W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Kilka słów podsumowania finansowego.
Udało mi się zebrać łącznie kwotę 1.740,00 zł.
Za powyższą kwotę zakupiłam:
opał z dowozem oraz wyładowaniem - 1.200,00 zł
kołdra 155x200 + 2 poduszki 70x80 + komplet pościeli - 250,00 zł
artykuły chemiczne - 252,30 zł
Pozostało mi więc jeszcze 37,70 zł.
Nie bardzo wiem co z tą kwotą teraz zrobić. Jutro do magazynu przyjadą kolejne rzeczy dla rodziny dostarczone przez drugą wolontariuszkę i trójkę pojedynczych darczyńców - żywność, ubrania, zabawki, upominki. Mogę te pieniądze przeznaczyć na zakup papieru pakowego i taśm klejących do opakowania paczek. Chyba, że macie jakiś inny pomysł, jestem otwarta na wasze propozycje.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Super, błyskawicznie i sprawnie, wyrazy szacunku 😊 .
Papier czy taśma jak najbardziej, a jeśli zostanie jakaś forsa i będzie możliwość to może jakąś grę kupić? Jengę albo coś podobnego? W życzeniach specjalnych coś takiego było.
Swoją drogą rozumiem założenia szlachetnej paczki, ale szkoda, że nie ma zwyczaju dołączania np. używanych książek czy zabawek, oczywiście w bardzo dobrym stanie. Moja siostra co jakiś czas wyrzuca lub oddaje całe pudła rzeczy, które prawie nie były użytkowane. Koleżanki też czasem wspominają, że mają problem z podziecinnymi rzeczami - nie używają ich, nie mają komu przekazać, a są tak mało zużyte, że żal wyrzucić.
Można oddać do przedszkola lub żłobka.
Albo do domu samotnej matki.
Wbrew pozorom takie instytucje wcale nie są szczególnie zainteresowane... Możliwe, że zdarzają się jakieś niedofinansowane, ale wcale nie większość. Próbowałam kiedyś z biblioteką szpitalną (po kilku zawodach z publicznymi) i usłyszałam wprost, że jakby były nowe nowości, to przejrzą i sobie wybiorą.
Wbrew pozorom takie instytucje wcale nie są szczególnie zainteresowane... Możliwe, że zdarzają się jakieś niedofinansowane, ale wcale nie większość. Próbowałam kiedyś z biblioteką szpitalną (po kilku zawodach z publicznymi) i usłyszałam wprost, że jakby były nowe nowości, to przejrzą i sobie wybiorą.
Ja oddawałam do przedszkola bez problemu.
W żłobku, do którego chodzi Ela, też przyjmują.
Ale ja mówię raczej o zabawkach i grach, nie o książkach.
Ponadto na FB jest grupa "Widzialna ręka" i tam też można ogłosić, co chciałoby się oddać.
Ja chciałem dodać, że podniszczoną odzież, koce, pościel, z pocałowaniem ręki przyjmie większość schronisk dla psów, bo z tego można robić posłania.
Oczywiście warto zadzwonić wcześniej i się dowiedzieć, bo w różnych schroniskach mogą być różne potrzeby i zwyczaje.
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Moja siostra co jakiś czas wyrzuca lub oddaje całe pudła rzeczy, które prawie nie były użytkowane.
Może nie powinna tyle kupować?
Milady w dyrekcji, Iga na recepcji a ja do noszenia węgla. Każdy tam gdzie nadaje się najlepiej:) Trwa weekend cudów i wszyscy jesteśmy wolontariuszami.
