W takiej sytuacji naturalne byłoby raczej coś w stylu: "my jeszcze o niczym takim nie myślimy, rodzice Hanki są głupi, staroświeccy i przewrażliwieni, skoro mają takie zdanie na nasz temat".
po pierwsze to rodzice powinni porozumieć się z rodzicami Tadeusza i ewentualnie dzwonić do leśniczówki, żeby porozmawiać z leśniczym (albo leśniczyną). No i tekst "bez opieki" jest mocno nie trafiony, bo leśniczy to jednak dorosły. To nie wyjazd z kolegami i koleżankami ze szkoły pod namiot autostopem. Więc całość taka mało spójna.
Twtter is a day by day war
Pełna zgoda z Marutą. Absurdalne i głupie. Jak dziewczyna w liceum mogła nie rozumieć o co kaman?
po pierwsze to rodzice powinni porozumieć się z rodzicami Tadeusza
No wiesz! Przecież Tadeusz by nie obrabiał dwóch panien na raz!
===========================================
W weekend będę zajęty, więc już teraz wrzucam ostatni odcinek tekstów Magdy.
Świat Młodych
nr 102 – wtorek 24 sierpnia 1976 r.
Pięć minut z Magdą
Byczymy się w leśniczówce. Cudownie jest! Cudownie, cudownie, cudownie… Poważnie zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy po maturze iść na fizykę, czy może na leśnictwo?! Skończyłabym studia, przyjechałabym do takiego pięknego lasu – raj, a nie życie!
Tadeusz ze mnie się śmieje, że jestem dziecinna i że do matury plany mi się jeszcze tysiąc razy zmienią. Może… To znaczy to, że mi się plany zmienią jest możliwe, ale dziecinna nie jestem. O, nie! Czuję się już taka dorosła, taka stara, taka poważna… Nic już nie pozostało z Dusi-przedszkolaka! Wiem, co do mnie należy – muszę się uczyć, muszę coraz więcej wiedzieć, żebym za parę lat mogła dobrze i rzetelnie pracować. l obojętne, czy będę fizykiem, czy leśnikiem, czy maszynistką, czy sprzedawczynią w sklepie, czy aktorką … (aktorką, to chyba raczej nie, będę ale chciałam po prostu wyliczyć różne możliwości). W każdej sytuacji muszę być dobra, bardzo dobra, inaczej nie można!
Pierwszy raz myślałam tak poważnie i dorośle o przyszłości. Sama sobie zaimponowałam – fakt! Ale nie o imponowanie i chwalenie się mi chodzi. Po prostu tak jest. l Tadeusz nie ma racji mówiąc, że jestem dziecinna. Dziecinna, też coś?!
Tak przy okazji tego poważnego i dorosłego myślenia, doszłam do wniosku, że już jestem trochę na „Świat Młodych” za stara. Nie, wcale nie chcę wyrzucić go od dziś do kosza! Będę czytała chyba do końca życia, albo… nawet jeszcze dłużej. Myślę jednak, że przyszła pora na to, aby zakończyć to moje cotygodniowe wymądrzanie się. Z żalem doszłam do tego wniosku, fajne to było, ale… są przecież młodsi, którym trzeba ustąpić miejsca. Przecież nie mogę zajmować się tym do emerytury, śmieszne by było!
Więc chociaż, wcale nie przysłowiowa lecz najprawdziwsza, łza w oku mi się kręci, to jednak… żegnam się z Wami. Naprawdę! Zostawiam miejsce dla swojej następczyni. Wiem już nawet, kto to będzie – Anka, dziewczyna z zastępu tych moich ubiegłorocznych „Zielonek”. Najfajniejsza dziewczyna z mojego zastępu, zobaczycie!
Anka chodzi teraz do VII klasy, sama jest już zastępową, a zastęp nazywa się wcale nie „Zielonki” – to tylko ja tak pieszczotliwie o nich mówiłam – lecz „Koraliki”. l oprócz dziewczyn są w nim również chłopaki – naprawdę bombowy zastęp ma ta Anka! Zresztą, sami się przekonacie już niedługo!
Nie lubię czułych pożegnań, wbrew pozorom jestem okropnie uczuciowa i boję się, że się rozryczę, więc po prostu – cześć!
MAGDA
Tadeusz jak zawsze w formie. Serio, gdyby nie było żadnych innych wskazówek, że autorka jest osobą dorosłą, to i tak byłoby to oczywiste w postaci Tadeusza...
Czyli to już koniec Magdy, Hebius? Będę tęsknił. A co z Anką? Będziesz kontynuował?
