Myślę że wybrałbym lata 70 lub 80 w Europie Zachodniej. Jakiś RFN, może Anglia, Holandia, Belgia...
Czasy europejskiej prosperity, dużo dobrego rocka, sporo fajnych samochodów i motocykli. Co prawda wisi cały czas groźba, że zimna wojna przerodzi się w gorącą, ale ja przecież wiem, że nic się nie stanie.
Ale wcześniej, jeszcze tu i teraz, sprawdzam sobie archwialne wydania różnych gazet publikujących wyniki losowań ichniego totolotka. Warto mieć przecież na start jakieś pieniędze.
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Głowę pod topór położę, że rozmawialiśmy o podróżach w czasie na forum, ale nijak tematu znaleźć nie mogę, więc pewnie Kustosz z odkurzaczem wpadł i do offtopów przeniósł.
Kustosz nic nie przenosił. O ile pamiętam była chyba dyskusja o filmach, w których bohaterowie przenoszą się w czasie.
Jutro jest koniec świata. Ale spokojnie, możemy przeżyć ... pod warunkiem, że wybierzemy sobie rok i miejsce, w którym przyjdzie nam żyć.Ciekawa jestem Waszych wyborów. Czym byście się kierowali?
Fajny temat:) Muszę się zastanowić.
Myślę że wybrałbym lata 70 lub 80 w Europie Zachodniej
O? To ciekawe. Ja w swoich rozważaniach nie brałam pod uwagę ani tego okresu ani miejscówki.
O ile pamiętam była chyba dyskusja o filmach
Też nie znalazłam. Filmy o tej tematyce są interesujące ale ja ich kompletnie nie ogarniam i nie rozumiem.
wyniki losowań ichniego totolotka
A to dobre 🙂 Tylko wtedy można byłoby się przenieść do bliższej niż dalszej współczesności, bo np w takim XIX wieku totalizatorów nie było ... skąd wtedy wyszarpać majątek?
Tak na logikę przenosiny na stałe wcześniej niż lata 60-70 XX w. są mało rozsądne. Z jednej strony historia. Z drugiej inna mentalność, normy społeczne, warunki życia. Mycie w miednicy, kibel na podwórku, brak leków... Im wcześniej tym gorzej, aż do czasów, kiedy lądujesz na stosie lub podasz po pierwszym posiłku. A znowu bliżej naszych lat będzie problem z tożsamością i dokumentami.
A znowu bliżej naszych lat będzie problem z tożsamością i dokumentami
Chyba nie wszędzie. O ile dobrze kojarzę w UK nie trzeba było mieć żadnych dokumentów o ile nie chciało się prowadzić auta lub wyjeżdżać za granicę.
Twtter is a day by day war
Zaproponowałam temat a sama się tutaj nie wypowiedziałam 🙂
@maruta, bardziej optymistycznie do tego podejdź. Nie tak całkiem poważnie, bo to przecież tylko takie dywagacje.
Ja bym chciała się przenieść w baaaardzo odległe czasy - taka była moja pierwsza myśl. Potem chciałam w te klimaty sukien, kapeluszy i romantycznej miłości na białym koniu, tzn. tego, no... rycerza na tym koniu 🙂 Oczywiście widziałam siebie na królewskim dworze a nie na polu, bo to by mi radochy nie dodało. No i zaczęłam myśleć, że przecież ja mam tam normalnie żyć aż do umarcia..... No i nie wiem czy w związku z tym nie powinnam się przenieść gdzieś bliżej czasowo. Ale to mi zburzyło całą koncepcję. Muszę się jeszcze nad tym zastanowić.
Mycie w miednicy, kibel na podwórku
No właśnie.....niby przez tydzień nie ma problemu. Dobra, nawet miesiąc.... ale całą resztę życia?
Mnie od razu nasuwają się problemy natury technicznej. Przenosząc się w przeszłość mogę w niej tak nagmatwać, że w konsekwencji sama się nie urodzę. I co wtedy? Zniknę?
