Trudno jest opisać film, będący, jak to w obrazach Tima Burtona, zlepkiem fantazji, magii, bajkowości i nierealności. Wszystko to jednak składa się na opowieść głęboką, gdzie każdy element do siebie doskonale pasuje i tylko od widza zależy jak odbierze przesłanie. Czy skupi się tylko na samym obrazie, na płaszczyźnie opowieści o życiu umierającego człowieka i relacji ojca z synem, czy wejdzie w świat magii i dostrzeże historię miłości, radości z życia i wyjątkowości każdego dnia a może nie znajdzie tutaj nic, co pozwoliłoby na chwilę zadumy, gdzie śmierć nie zawsze oznacza koniec wszystkiego...
Reszta do przeczytania na PORTALU.
A dlaczego nie na portalu?
Ano jakoś nie pomyślałam. Wcześniej trzeba było mi powiedzieć:)
Nastepny film będzie portalowy.
Trudno jest opisać film, będący, jak to w obrazach Tima Burtona, zlepkiem fantazji, magii, bajkowości i nierealności. Wszystko to jednak składa się na opowieść głęboką, gdzie każdy element do siebie doskonale pasuje i tylko od widza zależy jak odbierze przesłanie.
Naprawdę trafnie to ujęłaś. I bardzo jednak ucieszyłaś mnie tym filmem. Jak to ze mną bywa oczywiście pomieszałam tytuły i to nie "Dużą rybę" próbowałam kiedyś obejrzeć a "Czarny kot, biały kot". Nie wiem jak to zrobiłam, ale cały czas byłam przekonana, że film który widziałam i mnie znudził to "Duża ryba" i dlatego do tej pory omijałam go. Dzięki temu pierwszy raz zobaczyłam go dopiero teraz.
Tim Burton przez całe moje lata dwudzieste należał do moich ulubionych reżyserów. Poza tym zawsze chętnie obejrzę na ekranie Helenę Bohnan Carter. Zresztą Burton ma talent do dobierania obsady, również w tym przypadku: Ewan McGregor, Jessica Lange, Steve Buscemi, Danny DeVito, Albert Finney i inni.
Wracając do treści filmu opowiada on o tym, że w rzeczywistości tylko od nas samych zależy to czy nasze życie będzie choć trochę ciekawe i kolorowe. Edward Bloom opowiadał swojemu jeszcze małemu synowi historie jakie mu się przydarzały ubierając je w ciekawą dla dziecka otoczkę. Jego historie pociągały i wciągały. Jednak młody Ed był zaczął podejrzewać, że ojciec po prostu ukrywa coś przed nim a historie jakie opowiada są kompletnym kłamstwem.
No i właśnie. Nasuwa się pytanie czy ten film nie nakłania do kłamstwa?
Nie, nie nakłania. Jak się później okazuje postaci występujące w opowieściach ojca istnieją naprawdę. Również miasteczko Spectre jest realne. Jedynie sama otoczka była ubarwiona.
Ten film to piękna opowieść o tym jak powinno wyglądać życie. O wartościach o których często zapominamy stąpając twardo po ziemi. To przede wszystkim opowieść o sile wyobraźni. A tą wyobraźnie zabija się w nas już od pierwszej klasy podstawówki. To opowieść o tym, że być może nie powinno się na siłę oddzielać od siebie dwóch światów - fantazji i rzeczywistości.
Ale przede wszystkim opowieści Edwarda mają w sobie dużą dawkę humoru. I to też jest ważne w życiu. Żeby iść przez nie z humorem. Nie tak strasznie na serio. Wtedy da się przejść przez wszystko bez rujnacji siebie.
Zresztą dowodem na to może być właśnie miasteczko Spectre (nieprzypadkowa nazwa). Na początku wręcz idylliczne miejsce. Jednak realia życia go nie omijają i co się z nim wtedy dzieje? Zaczyna niszczeć i brzydnąć. I tak samo jest z ludźmi. Tak jak napisała Aldona, często przygniecieni codziennością pozwalamy na upadek naszych marzeń.
Burton świetnie bawi się mieszając ze sobą baśń z rzeczywistością. Choć muszę przyznać, że był moment, w którym lekko się znudziłam. Była to pierwsza wizyta Eda w Spectre. Ale wtedy chyba jeszcze nie załapałam konwencji filmu.
Wszak z miasteczka Spectre, które było rajem na ziemi, wyruszył w dalszą drogę bez butów, narażając się na trudy i ból, żeby przede wszystkim żyć pełnią życia i dalej poszukiwać swojej drogi i przeznaczenia.