A ktoś będzie Ankę czytał? 😀
Sam planowałem nadrobić tylko wieloletnie zaległości i poznać całość cyklu "Pięć minut z Magdę". Co mi się udało w dużej mierze dzięki tym przedrukom, bo jednak te teksty były dość nierówne i nie wiem, czy bym nie porzucił lektury, gdybym nie przedrukowywał tekstów na Forum.
Nawet nie sprawdzałem, czy są w sieci wszystkie numery z felietonami Anki. Skan z pierwszego odcinka jest z numeru w oprawionym roczniku, przez co bym musiał rekonstruować część tekstu z ostatniej szpalty.
Zastanowię się.
Trudno powiedzieć. Anka jest młodsza i wydaje się bardzo dziecinna (na zdjęciu oczywiście, ale z jakiegoś powodu takie wybrali). Ponieważ powtarzanie wątków z Magdy byłoby nudne może się okazać, że ma sporą rodzinę, psa i jest humanistką 😉 No i na chłopaka za wcześnie, więc pewnie będzie jakiś wieloletni kumpel, bo w tym wieku mieszane grupy koleżeńskie są bardziej rozpowszechnione. Tylko czy poza tą otoczką będzie się od Magdy różnić?
Podejrzewam, że autorką tekstów cyklu "Pięciu minut z Anką" jest ta sama osoba (prawdopodobnie Barbara Tylicka), co w przypadku "Pięciu minut z Magdą".
Myślę, że jakby co to nie będę zakładał osobnego topiku, tylko zmienię tytuł tego obecnego na pojemniejszy: Pięć minut z...
Świat Młodych
nr 108 – wtorek 7 września 1976 r.
Dzień dobry, to ja, Anka. Jestem okrutnie speszona i najchętniej to miałabym ochotę... dać bambosz, ale wtedy, moi koledzy mieliby zbyt wielką przyjemność. A ja nie czuję się z początkiem roku szkolnego aż taka hojna, żeby im tę frajdę zafundować. A poza tym, to dobra okazja, żeby poćwiczyć odwagę - zamykam oczy i... już!
Bo ja jestem straszny tchórz. Wstydzę się, ale jakoś nie mogę się przełamać (właśnie próbuję to w sobie wyćwiczyć!). Boję się wielu rożnych rzeczy. Myszy, żab, zaskrońców, os, nietoperzy, ciemności i... kaktusów. Na tle tego ostatniego, o mało nie zerwałyśmy z moją najlepszą przyjaciółką, Urszulą, która właśnie hoduje dwa takie kosmato-kolczaste, a ja na ich widok dostaję gęsiej skórki. Ale na szczęście skończyło się tylko na kilkudniowym obrażeniu.
Poza tym, że tchórz, to jestem strasznie mała, najmniejsza w klasie. Doszłam nawet do wniosku, że coś z moimi genami chyba nie jest w porządku — tata ledwo się w pokoju mieści, mama mogłaby w reprezentacji koszykówki występować, Jurek, mój o dwa lata starszy brat, musi sobie od dawna już wszystkie spodnie szyć na miarę, bo gotowe są dużo za krótkie, a ja mam 136 cm wzrostu! Dno!!! Zawsze byłam najmniejsza ze wszystkich i zawsze sadzali mnie w pierwszej ławce. Teraz oczywiście też w niej siedzę, ale właściwie, to już nijak na mnie to nie działa, przyzwyczaiłam się.
Bo to już siódmy rok, siódma klasa się niedawno zaczęła. Nasza klasa jest taka trochę śmieszna, zupełnie inna od reszty, jest w niej bowiem tylko 9 dziewcząt i 22 chłopców. Takie proporcje były od samego początku. Teraz to mamy fajnie, bo powodzenie mamy, na jedną dziewczynę wypada 2,4 chłopaka, ale w niższych klasach, to nie było nam najlżej.
Poza tym nasza klasa jest najbardziej harcerska w całej szkole, bo są dwa zastępy – jeden, do którego należy 10 chłopców i drugi, w którym są 4 dziewczyny i X chłopców, a ja (nieprawdopodobne, nie?) jestem tam zastępową. Tak w ogóle, to przypomniałam sobie, że powinnam się przedstawić. Oto najważniejsze fakty: data urodzin – 11 listopada 1962 r., ulubiony kolor - czerwony, hobby – widokówki, ulubiony przedmiot - historia, najmniej lubiany przedmiot – matematyka, największe marzenie – żeby urosnąć choć trochę.
