Tak młoda
Raz, że makijaż a dwa, że wtedy byłam faktycznie młodsza. No i trzy - zimno było to mi zmarszczki zamarzły.
Moje dzieci śpilukolota czy jakoś tam w ogóle nie słyszały. Jak i zresztą o większość tych słów.
Jesieniara jest fajne, bo w wymowie bo ciepło skarpet i puszystość koca. No i herbatę w kubku. Śmiało mogę powiedzieć, że jestem zaciszną jesieniarą.
A co do słów....no młodzieżowych. To u mnie się przyjęło słowo "zaciesz".
Nie wiem, czy to był żart z tą gościnią, gdyż nie słuchałam całej audycji. Włączyłam akurat jak padły te słowa. Może to był zatem żart wynikający z dyskusji o nowej książce dziennikarki?
Jeśli natomiast nie był, to ja naprawdę dziękuję.
Tak się teraz mówi, w nowym, lepszym równym świecie.
Proponuję zapoznanie się z zasadami. To tylko kwestia czasu gdy trafią do urzędów i będą Wasze dzieci w szkołach uczyli.
https://www.consilium.europa.eu/pl/documents-publications/publications/inclusive-comm-gsc/
Coraz szybciej pędzimy w stronę Orwella.
Żeńskie końcówki, feminatywy w II RP. Używano ich w Polsce już 100 lat temu i nie wzbudzały kontrowersji
Profesorki, magistry, świadkinie czy nawet powstanki. Wszystkich tych form używano już w przedwojennej Polsce. A nawet wcześniej.
Żeńskie końcówki nie są nowym wynalazkiem językowym. Nagminnie używano ich już na samym początku XX wieku. Co więcej przed stuleciem to nie one budziły oburzenie, ale raczej… przypadki stosowania męskich końcówek na określenie kobiet.
W 1904 roku „Poradnik Językowy” opublikował protest czytelników sprzeciwiających się „gwałceniu języka polskiego” poprzez „łączenie z nazwiskami żeńskimi tytułu Dr. (Doktor) zamiast Drka (Doktorka)”. W tym liście podano też inne „prawidłowe” formy: profesorka, lekarka, lektorka, autorka…
Większość szybko zadomowiła się w języku. Językoznawcy badający temat twierdzą nawet, że w słownikach z pierwszej połowy XX wieku formy żeńskie były powszechniejsze niż po II wojnie światowej. Podobnie rzecz wyglądała w codziennym użyciu.
Z oczywistych powodów zewsząd słychać o Ukrainie. W Ukrainie to, do Ukrainy tamto, razi mnie to strasznie bo jestem przyzwyczajony do zwrotów „na Ukrainie”, „na Ukrainę”. Sięgnąłem aż do słownika bo formę, w moim przekonaniu błędną, stosują również różne autorytety z tytułami naukowymi. I co się okazuje. Słownikowo poprawna jest forma „na Ukrainie” ale nie jest poprawna politycznie gdyż sugeruje podległość terytorialną a przecież Ukraina od 30 lat jest niepodległa (przynajmniej póki co). Językoznawcy przewidują więc, że wkrótce obie formy będą poprawne słownikowo.
Dla mnie to kolejny przykład absurdów polit poprawności, zwłaszcza, że nie widzę tu konsekwencji. Jeździmy przecież na Słowację, a nie do Słowacji i na Węgry, a nie do Węgier i nikt z poprawnością polityczną nie ma tu jakoś problemu.
@kustosz wszedłeś na grząski teren. Tak, od pewnego czasu niektóre media sądzą, że mówienie 'na Ukrainie' sugeruje, że nie jest to panstwo tylko kraina geograficzna i promują 'w Ukrainie' jednocześnie pozostawiając bez zmian Węgry i Słowację.
Tak to teraz jest, że niektórym się wydaje, że samo nazewnictwo może coś zmienić a okazuje się, że na końcu nikogo nie interesuje czy w czy na, skoro tam giną ludzie.
Twtter is a day by day war
Dla mnie to kolejny przykład absurdów polit poprawności, zwłaszcza, że nie widzę tu konsekwencji. Jeździmy przecież na Słowację, a nie do Słowacji i na Węgry, a nie do Węgier i nikt z poprawnością polityczną nie ma tu jakoś problemu.
Brak konsekwencji jest na poziomie językowym. Tymczasem tu dochodzi też poziom kontekstowy - polityczny, historyczny czy geograficzny. Narracja Rosji przecież opiera się właśnie na założeniu, że Ukraina nie jest autonomicznym podmiotem jako państwo czy naród. Nie jest samorządnym krajem. A czegoś takiego w przypadku Węgier czy Słowacji nikt nie kwestionuje.I dlatego ta różnica między "na" a "w" stała się nagle istotna. choć dla mnie też brzmi dziwnie. Przynajmniej na razie.
Zresztą ten typ propagandy całkiem nieźle się sprawdza - wiele komunikatów czy deklaracji jak ognia unika mówienia o wojnie czy nawet agresji, zastępują to enigmatycznymi i neutralnymi frazesami typu "sytuacja" czy "konflikt", bez wskazywania winnych. Jakby na jakimś poziomie akceptowali, że to wewnętrzna sprawa Rosji.