Zupełnie nie dostrzegłam tej symboliki podczas oglądania filmu a jest przecież oczywista.:)
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
I jak tu napisać o tym filmie żeby znowu nie wyjść na malkontenta? Dzieło Burtona nie podoba mi się na obu płaszczyznach. Nie przemawia do mnie ani ta bajkowo-świrnięta konwencja, ani przekaz. Zawsze ceniłem surrealizm ale jednak bez tej dziecięco naiwnej, fantastycznej otoczki. „Alicji w krainie czarów” nigdy nie lubiłem a ten Burtonowski świat bardzo mi ją przypomina.
Skupmy się jednak na przekazie. Piszesz Aldona tak:
Nie dostrzeżemy jak bardzo barwny może być świat jeśli będziemy widzieć go tylko w szarości. Jak bardzo wszystko co nas spotyka może być pięknym początkiem czegoś nowego a nie tylko tylko smutnym końcem i porażką. Edward ubiera swój świat w nierealność, która przeplata się z rzeczywistością.
A wtóruje Ci Milady:
Wracając do treści filmu opowiada on o tym, że w rzeczywistości tylko od nas samych zależy to czy nasze życie będzie choć trochę ciekawe i kolorowe. Edward Bloom opowiadał swojemu jeszcze małemu synowi historie jakie mu się przydarzały ubierając je w ciekawą dla dziecka otoczkę. Wracając do treści filmu opowiada on o tym, że w rzeczywistości tylko od nas samych zależy to czy nasze życie będzie choć trochę ciekawe i kolorowe. Edward Bloom opowiadał swojemu jeszcze małemu synowi historie jakie mu się przydarzały ubierając je w ciekawą dla dziecka otoczkę.
Wszystko fajnie tylko, że to nie prawda. Edward po prostu łże, opowiada jakieś kosmiczne kocopoły i wcale się nie dziwię, że jego syn nie może tego zdzierżyć. Po co ubierać to w jakieś górnolotne sentencje o poszukiwaniu piękna w szarym świecie? Owszem, to od nas samych zależy czy nasze życie będzie mniej lub bardziej kolorowe, ale opowiadanie bredni wcale go nie ubarwia. Czym innym jest dostrzeganie piękna w zwykłych sprawach i pozytywnego sensu w porażkach, a czym innym tworzenie fikcji na użytek otoczenia i własnego ego. Tak to już jakoś jest w życiu, że chcemy opierać się na prawdzie, nawet w błahych sprawach, a nie na kłamstwie. Wyczuwając blef czujemy się robieni w konia co samopoczucia nam nie poprawia.
Ludzie podobni do Edwarda na ogół są zakompleksieni i pełni rozmaitych deficytów. Udając kogoś kim nie są próbują się dowartościować, zbudować swoją pozycję towarzyską w oparciu o fałszywe podstawy. Kiedy wychodzi to na jaw narażają się na drwiny i śmieszność.
Wysłany przez: @aldona
W ten sposób jest Dużą Rybą, wielkim człowiekiem i jedynym w swoim rodzaju opowiadaczem życia, który dla potomnych będzie żyć tak długo jak długo ludzie będą opowiadać jego wyjątkowe historie. Will, ziaren prawdy nie znalazł. Odkrył jednak barwy życia, o których opowiadał ojciec i dał się w końcu uwieść jego historiom. Zrozumiał kim był jego ojciec w ostatniej chwili jego życia.
Wielkim człowiekiem? Raczej wielkim mitomanem. Gigantycznym wstawiaczem kitu. W dodatku kiepskim, bo jego historie są tak absurdalne, że nawet te ziarnka prawdy, które się w nich znajdują brzmią jak brednie. Czy Will dał się uwieść? Wątpię. Po prostu kochał ojca i w obliczu jego śmierci zagrał w tę grę. Wątpię jednak by chciał w nią grać dalej.
Podsumowując. Trochę się na tym filmie wymęczyłem, to zupełnie nie moja bajka. Ale dobrze jest czasem wyjść poza swoje ulubione konwencje i zapuścić się w nowy teren, nawet jeśli z mocnym postanowieniem powrotu na z góry upatrzone pozycje:) I w tym widzę największą wartość ZKFu.
Cieszę się, że obejrzeliście z Milady ten film. Kustosz, rozumiem ten Twój przyziemski punkt widzenia. Edward faktycznie kłamał jak pies. Ale czemu to robił? Czy tylko dlatego, że był zakompleksiony i miał deficyty i być może niską samoocenę? On do swojej historii dodawał te smaczki, bo nikogo, szczególnie, dziecka nie zainteresowałaby szara zwykła opowieść bez takich "dodatków".
