Jeśli chodzi o imiona, to ludzie czasem mają proste skojarzenia. Przykład. Miałam w dalszej rodzinie dalekiego kuzyna o imieniu Ariel. Jakież było oburzenie wśród rodziny i znajomych! Ariel? Jak można dać dziecku imię proszku do prania???!!!
Nikt z nich nie miał pojęcia, że to imię z Szekspira. Bardzo ładne zresztą, moim zdaniem.
Mnie się zawsze Ariel z biblią kojarzył. Z jakimś aniołem.
Doczytałem, że jest symboliczną nazwą Jerozolimy. Szekspir i proszek był później.:P
Zawsze przecież były imiona, które pełniły rolę pejoratywnych określeń. Teraz jest Janusz, wcześniej tę samą funkcję w języku pełnił Czesio i Czesław, albo Miecio.
Prawda, w moich stronach takimi imionami był Wiesiek i Gienek, a kobiecym Mariolka.
Mnie się zawsze Ariel z biblią kojarzył. Z jakimś aniołem.
Jak z aniołem to może z Urielem?
Mnie się zawsze Ariel z biblią kojarzył. Z jakimś aniołem.
Jak z aniołem to może z Urielem?
Też tak myślę, że Mysikrólikowi chodziło raczej o Uriela.
Ariela chyba nie było.
A mnie skojarzyło się z bajką "Mała syrenka".;)
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Mnie się zawsze Ariel z biblią kojarzył. Z jakimś aniołem.
Jak z aniołem to może z Urielem?
Też tak myślę, że Mysikrólikowi chodziło raczej o Uriela.
Ariela chyba nie było.
Wikipedia
Ariel, Arael, Ariael, Uriel, Aruel, Hadriel (hebr. אֲרִיאֵל – lew boży) – anioł, duch. Jest opisany w Starym Testamencie w Księdze Izajasza (29,1), oznacza Jerozolimę, miasto wzmocnione pomocą Boga.
Ach, Arielu, Arielu, miasto, gdzie obozował Dawid! Dodajcie rok do roku, święta niech biegną swym cyklem! Wówczas ucisnę Ariela, nastanie żałość i wzdychanie. Ty będziesz dla mnie jakby Arielem. (Iz 29,1)
W Starym Testamencie i innych pismach żydowskich nazwy Ariel używa się na określenie miasta Jerozolimy. Jest więc w Biblii Ariel symboliczną nazwą Jerozolimy.
Ariel występuje także jako imię anioła w apokryficznej Czwartej Księdze Ezdrasza. W "Testamencie Salomona" zwierzchnik demonów. Jest władcą wiatru oraz piorunów.
Mysikróliku, nieodmiennie zadziwia mnie Twoja znajomość Biblii 🙂
No cóż. Aby móc polemizować z wyznawcami, trzeba co nieco wiedzieć. Poza tym to rewelacyjne dzieło.
Ariel jako postać ze sztuki Williama Szekspira lub Aleksandra Pope’a jest nazwą księżyca Urana.
Mnie się zawsze Ariel z biblią kojarzył. Z jakimś aniołem.
Mnie przede wszystkim z "Szaleństwem Majki Skowron". Ktoś pamięta, czy w serialu wyjaśniali, że to od Szekspira?
Mnie się zawsze Ariel z biblią kojarzył. Z jakimś aniołem.
Mnie przede wszystkim z "Szaleństwem Majki Skowron". Ktoś pamięta, czy w serialu wyjaśniali, że to od Szekspira?
Nie pamiętam, czy w serialu wyjaśniali, ale w książce chyba tak. Sprawdzę, jak będę w domu.
Tak mi przyszło do głowy, że imiona często są wykorzystywane do opisywania zjawisk. To nie tylko Brajanek, Dżesika, Janusz czy Grażyna, którym nadano synonim discopolowego kiczu i przaśności. Pamiętacie, że o Niemcach mówiło się Helmuty czy Helgi. Amerykanie nazywali Rosjan per Ivan. Do dziś w krajach anglosaskich osobę nieznaną określa się mianem John Doe lub Jane Doe. Nikt się powszechnie na to nie zżyma. Ja uważam to za bogactwo językowe, takie figury retoryczne.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!
@yvonne, jak przetłumaczysz drugą część zdania? Google translator tłumaczy "to ja jestem uszami" 🙂
"Si quelqu'un pense ŕ autre chose, je suis preneuse"
Twtter is a day by day war
Nie znam kontekstu, ale znaczy to mniej więcej:
Jeśli ktoś ma inny pomysł, niech się nim ze mną podzieli.
W sensie: też jestem zainteresowana (preneuse wskazuje na to, że kobieta jest autorką wypowiedzi) poznaniem rozwiązania jakiegoś problemu.
Ale najlepiej jakbyś mi wrzucił cały tekst.