Tymczasem tu dochodzi też poziom kontekstowy - polityczny, historyczny czy geograficzny. Narracja Rosji przecież opiera się właśnie na założeniu, że Ukraina nie jest autonomicznym podmiotem jako państwo czy naród. Nie jest samorządnym krajem. A czegoś takiego w przypadku Węgier czy Słowacji nikt nie kwestionuje.I dlatego ta różnica między "na" a "w" stała się nagle istotna. choć dla mnie też brzmi dziwnie.
Ja nie wiem czy reguły językowe powinny służyć do manifestacji politycznych. Zresztą absurd polega na tym, że chyba mało komu, zwrot "na Ukrainie" kojarzy się z podległością, a już prawie na pewno nikt nie używa go w takim kontekście, żeby niepodległość Ukrainy kwestionować. To dopiero wszyscy ci przewrażliwieni nadgorliwcy uświadomili mi, że forma "na Ukrainie" coś tam ukraińcom może umniejszać.
W idealnym świecie by nie służyły, ale takiego świata nie ma, a "kontekst określa świadomość". Przykładów słów, które znalazły się na cenzurowanym ze względu na sens, jaki MOGĄ mieć, jest więcej. Albo takich, które dla wielu osób nie są obraźliwe/szkodliwe, ale akurat dla tych, których dotyczą, są. Najczęściej wynika to z problemów rasowych, kulturowych czy dyskryminacji, jednak jak widać i na poziomie polityki międzynarodowej ma znaczenie.
Gdyby ktoś chciał się zastanawiać nad rzeczywistym sensem tej zmiany, to przypomnę, że po rosyjsku jest 'в Украине'
Twtter is a day by day war
Gdyby ktoś chciał się zastanawiać nad rzeczywistym sensem tej zmiany, to przypomnę, że po rosyjsku jest 'в Украине'
Czyli zmieniamy na ruską modłę.
To samo mniej więcej wyczytałem. Dla mnie zostaje "na Ukrainie". Mam alergię na wszelkie przejawy poprawności politycznej.
Nasz premier chyba się z Tobą zgadza, bo też mówi "na Ukrainie".
Jeśli chodzi o wątek poruszony przez Kustosza, to w Bydgoszczy też mamy taki przykład złego użycia określenia miejsca.
Chodzi o Fordon, który do roku 1972 był osobnym miastem i oczywistym było, że mówiło się "jadę do Fordonu", "jestem w Fordonie", "mieszkam w Fordonie".
Od 1972 roku natomiast Fordon jest osiedlem / dzielnicą (nigdy tego nie rozróżniam) i od tego czasu powinno się mówić "jadę na Fordon", "jestem na Fordonie", "mieszkam na Fordonie". Tak jak się mówi o wszystkich innych osiedlach. Mieszkam na Piaskach, na Błoniu, na Szwederowie, na Wyżynach, na Bartodziejach, na Kapuściskach ...
I tak samo powinno być z Fordonem.
Ale wszyscy nadal mówią "w Fordonie", "do Fordonu".
A jak ktoś powie "na", to jest wyśmiewany.
A jak ktoś powie "na", to jest wyśmiewany.
Przez Adama?🤣😋
Ale wszyscy nadal mówią "w Fordonie", "do Fordonu".
A jak ktoś powie "na", to jest wyśmiewany.
To samo w Warszawie. "W Wawrze", "w Urusie", "w Wesołej". Żaden warszawiak nie powie "na Wawrze", "na Ursusie", "na Wesołej". Tak może ewentualnie powiedzieć "Słoik". Ale już z Wilanowem jest trochę inaczej. Nadal mieszka się w Wilanowie, ale gdyby ktoś wolał jednak "na Wilanowie" to już aż tak nie zgrzyta. Za to pałac jest w Wilanowie i basta. Podobnie z Włochami - we Włochach, ale "na Włochach" od biedy jeszcze ujdzie, choć ja bym tak nie powiedział.
Ale wszyscy nadal mówią "w Fordonie", "do Fordonu".
A jak ktoś powie "na", to jest wyśmiewany.
To samo w Warszawie. "W Wawrze", "w Urusie", "w Wesołej". Żaden warszawiak nie powie "na Wawrze", "na Ursusie", "na Wesołej". Tak może ewentualnie powiedzieć słoik.
Nie wiedziałam, że słoiki potrafią mówić.
Naprawdę, Kustoszu, takie określenia to chyba nie Twój poziom.
Naprawdę, Kustoszu, takie określenia to chyba nie Twój poziom.
O ile mi wiadomo "Słoik" jest określeniem żartobliwym a nie obraźliwym i mocno już wpisanym w warszawski folklor miejski. Ale może powinienem napisać to słowo wielką literą, a nie małą, więc na wszelki wypadek poprawiam.
O! Wreszcie mogę podeprzeć się autorytetem:) Precz z poprawnością polityczną!
https://twitter.com/BartekPiekarsky/status/1502042037578698755?s=20&t=dojA0McxoL2QjohTizuq1Q