le z drugiej strony dlaczego akurat górale mieli by być uprzywilejowani?
Górale zawsze będą krzyczeli bo im zawsze mało. W marcu tego roku też krzyczeli, mimo że w marcu tam zawsze pustki. Nie dziwię się, że im szkoda, że nie zarobią, ale nie oni jedyni nie zarobią a faktycznym wyznacznikiem tego, że nie jest im jeszcze tak źle jak wykrzykują, są ceny mieszkań w Zako, które nie tylko nie spadły (gdyby bankrutowali to by się wyprzedawali), tylko poszły w górę.
Twtter is a day by day war
Ceny mieszkań wszędzie poszły w górę. Efekt zerowych stóp procentowych i inflacja póki co silniejsze od groźby kryzysu.
Ceny mieszkań wszędzie poszły w górę. Efekt zerowych stóp procentowych i inflacja póki co silniejsze od groźby kryzysu.
Jasne, ale gdyby bankrutowali, jak to gdzieniegdzie opisują, to tam powinny iść w dół.
Twtter is a day by day war
A tymczasem kolejne zaostrzenie pod groźną nazwą "kwarantanna narodowa". Tak samo dziurawe i nielogiczne jak wszystkie poprzednie.
A ja jestem ciekaw, skąd ma być ta mityczna "trzecia fala", która jest już za progiem i z jej powodu ponoć nowe obostrzenia.
Ten cały podział na "fale" wydaje mi się sztuczny i z rzyci wzięty. "Fale' są pochodną tego, co robimy. Jak w marcu wprowadzono obostrzenia (może czasami przesadzone, jak dość humorystyczny w wymowie zakaz wstępu do lasu), to zachorowania cały czas trzymały się na względnie rozsądnym poziomie. Nawet po wakacjach nie stała się apokalipsa, którą niektórzy wieszczyli.
Zaczęła się dziać dopiero po wysłaniu dzieciaków do szkół, co było kretyństwem dużego kalibru. Mam wrażenie że nasi decydenci już dawno zapomnieli, jak szkoła wygląda, i wydaje im się że to taki trochę zakład pracy, tylko ludzie młodsi. A różnica jest taka, że w zakładzie, nawet dużym, człowiek spotyka się z dość ograniczonym wbrew pozorom gronem osób, i przede wszystkim nie ma tam młyna, który w każdej szkole dzieje się na każdej przerwie. Wracając do tematu, druga fala to nie jest żadna fala tylko efekt idiotycznych decyzji.
No i ok. Wprowadzono ponownie obostrzenia, liczba zakażeń jest o ponad rząd wielkości większa niż przed wrześniem, ale od miesiąca się utrzymuje na plus minus stałym poziomie. Czyli obostrzenia działają.
A teraz się dowiadujemy, że trzeba zaostrzyć, bo "trzecia fala". Skąd niby, skoro przy obecnych regulacjach jest stabilnie? Co się takiego stanie? Wirus patrzy w kalendarz i uznaje, że czas na kolejną falę?
Serio pytam.
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Serio pytam.
Mam bardzo podobne przemyślenia. Doszłam do pewnych wniosków, ale zahaczają one o politykę, więc powstrzymam się od ich upubliczniania.
A teraz się dowiadujemy, że trzeba zaostrzyć, bo "trzecia fala". Skąd niby, skoro przy obecnych regulacjach jest stabilnie? Co się takiego stanie? Wirus patrzy w kalendarz i uznaje, że czas na kolejną falę?
Bo we wszystkich krajach wokół zaczęła rosnąć ilość aktywnych przypadków?
Twtter is a day by day war
Ale to może popatrzmy na prawdopodobne przyczyny. Np. w Niemczech faktycznie rośnie - ale Niemcy do tej pory mieli otwarte szkoły. U nas szkoły pracują zdalnie od 2 miesięcy. Więc to, że tam rośnie, niespecjalnie jest argumentem, że będzie rosnąć u nas.
Rząd nie ma koncepcji, planu, jest jak pijane dziecko we mgle. Robią chaotyczne, nieprzemyślane ruchy, nie zwracają uwagi na to, co mówią eksperci. Po co było to "otwarcie" we wrześniu? Po półtora miesiąca wróciliśmy do tego co wcześniej, tylko liczba dziennych przypadków wzrosła z kilkuset do prawie 30 tysięcy. Warto było dla tych 6 tygodni otwartych szkół? To była wyłącznie propaganda sukcesu ("radzimy sobie") i to krótkowzroczna, bo życie ją szybko zweryfikowało.
Rząd ma w odwłoku to, co sam ustalał. Pamiętacie jeszcze tę gadkę o etapach (etap odpowiedzialności, sralności i g.. wie jaki jeszcze). Tam były też podane wskaźniki, przy jakich mogą być wprowadzane dodatkowe obostrzenia. Jesteśmy dalecy od tych wskaźników. Więc o co chodzi?
Nie twierdzę że należy puścić wszystko na żywioł, tylko ciekawi mnie, skąd po miesiącu względnie stabilnej sytuacji raptem okazuje się, że mamy "zaostrzać".
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Nie twierdzę że należy puścić wszystko na żywioł, tylko ciekawi mnie, skąd po miesiącu względnie stabilnej sytuacji raptem okazuje się, że mamy "zaostrzać".