Dla przykładu:
I jak tu napisać o tym filmie żeby znowu nie wyjść na malkontenta?
No bez przesady. Są rzeczy które lubisz, cenisz i chwalisz 🙂
Duża Ryba nie przypadła Ci do gustu jak i pewnie większość filmów takiego gatunku. Wierzę, że następny film (może teraz Ty zaproponujesz?) będzie w odmiennym klimacie i nasze różnice zdań (albo i nie) będą toczyły się o zupełnie inne kwestie.
Wielkim człowiekiem? Raczej wielkim mitomanem. Gigantycznym wstawiaczem kitu. W dodatku kiepskim, bo jego historie są tak absurdalne, że nawet te ziarnka prawdy, które się w nich znajdują brzmią jak brednie.
Źle to odbierasz. W tym filmie pokazane jest, że rzeczywistość niekiedy potrafi być tak zaskakująca, że będąc biernym słuchaczem można byłoby w nią nie uwierzyć.
Wszystko fajnie tylko, że to nie prawda. Edward po prostu łże, opowiada jakieś kosmiczne kocopoły i wcale się nie dziwię, że jego syn nie może tego zdzierżyć. Po co ubierać to w jakieś górnolotne sentencje o poszukiwaniu piękna w szarym świecie? Owszem, to od nas samych zależy czy nasze życie będzie mniej lub bardziej kolorowe, ale opowiadanie bredni wcale go nie ubarwia.
Według mnie tu nie chodzi o opowiadanie bredni a o sposób patrzenia. Widzę, że próbujesz odebrać ten film zbyt dosłownie. Pod tym kątem jesteś trochę jak Will. W życiu potrzebne są smaczki a nie tylko twarde fakty. Choć oczywiście są one ważne, ale sposób ich przekazu jak i odbioru może być różny.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Dla przykładu:
- Wyszedłem z punktu A do punktu B, kupiłem produkt C i wróciłem do punktu A.a jak to brzmi tak?:- Wyszedłem w szary dżdżysty wieczór po słoik dżemu do naleśników. Gdybym pojechał rowerem nie zauważyłbym po drodze tylu wspaniałych rzeczy. Skupienie się na jeździe a nie na tym co mnie otacza zabrałoby mi możliwość dostrzeżenia pary namiętnie całujących się kochanków* (nie ważne, że nikt się tak naprawdę nie całował, tylko cień i to co stało za firanką przybrało tak kształt. Kłamstwo? Czy wyobraźnia?) Nie zwróciłbym tez uwagi jak pięknie wygląda moja nowa sąsiadka, jak promienieje i jak się dzisiaj cudownie uśmiecha* (nie ważne, że pani Krysia wcale się nie uśmiechała i wcale nie wyglądała inaczej, to osoba opowiadająca tak ją dzisiaj właśnie widziała. Również kłamstwo? Czy raczej ze względu na swoje szczęście tak postrzegamy innych ludzi?) Musiałem natomiast uważać na ogromne kałuże na chodniku, bo musicie wiedzieć, że gdzieś w nich czasami czają się ogromne dziury, które mogą człowieka połknąć w całości. (Bujda...a jakże, ale ile razy widzieliście słynny filmik na yt jak to pod tą zwykłą kałużą dziewczę wpada do dołu?
Aldona, świetny przykład! Szczególnie z tymi kałużami, które są w stanie połknąć człowieka. Ja słyszałam nawet o takich, które połykają całe samochody.;)
Właśnie dlatego lepiej czyta się np. relacje ze zlotów, które opisane są z humorem, ubarwione są porównaniami choćby nierzeczywistymi. I wie o tym też Kustosz, tylko w swojej przyziemnej postawie o tym zapomina. Nie porywa nas to co jest sztywne a właśnie to co daje pole do popisu naszej wyobraźni, co wzbogaca nas.
Ale ja to odebrałam właśnie tak, że Edward opowiadał tylko pewne rzeczy ze swojego życia w ten bajkowy i fantastyczny sposób. Przekazując w ten sposób wiele bardzo cennych rad dla słuchających. Wszak wszystkie bajki gdzieś tam na końcu mają morał.
Dokładnie, zawsze lepiej przekazuje się wiedzę w sposób niekonwencjonalny. I zapewne wie o tym sam Kustosz ale w swojej przyziemności zupełnie o tym zapomniał.
