Forum

Notifications
Clear all

Pięć minut z...

Strona 27 / 32

Maruta
(@maruta)
Member Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4281
 

No właśnie Anka kompletnie nie jest proaktywna. Szukałam słowa, które mogłoby ją określić, ale nie znalazłam. Coś pomiędzy konformizmem i płynięciem z prądem. Nie podejmuje żadnej inicjatywy, robi to, co sugerują inni. Chyba jedyny przypadek, kiedy się postawiła, to wyproszenie u mamy zgody na udział w prywatce, ale i to było na miękko. A tak albo się podporządkowuje, albo nie reaguje, jak wtedy, kiedy uczniowie śmiali się z Marleny. Owszem, Magda też miała podobną sytuację z koleżanką, która bodajże przyszła do szkoły w "dorosłych" ciuchach, ale tam reakcja bohaterki miała uzasadnienie - było widać, że jest trochę zazdrosna, a trochę zawistna. Anka po prostu nic nie robi, bo tak.

Ale dość o Ance. Sam problem też jest przedstawiony kompletnie od czapy. Tak, Anka ma 14 lat, ale autorka nie, a to teksty w zamyśle edukacyjne. Jeśli autorka tworzy taką  postać jak Artur to jako osoba dorosła powinna wiedzieć, że jego zachowanie wskazuje na jakieś problemy, czy to z akceptacją, czy to z rodziną. I nawet jeśli rozwiązywanie tych problemów nie jest rolą kolegów z klasy, to dobra okazja, by zasygnalizować dzieciom, że nie należy oceniać książki po okładce. Są tu dwie możliwości, które autorka mogła wykorzystać bez robienia z bohaterki dojrzałej ponad wiek psycholożki. Po pierwsze, Anka mogła przez moment zastanowić, dlaczego Artur tak się zachowuje. Przecież jest harcerką, a jednym z zadań harcerzy było "wyciąganie pomocnej dłoni" do różnych zbłąkanych dusz 😉 . Warto uświadomić czytelnikom, że nie każdy reaguje na kłopoty agresją czy zaniedbywaniem nauki, są tacy, którzy przeginają w drugą stronę. Po drugie - i sądzę, że to by zrobiła Magda - dylemat Anki mógł polegać na tym, czy wyjaśnić Arturowi, że jest wkurzający, czy udawać, że wszystko jest ok, co też niosłoby istotne przesłanie o znaczeniu komunikacji w relacjach międzyludzkich. A co dostaliśmy? Kompletnie bezrefleksyjne "NIE ZACHOWUJ SIĘ JAK ARTUR, BO NIE BĘDĄ CIĘ LUBIĆ!!!".

Wysłany przez: @pawelk

Nie każda musi być również zastępową. Doskonały przykład kogoś, kto nie powinien być.

Myślę, że Anka jest zastępową dlatego, że dobrze wypełnia polecenia. Do nauczycieli chodzi w imieniu zastępu, a uczniom przekazuje wolę przełożonych. Najwidoczniej nikt inny nie chciał takiej fuchy, a ona akurat świetnie się do tego nadaje.

 


PawelK polubić
OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4042
Topic starter  

Macie ciekawe przemyślenia, aż mi normalnie wstyd, że ja to czytam tak całkiem bezrefleksyjnie 😀


OdpowiedzCytat
Kustosz
(@kustosz)
Pan Samolocik Admin
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 9712
 

No dobra, ale dlaczego Artur jest wkurzający? Moim zdaniem jest raczej nieprawdziwy bo nie spotyka się takich ludzi tzn życzliwych w aż takim natężeniu. A jak rozumiem, to właśnie natężenie życzliwości jest wkurzające. 


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4042
Topic starter  

Artur jest wkurzający, bo Anka (i podobnie całe jej klasowe koleżeństwo) jest nieżyczliwa ludziom a widzi na Arturze, że jednak można być dobrym człowiekiem, takim jaka ona być nie potrafi, a chyba by chciała, bo jednak ma świadomość dobra i złego, i wie, co jest słuszne, a co nie jest.