Obstawiałabym, że to ruch wyprzedzający. Po fatalnym odbiorze zamknięcia cmentarzy na Wszystkich Świętych rząd nie odważy się na ograniczenia w czasie świąt. Pozwalają na kontakty, podróże, zakupy, pasterki i spotkania rodzinne, wprowadzając bardzo luźne ograniczenia (domownicy plus 5 gości, przy czym goście mogą się wymieniać). Jednocześnie przewidują, że rezultatem mogą być nowe zachorowania, więc wprowadzają coś w rodzaju kwarantanny, akurat przez trzy tygodnie po świętach. Dzieci będą miały przerwę w nauce (feriami trudno to nazwać), ciemno, zimno, nic nie działa... Akurat do 17 stycznia minie okres ujawniania poświatecznych zachorowań.
To jeszcze mały przykład jak to działa w realu 😉
14 grudnia 2020 - Szwajcaria wprowadza obowiązkową kwarantannę dla turystów przyjeżdżających z Polski, bez możliwości zwolnienia na podstawie ujemnego testu
17 grudnia - Polska ogłasza zamknięcie hoteli i stoków
18 grudnia - Szwajcaria znosi kwarantannę dla turystów przyjeżdżających z Polski
Natura (i ekonomia) nie znosi próżni...
Czyli na narty do Szwajcarii, byle nie komunikacją zbiorową:) Tyle, że Szwajcaria to chyba najdroższa alpejska opcja.
Oczywiście, co się ładnie składa - osoby, które stać na Szwajcarię, nie będą jechały tam zbiorkomem 😉
Po fatalnym odbiorze zamknięcia cmentarzy na Wszystkich Świętych rząd nie odważy się na ograniczenia w czasie świąt [...] Jednocześnie przewidują, że rezultatem mogą być nowe zachorowania, więc wprowadzają coś w rodzaju kwarantanny, akurat przez trzy tygodnie po świętach.
Możesz mieć racje.
Co tylko świadczy że rząd się nie nadaje do rządzenia
„Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna”
Miałem przez ostatni tydzień, od czwartku 17 grudnia mniej więcej, lekkie przeziębienie (katar, niewysoka gorączka, trzy dni przespane - cała kuracja to Efelargan na zbicie temperatury, gorące mleko z miodem, czosnek po główce dziennie, podejrzewałem, że jakiś zwietrzały, bo w smaku bez różnicy z chlebem), przy którym całkiem straciłem węch, ale smak nie do końca, bo jak sprawdziłem nadal rozróżniam ocet od wody. Przejść nad tym do porządku rzeczy i zapomnieć o sprawie, czy ostrzegać ewentualnych gości, że mogą u mnie złapać najmodniejszą chorobę w tym sezonie?
Utrata węchu nie musi być całkowita. Ba, wcale nie musi do niej dojść przecież. Ja mam nawrót utraty węchu, znów czuję "kurz". Gdy obieram mandarynkę, czuję ją tylko gdy przysunę pod nos. O dziwo smak w normie.
Za to mój brat od 22go w szpitalu pod tlenem. ☹️
A ja myślałem, że Festun Rastenburg dzielnie się trzyma i koronowanego wirusa nie wpuszczacie poza bramy miasta. A tak serio, mam nadzieję, że to co u Ciebie to zwykły katarek.
Za to mój brat od 22go w szpitalu pod tlenem.
To słabo i akurat w święta.:(
Jakieś półtora tygodnia temu jednego dnia miałam lekki stan podgorączkowy i katar przez trzy dni. Dwa z tych trzech dni przespałam bo byłam bez sił. Poza tym nic. I nie sądzę, żeby to był covid, ponieważ akurat miałam dłuższy kontakt z moją mamą, bratem, bratową, babcią i Kustoszem i nikt się ode mnie nawet katarem nie zaraził. Węch i smak miałam bez zmian, po aspirynie mi przeszło, także Hebius może się po prostu przeziębiłeś.
W domu obiad smakuje najlepiej i jest najtańszy.
Zbigniew Nienacki "Raz w roku w Skiroławkach"
No właśnie obstawiałem zwykłe przeziębienie i bagatelizowałem sprawę dopóki tego utraty węchu nie zauważyłem. A niestety pojęcia nie mam, czy kiedykolwiek wcześniej przy przeziębieniu czy grypie traciłem węch, bo nigdy na to uwagi nie zwracałem.
Na wszelki wypadek odwołałem wszelkie wizyty rodziny przynajmniej do końca roku. I obserwuje, jak to moje przeziębienie rozwija się u babki.
Mam nadzieje, że z bratem wszystko będzie OK.
Za to mój brat od 22go w szpitalu pod tlenem.
Jak brat? Lepiej mu?
Stabilnie, ale też bez poprawy. Nadal wspomagany tlenem, bo płuca już mają ślady zmian.
Stabilnie, ale też bez poprawy. Nadal wspomagany tlenem, bo płuca już mają ślady zmian.
Wiesz komu napluć w gębę za "covid w odwrocie"?
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Taka gratka nie zdarza się co dzień
Niech piecuchy zostaną na brzegu
My odpocząć możemy i w biegu!