Powstaje też pytanie co z tożsamością, z dokumentami, z pracą? Przecież nie będę miała przy sobie dyplomu ze studiów. Gdzie będę mieszkać, skąd wezmę ubrania itp.
Ale najtrudniejsze w tym wszystkim jest to, że przenosząc się musiałabym zostawić wszystkich bliskich sobie ludzi. I nie ważne w jakie czasy bym się przeniosła - musiałabym być niesamowicie samotna. Także ja wybiorę śmierć wraz z końcem świata.;) Chyba, że mogłabym się przenieść tylko na chwilkę żeby np. sprawdzić co się stało z Bursztynową Komnatą, albo czy Hitler uciekł zmieniając tożsamość.;)
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
No i zaczęłam myśleć, że przecież ja mam tam normalnie żyć aż do umarcia.
No właśnie. Trochę inaczej wtedy się na to patrzy.
W sumie jak się nad tym potem zastanawiałem, to nie wiem czy nie wybrałbym jeszcze trochę późniejszych czasów, czyli końcówki lat 80-tych. Mógłbym wtedy dalej pracować w swoim zawodzie. Sporo narzędzi z tamtych czasów znałem (albo jakieś ich późniejsze wersje).
To i tak zostawia jeszcze ponad 30 lat.
A dodatkowo za proroka mógłbym robić: "najdalej w połowie przyszłej dekady pojawi się powszechny dostęp do telefonii bezprzewodowej. Założymy się?: 😛
Albo "telewizory z płaskim ekranem, wieszane na ścianie? Góra dziesięć lat, może wcześniej. Polej mi piwa."
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
A dodatkowo za proroka mógłbym robić: "najdalej w połowie przyszłej dekady pojawi się powszechny dostęp do telefonii bezprzewodowej. Założymy się?: 😛
A tu pojawia się kolejny problem, przynajmniej dla mnie... Myślałam kiedyś, jak by to było cofnąć się tak o 10-15 lat. I doszłam do wniosku, że nie wytrzymałabym psychicznie. Dlaczego? Bo pamiętałabym o tragediach, które się wydarzyły w tym okresie, ale nie na tyle dokładnie, by coś z tym zrobić. Albo byłyby to wydarzenia w takiej skali, że nie mogłabym im zapobiec. Te wszystkie katastrofy, zamachy, morderstwa, o których czytamy prawie codziennie. Czy dałoby się machnąć na to ręką? Stwierdzić "nie moja sprawa" i się nie przejmować? Żyć ze świadomością, że będzie katastrofa w Smoleńsku, zderzenie pociągów pod Szczekocinami, zamordowanie małego Szymona z Będzina czy Roberta Brylewskiego, śmierć Ewy Tylman, wybuch gazu w Szczyrku, samospalenie Piotra Szczęsnego? A potem czytać o tym w sieci (ZNOWU) bez poczucia winy? Nie wiem.
To chyba zależy od podejścia. Jeśli uznamy, że to wszystko będzie, bo już było?
Generalnie koncept podróży w czasie rodzi wiele paradoksów i trzeba je sobie jakoś przepracować. Bo o ile zapobieganie wielkim katastrofom nie leżałoby raczej w możliwościach nikogo z nas (można by zadzwonić do zarządu WTC i powiedzieć, że będzie zamach, ale w najlepszym (dla nas) przypadku olali by to, a w najgorszym po fakcie przyszła by po nas jakaś kilkuliterowa agencja i oskarżyli o kontakty z terrorystami - no bo skąd inaczej wiedzieliśmy?).
Ale co z pokusą poprawiania własnego życia? Co z pokusą spotkania samego siebie sprzed 30 lat?