A to, że Will zagrał na koniec w tę grę świadczy o tym, że zaakceptował takiego właśnie ojca. I uprę się przy tym, że te historie Edwarda dawały słuchaczom radość i kolorowały też ich własne życie.
Też tak uważam. Ta ostatnia scena pokazała, że syn i ojciec wreszcie się zrozumieli oraz że Will zaakceptował ojca. Ale przede wszystkim zrozumiał. Inaczej umiera się z legendą na ustach a inaczej powoli gasnąc. I Willowi też na pewno łatwiej było przez to przejść dzięki tej ostatniej opowieści.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
On do swojej historii dodawał te smaczki, bo nikogo, szczególnie, dziecka nie zainteresowałaby szara zwykła opowieść bez takich "dodatków".
Nie, on te smaczki dodawał zawsze, niezależnie od audytorium:) OK, ja oczywiście rozumiem, że to jest taka konwencja, że przerysowanie jest celowe i że w normalnym życiu nawet najwięksi ściemniacze aż tak nie ściemniają. Ale to nie jest najważniejsze. IMO Edward robił to przede wszystkim dla siebie, a nie dla innych. Chciał być w centrum zainteresowania, chciał żeby go podziwiano. Problem w tym, że ten efekt osiągał tylko wtedy gdy słuchały go dzieciaki. W innych przypadkach budził złość (syn) lub pobłażanie (żona).
Nie wiem czy widziałaś głośny film Roberta Benigniego pt. "Życie jest piękne". Zrobił kiedyś na mnie wielkie wrażenie. Główny bohater i jego synek trafiają do obozu koncentracyjnego. Ojciec tłumaczy dziecku, że to tylko taka zabawa. Wymyślając niestworzone historie ubarwia tę okrutną rzeczywistość zamieniając strach syna w śmiech. Piękna, wzruszająca historia. Tam ma to zupełnie inny wymiar.
Duża Ryba nie przypadła Ci do gustu jak i pewnie większość filmów takiego gatunku.
Tak właśnie jest. Nie przepadam za takim kinem. Ale teraz, dzięki Tobie, mogę nie przepadać praktycznie, a nie tylko zaocznie:)
Źle to odbierasz. W tym filmie pokazane jest, że rzeczywistość niekiedy potrafi być tak zaskakująca, że będąc biernym słuchaczem można byłoby w nią nie uwierzyć.
IMO nadinterpretacja.
Według mnie tu nie chodzi o opowiadanie bredni a o sposób patrzenia. Widzę, że próbujesz odebrać ten film zbyt dosłownie. Pod tym kątem jesteś trochę jak Will. W życiu potrzebne są smaczki a nie tylko twarde fakty. Choć oczywiście są one ważne, ale sposób ich przekazu jak i odbioru może być różny.
Tak, jestem jak Will. Zgoda, że w życiu potrzebne są smaczki i fajne są niekonwencjonalne, barwne opowieści. Rzecz jest w proporcjach. Kiedy ładunek ściemy jest zbyt duży barwne opowieści nie są już barwne tylko irytujące.
Właśnie dlatego lepiej czyta się np. relacje ze zlotów, które opisane są z humorem, ubarwione są porównaniami choćby nierzeczywistymi. I wie o tym też Kustosz, tylko w swojej przyziemnej postawie o tym zapomina.
Kustosz wie i nie zapomina. I lubi barwne relacje Aldony ze zlotów. Ale w nich właśnie proporcje są właściwe. Nie są totalną ściemą, w których zgadza się tylko to, że był zlot.
Problem w tym, że ten efekt osiągał tylko wtedy gdy słuchały go dzieciaki. W innych przypadkach budził złość (syn) lub pobłażanie (żona).
Tylko syn. Nie zauważyłam pobłażania u jego żony a raczej oddanie. Również synowa chętnie przesiadywała z Edem słuchając jego historii.
Nie wiem czy widziałaś głośny film Roberta Benigniego pt. "Życie jest piękne". Zrobił kiedyś na mnie wielkie wrażenie. Główny bohater i jego synek trafiają do obozu koncentracyjnego. Ojciec tłumaczy dziecku, że to tylko taka zabawa. Wymyślając niestworzone historie ubarwia tę okrutną rzeczywistość zamieniając strach syna w śmiech. Piękna, wzruszająca historia. Tam ma to zupełnie inny wymiar.
