużo później niż planowałam (chciałam), ale w końcu obejrzałam.
"Wenecja" to dla mnie przede wszystkim obraz. Przepiękny, cudowny, artystyczny. Prawie nie pamiętam dialogów, nie wiem czy ich w ogóle słuchałam, poza "nie chcę tu być" i "ja będę kochał i będę kochany no i nauczę się mówić o miłości, bo jeszcze tego nie potrafię, a to bardzo pomaga w życiu" chyba niewiele zapamiętałam.
Wenecję stworzoną w piwnicy odebrałam jako symbol czegoś utraconego. Dla każdego z bohaterów to było coś innego.
Czy dla Marka piwniczna Wenecja to była Wenecja, czy utracone pragnienie wspólnego, rodzinnego wyjazdu do Wenecji? Czy Marek tak pokochał Wenecję, bo uważał ją za piękne miejsce, czy może dlatego, że wszyscy członkowie jego rodziny tam wyjeżdżali i wydawali się być z tego powodu szczęśliwi? Może on tez tak chciał. Chciał być szczęśliwy, chciał spędzić wakacje z matką i ojcem...
A cztery siostry? Każda z nich coś utraciła. Miłość, mężczyznę, szczęście, a może jeszcze coś innego. Ta impreza przy winie, to w moim odbiorze, było poszukiwanie, własnie tu w tej piwnicznej Wenecji, czegoś utraconego. I to wcale nie wojna to coś odebrała.
Wojna, no właśnie ona działa się gdzieś obok, miała wpływ na życie naszych bohaterów, a jednak prawie jej nie widzimy, przynajmniej nie bezpośrednio.
Świat utracony lub ten wyimaginowany starły się w "Wenecji" ze światem rzeczywistym. Ostatnia scena filmu w pełni oddaje to starcie...
Jeśli chodzi o kreacje aktorskie to jakoś zgrzytały mi tu dwie postacie. Nie kupiłam Cieleckiej. Całkiem możliwe, że dlatego, że nie kupuję jej w żadnym filmie, a może dlatego, że grała drętwo. Nie przekonała mnie jako matka, ani jako kochanka. Nie kupiłam również Kolskiej. I to chyba nawet nie dlatego, że nie cenie jej jako aktorki, ale przez cały czas raziło mnie, że jest za stara. Nie wydaje mi się dobrze dobrana do postaci, którą grała. Jakoś zwyczajnie mi tu nie pasowała.
Dobrze zagrały za to dziewczynki. Były takie naturalne w tej swojej rodzącej się kobiecości. Bardzo przekonywujące.
Wowaxie bardzo się cieszę, że zaproponowałeś akurat ten film. Sama bym go nie wybrała i wiele bym straciła.
Wowaxie bardzo się cieszę, że zaproponowałeś akurat ten film. Sama bym go nie wybrała i wiele bym straciła.
Bardzo miło mi to słyszeć.
Całkiem możliwe, że dlatego, że nie kupuję jej w żadnym filmie, a może dlatego, że grała drętwo.
Jak chyba wszyscy tutaj😀
Cielecka to w ogóle raczej kiepściutka aktorka. Ma za to spory lobbing, który próbuje z niej zrobić divę dużego i małego ekranu na wzór np. Beaty Tyszkiewicz. Mnie Cielecka w obsadzie raczej odstręcza od filmu.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
A mi Cielecką odczarował teatr.
Wcześniej, podobnie jak większość z Was, bardzo jej nie lubiłam jako aktorki filmowej. Zwłaszcza jej głos bardzo mnie denerwował.
Patrzeć na nią lubiłam, bo przecież piękna i stylowa z niej kobieta. Tylko raczej w takim zimnym, oschłym i napuszonym stylu.
Zawsze uważałam, że byłaby idealną kandydatką do roli Królowej Śniegu.
Ale bardzo jej pasuje styl retro, który uwielbiam i takie jej kreacje wizualnie lubię.
Co nie zmienia faktu, że słuchać jej w filmach nie lubiłam.
Aż tu nagle któregoś dnia wybrałam się do "Och-Teatru" w Warszawie na spektakl: "Upadłe anioły".
Główne role grały właśnie nielubiana przeze mnie Cielecka oraz przeciwnie, bardzo przeze mnie lubiana Maja Ostaszewska.
I co się okazało?
Wyszłam z teatru ZACHWYCONA grą Cieleckiej i rozczarowana Ostaszewską 😀
Poważnie. Cielecka na scenie skradła moje serce. Była wspaniała. Myślę, że jej domeną jest teatr.
Polecam Wam wybrać się do teatru po to, aby zobaczyć ją na żywo.
Aha, i kiedyś widziałam ją w Warszawie, jak jechała rowerem. Wyglądała pięknie.
Cielecka ma w sobie chłód podobny do tego, który miała kiedyś Grażyna Szapołowska i chyba zresztą dosyć podobnie jest obsadzana. Nie jest może moją ulubioną aktorką, ale nie podzielam waszych negatywnych opinii na jej temat.
Porównanie Cieleckiej do Szapołowskiej? Nie ta liga.
Dzisiaj na TVP Kultura o 20:10 będzie emitowany film Kolskiego "Las, 4 rano".
Nie widziałam go jeszcze. Może uda mi się obejrzeć.
"Las, 4 rano".
Film super. Oglądałam. Ciekawa jestem Twojej opinii.
"Las, 4 rano".
Film super. Oglądałam. Ciekawa jestem Twojej opinii.
Niestety nie będzie opinii.
Od jakiegoś czasu mam zakłócenia na TVP Kultura. Raz mniejsze, raz większe.
Dzisiaj niestety były te większe. Nie sposób było oglądać ☹