No to lecim. Trochę moich typów już padło, i dobrze, bo i tak się musiałem strasznie ograniczać. Wybór jest subiektywny, możliwe że za miesiąc było by na tej liście trochę co innego.
1. Child in Time - Deep Purple
Może mało oryginalnie, ale to kawałek na którym się wychowałem.
2. Smoke on the Water - Deep Purple
Jak wyżej. Mógłbym sparafrazować „Autobiografię” Perfectu - „usłyszałem Smoke on The Water i nie mogłem w nocy spać”. Leciało potem prawie na okrągło z rzęchoczącego kaseciaka w naszej „bazie” na strychu jednego z domów na Długiej (kolega mieszkał).
3. Since I’ve Been Loving You - Led Zeppelin
Jeden z najlepszych bluesowych kawałków ever :). I to tyle w temacie.
Monumentalne. Wciąga jak buddyjskie mantry. Klękać i słuchać 🙂
Uriah Heep - po prostu. Jedna z lepszych suit rockowych.
"She came to me one morning, one lonely Sunday morning" – i od tej pory nie chce sobie pójść.
Naz w swoim początkowym okresie (potem trochę „spopieli”) to IMHO jedna z najbardziej niedocenionych grup. Powinna stać w jednym szeregu z LZ czy Deep Purple. W niczym im nie ustępuje. Kawał fenomenalnego rocka. Klasyka. Cóż rzec więcej?
Ciężkie jak obuch siekiery.
„Set me free, set me free, please, please, please...” - no nie chce mnie puścić już od tylu lat!
9. Atom Hearth Mother - Pink Floyd
Przy tym się nie da tańczyć ani niczego robić. Tego można tylko słuchać. Najlepiej z zamkniętym oczami i na dobrych słuchawkach. Trzeba dać się wciągnąć, a potem to już przepadło. Czyli kolejna suita w tym zestawieniu.
"He rides a road that don't have no endAn open highway that has no bends.Tramp and his stallion, alone in a dreamProud in his colours, as the chromium gleams"
Czasami sobie to nucę pod nosem, nawijając kolejne kilometry na koła. Jak jeżdżę sam, żeby Marysi nie konfundować 🙂
11. When the Smoke is Going Down - Scorpions
Ładne. Bez żadnej dodatkowej ideologii z mojej strony.
"Where are the prophets, where are the visionaries,
where are the poetsTo breach the dawn of the sentimental mercenary?" - no gdzie są?
13. In The Court of The Crimson King - King Crimson
Na dworze Karmazynowego Króla po prostu wypada się zjawić 🙂
No bez Sabbathów nie mogło być tego zestawienia.
Niektórzy idą po schodach do nieba, a inni jadą autostradą prosto do piekła... i oba kierunki są słuszne i sprawiedliwe. Przynajmniej jeśli chodzi o muzykę rockową.
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
OK, Kolega @irycki nie zareagował na propozycję i wcale się nie dziwię. Jego lista jest spójna i mocna jak skała. Jak ROCK i bardzo mi się podoba.
To w takim razie ja - przepraszając za zamieszanie - poproszę Wielkiego Manitou Kustosza o usunięcie nr 8 z mojej listy, czyli Led Zeppelin Kashmir i aby nie powielać, ale tak na prawdę, by zaprezentować ważniejszy dla mnie kawałek - nominuję:
Red Box - Chenko w jedynej słusznej, singlowej wersji.
Dlaczego? Bo tu napisałem (dla mnie osobiście) najcenniejszą interpretację piosenki, jaką kiedykolwiek napisałem. Howgh. Dziękuję.
Mogę dać 16? 🙂
OK, Kolega @irycki nie zareagował na propozycję i wcale się nie dziwię.
Kolega irycki dopiero przeczytał ten post. Ale spoko, nie muszę dzięki temu kombinować, czy dać Immigrant Song, czy może When The Levee Breaks 😉 a może jeszcze co innego.
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Dobra, wywaliłam jedno i oto moje propozycje.