OdpowiedzCytat
PawelK
(@pawelk)
Member Admin
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 5618
 
Wysłany przez: @hebius

Artur jest wkurzający, bo Anka (i podobnie całe jej klasowe koleżeństwo) jest nieżyczliwa ludziom a widzi na Arturze, że jednak można być dobrym człowiekiem, takim jaka ona być nie potrafi, a chyba by chciała, bo jednak ma świadomość dobra i złego, i wie, co jest słuszne, a co nie jest.

Nie do końca. Takie osoby jak Artur, w dorosłych związkach międzyludzkich są określane jako toksyczne. W większości ludzie nie są zawsze życzliwi i pomocni. A nawet jeśli, to nie powinni być "na siłę". Artur swoim zachowaniem przekracza pewne granice prywatności (podsłuchuje). To potrafi wkurzać.

Twtter is a day by day war


Maruta polubić
OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4042
Topic starter  

Za mało wiemy o Arturze, by się wypowiadać na jego temat. W każdym razie w nowym odcinku też będzie pewnie za mało dydaktyzmu, jak na wasze upodobania:

=======

Świat Młodych
nr 150 – wtorek 14 grudnia 1976 r.

(15/1976) 5 minut z Anką

Zostałam zaproszona na prywatkę. Przez Grażynę. „Wiesz — powiedziała — urządzam takie małe coś w sobotę, potańczymy sobie!” Odpowiedziałam na to, że jeszcze się zastanowię i zobaczę, bo zdaje się, że wypada nam w tym czasie jakaś rodzinna uroczystość, w każdym razie dziękuję. A ona na to — „To już jak chcesz, ale Kamil też będzie, obiecał!”

Potem zgadało się na temat tej prywatki w szerszym gronie. Wszyscy strasznie się na nią szykują, bo… Kamil też będzie! Nawet Ulka jest sprawą podniecona. Aż zazdrość mnie wzięła! Tak jakby było o co!

Nie powiem, ja przeciwko Kamilowi nic nie mam i nawet go lubię, bo fajny z niego kolega, ale żeby skakać do góry z powodu perspektywy przebywania na prywatce w jego towarzystwie?! Nie! Tym bardziej, że samochodu swojego taty na prywatkę nie zabierze!

Bo chodzi o ten samochód. Faktycznie, cudo nie samochód! Sam jego wygląd jest zachwycający, a ci, co się na motoryzacji lepiej ode mnie znają, twierdzą, że wygląd to pestka w porównaniu z zaletami silnika. Być może. Mnie się też ten samochód podoba, a jak kiedyś tata Kamila zawiózł nas nim za zbiórkę, to… czułam się jak księżniczka Anna. Chciałabym, żeby i mój tata miał taki samochód! Chociaż… wtedy to nie wiedziałabym, czy ktoś przyjaźni się ze mną dlatego, że ja to ja, czy tylko z powodu takiego samochodu.

Odkąd tata Kamila wrócił przed dwoma miesiącami z Libii — pracował tam chyba ze 2 lata — i przywiózł to cudo, ilość „serdecznych” przyjaciół Kamila zaczęła wzrastać w postępie geometrycznym. Zwłaszcza chłopcy poczuli do niego nagłą sympatię! Ale i sporo dziewczyn też. Zaczęto Kamila zapraszać na absolutnie wszystkie imieniny, urodziny i zwyczajne prywatki; może się zupełnie nie uczyć, bo kto jak kto, ale on na dobrą ściągę może teraz liczyć. Słowem – stał się przedmiotem powszechnego uwielbienia.

Widocznie jednak specjalnie mu na tym nie zależało, bo nie ze wszystkich zaproszeń korzystał. I dlatego Grażyna uważa, że… osiągnęła ogromny sukces. Ona sama urosła w oczach wielu ludzi: „Patrzcie, to ta dziewczyna, do której n a w e t Kamil na prywatkę poszedł!”

Wnerwia mnie to! Nieprzeciętnie! A swoją drogą… ciekawe czy przyszedłby do mnie?! Sprawdzać jednak nie będę – motoryzacją się nie interesuję!

