Jeśli dla Ciebie żądanie przestrzegania elementarnych zasad dyskusji jest szantażem to nic na to nie poradzę.
Dobrze wiesz, że nie napisałem o szantażu w kontekście "żądania przestrzegania elementarnych zasad dyskusji" tylko o tym, że stawiasz temat "albo albo". Więc jeśli tak lubisz, albo nie lubisz, to nie będę Cię zmuszał do rozmawiania ze mną i wysłuchiwania moich gównianych analiz (to pojęcie rozumiem, mieści się elementarnych zasadach dyskusji).
Twtter is a day by day war
Owszem, ponieważ było reakcją na Twój atak ad personam, w którym insynuowałeś mi niefajne intencje.
Owszem, ponieważ było reakcją na Twój atak ad personam, w którym insynuowałeś mi niefajne intencje.
Czyli Tobie wolno a mi nie? Czy jak?
Twtter is a day by day war
Gdzie i kiedy zaatakowałem Cię ad personam?
Gdzie i kiedy zaatakowałem Cię ad personam?
Pytałem o "elementarne zasady dyskusji", w których uważasz, że nie można "atakować Ciebie ad personam", ale można pisać o czyimś wpisie "gówniane analizy".
Twtter is a day by day war
W tym wypadku można bo była odpowiedzią na Twoją insynuację czyli cios poniżej pasa, w być może bliższej Ci terminologii sportowej. I w końcu EOT bo rzeczywiście napiszę coś, czego będę później żałował.
Zaczyna się jak Pink Floyd z okresu "The Wall", wokal też podobny do Watersa, potem rozwija się w coś jakby Pixies ale nie do końca. Generalnie, nie wiem czy do topu wszech czasów, ale nie jest złe.
To ja też się pochwalę, bo jestem dumny z tego zestawu. Szczególnie z winyla z autografami muzyków.
Rzeczy, które posiadasz w końcu zaczynają posiadać ciebie
Chuck Palahniuk - Fight Club
Zaczyna się jak Pink Floyd
skojarzenie jest oczywiste i zapewne dlatego ten dziwny, ponad 16-minutowy utwór trafił do TOPu. Barabasz rozbił bank 🙂 ale nie widzę Controlling Crowds, z której pochodzi mój drugi archiwowy naj, czyli Bullets (najlepiej w połączeniu z video) - ten to dopiero potrafi człowieka zdenerwować
Jest i ta Controling Crowds, akurat była w wieży.
Memu sercu najbliższa i najważniejsza jest płyta Noise, dla mnie cudo. Słucham jej rzadko w ważnych dla mnie momentach, żeby czasem nie spowszedniała. To trochę jak Karp w Wigilię.
Rzeczy, które posiadasz w końcu zaczynają posiadać ciebie
Chuck Palahniuk - Fight Club
Dwójka (PR2) puściła dziś Spacerologię i przypomniała mi, że lubiłem kiedyś słuchać Mariusza Lubomskiego
@Hebiusie, zdążyłem już zapomnieć, a to był świetny numer. Dzięki.
Mam ręce w kieszeniach a kieszenie jak ocean... super tekst i fajny kawałek.
Oglądał ktoś? Republika. Narodziny legendy
Chyba nie. Na pewno sprawdzę.
@seth o, dzięki! już się na to rzucam 🙂 Ostatnio wpadło mi w ręce takie wydawnictwo, jest trochę wspominkowych wywiadów, nawet z mamą GC
Oglądał ktoś? Republika. Narodziny legendy
Obejrzałem wreszcie. Świetny film, dla mnie najciekawsze są najwcześniejsze początki zespołu. O ile Sławka Ciesielskiego i Zbyszka Krzywańskiego można jeszcze gdzieś czasem zobaczyć to Paweł Kuczyński przepadł dla mnie w mrokach dziejów. I w tym filmie się pojawia, nie do poznania.
Są nawet fragmenty słynnego reportażu z Trójki o Ciechowskim terroryzującym mieszkańców swojego bloku:)
Aha i kompletnie nic nie zrozumiałem z wykładu pana jazzmana na temat konstrukcji muzycznej "Kombinatu". Poza tym oczywiście, że połamane są tam schematy:)
I jeszcze jedna kwestia. Pewien niesmak wzbudził we mnie komentarz żony Grześka w sprawie kłótni o tantiemy, która zakończyła historię pierwszej Republiki. Ja stoję w tej sprawie po stronie chłopaków z zespołu. Raczej nie było tak, że nie mieli żadnego wkładu w tworzenie repertuaru. Owszem, rola Ciechowskiego była kluczowa ale jakiś udział w tantiemach im się należał. Też grałem muzykę i wiem jak wyglada proces twórczy. Widziałem to również w innych zespołach. Zresztą inaczej to nie jest zespół tylko solista z muzykami towarzyszącymi.
Paradoks jest taki, że teraz korzyści z muzyki Republiki czerpie Anna Skrobiszewska, trzecia żona Grześka, a w tamtych czasach fanka słuchająca ich muzyki z radia a pozostali muzycy z zespołu, którzy tę muzykę grali i współtworzyli, nie dostają nic.
Za pierwsze 2 płyty Republiki dałbym z siebie drzeć biało-czarne pasy. Obywatela GC łyknąłem niejako siłą rozpędu, zwłaszcza pierwszego. A potem przyszedł rok 1991 i tak zwane nowe, nowoczesne aranżacje starych przebojów. Pamiętam, jak nastawiałem się na koncert w Sali Kongresowej gdy wrócili. I co usłyszałem i zobaczyłem? Jakiś cyrk: na bębenkach Jose Torres, żeńskie chórki i żałosne podrygi M. Potockiej w jakimś kosmicznym stroju. Ohyda. Kolejnych płyt Republiki przez długi czas nawet nie słuchałem, gdzieś w radio przemykały się pojedyncze piosenki. Dopiero dużo później kupiłem pozostałe albumy. Ostatnia "moja" republikańska krew popłynęła w 1986 r. na singlu Moja Krew/Sam na linie. A potem to już tylko Mamona.