Kolejność przypadkowa, poza numerem 1:
1. Enjoy the silence - Depeche Mode
Nie ma w moim życiu ważniejszego zespołu. Depeche Mode to lata fascynacji (od 7 klasy podstawówki do dziś), wzruszeń, darcia się na całe gardło, czytania tekstów piosenek po angielsku, mimo że nie cierpię tego języka, dyskusji kto śpiewa lepiej, Dave czy Martin, dziesiątki plakatów na ścianach pokoju, znaczki do przypinania, zawieszki, koszulki, wreszcie uczucie dumy, że Dave obchodzi urodziny dzień po mnie 😊
Powinnam dać moją ulubioną piosenkę, czyli “Behind the wheel”, ale jednak płyta Violator była totalnym szaleństwem, zatem niech będzie “Enjoy the silence”.
Ech … Morten. Jaki on mi się wtedy wydawał przystojny, w tej skórze. I ten teledysk. Motocykle, wolność, ruch, pęd ku przygodzie … To były czasy, kiedy byłam przekonana, że będę miała motocykl. Nawet na wypracowaniu z francuskiego, z tematu, jak sobie wyobrażam swój ślub napisałam, że będę na niego jechała motocyklem. Oszalałam na ich punkcie. Do czasu, kiedy przekonałam się, że nawet motorynką kolegi brata potrafię tylko wjechać w płot. No nie mam zdolności do pojazdów mechanicznych. Nie mam 😊
A-ha uwielbiam.
3. House of the rising sun - The Animals
Był taki czas … Klimatyczne domówki, często spontaniczne. Całe popołudnia i wieczory spędzaliśmy w nowobudowanym, niewykończonym domu rodziców kolegi na sąsiednim osiedlu. My, grupa osiemnastolatków, dwudziestolatków. I wśród nas on. Niemiec, Jurgen, lat około 50. Broda do piersi. Z gitarą. Jak on grał! Jak śpiewał! Siedzieliśmy zasłuchani, zahipnotyzowani, zauroczeni. A on grał. Nie wiem, skąd się wziął w naszym gronie, ale był tam najważniejszą osobą. Już nigdy potem nie czułam takiej bliskości z muzyką.
I ta piosenka. Najpiękniej brzmiała w jego wykonaniu.
4. Dance me to the end of love - Leonard Cohen
Nie mam jakichś specjalnych wspomnień z tą piosenką, ale Cohena mogę słuchać w kółko.
Moja fascynacja modą narodziła się w okresie późnego PRL-u, kiedy to w telewizji można było zobaczyć zgrabne, kolorowe, szykowne, eleganckie kobiety przechadzające się po wybiegu w rytm dwóch piosenek. Jedną z nich była piosenka Black « Wonderful life », a drugą właśnie “Flames of love”. Ta druga jest moją ulubioną i kojarzy mi się z czasem, kiedy kształtowały się moje modowe gusta.
6. Non, je ne regrette rien - Edith Piaf
Język francuski to było objawienie w moim życiu. Francja i jej kultura to od lat moja największa pasja. Całe naukowe stypendium, które dostawałam na studiach, wydawałam na kasety (a potem płyty) z muzyką francuską. Od trzeciego roku doszła jeszcze do tego muzyka włoska. Był taki kultowy sklep muzyczny w Toruniu, na ulicy Szewskiej. Tam wydawałam to stypendium.
Piaf nie ma sobie równej. Była zjawiskiem na francuskiej scenie muzycznej. Nie do zastąpienia i nie do podrobienia. Wychodziła na scenę w małej czarnej, bez ozdób i sprawiała, że zatrzymywał się świat. Moim największym marzeniem byłoby usłyszenie jej na żywo. Niestety, to marzenie z gatunku tych nie do spełnienia.
7. La chanson des vieux amants - Jacques Brel
Nikt tak pięknie, jak ten Belg, nie śpiewał o miłości i całej palecie barw uczuć.
Zawsze lubiłam takie wolne kawałki. Zamykałam oczy, w tle leciał ten utwór w Trójce i ogarniało mnie uczucie spokoju.
9. Desenchantee - Mylene Farmer
Numer obowiązkowy na każdej studenckiej imprezie przyszłych romanistów.