Załóżmy przykładowo, że z dzisiejszej perspektywy oceniam jakieś swoje posunięcie jako błędne. Załóżmy że jakimś cudem udaje mi się odwieść samego siebie od tego posunięcia? Przecież wcale nie musi być lepiej! Oceniam, że kiedyś zmieniłem pracę na gorszą? A skąd wiem, czy pozostanie w starej w ostatecznym rozrachunku nie byłoby dużo gorsze? I tak dalej, i tak dalej...
Ale, z drugiej strony, nie bardzo wyobrażam sobie życia w czasach dużo wcześniejszych. Lata 60-te to chyba ostateczna granica. Fajnie się myśli o czasach dawniejszych, ale nie wiem czy w średniowieczu dożyłbym chociaż do końca dnia.
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Generalnie koncept podróży w czasie rodzi wiele paradoksów i trzeba je sobie jakoś przepracować.
Dokładnie tak.
Dlatego najlepszą formą podróży w czasie jest taka jaką uprawiał mister Hopkins, który wyszukiwał niejasności historyczne i przenosił się w czasie aby je rozwiać. Przygotowywał się do tego bardzo szczegółowo włącznie z odpowiednim strojem i środkami płatniczymi.
Inaczej jest gdy ktoś trafia gdzieś i próbuje coś zmieniać - tutaj najbardziej popularnym filmem jest Powrót do przyszłości. Autorzy scenariusza popłynęli grubo, poruszając się w czasie w obie strony i w przeszłość i w przyszłość, wracając wielokrotnie w te same okresy, żeby "poprawić" swoją i przyszłą rzeczywistość. Film pewnie dlatego jest tak popularny, bo trudno się doszukać spektakularnych wpadek z paradoksem. W tym samym obszarze działania operuje równie Ambassada, gdzie poprawiono świat likwidując Hitlera.
Trochę obok tego stoją książki, które ostatnio opisywałem z serii "www", gdzie z jednej strony bohaterowie, będąc świadomymi co się stanie, próbują zmienić świat ale... historia ze wszystkich sił stara się skorygować ich działania.
Co do przeniesienia się w czasie na zawsze, aby to było skuteczne, trzeba by było przenieść się raczej "w buty" osoby żyjącej w tamtych czasach, tak jak to możemy przeczytać w Godzinie pąsowej róży lub Małgosia contra Małgosia. Wtedy eliminujemy problemy typu dokumenty, mieszkania, pieniądze itd. Pozostaje możliwość spotkania samego siebie jeśli to by były czasy niezbyt odległe ale wtedy skaczemy do wyżej opisanych punktów. Co do zasady raczej nie powinniśmy ingerować w siebie i swoją rodzinę bo nie ma gwarancji, że nie znikniemy.
Opcją, której nie znalazłem w literaturze i filmie jest powrót do własnego ciała z doświadczeniem i wiedzą z dzisiaj. To też ciekawy motyw, który jest najczęściej rozważany przez ludzi zupełnie bez rozważania z obszaru s-f, na zasadzie "gdybym mógł się cofnąć to bym to zrobił inaczej".
Mi pewnie najbardziej by odpowiadała ta ostatnia opcja ale pewnie to trochę oznaki starości i tęsknoty za rzeczami, które mogłe zrobić a nie zrobiłem.
Twtter is a day by day war
Nie będę zbyt oryginalny, ale lata 60 - 70 XX wieku wydają mi się w sam raz. Oczywiście nie w Polsce bo PRL jest fajny tylko w "samochodzikach". Międzywojnie, które też mnie pociąga, odpada bo to strasznie krótki okres a na II WŚ ochoty nie mam:) Wcześniejsze czasy chętnie odwiedziłbym turystycznie, ale na stałe raczej bym się tam nie przeniósł.