Sobota, OSP Stare Grabie, godzina 7.30
Ziewając i przecierając zaspane oczy zajechałam przed OSP, w którym ma mieścić się nasz magazyn. Cóż za barbarzyńska godzina na rozpoczęcie pracy w sobotę! Mimo tego na miejscu jest nas już całkiem sporo. Na szybko przygotowujemy dla darczyńców stół z kawą, herbatą, ciastami oraz słodyczami. Na podłużnych stołach z ławami ustawiamy napoje oraz prowiant przygotowany przez Koło Gospodyń Wiejskich (kanapeczki, zawijańce z tortilli, sałatki, chleb ze smalcem i jeszcze kilka innych przekąsek, których nazw nie znam.:)) A około 11 nasze kochane panie przywiozły nam mnóstwo domowego bigosu, który był na bieżąco podgrzewany dla nas i darczyńców.
Dochodzi godzina 9. Pojawia się pierwszy darczyńca. Gdy tylko przekracza próg magazynu wybrzmiewają fanfary i wszyscy klaszczemy. I tak staramy się witać każdego darczyńcę. Powoli zaczyna się robić coraz większy ruch. Wolontariusz opiekujący się daną rodziną spędza kilka chwil z darczyńcą, w tym czasie pozostali wolontariusze wnoszą paczki.
Wybija godzina 10 i wtedy na teren przed magazynem podjeżdżają dwa gigantyczne wozy wraz z żołnierzami Wojsk Obrony Terytorialnej. Okoliczni mieszkańcy zbiegli się ciekawi co też się dzieje. Kilku żołnierzy zrezygnowało z leżenia dziś w lesie na rzecz pomocy w rozwożeniu paczek.:) Wkrótce pojawia się także sołtys Starych Grabi i towarzyszy nam już do końca weekendu cudów. Przez prawie 12 godzin dziennie nosił z nami paczki, rozładowywał i załadowywał samochody, jeździł do rodzin. Po prostu osoba godna piastowanego stanowiska.:)
Po 10 pojawia się także Kustosz z Igą i są z nami przez kilka godzin. Iga pracuje na recepcji i zajmuje się rejestracją darczyńców a Kustosz jedzie ze mną do 3 rodzin. U jednej z nich trzeba rozładować pół tony węgla ale dzielnie się do tego zabiera.
Ale o tym jak weekend cudów wygląda od zaplecza opowiem może trochę później. Was zapewne interesuje relacja z prezentu dla rodziny, którą postanowiliście wesprzeć.:)
To było w niedzielę. Wojskowym Jelczem oraz moją osobówką podjechaliśmy pod kamienicę, w której mieszka rodzina. Było nas 7 osób bo i paczek było dużo (ja z Igą, druga wolontariuszka, trzech wojskowych oraz synek jednego z nich). Każdy złapał po paczce i udaliśmy się do rodziny. Gdy tylko nas zobaczyli ucieszyli się niesamowicie. Starsze dzieci szybko włożyły buty i kurtki i wybiegły z nami żeby pomóc w noszeniu paczek. Młodsze dzieci lekko się wstydziły i chyba nie do końca rozumiały co się dzieje, takie było zamieszanie. Starsze były tak bardzo uśmiechnięte... Ich mama powiedziała nam, że od śmierci taty nie uśmiechnęły się jeszcze w taki sposób. Węgiel do rodziny trafił już w piątek. Na razie to tylko kilka słów ode mnie i krótka fotorelacja. Bardziej obfitą relację z tej wizyty wrzucę niedługo. Muszę ją przygotować.
Ogólnie w weekend cudów odwiedziłam 10 rodzin (5 swoich i 5, w których pomagałam innym wolontariuszom). Taki weekend to niesamowite doświadczenie. Szczególnie w przypadku rodziny, dla której robiliśmy zbiórkę. Chociaż myśl, o każdej mojej rodzinie, która otrzymała paczkę powoduje szybsze bicie serca i szczere wzruszenie. Mam tyle pięknych laurek od dzieci..
Prawdą jest, że był to czas, w którym MY wolontariusze musieliśmy skoncentrować wszystkie siły aby osiągnąć cel. Było wiele wzruszeń zarówno ze strony darczyńców jak i obdarowanych.