10. I feel the Earth move - Martika
Jeszcze na kasecie. Zjechanej do granic. Zamykałam się w pokoju, puszczałam na całą parę, brałam mikrofon, tańczyłam do upadłego i wyłam. Chciałam być jak Martika. Wulkanem energii.
Kiedyś słuchana często. Ważna. Potem jakby zapomniana przeze mnie.
12. Baby can I hold you - Tracy Chapman
Głos, eskpresja, teksty. Nic tylko usiąść, bujać się na boki i zapomnieć o świecie …
Siódma lub ósma klasa. Taras domu mojej przyjaciółki. Codzienne oglądanie “Dirty Dancing” na video (czekam na top muzyki filmowej, Kustoszu). A potem godziny przegadane przy muzyce. Fascynacja Roxette. I nagle nowy utwór: “Joyride”. Nic innego już dla nas nie istniało.
(lata później przyjaciółka, spotkana przypadkowo w ogródku restauracji, nie poznała mnie, a jak ją zagadałam, to krzyknęła na cały głos: “Beata! O jeny, nie poznałam Cię, bo przytyłaś ! » Historia autentyczna. Mąż ją kopał pod stołem, żeby uważała na słowa. Po przyjaźni nie zostało nic. Roxette lubię do dziś)
Bo Sandra piękną kobietą była i cudnie śpiewała. Po prostu.
15. Domino Dancing - Pet Shop Boys
Pierwsza kaseta, jaką miałam. Bardzo lubiłam ten teledysk. Aż mi w nim iskrzyło od namiętności.
The Animals - House of the rising sun
9. Alphaville - Forever young
Wywaliłaś coś, żeby zaproponować coś co ja zaproponowałem 🙂
Twtter is a day by day war
The Animals - House of the rising sun
9. Alphaville - Forever young
Wywaliłaś coś, żeby zaproponować coś co ja zaproponowałem 🙂
O ja o ja!
Nie zauważyłam!
W takim razie podmienię Alphaville na coś innego.
Dzięki, Paweł 🙂
Nie wiem czy to dlatego że jest środek zimy, czy może po prostu taki jestem romantyczny zawsze, ale wyszły mi prawie same smutasy.
Kto wie, czy w lipcu moja lista nie wyglądałaby zupełnie inaczej.
L'Amour Toujours - Gigi D'Agostino
Ci Sara - Al Bano & Romina Power
Eyes Without A Face - Billy Idol
Fear of the Dark - Iron Maiden
Jak coś podmieniacie, to edytujcie swój post z nominacjami. Inaczej ja się w tym później nie połapię.
Nie wiem, czy Kustosz się tym zajmie, natomiast ciekawe byłyby zestawienia teledysków i piosenek, które napisano do filmów.
The The – Giant
Lubię The The, ale wybrałbym inną płytę i inny utwór. Co powiesz na TO? Też w sumie z nurtu deszczowców.
David Bowie & The Pat Metheny Group – This Is Not America
A tu zgoda. Z repertuaru Bowiego wybrałbym to samo.
Red Box - Chenko
Niesamowity jest ten indiański klimat. I pomyśleć, że gdyby nie Piotr Kaczkowski, wtedy byśmy tego nie usłyszeli.
Joy Division – Love will tear us apart. Nie wiem kto wtedy bardziej potrafił dołować – ja, czy oni? Dzięki za nastroje! Dzięki za fundament dla lat 80-tych! Dzięki za New Order!
No ale wybrałeś najmniej dołujący kawałek. Właściwie popik do tańczenia:)
To w ogóle jest świetna, cholernie spójna płyta. I od niej zaczęło się dla mnie U2, a dokładnie od "Pride".
- Roxy Music / Bryan Ferry – Slave To Love
Niespodziewanie odkryta słodycz, wzmocniona odpowiednio sceną z "9 i pół tygodnia". Wiadomo o co chodzi i o KIM ja mówię. Oczarowani albumem Boys & Girls dokopaliśmy się do całej twórczości Roxy Music
Ja Roxy Music znałem wcześniej. Nie wiem jak to szło w parze z punkowaniem ale jakoś szło:)
- The Stranglers – Midnight Summer Dream
Obudziłem się pewnego dnia, a świat był wspaniały. Oczarował mnie Sen Nocy Letniej...