Anka
najchętniej to miałabym ochotę... dać bambosz,
Dać bambosz?:)) Gdyby było "dać w bambosz" to skojarzenie miałbym jednoznaczne, zwłaszcza w kontekście remedium na speszenie. Tyle, że w siódmej klasie to za wcześnie trochę:)
Na 90% autorka jest ta sama co w przypadku Magdy. Styl identyczny.
Też wcześniej z podobnym zwrotem się nie spotkałem.
Też wcześniej z podobnym zwrotem się nie spotkałem.
Pewnie coś podobnego jak dać nogę, ale też pierwszy raz widzę.
Twtter is a day by day war
Młodzieżowe słowo roku, którego żadna młodzież niegdy nie używała 😉
Swoją drogą ciekawe jaka jest moc sprawcza młodzieżowych influencerów z dużymi zasięgami? Czy taki influencer dałby radę wykreować takie słowo i sprawdzić żeby faktycznie weszło w użycie i stało się modne?
W dzisiejszych czasach pewnie wszystko jest możliwe. Ale to część internetowego życia prawie całkowicie mi obca.
Świat Młodych
nr 111 – wtorek 14 września 1976 r.
5 minut z Anką
Zanim wzięłam długopis do ręki, to znowu miałam straszne opory. No, po prostu —znowu się bałam! I tego, że w ogóle nie potrafię nic z sensem napisać, i tego, że nawet jak napiszę, to i tak wyjdzie z tego małpowanie Magdy, i tego, że nawet jeśli napiszę, to i tak nikt tego nie przeczyta.
Jak tak dalej pójdzie, to… daleko w ten sposób nie zajadę. Ja sama nie rozumiem, jak można być w wieku prawie 14 lat takim tchórzem, ale fakt pozostaje faktem. Zastanawiałam się już nad tym nieraz — może rodzice mnie rozpieszczali jak byłam mała, może mnie straszyli jakimiś duchami albo czymś w tym stylu… Nie wiem, ale jakieś wytłumaczenie być musi!
Kiedy na obozie miałam po raz pierwszy stać na warcie, to już na dwa dni przedtem o mało nie umarłam ze strachu. Ale musiałam okropnie uważać, żeby nikt nie zauważył, że się boję, więc ciągle opowiadałam albo jakieś kawały o duchach (dreszcz strachu mnie w momencie mówienia oblatywał, brrr!!!), albo się wszystkich po kolei pytałam, czy… się boją. I wiecie, to nie była najgorsza metoda. Jak się nasza, Ulki i moja warta zaczęła, to w tym samym momencie ja zaczęłam monolog pt. „Ulka, nie bój się!”. Przez całe dwie godziny trułam na ten temat a skutek był taki, że ani Ulka bać się nie miała prawa (nawet gdyby się bała), ani ja nie miałam czasu o tym myśleć, że sama się boję — zajęta byłam bowiem pocieszaniem Ulki. Inna sprawa, że nie jestem pewna, czy takie pocieszanie i uspokajanie było jej w ogóle potrzebne, na wszelki wypadek wolałam nie pytać.
Na drugi dzień zdarzyła się zabawna historia. Przypadkiem podsłuchałam, jak Ulka mówiła do Haliny: „Wiesz, Anka nic a nic się nie bała, ona jest naprawdę odważna!”. Mnie najpierw leciutko zatkało, potem ucieszyłam się, a w końcu… zaczęłam się bać, że odkryją mój podstęp i przekonają się, że wcale nie jestem taka odważna, a wręcz przeciwnie.
I tak na dobrą sprawę, to… boję się do tej pory, choć ponad rok od tamtego obozu minął, bo tak już jest kiedy tchórz zagra raz rolę gieroja i przypadkiem uda mu się ona wyśmienicie! Od tamtej pory – pod wpływem tego strachu rzecz jasna – cały czas gram i udaję odważniaczkę. Żeby się nie wydało, że gram nawet żabę wzięłam do ręki – o jeju!!
W tej chwili zdradzam strasznie tajne tajemnice. Jedyne co mnie pociesza to że moi koledzy i tak w moje tchórzostwo pewnie nie uwierzą – nauczyłam się swojej roli przez ten rok za dobrze.
Anka
======
Spróbuję się trzymać rytmu naturalnego dla „Świata Młodych” i wrzucać nowe odcinki trzy razy w tygodniu (wtorek, czwartek, sobota).