Ale najważniejsze, udało się!!! 🤩 🤩 🤩 🤩 🤩 🤩 🤩 🤩 🤩 🤩 🤩
Pomoc dotarła do każdego! ❤️ ❤️ ❤️ ❤️ ❤️ ❤️ ❤️ ❤️ ❤️
Choć gdyby nie wsparcie ze strony Wojska Obrony Terytorialnej nie wiem jak by nam się udało tego dokonać. Poznałam także wielu pozytywnie zakręconych ludzi. I to co wydaje mi się najważniejsze. Nie było nas wolontariuszy zbyt wielu, ale akurat w moim rejonie wszystkie osoby były ciepłe, życzliwe, wesołe i z poczuciem humoru. Aż chciało się pracować.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Milady, dużo pracy, zaangażowania i entuzjazmu. Miło było Cię widzieć w ferworze walki. Ale i dla mnie możliwość spojrzenia od kuchni była ciekawym i pouczającym doświadczeniem. Co prawda miejscami odczucia mam mieszane, ale o tym innym razem.
Brawo Milady!!!! Zrobiłaś coś cudownego, coś co wiele z obdarowanych osób zapamięta na lata.
Przykro mi tylko, że przegapiłam całą akcję... Całe szczęście, że inni byli bystrzejsi. Piękne jest to, że są ludzie, którzy mają wielkie serca i gdy tylko mogą komuś pomóc, to robią to bez mrugnięcia okiem.
Brawo Milady i wszyscy, którzy brali udział w dniu cudów! Kustosz z łopatą zasuwał z węglem? 🙂 Najważniejsze, że cel - uszczęśliwienie ludzi w trudnej życiowej sytuacji, został osiągnięty i zagościły uśmiechy u obdarowanych.
Jednak mnie zawsze, mimo wszystko, zasmuca to, że mimo wszystko to jest tylko kropla w morzu potrzeb i rodziny po całej akcji staną na nogi na chwilę.
Ale najważniejsze, że chociaż ta chwila będzie dla nich radosna i szczęśliwa. Za to ogromne brawa Milady!
Wysłany przez: @aldona
to jest tylko kropla w morzu potrzeb i rodziny po całej akcji staną na nogi na chwilę.
No właśnie nie!
Ideą Szlachetnej Paczki nie jest to żeby rodzinom raz w roku robić paczkę z prezentami. Pomoc udzielona przez darczyńców ma pomóc rodzinie stanąć na nogi, przezwyciężyć przejściowe problemy. Rodzina musi mieć w sobie potencjał a pomoc musi być mądra. Krótko mówiąc chodzi o to żeby dać wędkę a nie rybę. Przykłady z moich rodzin:
- Pani, dla której uruchomiliśmy zbiórkę w związku z nagłą śmiercią męża została niespodziewanie pozbawiona znacznej części środków do życia oraz wsparcia ze strony małżonka. Musi razem z dziećmi przetrwać okres, w którym będzie musiała załatwić wszystkie formalności związane z uzyskaniem renty dla dwójki dzieci, odpieluchowaniem najmłodszego dziecka i znalezieniem pracy. Ta pomoc ma zapobiec temu, że dzieci będą głodne i zmarznięte a cała rodzina popadnie w biedę bądź długi. Ta pani ma z nami stały kontakt i jestem pewna, że weźmie sprawy w swoje ręce i za jakiś czas upora się z problemem a my jej w tym pomogliśmy.
- Pani, która odeszła od męża alkoholika w momencie gdy zaczął być agresywny także w stosunku do dzieci. Pani ma pracę, weźmie dodatkową, załatwi alimenty. Ale na ten moment jest bez niczego. Szlachetna Paczka pomoże jej stanąć na nogi i zadbać o dzieci.