Wtedy nie lubiłem tego kawałka. Takie miękki new romantic, a Stranglersom bliżej było do punkowych klimatów. Ale teraz lubię. Byłem kiedyś na koncercie w sali kongresowej.
1. Depeche Mode - Enjoy the silence
dyskusji kto śpiewa lepiej, Dave czy Martin,
Było na mojej liście, ale wiedziałem że zgłosicie:) Naprawdę ktoś uważał, że Martin śpiewa lepiej?
9. Alphaville - Forever young
Kolonijne dyskoteki, tańce-przytulańce i pierwsze zauroczenia.
Jak to? Alphaville to moje dyskoteki i moje tańce przytulańce, a Ty jesteś wszak trochę młodsza. Takie starocie grali wam na dyskotekach?:)
You Came Kim Wilde
Wstyd powiedzieć ale "kochałem się" w Kim Wilde i był to jedyny raz kiedy aż tak zafascynowała mnie śpiewająca pani. Do tego stopnia, że podczas wakacji w Austrii wszystkie pieniądze wydałem na jej płytę, którą zresztą później bałem się odtwarzać (bo się zniszczy):) Potem zresztą żałowałem, że nie kupiłem jednak "The Collection" Ultravox. No ale po latach możemy się zdobyć na szczerość, wielką wokalistką to ona nie była.
Nothing Compares 2 U Sinéad O'Connor
To jest absolutna petarda. Zresztą Sinead od początku była petardą.
Ja zdecydowanie wolę "Lie to me", ale "Wicked Game" też jest świetne. Do tego "Blue hotel" i "Heart full of soul" i mamy komplet genialnej muzy z płyty "Chris Issak".
Lubię The The, ale wybrałbym inną płytę i inny utwór. Co powiesz na TO? Też w sumie z nurtu deszczowców.
Cały czas śledzę The The, najważniejsze, że jeszcze działa, ostatnio zanabyłem taki album. Giant jest jak metronom, który idealnie, zero-jedynkowo dostraja się do rytmu mojego muzgó.
Nie znałem teledysku do Twojej piosenki, bo raczej nie mam czasu oglądać jeszcze teledysków:) Ale tak, to dobry deszczowiec.
BTW to też byłby ciekawy TOP: muzyczne deszczowce. Albo: moje anielskie głosy. Ale ten cholerny czas, czas, czas... wrrrrr.
Filmowy TOP jak najbardziej na tak! Wyciągam LP Top Gun + 9ipół... i już jest top 🙂
No ale wybrałeś najmniej dołujący kawałek
Bo ja dołuję na wesoło:) A kto mi zabroni.
Naprawdę ktoś uważał, że Martin śpiewa lepiej
Też się zdziwiłem. Nawet ostatnio w Trójce leciała jakaś audycja o latach 80 i pany redaktory co się na muzyce znajo chcieli zabrylować i puścili Gore'a z jego solowej płyty - utwór In A Manner of Speaking, nie zająkając się nawet, że to cover Tuxedomoon
No jest różnica. Jest.
Martin niech się zajmie graniem i komponowaniem. Dobrze mu to wychodzi. Gdy na koncertach on przejmuje mikrofon, to ja mam przerwę na oddech i otarcie potu.
You Came Kim Wilde
Wstyd powiedzieć ale "kochałem się" w Kim Wilde i był to jedyny raz kiedy aż tak zafascynowała mnie śpiewająca pani. Do tego stopnia, że podczas wakacji w Austrii wszystkie pieniądze wydałem na jej płytę, którą zresztą później bałem się odtwarzać (bo się zniszczy):) Potem zresztą żałowałem, że nie kupiłem jednak "The Collection" Ultravox. No ale po latach możemy się zdobyć na szczerość, wielką wokalistką to ona nie była.
Dlaczego wstyd? Myślę, że nie byłeś osamotniony 🙂 A że wielką wokalistką nie była? No cóż, z przebojami, a tu mamy przecież takie właśnie zestawienie, często tak bywa. Zresztą nie tylko o śpiewanie chodzi.