ANKA

 


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4281
 
Wysłany przez: @pawelk

Nie do końca. Takiego osoby jak Artur, w dorosłych związkach międzyludzkich są określane jako toksyczne. W większości ludzie nie są zawsze życzliwi i pomocni. A nawet jeśli, to nie powinni być "na siłę". Artur swoim zachowaniem przekracza pewne granice prywatności (podsłuchuje). To potrafi wkurzać.

Zgadzam się. Dodatkowo w "normalnych" relacjach obowiązuje zasada wzajemności. Nie chodzi o to, że masz wyświadczać przysługę oczekując zapłaty, ale że jeśli ktoś ci wyświadcza przysługę to zazwyczaj czujesz się zobowiązany, by się jakoś odwzajemnić. Raz czy dwa bezinteresowna pomoc jest super, ale dziesięć? Jeśli nie jesteś oportunistycznym egoistą, który lubi żerować na innych, to zaczyna być niewygodne, a nawet podejrzane. W rezultacie Anka po pierwsze ma poczucie długu wobec Artura, a po drugie nie wie, czego on oczekuje w ramach "spłaty". I nie, nie chodzi mi o żadne "brudne" myśli 😉 .


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4281
 
Wysłany przez: @hebius

 W każdym razie w nowym odcinku też będzie pewnie za mało dydaktyzmu, jak na wasze upodobania:

A właśnie że odcinek fajny 😘 . Problem naturalny, do tego chyba zawsze aktualny, choć np. w moich czasach na sympatię mogła liczyć osoba z kolorowym telewizorem, kilka lat później z video i dobrymi pirackimi kasetami, a potem z satelitą... Teraz pewnie też są takie "punkty atrakcyjności". Myśli i reakcje Anki też w porządku, choć jak zwykle nie ma żadnych działań. Ale za to kilka celnych uwag, które mogą dać do myślenia.

Hebiusie, ja nie doszukuję się specjalnie jakichś kontrowersji. Po prostu autorka przyjęła określoną formułę, tj. pisała teksty dydaktyczne. Wiemy to i w ramach tej konwencji akceptujemy czasem dziwny dobór tematów czy podręcznikowe konkluzje. Ale to broń obosieczna - właśnie ta zamierzona edukacyjność sprawia, że kiedy pojawiają się błędy to tak wyraźnie je widać, bo podważają cały sens felietonów. 


OdpowiedzCytat
Kustosz
(@kustosz)
Pan Samolocik Admin
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 9712
 

To ja jeszcze wrócę do Artura. Ja nie znam i nie znałem żadnego Artura czyli osoby turbo życzliwej, dlatego dla mnie to postać nieprawdziwa.

Podobnie w kwestii atrakcyjności Kamila. Owszem, kojarzę takie zjawisko ale w znacznie mniejszym natężeniu. Mam wrażenie, że autorka mocno przejaskrawia opisywane sytuacje.


OdpowiedzCytat
PawelK
(@pawelk)
Member Admin
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 5618
 

Temat ciekawy, nigdy się z nim nie spotkałem. Ciekaw jestem na ile ja miałem szczęście, pomimo tego, że miałem kolegów z ojcami pracującymi na zgniłym zachodzie, czy nawet konkretnie ten przypadek z Libią, wśród znajomych, i takich zdarzeń nie było.

Trochę mi chodzi po głowie analogia do "Mister Di" Broszkiewicza. Tam chyba było podobne towarzystwo, gdzie tata, który przywozi zagraniczne płyty, był wyznacznikiem popularności.

Twtter is a day by day war


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4042
Topic starter  

Świat Młodych
nr 153 – wtorek 21 grudnia 1976 r.

(16/1976) 5 minut z Anką

Oh, jak ja to lubię! Choinka – lekko kłująca, bombki – koniecznie z połyskiem, kolorowe lampki, a pod choinką… Umieram z niecierpliwości, co będzie pod choinką! To już tylko trzy dni, więc jakoś wytrzymam, ale trudne to będzie, bo co najmniej od tygodnia cała jestem w nerwach z ciekawości. Chwilami to mam nawet taki odruch, żeby… podejrzeć co nieco. Widziałam, że u mamy w szafie leża jakieś paczki, u taty w biurku coś wczoraj szeleściło…

Zastanawiam się chwilami, czy to z mojej strony nie jest zbyt wielka dziecinada, ale po głębszym namyśle doszłam do wniosku, że niby dlaczego?! Głowę daję, że np. tata jest tak samo ciekawy, co dostanie pod choinką jak i ja. Tylko jest bardziej opanowany i nie pokazuje tego po sobie. Mama… chyba też.

U nas w domu jest taka fajna tradycja, ze na Gwiazdkę dostaje się różne niespodzianki. Ale niespodzianki w pełnym tego słowa znaczeniu – coś takiego, czego człowiek zupełnie się nie spodziewa. Jeśli np. marzę p czerwonym swetrze i wszyscy w domu o tym moim marzeniu wiedzą, to mogę być pewna, że na pewno czerwonego swetra pod choinką nie znajdę, bo to by nie była zaskakująca niespodzianka. To samo dotyczy i innych domowników. Trochę trudne jest do tej tradycji się dostosować, bo trzeba makówkę solidnie wytężyć, co by tu takiego zaskakującego wymyślić, ale potem frajda jest nie byle jaka.

Ulka nie ma takich kłopotów z wymyślaniem prezentów jak ja. Kupi tacie krem do golenia w aerozolu, mamie – kosmetyczkę i z głowy. Ale i sama też nie ma przyjemności. Dostaje takie rzeczy jak rękawiczki czy rajstopy, to, co akurat jest jej potrzebne i co, i tak by dostała, bez gwiazdki też.

Czasami – gdy jestem w trakcie „łamania” swojej rodzonej głowy i gdy mimo tych tortur żaden godziwy pomysł mi do niej nie przychodzi – to… nawet jej zazdroszczę, że nie musi się wysilać. Ale potem ta zazdrość mi przechodzi. Jeden z moich najkoszmarniejszych snów, to taki: choinka, lampki, etc., biorę do ręki największą z przeznaczonych dla mnie paczek, rozwiązuję i oczom moim ukazują się… ciepłe majtki. Brrr!

Tak sobie myślę, że Gwiazdka to przecież rodzaj zabawy, więc powinno być zabawnie, a niecodziennie. W każdym razie jeśli chodzi o mnie, to tysiąckrotnie wolę jakiś śmieszny drobiazg niż rzeczy drogocenne, ale praktyczne. Jestem za fantazją!

No, ale różne są zwyczaje ii upodobania, i niewykluczone, że myślę głupawo. Zresztą to teraz nieważne, teraz liczę… godziny – trzy dni, to będzie godzin…

ANKA


OdpowiedzCytat
Kustosz
(@kustosz)
Pan Samolocik Admin
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 9712
 

Sympatyczny temat i powoli prawie na czasie. Historia z prezentami niespodziankami stała się problemem w czasach, w których wszyscy wszystko mają. Jeśli czegoś chcę, kupuję więc nie łatwo zrobić mi udany prezent. Ja aktualnie stosuję model mieszany. Dzieciaki dostają prezenty z listy prezentowej którą same przygotowują. Nie ma więc niespodzianki, ale nie ma też nietrafionych prezentów. W tym przypadku to ważne, bo dzieciaki dostają prezentów najwięcej. W przypadku pozostałych próbuje wymyślić coś sam. Raz się udaje lepiej, raz gorzej.