No i teraz należałoby się skupić na tym jak zapewnić sobie godziwy byt w tych nowych starych czasach w oparciu o wiedzę z przyszłości. Wbrew pozorom to wcale nie takie proste przy założeniu, że dzieje się to spontanicznie, bez przygotowania. Wyników sportowych nie mam w głowie więc kariera a'la Biff Tannen raczej mi nie grozi, choć jakieś pojedyncze wyniki może bym trafił. Prędzej giełda. Trzeba by kupić akcje Apple w 1980, Microsoftu w 1986 albo innej spółki z Krzemowej Doliny. No ale to już lata 80. Wcześniej też pewnie znalazłbym firmy, które zaliczyły kopa do przodu w późniejszych latach. Co jeszcze? Używam rozmaitych wynalazków z XXI wieku ale niestety za głupi jestem żeby samemu coś skonstruować.
Z podobnym problemem (jak zmonetaryzować fakt, że posiada wiedzę o przyszłości) mierzył się bohater powieści "Jak zawsze" Zygmunta Miłoszewskiego. Najpierw próbował z typowaniem wyników sportowych, potem chciał napisać "Harry Pottera", a w końcu "wymyślił" narty carvingowe:) Zresztą podobną dyskusję o podróżach w czasie prowadziliśmy właśnie na bazie tej książki w TYM wątku.
Myślę że wybrałbym lata 70 lub 80 w Europie Zachodniej. Jakiś RFN, może Anglia, Holandia, Belgia...
Czasy europejskiej prosperity, dużo dobrego rocka, sporo fajnych samochodów i motocykli. Co prawda wisi cały czas groźba, że zimna wojna przerodzi się w gorącą, ale ja przecież wiem, że nic się nie stanie.
Ale wcześniej, jeszcze tu i teraz, sprawdzam sobie archwialne wydania różnych gazet publikujących wyniki losowań ichniego totolotka. Warto mieć przecież na start jakieś pieniędze.
Powrotem do przyszłości mi tu ciągnie 😉
Tak naprawdę żeby jakoś konkretnie myśleć o podróżach w czasie trzeba przyjąć model rozgałęziających się linii czasowych, czyli nie zmieniamy swojej linii, ale tworzymy nową. Model oparty na paradoksach jest właściwie niemożliwy, model a la Harry Potter wypada trochę lepiej, ale ma duże ograniczenia.
Chyba wszyscy przerabialiśmy ten temat w młodości i dlatego dzisiaj skupiamy się raczej na potencjalnych trudnościach i problemach. Myślenie typu "chciałbym być rycerzem" to domena (wczesnej) młodości, kiedy mamy bajkowo-fantastyczne przekazy z bohaterem/ką przeniesionym w inne czasy/do magicznej krainy, by uratować ją od zagłady. Tymczasem bardziej prawdopodobne niż przeżycie jakiejkolwiek "przygody" 500 lat temu byłoby rychłe zejście w wyniku zatrucia pokarmowego albo przeziębienia.
model a la Harry Potter wypada trochę lepiej
Uffff. w której części HP podróżował w czasie? To nie były wizje?
Twtter is a day by day war
W trzeciej, "HP i więzień Azkabanu".
Nie, to nie były wizje, tylko regularne cofnięcie się w czasie.
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
model a la Harry Potter wypada trochę lepiej
Uffff. w której części HP podróżował w czasie? To nie były wizje?
W "Więźniu Azkabanu", wprawdzie cofnął się tylko o godzinę, ale to świetny przykład modelu "to, co zmienisz, tak naprawdę już się stało, więc nie ma znaczenia, co zrobisz, bo nic nie zmieniasz".
W "Więźniu Azkabanu", wprawdzie cofnął się tylko o godzinę, ale to świetny przykład modelu "to, co zmienisz, tak naprawdę już się stało, więc nie ma znaczenia, co zrobisz, bo nic nie zmieniasz".
Rzeczywiście, teraz kojarzę. Zupełnie mi to umknęło w kontekście podróży w czasie.
Twtter is a day by day war
Nie tylko w "Więźniu Azkabanu". Ostatnia część (scenariuszowa) "Przeklęte dziecko" oparta jest na podróżowaniu w czasie.