Ale najlepiej jakbyś mi wrzucił cały tekst.
Nie no spoko, wiedziałem wcześniej o co chodzi, ciekaw byłem raczej czy to jest takie powiedzenie we Francji "być uszami" w sensie "wysłucham", czy google źle tłumaczy.
Twtter is a day by day war
Na portalu "Zupełnie inna opowieść" jest świeża recenzja "Templariuszy" autorstwa Przemysława Poznańskiego.
Ta ... Widziałam dzisiaj rano.
Już po pierwszym zdaniu odechciało mi się czytać.
Sprzed pół wieku temu 🙂
Dziennikarstwo całkiem zeszło na psy. Nikt tych tekstów nie czyta przed publikacją???
Ooo... To mnie teraz zachęciłaś do lektury tej recenzji 😀 Bo Kustosz swoją zajawką w ogóle.
Na portalu "Zupełnie inna opowieść" jest świeża recenzja "Templariuszy" autorstwa Przemysława Poznańskiego.
Ta ... Widziałam dzisiaj rano.
Już po pierwszym zdaniu odechciało mi się czytać.
Sprzed pół wieku temu 🙂
Dziennikarstwo całkiem zeszło na psy. Nikt tych tekstów nie czyta przed publikacją???
Yvonne, ja czasem miewam wrażenie, że Ty nie wyściubiasz nosa ze swojej bańki. Wiadomość z pierwszej linii frontu - otóż w większości wypadków nie. I od razu wyjaśniam, co za tym może stać.
W pierwszym rzędzie pieniądze. Komuś trzeba zapłacić za korektę, a wszyscy tną koszty, myśląc sobie „i tak robimy to za friko”, więc „jakoś to będzie”. Byłoby łatwiej, gdyby czytelnicy chcieli płacić za treści, które czytają. Wtedy mogą też więcej wymagać, gdyż pomiędzy twórcą a czytelnikiem powstaje swego rodzaju umowa czy zobowiązanie. W takie sytuacji autor/redaktor odpowiedzialny/wydawca mają sygnały, że coś jest nie tak i mogą reagować.
Z ilu płatnych serwów korzystasz?
Wszyscy chcą czytać, nie płacąc za to ani grosza. Tymczasem wszystko kosztuje. I nie mówię wyłącznie o pieniądzach. Co więcej, polskie prawo prasowe dopuszcza działania polegające na tym, że ktoś bierze sobie fragmenty Twoich treści i umieszcza je w swoim serwisie. Bez zgody, za darmo. Wystarczy, że poda źródło.
Możesz oczywiście powiedzieć, że jeśli ktoś publikuje w sieci jakieś treści, to odpowiada za ich jakość. Zgoda. Firmując coś własnym nazwiskiem, bierzesz na siebie odpowiedzialność.
Sęk jednak w tym, że w większości przypadków błędy czy dziwne konstrukcje, zdradzające zmiany na etapie budowania tekstu (nie mówię o błędach merytorycznych, rzeczowych etc), nie wynikają ze złej woli czy niechlujstwa autora.
Wierz mi, że wyłapywanie własnych błędów - z wielu względów - to trudna sztuka. Rzekłbym, że często jest to prawdziwy rollercoaster. Szczególnie, gdy tych tekstów jest kilka lub kilkanaście każdego dnia, a Ty nie masz czasu na ich dopieszczanie, bo wpada coś innego, pilniejszego i zwyczajnie o tym zapominasz.
Czy dziennikarstwo zeszło na psy? I tak, i nie. Zależy, gdzie patrzysz i kogo czytasz.
Wiem oczywiście, jaki charakter ma strona, z której materiał recenzujesz.
Zawsze możesz napisać do Autora, uprzejmie informując go o jakimś błędzie. Z pewnością będzie Ci wdzięczny.
@seth_22
Seth, A i Z tematu. Zresztą, żeby daleko nie szukać, czy ktoś robi korektę tekstów publikowanych na naszym portalu? Też można wyłapać tam masę błędów językowych. Ok, robimy to amatorsko ale dziś granice między tym co amatorskie a profesjonalne w sieci są bardzo płynne. Jedyną jasną cezurą jest płacenie za udostępniane teksty. Z punkty widzenia czytelnika nie ma wielkiej różnicy czy czyta artykuł na ZNienacka czy na Zupełnie inna opowieść, błędy rażą tak samo.
I rację ma Seth, że trudno poprawiać własne błędy. Ja czytam swoje teksty wiele razy przed publikacją a potem i tak zawsze coś znajduję. Do tego dochodzą błędy, których sam nie znajdę bo do kompetencji językowych profesorów Miodka i Bralczyka jest mi daleko.
To teraz pytanie serio. A może ktoś chciałby się zająć korektą naszych artykułów na portalu? Byłaby to rzecz pożyteczna.