Ma dokładnie ten sam wymiar tylko okoliczności są inne. Widzisz, potrafisz to zrozumieć ale tylko w zestawieniu z tragiczną historią tak bardzo rzeczywistą, że aż ciężko ją znieść. Ale to co robi Benigni w tej trudnej, beznadziejnej sytuacji równie dobrze może mieć zastosowanie także podczas zdarzeń mniejszego kalibru niż obóz koncentracyjny.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Ma dokładnie ten sam wymiar tylko okoliczności są inne. Widzisz, potrafisz to zrozumieć ale tylko w zestawieniu z tragiczną historią tak bardzo rzeczywistą, że aż ciężko ją znieść. Ale to co robi Benigni w tej trudnej, beznadziejnej sytuacji równie dobrze może mieć zastosowanie także podczas zdarzeń mniejszego kalibru niż obóz koncentracyjny.
No sorry, to co u Benigniego jest wyrazem poświęcenia i miłości tu jest tylko pajacowaniem.
IMO Edward robił to przede wszystkim dla siebie, a nie dla innych
A tu się nie zgodzę absolutnie. Po czym tak w ogóle wnosisz? Przecież on zabawiał w ten sposób słuchaczy i własnego syna. Syna, który jako dziecko słuchał tego z radością i sam domagał się opowieści np. o Czarownicy.
Nie wiem czy widziałaś głośny film Roberta Benigniego pt. "Życie jest piękne".
Widziałam, to jeden z tych filmów, których nie chciałabym oglądać jeszcze raz. I zacytuję Milady:
Ma dokładnie ten sam wymiar tylko okoliczności są inne.
Otóż to....Oczywiście nie stawiajmy tych filmów koło siebie ani nawet w dalszej odległości tylko wyciągnijmy sposób przedstawiania świata z domieszką "kłamstwa". Jeden ojciec robi to dla syna, żeby dziecko zniosło obóz koncentracyjny a drugi robi to dla syna, żony, przyjaciół, żeby dodać do życia jakie mają, odrobinę kolorów.
Ja mam w ogóle takie pytanie. Do wszystkich, którzy nie oglądali Wielkiej Ryby też. Czy nie zdarzyło Wam się ubarwić swoich opowieści o rzeczy, które działy się tylko w Waszej wyobraźni? Ja nie mówię o kłamstwie i ewidentnym ściemnianiu tylko o nutce koloru wyciągniętego z całej palety barw.
I lubi barwne relacje Aldony ze zlotów. Ale w nich właśnie proporcje są właściwe.
A dziękuję. Na szczęście nie ma w nich kłamstw, tylko ja mam wnikliwie spojrzenie i dodaję to, czego większość nie zauważa albo szybko zapomina jako nieistotny szczegół 🙂
to co u Benigniego jest wyrazem poświęcenia i miłości tu jest tylko pajacowaniem.
Próbuje znaleźć jeszcze jakiś film, który w podobny sposób mógłby przypominać "Dużą Rybę" i "Życie jest Piękne". Na razie nic mi do głowy nie przychodzi.
Bardzo mi się podoba nasza dyskusja, mimo, że toczy się w malutkim gronie. Mam nadzieję, że przy następnym filmie nabiorą śmiałości i odwagi te osoby, których "Duża Ryba" jako temat do dyskusji nie zainteresowała.
Tematu nie zamykam oczywiście, może ktoś się kiedyś jeszcze przełamie, obejrzy i będzie chciał coś dodać.
Tymczasem myślę, że fajnie by było zapodać kolejny film, który w perspektywie najbliższych deszczowych dni będzie można obejrzeć z przyjemnością.
Czy jest ktoś chętny na podanie tytułu?
Bardzo mi się podoba nasza dyskusja
Żywa dyskusja potrzebuje różnicy zdań, a tutaj tak się właśnie złożyło:)
Czy jest ktoś chętny na podanie tytułu?
Pomyślę i zadam coś jutro.:)
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
i zadam coś jutro.
I minął rok.... 😀
Oj tam, nadrobimy. Przez prawie tydzień w zasadzie nie miałam internetu i telefonu więc nawet nie było jak czegoś wymyślić.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Przez prawie tydzień w zasadzie nie miałam internetu i telefonu
No to jadę w Bieszczady :). Muszę się wyrestować i najlepiej bez tych cudów techniki.
Ale marzą mi się takie Bieszczady zimą. Śnieżną i mroźną. Żeby ogień trzaskał w kominku a w kuchni piekło się ciasto. Na stole stos książek, ciepły kocyk i grube skarpety. Miesiąc w takiej dziczy....