- Kobieta, której narzeczony zmarł z niewyjaśnionych przyczyn we śnie na kilka dni przed ich ślubem. Świadkiem tego była mała dziewczynka. Kobieta pracuje na 2 etaty żeby zarobić na czynsz wynajmowanego mieszkania (w małej miejscowości nie ma chętnych na wynajem mieszkania samotnej kobiecie z dzieckiem). Dziecko przeżywa traumę po śmierci ojca i potrzebuje więcej kontaktu z matką, która niestety pracując na dwa etaty nie ma zbyt wiele czasu. Złożyła podanie o przyznanie mieszkania komunalnego, które będzie tańsze. Wiem już, że je dostanie być może nawet w tym roku. Darczyńca pomógł jej skompletować podstawowe sprzęty, żywność, rzeczy na zapas dla dziecka oraz wsparcie psychologa dla dziewczynki. Ta pani będzie mogła teraz pracować mniej i zająć się dzieckiem. Też wiem, że da sobie radę.
- Osoba starsza, która zawsze była bardzo aktywna jednak po udarze 10 lat temu ma problemy z poruszaniem się i na ogół spędza czas przykuta do łóżka. Chodzi o kuli i ma niesprawną połowę ciała. Jak ugotuje sobie zupę to musi garnek z nią włożony do miski popychać kulą do progu pokoju żeby móc usiąść i zjeść. Ponieważ zawsze była aktywna i kontaktowa najbardziej brakuje jej kontaktu z innymi ludźmi. I to jest jedyna osoba, która powinna być włączona do paczki także za rok.
A rodzin miałam aż 12, to tylko kilka przykładów. Aldona, Szlachetna Paczka naprawdę pomaga stanąć na nogi, zmienić sytuację życiową. Trzeba się cieszyć, że są ludzie tacy jak my, którzy chcą tym innym pomóc i to nie na zasadzie „dać im co roku” tylko dać mądrze. Akacja Szlachetnej Paczki kończy się tak naprawdę dopiero w maju. Do tego czasu ja cały czas jestem w kontakcie z rodzinami i weryfikuję udzieloną pomoc.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
Szlachetna Paczka naprawdę pomaga stanąć na nogi, zmienić sytuację życiową. Trzeba się cieszyć, że są ludzie tacy jak my, którzy chcą tym innym pomóc i to nie na zasadzie „dać im co roku” tylko dać mądrze. Akacja Szlachetnej Paczki kończy się tak naprawdę dopiero w maju. Do tego czasu ja cały czas jestem w kontakcie z rodzinami i weryfikuję udzieloną pomoc.
Idea bardzo fajna, zwłaszcza, że rozdawnictwa socjalu ostatnimi czasy nie brakuje, pytanie tylko jak to się rzeczywiście sprawdza? Ilu z obdarowanych rzeczywiście stanie na nogi? Obawiam się, że rewelacji nie będzie, zwłaszcza, że kluczowy moment to kwalifikacja rodzin do programu przez wolontariuszy, a to są przecież przypadkowi ludzie bez doświadczenia w ocenianiu sytuacji bytowej rodzin. Za to przepełnieni są chęcią niesienia pomocy więc mogą mieć spory problem moralny z niewłączaniem zgłoszonych rodzin do programu. W ten sposób łatwo dostać się do Szlachetnej Paczki rodzinom, które na to nie zasługują.
Idea bardzo fajna, zwłaszcza, że rozdawnictwa socjalu ostatnimi czasy nie brakuje, pytanie tylko jak to się rzeczywiście sprawdza? Ilu z obdarowanych rzeczywiście stanie na nogi?
Dla mnie kwestia "ilu obdarowanych stanie na nogi" nie jest kluczowa. Nie zawsze się uda, nie zawsze z winy obdarowanych. Ważniejsze, czy te rodziny i osoby naprawdę potrzebują pomocy i nie są w stanie uzyskać jej w inny sposób. Dlatego cieszę się, że jest jakiś proces kwalifikacji, choćby nawet niedoskonały.