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4281
 

Rzeczywiście sklepy prawdopodobnie wkrótce włączą tryb świąteczny 😉

Pokazanie dwóch podejść do prezentów jest ciekawe, choć wniosek z tego taki, że każda rodzina ma swoją tradycję i żadna nie jest lepsza od innych. W domu Ulki jest do bólu praktycznie, choć wcale nie jestem pewna, czy rzeczywiście Ulka dostałaby to samo i bez gwiazdki. Tzn. pewnie dostałaby czapkę, skoro jej potrzebuje, ale czy taką samą? Dodatkowo pamiętajmy, że choć podejście jej rodziny do wydatków jest pozbawione fantazji, to właśnie Ulka ma spore oszczędności, podczas gdy Anka nie potrafi nazbierać na większy zakup. Z kolei tradycja w domu Anki jest sympatyczna, ale mocno losowa. I rzeczywiście mogła działać w okresie PRL-u, kiedy na rynku były wieczne przejściowe niedobory i cieszyło właściwie wszystko, czego nie można było kupić wchodząc do samu. Mam jednak pewne "ale". Anka pisze: "Jeśli np. marzę p czerwonym swetrze i wszyscy w domu o tym moim marzeniu wiedzą, to mogę być pewna, że na pewno czerwonego swetra pod choinką nie znajdę, bo to by nie była zaskakująca niespodzianka." I to jest już dla mnie problematyczne, choć oczywiście skoro im pasuje, to nic złego. Otóż jako dziecko z niezbyt dobrze sytuowanej rodziny pamiętam te świąteczne prezenty jako właśnie takie "spełnienie marzeń". Innymi słowy jeśli rodziców nie było stać na zakup symbolicznego czerwonego swetra na co dzień, to istniała spora szansa na to, że uda się go znaleźć pod choinką 😉 .


OdpowiedzCytat
PawelK
(@pawelk)
Member Admin
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 5618
 
Wysłany przez: @maruta

Otóż jako dziecko z niezbyt dobrze sytuowanej rodziny pamiętam te świąteczne prezenty jako właśnie takie "spełnienie marzeń". Innymi słowy jeśli rodziców nie było stać na zakup symbolicznego czerwonego swetra na co dzień, to istniała spora szansa na to, że uda się go znaleźć pod choinką

Tak i mam wrażenie, że w większości rodzin z grupy średniej w tamtych czasach tak to działało.

A przy okazji, zastanawia mnie ile mama Ulki ma kosmetyczek i po co tyle.

Twtter is a day by day war


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4042
Topic starter  

Świat Młodych
nr 155 – wtorek 28 grudnia 1976 r.

5 minut z Anką

No i masz! Tak fajnie się wszystko zapowiadało, a teraz… tylko usiąść i płakać. Naprawdę, ręce opadają!

Postanowił nasz zastęp — o, jeszcze jesienią chyba, że w tym roku wspólnie spędzimy Sylwestra. Właściwie, to nie tyle o samego Sylwestra chodzi tylko o powitanie Nowego Roku. Jesteśmy przyjaciółmi i w tym właśnie gronie chcemy tę doniosłą chwilę spędzić. Chyba normalne, prawda?!

Zgodę rodziców naszych – wstępną – też już bardzo dawno temu uzyskaliśmy. Wcale to zresztą trudne nie było, każde z nas chodzi od czasu do czasu na jakieś prywatki, może być więc takowa i w Sylwestra. U Andrzeja miał się ten nasz bal sylwestrowy odbyć, bo jego rodzice gdzieś wyjeżdżają więc nikomu byśmy nie przeszkadzali. Konkretniejsze przygotowania zaczęliśmy czynić w ubiegłym tygodniu. Ciuchowe i kulinarne. W tych ostatnich rodzice nasi okazali wielką pomoc i zrozumienie, mama Ulki obiecała, że tort specjalnie na tę okazję upiecze i ozdobi go napisem — 1977. W ogóle — żyć nie umierać! Niby. Bo tak naprawdę, to…

Ni mniej ni więcej okazało się, że oni (rodzice) wyobrażają sobie to wszystko jako taką zupełnie zwyczajną prywatkę. Zwyczajną w tym sensie, że zacznie się ok. 18.00 a skończy o… 22.00. Mój tata okazał się najbardziej wielkoduszny: „Ze względu na szczególną okazję, ale traktuj to jako sprawę zupełnie wyjątkową, możesz zostać trochę dłużej, do jedenastej!” Najgorzej ma Ulka. Jej kazano wrócić do domu najpóźniej o wpół do dziesiątej, bo o tej właśnie porze jej rodzice idą na bal i… chcą wyjść spokojni.

Zresztą, co to za różnica — wpół do dziesiątej czy jedenasta?! Tak czy owak Nowego Roku wspólnie powitać nie będziemy mogli. Przychodzi on bowiem o wybitnie „nieprzyzwoitej” porze, o północy. A potomkowie „przyzwoitych” rodzin powinni wracać do domu o „przyzwoitych” godzinach. I w ogóle co to za pomysł, żeby uczniowie VII klasy całonocne bale wyprawiali?! Dzieci jesteśmy przecież, a dzieci o tej porze powinny dawno już leżeć w łóżeczkach! Z umytymi ząbkami!

Wszystko to prawda, tylko, że ta konkretna sytuacja jest zupełnie wyjątkowa, jeden jest tylko taki dzień w roku. Naprawdę, nie rozumiem dlaczego musimy być tego wszystkiego pozbawieni?! Że będziemy po północy wracali, że się nie wyśpimy, że nie wypada…?!

Jedna jest tylko nadzieja. Że zdarzy się… jakiś cud! Ale kto wierzy dzisiaj w cuda?!

ANKA


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4042
Topic starter  

Świat Młodych
nr 2 – wtorek 4 stycznia 1977 r.

5 minut z Anką

No i tak, niby zaczął się nowy rok, a właściwie… wcale nie widzę, żeby się cokolwiek zmieniło. Gorące mleko na śniadanie, szpinak (z mrożonek oczywiście!) na obiad, jabłko na podwieczorek… Rozczarowałam się!

Zawsze się w takich sytuacjach rozczarowuję. Jak byłam całkiem mała, to liczyłam dni do swoich imienin – siedem jeszcze, cztery już tylko, dwa, jeden… potem były imieniny – prezenty, tort, jakieś inne przyjemności, a potem… znowu wszystko tak jak i przedtem. Gdy miałam iść do szkoły, wyobrażałam sobie, że od tego momentu wszystko się u mnie zmieni – urosnę i ja, i moje włosy, zrobię się jakaś taka dystyngowana, bardziej dorosła… I znowu – guzik!

Właściwie to przy takim doświadczeniu w tych sprawach wykazuję nadmiar optymizmu. Ale jakoś nie potrafię się opanować i w dalszym ciągu wydaje mi się, że są jakieś takie daty – granice, które działają magicznie na człowieka. Był głupi – jest mądry, był smutny – zrobił się wesoły… itd. Najbardziej ostatnimi czasy „podchodzi mi” do tego Nowy Rok. Wyobrażam sobie, że wraz z Nowym Rokiem rozpocznę nowe życie. Wcale nie o czymś nieokreślonym myślę w takich momentach, widzę je zupełnie dokładnie, planuję je sobie w najdrobniejszych nawet szczegółach. A potem – nic się nie dzieje. Więc czyż nie mam prawa czuć się rozczarowana?

Podejrzewam, że wszystko razem to… wielka lipa i tylko dlatego mowa jest o Nowym Roku, żeby był pretekst do wydrukowania nowych kalendarzy. No, bo skoro nic się poza kalendarzami nie zmienia?!

Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że to, co wyżej napisałam, może zabrzmieć… hm, głupawo, ale każdy od czasu do czasu musi wygarnąć to, co mu na duszy kamieniem leży. A mnie właśnie to męczy – że wiem, co jest we mnie złego, że chciałbym to zmienić, ale mi nie wychodzi. Tak zupełnie szczerze. to… czuję się trochę sama winna, bo poza planowaniem nic innego w kierunku urzeczywistnienia tej zmiany nie zrobiłam. Ale – czy nie wygodniej jest liczyć na magiczną datę?!

Śmieszne? Mnie jest samej siebie okrutnie żal! Ulka to by zaraz powiedziała, że wydziwiam i sama nie wiem, czego chcę. Ale to nieprawda, bo ja wiem doskonale. Problem polega jedynie na tym, że osiągnięcie moich celów wydaje mi się bardzo trudne. I to mnie zniechęca.