W tym numerze „Świata Młodych” Barbara Tylicka pisze również (również przy założeniu, że to ona jest autorką cyklu „5 minut z Anką”) o dniu powszednim Pana Samochodzika. Jest to już gdzieś na naszym Forum? Foto. Marek Szymański.
Nie widziałam tych zdjęć, bardzo ciekawe.
Mogę wrzucić w większym rozmiarze, żeby i tekst był czytelny. Tylko do którego topiku?
O! I przy okazji złapałem autora najlepszej strony w sieci o Nienackim na pomyłce :D. tam u niego artykuł jest opisany błędnie:
"Dzień powszedni Pana Samochodzika" - "Świat Młodych", 3 lipca 1980 r., Barbara Tylicka.
W tym numerze z 1980 roku też jest o Nienackim, ale co innego. Tu już od razu wrzucam duży obrazek, z czytelnym tekstem.
Świat Młodych
nr 114 – wtorek 21 września 1976 r.
5 minut z Anką
W okropnie się parszywej sytuacji w niedzielę znalazłam, nie lubię takich momentów. Pojechaliśmy całym zastępem na wycieczkę do… miejscowości X. Niech pozostanie ona anonimowa, bo mieszka w niej jedna z moich ciotek. Która zresztą w całej sprawie odegrała zasadniczą rolę.
Ta ciotka bywa u nas w domu ze trzy razy do roku, zwykle przyjeżdża na kilka dni. W czasie tych pobytów poznała Ulkę i — jak mi się wydaje — polubiła ją. Zresztą Ulka ciotkę też. No więc, jak planowaliśmy trasę wycieczki, to Ulka przypomniała sobie, że w X mieszka tamta ciotka i co nam szkodzi pojechać właśnie do X. Nikomu nic nie szkodziło i tak się stało. Na kilka dni przed wycieczką Ulka stwierdziła, że trzeba napisać do ciotki, że przyjeżdżamy z zastępem na wycieczkę. Więc napisałyśmy, a właściwie to Ulka pisała, bo ja się tylko podpisałam. Kartkę. Taką widokówkę. Że całujemy, że się cieszymy, że przyjedziemy tego i tego dnia autobusem o tej i o tej godzinie. Bo już bilety mieliśmy wtedy na autobus wykupione.
Przyjeżdżamy, wysiadamy, a tu na przystanku stoi ciotka. Okazało się, że dostała kartkę i specjalnie wyszła. No i fajnie, wznieśliśmy okrzyk „hurrra!” na jej cześć, reszta zastępu się przedstawiła. Marian trzepnął jakiś dowcip, ciotce dowcip się spodobał, zaczęła chichotać, zrobiło się rodzinnie i sympatycznie.
W planie mieliśmy zwiedzanie muzeum etnograficznego i ciotka wyraziła chęć towarzyszenia nam. Bomba! Doszliśmy do muzeum, okazało się, że otwierają dopiero za półtorej godziny. Wtedy ciotka scenicznym szeptem zwróciła się do mnie z pytaniem, co robimy, bo ona nas chętnie zaprosi z Ulką na tort i coś tam jeszcze. Na to ja, zupełnie cichutko odpowiadam: „Ależ ciociu, nas jest cały zastęp”, a na to ciocia – „No widać, że jest, ale może byście się umówiły z nimi, że wrócicie za godzinę?!”
A wszyscy słyszą. I wszyscy udają, że nie słyszą. Ja jestem czerwona jak burak. Ulka jest czerwona jak burak, ciotka się niecierpliwi i już głośno, niespokojnie pyta się: „No to co teraz robimy?”. Tak zwyczajnie, jakby tamtej rozmowy między nami nie było.
O, nie! Rodzina to bardzo fajna rzecz i bardzo lubię wszystkie swoje ciotki – nawet tę co teraz odwiedziliśmy – ale zawsze, gdy będziemy gdzieś w plenerze zastępem, sprawdzę siedem razy przed wyjazdem, czy w okolicy przypadkiem jakaś nie mieszka. Jeśli tak, to za nic tam nie pojedziemy!
Anka
Napiszę tak - autorka chyba zapomniała, że Anka jest nową bohaterką i wypadałoby ją jakoś przedstawić, nadać tożsamość i "zaprzyjaźnić" z czytelnikami. Tymczasem dostajemy błahe, trywialne odcinki, które równie dobrze mogłyby być kontynuacją poprzedniej serii. Takie epizody można wrzucać dla urozmaicenia później, kiedy już położone są fundamenty, a nie na wstępie, kiedy czytelnicy nie czują do Anki niczego poza obojętnością, która łatwo może zamienić się w irytację.