Jak napisałeś, socjal w Polsce się rozwija i niestety zaowocował ludźmi, którzy nauczyli się z niego korzystać, by żyć na dość dobrym poziomie bez żadnych obciążeń czy wysiłku. Problem ten unaoczniła pandemia - kiedy nastał lockdown okazało się, że rodziny "socjalne" nie ucierpiały, w przeciwieństwie do mało lub średnio zarabiających, ale ciężko pracujących osób. Moja mama zaangażowała się w akcję zdobywania sprzętu do nauki zdalnej. Co się okazało? W tych "najbiedniejszych" rodzinach często nie było z tym problemu! Dzieci miały smartfony lub tablety zapewnione przez państwo/miasto/szkołę/jakąś organizację walczącą z wykluczeniem cyfrowym. Dużo gorzej było w "normalnych" rodzinach, które nie miały pieniędzy na sprzęt, a nie łapały się na żadne akcje pomocowe ze względu na zbyt wysokie dochody.
Oczywiście nie wszystkie biedne osoby wpisują się w ten model, ale duża (i rosnąca) grupa wykorzystująca system i traktująca socjal jako sposób na życie sprawia, że trudno pomagać nie czując wątpliwości lub podejrzliwości.
Jezus Maria, coraz ciężej mi to czytać i nie skomentować 😀
coraz ciężej mi to czytać
Bo?
i nie skomentować
Komentuj 🙂 wszak chyba na tym polega forum.
Dodam, że jestem jak najbardziej za pomaganiem. Wysiłek, czas, wzruszenia, decyzje, które musiała podjąć Milady na pewno nie były łatwe. Tym bardziej ogromny szacunek za wszystko co z siebie dałaś.
Wracając do samego faktu pomagania, to uważam, że tak jak z każda formą pomocy - jedni skorzystają z samego dawania i korzystać będą, bo wygoda a innym to pomoże przetrwać trudny czas i staną na nogi. Nie za pomocą jednorazowej pomocy (chociaż ta daje dużo dobrego) ale wiary i nadziei na lepsze jutro i pomocy długofalowej. Na to, jak kto wykorzysta przychylność losu, wpływu, jako wolontariusze, darczyńcy i osoby wielkiego serca, jednak nie mamy.
Dla mnie kwestia "ilu obdarowanych stanie na nogi" nie jest kluczowa. Nie zawsze się uda, nie zawsze z winy obdarowanych. Ważniejsze, czy te rodziny i osoby naprawdę potrzebują pomocy i nie są w stanie uzyskać jej w inny sposób. Dlatego cieszę się, że jest jakiś proces kwalifikacji, choćby nawet niedoskonały.
System nie może być doskonały ponieważ opiera się na wolontariuszach, osobach które mają bardzo różne kompetencje do dokonywania kwalifikacji rodzin do "Szlachetnej paczki". Znacznie łatwiej machnąć ręką i włączyć do programu rodzinę co do której ma się jakieś wątpliwości niż wziąć na swoje sumienie decyzję, że rodzina ta nie otrzyma pomocy.
Ja pomagałem trochę w weekend cudów, byłem z paczkami w trzech obdarowanych rodzinach. To oczywiście bardzo mała próbka statystyczna, ale tylko w jednym przypadku nie miałem wątpliwości, że rodzina zasługuje na paczkę. I była to rodzina, którą opiekowała się Milady. W drugim przypadku wątpliwości miałem, a w trzecim czułem się wręcz jak frajer. Mówię o swoich subiektywnych odczuciach bo przecież nie znam historii tych rodzin.
Druga sprawa, to w wielu przypadkach, przesada w ilości prezentów dla jednej rodziny. Jak się dostaje za dużo, niczego się nie docenia.
Końcowa konkluzja z tego niewątpliwie interesującego doświadczenia. Jeżeli znajdę się jeszcze w roli darczyńcy, bardzo, bardzo, bardzo dokładnie przyjrzę się i przeanalizuję sytuację rodziny, której będę chciał pomóc.