Szkoda, że nie można dać do gazety ogłoszenia takiej treści: „Zamienię bardzo dużo dobrych chęci na pewną ilość silnej woli!”…

ANKA

=====

Ulka ma rację.


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4281
 

Szczęśliwa Anka najwyraźniej nie poznała jeszcze problemu noworocznych postanowień 😉 .


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4042
Topic starter  

Świat Młodych
nr 5 – wtorek 11 stycznia 1977 r.

5 minut z Anką

Znacie taką historię? Zamarznięty staw, na stawie mała dziewczynka, lód się łamie, dziewczynka wpada do wody i tonie, ale nie utonęła, bo do wody skacze chłopiec, który narażając własne życie ratuje życie dziewczynce. Na pewno znacie – w czytankach szkolnych było, w opowiadaniach… Ja też to znałem, na pamięć. Rzeczywistość jest jednak bardzo przewrotna, bo prawie identyczna historia zdarzyła się u nas naprawdę. W niedzielę. Bohaterskiego czynu dokonał doskonale nam wszystkich znany Wojtek; chodzi do równoległej klasy siódmej.

Nic więc dziwnego, że wszyscy są pod dużym wrażeniem i to cała – dosłownie cała – szkoła o niczym innym nie mówi. Jedno jest w tym tylko dziwne – że to były właśnie. Wojtek. Ten sam, który dotychczas cieszył się opinią… tchórza nad tchórzami. I nie tylko – sam się do tego przyznawał. Że się boi.

Pamiętam takie zdarzenie z letniego obozu. Miał za zadanie przeprowadzić wywiad z sołtysem sąsiedniej wsi. Kręcił się przez cały dzień – że może w obozie coś trzeba zrobić, że może jakaś służba dodatkowa w kuchni, może dół na śmieci pogłębić… Przekonywali go koledzy, że przecież sołtys go nie zje. Ale on się bał tam iść. I w końcu nie przeszedł – zadania nie wykonał i nawet, zdaje się, naganę na apelu dostał. Kiedy indziej na jakiejś uroczystości szczepu miał powitać gości. Na kartce miał napisane te pięć zdań, umiał je na pamięć, ale w ostatniej chwili powiedział, że – nie. Za on tego powitania nie wygłosi, bo przedtem… umrze ze strachu.

Nawet się z niego podśmiewaliśmy – że taki stary koń, a taki strachliwy – a szczepowy powiedział, że trzeba pomyśleć, jak Wojtka nauczyć odwagi. Ale jakoś zeszło i pomyśleć nie zdążyliśmy. Teraz to już chyba my go odwagi uczyć nie będziemy!

Chociaż… Chłopcy go odwiedzili wczoraj w domu – leży, przeziębił się – i spytali, czy się nie bał. A on na to też pytaniem odpowiedział: „A kogo miałbym się bać?”

Tak… Do sołtysa to ja bym poszła – wielkie rzeczy, najwyżej by gadać ze mną nie chciał, powitanie też bym wygłosiła, głos w każdej dyskusji zabieram… Wojtek boi się sołtysa, gości się boi, chyba… w ogóle ludzi. Bo wody zimnej się nie bał! A nawet jeśli się bał, to strach przezwyciężył. Był tylko on i woda, nikt inny nie wchodził w grę – nie miał się kogo bać.

Nie wiem… Chyba nad tamtą propozycją szczepowego trzeba się jednak będzie zastanowić.

ANKA


OdpowiedzCytat
PawelK
(@pawelk)
Member Admin
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 5618
 

OMG mylenie tremy lub nieśmiałości z odwagą. 😱

 

Rozumiem, że nastolatka nie rozumie, ale jeśli ideą artykułu na być edukacja to podsumowanie jest beznadziejne 

Twtter is a day by day war


Maruta polubić
OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4042
Topic starter  

Może te teksty miały rozbudzać dyskusję wśród czytelników?


OdpowiedzCytat
Strona 27 / 32
Share: