Forum

Notifications
Clear all

Pięć minut z...

Strona 25 / 30

Kustosz
(@kustosz)
Pan Samolocik Admin
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 9696
 

A Magdę zaprzyjaźniała z czytelnikami, bo nie pamiętam? Może po prostu jest tak, że przez te wszystkie odcinki zaprzyjaźniłaś się z Magdą niezależnie od intencji autorki:)


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3977
Topic starter  

😀 No właśnie, przez ten rok czytania wszystko się ładnie uleżało i człowiek mógł nabrać wrażenia, że Magdę jakoś tam zna, ale tamte felietony był w tym samym stylu. W pierwszym odcinku autorka przedstawiła Magdę, a od następnego przeszliśmy do różnych problemy, jakieś dodatkowe dane o Magdzie wyłapując przy okazji. 


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4237
 

Rzuciłam okiem na pierwsze teksty i nie zgodzę się. Owszem, były o różnych tematach, ale we wszystkich kluczową rolę odgrywało to, co Magda myśli/czuje. Zawsze miała jakąś opinię, która coś o niej mówiła. Przy Ance tekst drugi był niby o niej, ale niewiele wnosił, a tekst trzeci już kompletnie jej nie przedstawia. Dodatkowo z Magdą autorka zaczynała od zera, podczas gdy teraz ma bagaż Magdy, od którego powinna jak najszybciej się uwolnić. 

Naszła mnie też dodatkowa myśli - skoro Anka ma być młodsza, to wrzucenie jej chłopaka jako "kompasu moralnego (/s)" będzie niemożliwe. Czy sądzicie, że rolę Tadeusza w historii młodszej koleżanki przejmie teraz Magda? Tzn. będzie dla Anki takim punktem odniesienia, jeśli chodzi o to, jak należy postępować? 


OdpowiedzCytat
Kustosz
(@kustosz)
Pan Samolocik Admin
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 9696
 
Wysłany przez: @maruta

Naszła mnie też dodatkowa myśli - skoro Anka ma być młodsza, to wrzucenie jej chłopaka jako "kompasu moralnego (/s)" będzie niemożliwe. Czy sądzicie, że rolę Tadeusza w historii młodszej koleżanki przejmie teraz Magda?

Tadeusz to był z lekka popsutym kompasem:) Nie wiem kto będzie kompasem Anki ale myślę, że nie Magda, choć byłby to ciekawy pomysł.


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3977
Topic starter  

Nie pamiętam, czy czytałem teksty Anki, gdy kupowałem Świat Młodych (a zacząłem chyba na pewno w 1977), ale myślę, że ona się jeszcze rozwinie.

Przypomnę przy okazji, że wszystkie teksty są też na blogu, w rocznych zestawieniach, więc może łatwiejsze do przeglądania (a po incypitach można poznać/przypomnieć sobie mniej więcej od razu, o czym było w każdym felietonie):

1974. Pięć minut z Magdą - 29 odc. + 2 teksty dodatkowe

1975. Pięć minut z Magdą - 51 odc. + 1 odcinek babci Magdy

1976. Pięć minut z Magdą - 31 odcinków


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3977
Topic starter  

Ufff... Ależ to było ciężkie, to uzupełnianie lakun. Odcinki mam niestety na coraz słabszych skanach i do końca 1976 chyba będzie beznadziejnie. Ale jeśli chodzi o treść, Maruta zwłaszcza (mam nadzieję) powinna być zadowolona. 

+++

Świat Młodych
nr 117 – wtorek 28 września 1976 r.

5 minut z Anką

Marzena jest moją koleżanką nie ze szkoły – chodzi do VIII klasy – ale z podwórka. Tak się złożyło, ze jak byłyśmy małe, to tylko my dwie byłyśmy dziewczyny, a reszta w naszym wieku, chłopaki. Wiec zaczęłyśmy się przyjaźnić z racji tworzenia tzw. damskiego frontu. To wcale nie było takie proste, ten front – my dwie, a ich cała chmara! Za to wspólna niedola (bo w końcu na tym się kończyło) utrwaliła naszą przyjaźń również na czas, gdy z wieku szczenięcego wyrosłyśmy. I tak też zostało. Widywać, to się widujemy nawet i kilka razy dziennie, ale zdarza się, że parę tygodni nie mamy czasu zamienić ze sobą słowa, gdy wreszcie taka chwila nadchodzi, rozmawiamy jak byśmy poprzednie pleciugowanie zakończyły przed 15 minutami. Mnie z tym jest bardzo fajnie. Marzenie widocznie też.

Ostatnimi dniami nasze rozmowy – głównie mają one miejsce przy śmietniku, gdy spotykamy się tam z wiadrami – stały się jak gdyby częstsze. Zaczęłam nawet podejrzewać, że Marzena wypatruje przez okno i gdy zobaczy, że ja w tamtą stronę zdążam, to ona też – lu za wiadro! Moje podejrzenia utrwaliły się w sobotę, gdy… wyniosła wiadro zapełnione mniej niż na jedną czwartą wysokości. Kto inny może by i uwierzył, e ona taka czyścioszka, ale mnie nie nabuja. Za dobrze się znamy, żebym nie domyśliła się, iż ma jakiś interes, który jej jednak jakoś nie może przejść przez gardło.

I oczywiście. Właśnie w sobotę pękła.

Jak byłyśmy małe, to naszym największym podwórkowym prześladowcą był niejaki Kazik, łobuziak nie z tej planety, postrach nie tylko nas, ale i mniejszych chłopców. Z biegiem lat bynajmniej się nie zmienił, w dalszym ciągu chuliganił, tylko że teraz to już na większą, wykraczającą poza nasze podwórko skalę. Kiedyś go nawet milicja podobno zatrzymała.

I w tym właśnie Kaziku Marzena się zakochała! Naopowiadała mi przy tym śmietniku różności - że żyć bez niego nie może, że śni o nim po nocach, że oddałaby dla niego wszystko. Problem polega na tym, że nie wie, czy Kazik pała podobnym uczuciem w stosunku do niej. Nie zamienili ani jednego słowa, ale... jak Kazik ją mija, to odwraca się i gwiżdże. Nie wiadomo, co to wszystko oznacza i Marzena bardzo chciałaby wiedzieć co może... Dowiedzieć zaś mam się tego ja.

Cóż, nie chciałaby Marzeny rozczarować co do mojej osoby, ale jak na razie, pojęcia nie mam, w jaki sposób się dowiedzieć o tym gwizdaniu. Jak odmówić też raczej nie! Czyżbym się nie nadawała na przyjaciółkę?!

Anka


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3977
Topic starter  

Świat Młodych
nr 120 – wtorek 5 października 1976 r.

(5/1976) 5 minut z Anką

No i tak. Było fajnie, ale już przestało być. Przebałaganiliśmy pierwsze tygodnie nowego roku szkolnego i teraz są kłopoty. Strasznie obie z Ulką żałujemy, że byłyśmy takie nieprzewidujące. Jedyne co nas pociesza to to, że i inni są w podobnej sytuacji. Urwał się worek z klasówkami, z pytaniem. Prawdę mówiąc, to wiadomo przecież było, że taki czas nadejdzie, ale wydawał się odległy.

Tak szybko, że aż wierzyć się nie chce, iż chodzimy już do szkoły siódmy tydzień. A jednak – to prawda, nic dodać, nic ująć. I nic innego nie pozostaje, jak wziąć się z kopyta za nadrabianie zaległości. Bo może być źle. Wydawałoby się, że jeśli o zaległości w nauce chodzi, to największe powinny być pod koniec roku szkolnego. Ja jestem jednak zdania, że najgorzej bywa na początku, tak jak teraz.

Bo najpierw to świeci słońce i trudno jest się przestawić na inny rytm. Wszyscy zresztą się spotykają po wakacjach, opowiadają sobie wrażenia – popołudnia więc są zajęte. Druga sprawa, to nadrabianie zaległości typu miejskiego np. kinowych. Jak człowiek był przez dwa miesiące w jakiejś głuszy, to trudno mu się dziwić, że do kina lata we wrześniu częściej, i na lody z koleżanką, i w ogóle. Masę czasu traci się na czynności techniczne – kupowanie fartucha, pantofli do szkoły, zeszytów, ołówków, gumek… W naszej klasie zajmowaliśmy się dosyć sporo jej urządzaniem, bo w czasie wakacji było w szkole malowanie i wszystko wyglądało bardzo goło – preparowaliśmy więc dekoracje, ustawialiśmy kwiatki… ogromnie miłe zajęcie. W drużynie też roboty było więcej niż kiedy indziej – i porządkowanie harcówki, i harcerski start, i biwak.

Jak to wszystko sobie podliczam, to mi wyszło, że naprawdę byłam przez cały wrzesień ogromnie zajęta. Nie narzeka, lubię jak coś się dzieje i jak mam coś do roboty. Ale w tym konkretnym wypadku skutek nie jest najpozytywniejszy.

Więc żałuję. I pluję w sobie w brodę. I jestem zła na siebie. I… tak zupełnie szczerze, to wiedziałam, ze tak właśnie będzie. Ale co z tego, że wiedziałam? O tym, że gdy jest zimno, to trzeba nosić czapkę też wiem i nawet wytłumaczyć potrafię dlaczego, a w ubiegłym roku z całą świadomością nabawiłam się zapalenia ucha. Żebyście wiedzieli jaka byłam na siebie wściekła!

Mówi się potocznie, że człowiek uczy się na własnych błędach. Tylko… jak się nauczyć tego uczenia się?!

Anka


Maruta polubić
OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4237
 

Życiowy odcinek, chociaż powody zaniedbań trochę wyidealizowane (to urządzanie klasy i harcówki). Ale rzeczywiście tak to było po wakacjach, zwłaszcza jak pogoda dopisywała.No i nie zapominajmy, że pierwsze dwa-trzy tygodnie to był chaos organizacyjny, że zmieniającym się planem lekcji, nauczycielami, klasami... Dopiero kiedy się to ustabilizowało zaczynały się "normalne" zajęcia.

Poprzedni też niezły, szkoda tylko, że autoplagiat - w Magdzie trzeci czy czwarty odcinek był na podobny temat.


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3977
Topic starter  

Będę bronił autorki, koleżanki Magdy kochały się w Stasiu Tarkowskim. O łobuziakach (co kiosk okradli z papierosów) jak już było, to jedynie z potępieniem. Raczej 😀

Ale ogólnie, zwłaszcza po tym najnowszym odcinku widać to same pióro autorki.

Przejrzałem odcinki do końca roku. Skany są nadal słabe, ale numery z końca oprawionego rocznika, więc tekst już lepiej widoczny. Chyba tylko jednemu odcinkowi nie dam rady - Pół godziny z Anką, czyli Wielki konkurs turniejowy „Naszą rzeczą jest ojczyzna”. - ale będę próbował.

1757361114-12-1976-Opera-Zrzut-ekranu_2025-09-08_214958_9AwiatC5201976-11-2320141.png

OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4237
 
Wysłany przez: @hebius

Będę bronił autorki, koleżanki Magdy kochały się w Stasiu Tarkowskim. O łobuziakach (co kiosk okradli z papierosów) jak już było, to jedynie z potępieniem. Raczej 😀

Chodziło mi o odcinek z 13 numeru, kiedy do Magdy odzywa się zakochana kuzynka. Owszem, jej bożyszcze nie okrada kiosków, ale schemat jest podobny - dość luźna znajomość, w oczywisty sposób głupia "miłość" (tam do playboya, tu do bad boya 😉) i oczekiwanie od Magdy/Anki pomocy.


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3977
Topic starter  

Aaa... no tak, lekki recykling 😀 Ale w tym wieku to chyba całkiem normalne, takie głupie miłości. No i czytelnicy po trzech latach pewnie już nie pamiętali o tych problemach Magdy. Ja czytałem odcinek w zeszłym roku i o tej miłości kuzynki Moniki też już nie pamiętałem.


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4237
 

Recykling czy autoplagiat - obawiam się, że może być tego dużo więcej. Redaktorzy założyli pewnie, że ci, którzy czytali Magdę, już dorośli i dla Anki nie będą grupą docelową, a więc można nie przejmować się powtórkami. A nie ukrywajmy, w życiu młodzieży są pewne powtarzalne elementy, zarówno wewnętrzne, jak relacje z kolegami, jak i zewnętrzne, jak święta czy wakacje. 


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3977
Topic starter  

Autoplagiat to nieprzyjemne określenie niosące z sobą pejoratywną ocenę. Recykling pomysłów to coś normalnego. Przybora niektóre motywy potrafił wykorzystywać po trzy razy, najpierw w radiu, później w telewizji, a na koniec jeszcze w publikacjach książkowych i wg mnie to było całkiem fajne.


OdpowiedzCytat
Kustosz
(@kustosz)
Pan Samolocik Admin
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 9696
 
Wysłany przez: @hebius

Recykling pomysłów to coś normalnego. Przybora niektóre motywy potrafił wykorzystywać po trzy razy, najpierw w radiu, później w telewizji, a na koniec jeszcze w publikacjach książkowych i wg mnie to było całkiem fajne.

Z bliższych nam postaci, niezłym recyklerem był niejaki Zbigniew Nienacki;)


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4237
 

Plagiat ( i autoplagiat) nie polega na samym wykorzystaniu innego dzieła/pomysłu, ale na wykorzystaniu go bez podania źródła. Dlatego wszelkie artystyczne recyklingi się nie kwalifikują, bo odbiorca wie, że to powtórka, a sam artysta często wręcz podkreśla, że to nowa wersja starego dzieła. Tu natomiast jest taka szara strefa, bo choć czytelnicy teoretycznie mają możliwość porównania obu tekstów, to w praktyce cały zamysł polega na tym, że ich nie porównają. Ci, którzy czytali Magdę, nie będą już czytać Anki. A ci, którzy czytają Ankę, nie będą znali tekstu sprzed trzech lat, czyli kupią odgrzewane kotlety za cenę świeżych. Jeśli autorka jest ta sama to nie jest przestępstwo, ale nadal nieładne działanie.


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3977
Topic starter  

Być może masz rację, ale kiedyś nie patrzono na to w ten sposób. Artysta wcale nie musiał zaznaczać, że wykorzystuje coś ponownie. A jeszcze hen hen w dawniejszych czasach artysta nie musiał nawet zaznaczać, że wykorzystuje coś, czego sam nie wymyślił.

Nieważne.

Lećmy z nowym odcinkiem.

=====

Świat Młodych
nr 123 – wtorek 12 października 1976 r.

(6/1976) 5 minut z Anką

Cała jestem, jak to się popularnie mówi, w nerwach, bo występujemy dzisiaj - nasz zastęp – z pierwszą w tym roku imprezą na forum całego szczepu. Z jednej strony, to zaszczyt nas spotkał niewątpliwy, z drugiej... przygotujcie wieczornicę dla prawie 200 osób z okazji Dnia Wojska Polskiego!

Najgorsze to to, że człowiek ma ambicję. Gdyby nie ona, wystarczyłyby trzy, cztery wierszyki, ze dwie piosenki i parę głupich skeczy. Szczepowy by do tego palnął okolicznościową mowę i sprawa byłaby odfajkowana. Solidnie i bez wątpliwości na dodatek. Nie mówiąc już o tym, że i bez wysiłku. Na swoją jednak zgubę daliśmy się ponieść wyobraźni. Zaczęli chłopcy, a potem przekonali i nas, dziewczyny, że to trzeba tak jakoś inaczej, na wysokim poziomie. Najpierw to w ogóle dość długo pojęcia nie mieliśmy, jak to ma być to „inaczej”, potem Krzysiek z Markiem wpadli na pomysł, że przygotujemy inscenizację z obozu sieleckiego. Ja, głupia wariatka, poszłam z tym pomysłem do szczepowego, a szczepowy... wpadł w zachwyt. No i już nie można było się wycofać!

A parę razy mieliśmy na to ochotę – trzeba było i po księgach różnych pogrzebać, i zdecydować się, co do tej inscenizacji wziąć, i napisać to, co miało w niej być, i ról swoich nauczyć się na pamięć, i o dekoracjach odpowiednich pomyśleć... Wczoraj odegraliśmy próbę generalną i stąd moje kompletne przerażenie. Krzysiek co prawda twierdzi, że jestem panikara, bo próby generalne nigdy nie wychodzą, ale jeśli o mnie chodzi, to najchętniej... dostałabym bardzo wysokiej gorączki, żeby móc po prostu na tę całą imprezę nie przyjść. Nie dość bowiem, że cały szczep łącznie z zuchami tam będzie, to jeszcze rada pozapraszała kogo się dało - i nauczycieli, i dyrekcję, i komitet rodzicielski, i z hufca ma ktoś przyjść...

Chłopcy są szczęśliwi z tego powodu jak borsuki, które wypuszczono z ogrodu zoologicznego na wolność – że sławę zdobędą, mówią, wobec tak szerokiej publiczności. Ufff, żeby już było po wszystkim, żeby już było jutro – to ja tak sobie wzdycham.

Niestety, trzeba będzie przebrnąć przez ten za ambitny i inny program. Słowo sobie jednak w tym momencie harcerskie daję, że już nigdy w życiu nie dam się wplatać w podobną awanturę! Nie i już! Choćby miała spaść na nas z tego powodu nie wiem jaka sława i splendor. Chyba, że... że się znowu dam złamać. Brak konsekwencji – oto moja najgorsza wada!

Anka

=====

Przypomnę tylko jeszcze coś, o czym sam już zdążyłem zapomnieć. W czasach PRL Dzień Wojska Polskiego obchodzono 12 października, w rocznicę bitwy pod Lenino, na pamiątkę udziału 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki w tej bitwie. A dywizja była formowana w obozie w Sielcach nad Oką.


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3977
Topic starter  

Świat Młodych
nr 126 – wtorek 19 października 1976 r.

(7/1976) 5 minut z Anką

Przyszła do naszej klasy nowa uczennica. Powiedziała, że ma na imię Marlena. Dotychczas były u nas same Baśki, Ulki, Elki, Anki... Tak strasznie normalnie. Sama kiedyś chciałam mieć na imię zupełnie inaczej niż mam – np. Klaudyna albo Julitta – więc okropna mnie zazdrość przy tej Marlenie wzięła, że ona ma tak fajnie.

To było jeszcze przed lekcjami. Potem zaczęły się lekcje i nauczycielki mówiły do tej nowej tak, jak się przedstawiła – Marlena. A jeszcze potem była godzina wychowawcza i pani wychowawczyni ogromnie się przy tej Marlenie zdziwiła. „Dlaczego tak głupio przekręcasz swoje ładne imię, Marysiu?!” - powiedziała. Nic więcej, tylko to jedno pytanie, ale ponieważ jesteśmy taką dziwną klasą, która bardzo swoją wychowawczynie lubi i wszyscy staramy się ją naśladować, to na kolejnej przerwie niektórzy zaczęli nowej bardzo dokuczać. Zwłaszcza chłopcy się z niej wyśmiewali – że kłamczucha, że podszywa się pod kogoś innego, że chciała nas nabrać! Nowej, czyli Marysi, było chyba okropnie łyso. Nic sienie odzywała i była... lekko czerwona. O, wtedy to już jej nic a nic nie zazdrościłam! Ja to bym chyba nie wiem co zrobiła, gdyby tak na mnie napadli! I gdyby jeszcze było o co!?

Rozumiem ją, bo sama kiedyś chciałam nazywać się Julitta. Tylko, ze ja nie byłam taka odważna i nigdy nie zdobyłam się na to, żeby to swoje chcenie publicznie wyłożyć.

Każdy chyba ma taki moment, że bardzo chciałby być inny niż jest. Szczególnie jak się człowiek znajduje gdzieś po raz pierwszy. Jak zostałam zastępową i po raz pierwszy miałam iść na radę szczepu, to ze skóry wychodziłam, żeby pokazać jaka to ja jestem mądra, jakie to mam wspaniałe pomysły i w ogóle. Pewnie się wygłupiłam, teraz tego żałuję, ale wtedy naprawdę chciałam zaprezentować się z jak najlepszej strony.

Ta Marysia też chyba tak chciała. Żeby wszyscy się od razu zachwycili, poczuli do niej szacunek i podziw. I w pierwszym momencie tak właśnie było, ale miała pecha, że mamy taką mądrą wychowawczynię.

Bo w gruncie rzeczy, to... się z naszą wychowawczynią w tej sprawie zgadzam. Tylko czy od razu trzeba robić taki raban?! I w końcu co za różnica - Marysia czy Marlena?! Sama nie wiem... I dziewczyny mi żal, bo nawet jeśli się wygłupiła, to co – nie wolno się na własny rachunek wygłupić? Za odwagę ją karać?! A może... to wcale nie była odwaga?!...

Anka


OdpowiedzCytat
Maruta
(@maruta)
Member Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 4237
 

Odcinek ciekawy pod tym względem, że pozwala zauważyć pewne zmiany kulturowo-obyczajowe. Dzisiaj o wiele powszechniej jest akceptowane prawo młodzieży do wyrażania siebie także poprzez używanie innej formy imienia, niż ta tradycyjnie przyjęta. Podejrzewam, że nauczycielka, która wyjechałaby obecnie z takim tekstem, nie byłaby uznana za mądrą, ale boomerską, a sama Marlena nie spotkałaby się z żadnymi kpinami. Oczywiście nauczycielka mogłaby używać wobec niej imienia Marysia, ale dla rówieśników byłaby Marleną, Majką, Mary czy Rią.


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3977
Topic starter  

Mnie przy lekturze przyszło do głowy, że teraz przy okazji takiego odcinka poruszano by szybciej sprawę transpłciowości.

Postępowanie wychowawczyni Ani uważam za całkowicie realistyczne, ale bardzo nieodpowiednie. Powinna porozmawiać z Marysią na osobności, a nie zawstydzać dzieciaka przed całą klasa.  


OdpowiedzCytat
Hebius
(@hebius)
Męber Moderator
Dołączył: 6 lat temu
Posty: 3977
Topic starter  

Świat Młodych
nr 129 – wtorek 26 października 1976 r.

(8/1976) 5 minut z Anką

Raz jedyny się nadziałam i więcej nikt mnie nie nabierze! Nie i nie, choćby Marzena nie wiem jak mnie namawiała!

Marzena to moja sąsiadka z klatki schodowej. Dużo starsza nie jest, ale wzrostu ma 1,70 m i chodzi do zawodówki. Jakiejś mechanicznej, bo dziewczyn tam ledwo, ledwo — gorzej niż w naszej klasie — za to chłopaków cała chmara. Takich dorosłych bardziej chłopaków — czasami odprowadzają Marzenę więc widzę: garnitury, krawaty, aktówki... Wyższe sfery!

Nie żeby mi imponować specjalnie, tego nie powiem, ale wstrętu do tego towarzystwa też specjalnie nie czułam. Szczególnie jeden z nich wydał mi się sympatyczny, najniższy.

W czwartek w ubiegłym tygodniu spotkałam Marzenę na schodach. Ja – w starym dresie i z pełnym śmieci wiadrem, a Marzena w superpłaszczyku i z lekko beżową szminką na ustach. Zagapiłam się na ten beżowy kolor, bo go lubię. Zaproponowała, żebym wpadła do niej w sobotę wieczorem. „Koledzy przyjdą, potańczymy trochę, przyjdź!” — mówi. To ja na to — cała w szczęściu, rzecz jasna, że uważa iż dostatecznie do ich towarzystwa dorosłam — pytam się o tego najniższego, czy będzie. „Oczywiście — odpowiedziała — i nie ma odpowiedniej wzrostem partnerki”.

Dzisiaj, jak sobie tę czwartkową rozmowę na schodach usiłuję przypomnieć, to wydaje mi się, że powiedziała to z drwiną. Ale może mi się tak tylko teraz wydaje. Wtedy byłam zachwycona.

Mama moja już mniej, jak oznajmiłam, że do Marzeny na tańce się wybieram. Że towarzystwo niezbyt odpowiednie, że sama będę się tam źle czuła... Cały kunszt swój musiałam wysilić i na dobrosąsiedzkie stosunki mojej mamy z mamą Marzeny się powołać, żeby w końcu zgodę uzyskać. Potem miałam sama chwilę wątpliwości, pod tytułem, że właściwie pojęcia nie mam, jak się ubrać, ale w końcu nadeszła sobota, w sobotę godzina osiemnasta i ja ustrojona w swoją nową cygańską spódnicę do ziemi i czerwoną bluzkę z bufkami, wyruszyłam na swoją pierwszą prawdziwie dorosłą prywatkę.

Tego najniższego wcale nie było. Zresztą gdyby nawet był... Mówili do mnie „malutka” i... ani razu nie zatańczyłam. Gdy po trzech wystanych w okolicach parapetu godzinach zdecydowałam się iść do domu, Marzena spytała jak się bawiłam. Odpowiedziałam zgodnie z... regułami dobrego wychowania, że świetnie. Na to zaprosiła mnie na następną sobotę.

O, nie! Chociaż... może będzie ten najniższy?

Anka


OdpowiedzCytat
Strona 25 / 30
Share: